BÓSTWO CHRYSTUSA

FRAGMENT Z KSIĄŻKI „FUNDAMENTALS OF THE FAITH” WYDANEJ PRZEZ IGNATIUS PRESS

Doktryna o bóstwie Chrystusa jest centralną doktryną chrześcijańską, gdyż jest ona jak klucz uniwersalny, który otwiera wszystkie pozostałe. Chrześcijanie nie poszukiwali wytłumaczenia i nie badali niezależnie każdej z nauk Chrystusa otrzymanych przez Biblię i Kościół, ale wierzą w nie wszystkie opierając się na autorytecie Chrystusa. Gdyż, jeśli Chrystus jest Bogiem, można ufać, że jest nieomylny we wszystkim, co powiedział, nawet w tak trudnych sprawach jak wysławianie cierpienia i ubóstwa, zakaz rozwodu, danie Kościołowi władzy nauczania i przebaczania grzechów w Jego imieniu, ostrzeganie o piekle (bardzo częste i bardzo poważne), ustanowienie skandalicznego sakramentu spożywania Jego ciała – często zapominamy jak wiele razy Jego nauczanie było „trudną mową”!

Kiedy pierwsi chrześcijańscy apologeci zaczynali przed niewierzącymi uzasadniać wiarę, którą w sobie nosili, było naturalną rzeczą, że doktryna o boskości Chrystusa spotka się z atakiem, gdyż była ona niemal tak niewiarygodna dla pogan, jak skandaliczna dla żydów. To, że człowiek, który narodził się z kobiety i umarł na krzyżu, człowiek, który podlegał zmęczeniu, uczuciu głodu i gniewu, i wzburzeniu, i który płakał przy grobie swego przyjaciela, że ten człowiek, który miał brud pod paznokciami miałby być Bogiem, było po prostu najbardziej zadziwiającym, niewiarygodnym, szalonym pomysłem, jaki kiedykolwiek przyszedł do głowy człowiekowi w historii ludzkości.

Argument, który był stosowany przez wczesnych apologetów do obrony tej w widoczny sposób nie dającej się obronić doktryny, stał się argumentem klasycznym. C.S. Lewis często go stosował, np. w Po prostu chrześcijaństwo(Mere Christianity), książce, która przekonała Chucka Colsona (i tysiące innych). Kiedyś poświęciłem tylko temu argumentowi połowę książki (Between Heaven and Hell). Jest to najważniejszy argument w chrześcijańskiej apologetyce, gdyż kiedy tylko niewierzący przyjmie konkluzje wynikające z tego argumentu (że Chrystus jest Bogiem), następuje cała reszta związana z Wiarą, nie tylko intelektualna (a więc nauczanie Chrystusa musi w całości być prawdziwe), ale także osobista (jeśli Chrystus jest Bogiem, jest także w całości twoim Panem i Zbawcą).

Argument, jak wszystkie skuteczne argumenty, jest niezwykle prosty: Chrystus był albo Bogiem albo złym człowiekiem.

Niewierzący niemal zawsze mówią, że był On dobrym człowiekiem, a nie złym człowiekiem; że był wielkim nauczycielem moralności, mędrcem, filozofem, moralistą, prorokiem, nie kryminalistą, nie człowiