5. SŁUCHANIE SŁOWA BOŻEGO – HOMILIA

W dzisiejszy wieczór jako duchowy pokarm został nam przedstawiony hymn – tak pewnie by trzeba powiedzieć – hymn ku czci słowa Bożego. Śpiewaliśmy Psalm 19: „Słowa Twe, Panie, są duchem i życiem, Prawo Pańskie jest doskonałe i pokrzepia duszę, świadectwo Pana niezawodne […] Jego słuszne nakazy radują serce”. Taki hymn, Psalm 19, z tym ewangelicznym wersetem, hymn o słowie Bożym, wplata się znakomicie w to bardzo mocne, przytoczone już poprzednio napomnienie Jana Pawła II z Listu apostolskiego Novo millennio ineunte. Pamiętamy: mamy na nowo tak karmić się słowem Bożym, aby się rozpłomienić tym duchem, który był w Apostole Pawle, aby taki sam zapał się w nas obudził i taka sama gorliwość, która bierze się z Ducha Pięćdziesiątnicy.

Jeszcze jeden fragment o słowie Bożym z Listu Novo millennio ineunte, z numeru 39:

„Nie ulega wątpliwości, że pierwszeństwa świętości i modlitwy nie można urzeczywistnić inaczej, jak tylko przez ciągłe powracanie do słuchania słowa Bożego”. I tak właśnie trzeba zrozumieć hasło naszych wszystkich trzech dni Odnowa Odnowy, hasło nie w tym sensie, jakobyśmy mieli jakiś ludzki zamiar, przedsięwzięcie, taki projekt przez nas wymyślony, przez nas wprowadzany w życie, jak tu odnowić Odnowę. Nie. To ma być po prostu uświadomienie sobie, że słowo Boże ma ciągle brzmieć i ciągle mamy go nasłuchiwać. I to moc słowa ma w nas wywołać – jak się wyraził Jan Paweł II – pierwszeństwo świętości i modlitwy.

Są takie dwa pozornie trochę podobne sposoby słuchania słowa Bożego, ale w rzeczywistości bardzo od siebie odległe. Jedno to jest czytanie słowa Bożego na wyrywki, czyli karmienie się ponumerowanymi wersetami. Na początek to jest dobre, na przykład gdy ktoś jest na seminarium Odnowy – tam mu się proponuje: dzisiaj werset numer taki, pojutrze dwa wersety z numerem takim. To jest dobre na początek. Natomiast nie byłoby pożądane, gdybyśmy przez całe życie pozostali przy takim „wersetowym” sposobie czytania słowa Bożego, które by polegało na wyrywaniu wersetów, numerków, gdyby to było naszym ideałem: zapamiętywać ponumerowane zdania z Biblii. Otóż Pismo święte to wtórnie dopiero są jakieś ponumerowane zdania. Przede wszystkim są to opowiadania, historie, przypowieści, są to obrazy. Typowy tekst biblijny jest dość długi, bowiem jest to jakaś narracja. I powinniśmy czytać słowo Boże, wchodząc w mentalność biblijnych bohaterów, w ich sposób myślenia, obudowywać ich wyobraźnię, skojarzenia, słownictwo. W starożytności nazywano to „mistycznym znaczeniem Pisma świętego”. „Mistyczne” to znaczy takie, które jest niezrozumiałe dla czytelnika z zewnątrz. Przypuśćmy, że jakiś poganin bierze Biblię, czyta – i mówi: cóż, historia jak wiele innych: jakiś Abraham, jakiś Mojżesz, jakieś wojny, co w tym ciekawego? – dużo wojen się zdarzyło na świecie i nawet niektóre z nich opisano. Czytał okiem profana, okiem człowieka, który nie wiedział, czego szukać. Natomiast chrześcijanie mieli spojrzenie mistyczne. Mistyczna lektura Pisma świętego doszukiwała się ukrytej w narracjach, opowiadaniach, w owych historiach wypowiedzi Pana Boga o nas i do nas. Akurat w tym punkcie jest co korygować i doszlifować w naszym czytaniu Pisma świętego, myślę, że – również przez lektury, przez różne katechezy – tak jakoś zakorzeniliśmy się w takim „wersetowym” czytaniu, że z trudem nam przychodzi wczuwanie się wyobraźnią w całe księgi, w całe historie, w całe opowiadania. Jakoś znacznie bardziej wolimy wykroić mały kawałek i „połknąć” go w niewielkim fragmencie.

Dlatego Jan Paweł II – również w Novo millennio ineunte – mówi tak:

„Konieczne jest, aby słuchanie słowa Bożego stawało się żywym spotkaniem, zgodnie z wiekową i nadal aktualną tradycją lectio divina”. Lectio divina – specjalnie użył papież łacińskiego wyrażenia, nie tłumaczył go, bowiem ono ma bardzo długą historię. Lectio divina to znaczy po prostu „czytanie Boże”, a lepiej byłoby to omówić takim wyrażeniem: czytanie Pisma świętego jako słowa Bożego. Takie czytanie, kiedy człowiek nasłuchuje, jak spoza tych zdań, spoza tych narracji i historii przemówi Bóg. Właśnie zgodnie z tym ewangelicznym wersetem, którym był przeplatany psalm: „Słowa Twe, Panie, są duchem i są życiem”. Są duchem, bo w duchowy sposób jest w nich obecny sam Jezus Chrystus. Mówi się: „oto słowo Pańskie”, „oto słowo Boże”. Tak się mówi w czasie liturgii na zakończenie lektury fragmentów z Pisma: „oto słowo Pańskie” – Pan przemówił do nas.

„Słowa Twe, Panie, są duchem i – są także – życiem”. Bóg po to zawarł swoją duchową obecność w słowach Pisma, żeby za ich pomocą wkraczać w nasze życie. I myślę, że powinniśmy dać się pouczyć mądrością Kościoła – to znowu kolejny pożytek naszego zakorzenienia w Kościele – że można właściwie (chociaż nie jest to specjalnie pożądane) sprawować liturgię bez homilii, ale nie można sprawować liturgii bez czytania słowa Bożego. Nie można. I widząc takie postępowanie Kościoła od dwudziestu wieków – ono się nigdy nie zmieni, do końca świata takie właśnie będzie – może warto dać się pouczyć. Można podejrzewać, że moglibyśmy sobie wyobrazić charyzmatyczne spotkanie modlitewne, gdzie właściwie moglibyśmy sobie dać radę i bez słowa Bożego: tyle tam jest pieśni, modlitw, że właściwe… może w domu sobie przeczytamy. Myślę, że to jest właśnie okazja do kolejnej, bardzo pożytecznej korekty, do przymierzenia się do tej już dwudziestowiekowej mądrości Kościoła, żeby nabrać pragnienia, aby nigdy nie było żadnego spotkania modlitewnego, na którym nie będzie czytania słowa Bożego. I to nie jakiegoś wersetu, ale pewnej zwartej jednostki, jakiejś całej historii, osobnej narracji, jednej przypowieści. Ludzie, którzy tak czynią, wyrażają wiarę, że słowo Boże – nawet jeśli nie jest komentowane, bo na Mszy świętej często nie jest komentowane – że ono samo wywrze skutek, że ono przez sam fakt, że zabrzmi, wpadnie do ucha, a przez ucho do serca, do wyobraźni, z samego tego tytułu już wywrze skutek. To jest właśnie wiara Kościoła, że słowo Boże jest żywe. To nie jest tak, że ono leży odłogiem, póki go nie skomentujemy. Kto wie, czy może czasami nie miewamy takiego zwyczaju w grupach, że dajemy sobie spokój z tym słowem: niech będzie sam komentarz, ja wygłoszę komentarz na temat słowa, bo słowo chyba znamy… A jednak, słyszeliśmy to dzisiaj, mówi nam List do Hebrajczyków – nie: komentarz jest żywy, skuteczny i ostry, ale „słowo Boże – tak jak jest spisane, tak jak brzmi – żywe jest, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny”.

Według Tradycji Kościoła Pismo święte ma moc odstraszania złych duchów. Używano nawet tej Księgi do egzorcyzmów. Tak więc należy chodzić na liturgię, gdzie czyta się słowo Boże, bo wtedy te złe duchy, które krążą wokół człowieka, a może nawet gdzieś tam już zaczęły przenikać do jego serca, jak usłyszą to słowo, to zaczną uciekać, słowo Boże je wypłoszy. I myślę, że większą nadzieję powinniśmy wiązać z mocą słowa Bożego, także z mocą odstraszającą złe duchy, niż – na pewno też z piękną, mocną i skuteczną, ale tylko ludzką – modlitwą. Chodzi o przywiązanie serca do tego, czym słowo Boże jest: „żywe, skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikający aż do rozdzielenia duszy i ducha i zdolne osądzić pragnienia i myśli serca”. Niech tylko wpadnie, niech tylko przeniknie, niech tylko wsiąknie w serce, a swoje dzieło wykona samo. Tak jak Pan Jezus mówił o siewcy, który sieje słowo – mówi: jak ono wpadnie, to już samo zacznie kiełkować, samo zacznie rosnąć. To jest obraz wagi nasłuchania się słowa Bożego.

„Konieczne jest, by słuchanie słowa Bożego stawało się żywym spotkaniem, zgodnie z wiekową i nadal aktualną tradycją lectio divina – czyli czytania Pisma świętego jako słowa Bożego – pomagającą odnaleźć w biblijnym tekście żywe słowo”. „Pomagającą odnaleźć”, bo to być może nie jest takie proste. Być może, w takiej kulturze, gdzie płynie tyle słów, często jeszcze połączonych z jakimś atrakcyjnym obrazem, być może to nie jest takie łatwe – odnaleźć słowo żywe. Ale w takim gronie jak to, które rzeczywiście dużą część życia poświęca na to, żeby służyć Bogu, tutaj ten apel papieski pewnie brzmi szczególnie mocno: ma się stawać żywym spotkaniem, ma pomagać odnaleźć w biblijnym tekście żywe słowo, które: po pierwsze – stawia pytania, po drugie – wskazuje kierunek, po trzecie – kształtuje życie.

Po pierwsze – stawia pytania. Jeśli słowo Boże nie stawia nas w sytuacjach kłopotliwych, takich, że czujemy się zakłopotani, zdezorientowani, to znaczy, że je źle czytamy. Słowo Boże musi być wyzwaniem, które idzie w poprzek naszego stylu życia i naszego myślenia. Nie wystarczy, że stawało w poprzek naszego życia 20 lat temu. To musi dziać się nieustannie, bez przerwy ma być wyzwaniem i konfrontacją. Jeżeli nie budzi w nas takich odczuć, że coś tu się nie zgadza, coś tutaj jest niewygodne, coś tu mnie uwiera, to znaczy, żeśmy obłaskawili słowo Boże i stało się już jakimś wytresowanym przez nas stworzonkiem, zamiast słowem Bożym, żywym, potężnym i skutecznym. Bo słowo Boże ZAWSZE stawia mi pytania: dlaczego tego nie robię, dlaczego tak nie myślę, dlaczego za tym nie podążam? Słowo Boże stawia pytania.

Dalej – wskazuje kierunek, ponieważ słowo Boże jest czytane przez nas ciągle, nieustannie. Chrześcijanin, który by powiedział: „przeczytałem Biblię, wczoraj skończyłem, doszedłem do Apokalipsy i już ją znam”, który by zamknął Pismo i odłożył, nie byłby dobrym chrześcijaninem. Nie chodzi o to, żeby przeczytać, ale żeby w tym słowie trwać nieustannie. Tak jak na liturgiach czyta się je nieustannie i to się nigdy nie skończy, choćbyśmy to już słyszeli po raz czterdziesty, tak samo i w lekturze osobistej lectio divina słowo ma wskazywać kierunek. Może ten kierunek na ten rok będzie inny niż na zeszły rok. Nie wiadomo. To trzeba sprawdzić. Trzeba czytać i rozeznawać, jaki wskazuje kierunek i jak kształtuje życie.

„Do Pisma świętego odwołują się dziś jednostki i wspólnoty – to dalej Jan Paweł II, dodając, że – również wielu świeckich oddaje się lekturze słowa Bożego, korzystając z cennej pomocy opracowań teologicznych i biblijnych”. Opracowania teologiczne i biblijne, jakkolwiek, być może, czasem nas odstraszają, są bardzo pożyteczne. Naprawdę wielu biblistów potrafi wiele mądrych rzeczy na temat Pisma świętego powiedzieć: co jaki zwrot znaczył, kto w jakim środowisku się ukształtował, co w danej księdze jaki styl mówienia ma za znaczenie. Naprawdę warto poświęcać temu czas, byleby nie zabrało to miejsca czytania słowa Bożego. Jest różnica, czy my słuchamy Boga, jak przemawia w swoim słowie i tylko wspomagamy się komentarzem, czy też zadowalamy się komentarzem i mówimy: a, to już chyba do innych przemówił, to ja tylko ten komentarz przeczytam. Otóż nie jesteśmy do tego zachęcani. Jesteśmy zachęcani, żeby pomagać sobie – to się nazywa „cenna pomoc”, ale jednak tylko pomoc – opracowaniami teologicznymi i biblijnymi, ale to, co mamy robić, to jest słuchanie słowa Bożego, które ma się stawać żywym spotkaniem. To jest konieczne. Bo jest prawdą, że niektóre fragmenty słowa Bożego są dla nas niedostępne z powodu bariery kulturowej, że ten głos nie może do nas dotrzeć, to jest niemożliwe.

Ja sam zmagam się od przedwczoraj z taką mianowicie barierą, że nie może dotrzeć do mnie głos – stałem się właścicielem telefonu komórkowego i on nie chce do mnie przemówić. Dlaczego? Musiałem zapytać specjalisty od tych klawiszy, przycisków – to właśnie Sławek – i on mi tam pokazał, co tam się naciska. To jest cenna pomoc. Przy Biblii – teologiczna i biblistyczna, przy telefonie – kogoś, kto się na tym zna. Ale co byśmy powiedzieli, gdybym uznał, że skoro już wiem, które klawisze naciskać i co który numerek tam znaczy, już bym odłożył ten telefon, bo to już wiem, już się nauczyłem. Wtedy można by zapytać: to po co to było? I Sławek mógłby się zdenerwować i powiedzieć: to po co cię uczyłem, co który klawisz znaczy? Podobnie pewnie by się zdenerwował biblista lub teolog, gdybyśmy powiedzieli, że zamiast czytać Pismo święte, czytamy różne ciekawe i porywające książki.

Słuchanie słowa Bożego ma się stawać żywym spotkaniem. To jest program Jana Pawła II na nowe tysiąclecie, to nie jest dokument jakiś tam jeden z serii, to jest program na nowe tysiąclecie: Novo millennio ineunte (Nowe tysiąclecie nadeszło). I Jan Paweł II opatrzył słuchanie słowa Bożego terminem: „konieczne”. Konieczne jest takie słuchanie słowa Bożego.

„Pierwszeństwa świętości i modlitwy nie można urzeczywistnić inaczej, jak tylko przez ciągłe powracanie do słuchania słowa Bożego”. Myślę, że nasze tutaj trzydniowe spotkanie spełni swoją rolę nie wtedy, gdyby ktoś pomyślał w niedzielę wieczorem: odnowiłem moją Odnowę; odnowiłem, mam z głowy; rzeczywiście, taki byłem nieodnowiony w mojej Odnowie, a teraz jestem już odnowiony. To byłaby klęska naszego spotkania. Natomiast sukcesem by było, gdybyśmy wyjeżdżając stąd w niedzielę po południu, mieli klucz do nieustannego odnawiania, jak to robić, by ciągle dać się odnawiać, pozostawać ludźmi odnowionymi w Duchu Świętym. I nam podpowiada papież, że nie ulega wątpliwości, że takiego „pierwszeństwa świętości i modlitwy nie można urzeczywistnić inaczej, jak tylko przez ciągłe powracanie do słuchania słowa Bożego”.

Takie napomnienia papieskie nie biorą się znikąd. One się biorą z wizji, z pojęcia, jakim słowo Boże jest: żywe, skuteczne, ostrzejsze, nie ma stworzenia, które by było przed nim niewidzialne, wszystko jest odkryte i odsłonięte przed nim. Rzecz ciekawa, że kiedy czytamy – to jest werset Hbr 4, 12-13 itd. – że kiedy czytamy czwarty rozdział Listu do Hebrajczyków od 12 wiersza, to zaczyna się on o słowie Bożym, że jest jako miecz obosieczny, a potem jakoś tak przepływa niepostrzeżenie na Osobę Jezusa Chrystusa. Jakoś tak się zaczyna o słowie Bożym jako tekście, o Piśmie, a potem ani się spostrzeżemy i okazuje się w tych zdaniach, że to Słowo Boże jest Osobą Syna Bożego, Arcykapłanem Wielkim, który przeszedł przez niebiosa. I takie powinno być doświadczenie, doświadczenie wiary człowieka, który słucha Pisma świętego albo je czyta. I sam się nie zorientuje kiedy, spotkanie z literami i ze zdaniami, z kartkami jakoś mu tak przepłynie niepostrzeżenie na spotkanie z Arcykapłanem Wielkim, który przeszedł przez niebiosa, z Jezusem, Synem Bożym. To jest cel, to jest ideał lectio divina, czyli czytania Pisma świętego jako słowa Bożego, i to jest klucz do odnawiania Odnowy, by Odnowa pozostała nowa, nieustannie się odnawiała w Duchu Świętym. Do tego dzisiejszego hymnu o słowie Bożym należy także, a nawet trzeba powiedzieć: na pierwszym miejscu, fragment z Ewangelii. Być może nie rzuca się to w pierwszym momencie w oczy, ponieważ tam nie ma teorii o słowie Bożym; to nie jest o słowie Bożym, ale jest pokazane bardzo praktycznie, jak ono działa, jak działa to słowo, które rzeczywiście z ust Jezusa wychodziło: rzekł, powiedział, wypowiedział słowo, „rzekł do niego: ŤPójdź za Mnąť”, a on wstał i poszedł. Tym się różni słowo Boże od słowa ludzkiego, bo się różni. Powiedział, rzekł, a tamten to zrobił. A słowa ludzkie płyną, płyną, płyną… i nic się nie dzieje.

To jest najkrótszy i najbardziej przejmujący fragment dzisiejszego hymnu o słowie Bożym. Już nie opisywanie, opiewanie, jakie ono jest i co też może, lecz pokazanie faktycznej mocy. I podobnie jak wczoraj, tak samo dzisiaj, koniecznie niech zabrzmi fragment tej bardzo mocnej pieśni, który pamiętam, wspominałem też wczoraj, że Bóg jest wciąż taki sam i jeśli wczoraj miał moc, to i dzisiaj ją ma. Jeśli wczoraj mógł powiedzieć: „Pójdź za Mną”, a on wstał i poszedł, to trzeba mieć wiarę, że jak czytamy Pismo święte, to nie wiadomo, co z tego wyniknie. Jeśli wczoraj miał moc, to i dzisiaj ją ma, i nie wiadomo, co się stanie. Chyba że z góry wiemy, co się stanie, ale wtedy to nie jest żywe spotkanie. Wtedy to jest tylko spotkanie z tekstem. Jeśli to ma być spotkanie żywe z Bogiem, który przemawia, to – co się stanie – nie wiem. Nie wiem, co będzie, jak powie: „Pójdź za Mną”.

Jeszcze jedna cecha słowa Bożego, która jest ważna dla nas, którzy go słuchamy. Zobaczmy, co się stało z grzesznikiem Lewim, synem Alfeusza, który siedział w komorze celnej, czyli w miejscu grzechu, i Jezus go stamtąd wyrwał. Powołał go, ale nie tylko po to, żeby temu Lewiemu było lepiej albo tylko po to, żeby on miał jakąś nadzieję i światło. Powołał go i od razu – też nie teoretycznie, ale praktycznie, w życiu – pokazał mu, po co został powołany. Poszedł Jezus do jego domu, usiadł przy stole, tam gdzie było wielu celników i grzeszników. Taki jest cel powołania, które do nas przez słowo Boże dociera. Taki jest cel naszej otwartości, to znaczy ja-grzesznik czytam słowo Boże po to, żeby Bóg mnie-grzesznika powołał i posłał pomiędzy grzeszników. Jezus siedział w jego domu przy stole, tam gdzie siedziało też wielu celników i grzeszników.

To jest taka część ryzyka czytania słowa Bożego, że zostaniemy potem zapytani przez Pana Jezusa: no i co dalej, co teraz zamierzasz z tym zrobić? Właśnie dlatego człowiek tak lubi obłaskawić słowo Boże. Zanim zacznie czytać jakiś fragment, przypowieść, to już wie, co tam będzie, i wie, jakie są wnioski. Dlaczego? Bo inaczej to jest troszkę tak, jak było z Eliaszem i z Elizeuszem. Elizeusz chciał być uczniem Eliasza. Kiedy doszło do spotkania Eliasza i Elizeusza, coś tam Elizeusz przeżył, właśnie, zachwycił się, ale na końcu Eliasz zapytał o zdanie sprawozdania, zażądał rachunku, rachunku w sensie duchowym. I powiedział Eliasz do Elizeusza: „Idź i wracaj, bo po co to ci uczyniłem?” To jest pytanie, które powinno dziś zabrzmieć w nas, pytanie, które Jezus kieruje do każdego z nas, do ciebie i do mnie. I Jezus mówi: po co to ci uczyniłem, jak myślisz? jak myślisz, po co była ta przygoda, po co to ci uczyniłem? Tylko żeby cię zbawić? – to mogłem ci to uczynić na pięć minut przed śmiercią. A jak myślisz: po co to ci uczyniłem, dając ci tyle lat, tyle lat życia w Duchu Świętym? Pytanie, które kiedyś Elizeuszowi zadał Eliasz, i pytanie, które Jezus zadaje nam: Po co to ci uczyniłem, jak myślisz, Ciało Kościoła, Ciało Chrystusa, powołane do spełniania misji? Idź i wracaj, bo po co to ci uczyniłem? W takim właśnie sensie i z taką właśnie mocą „słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image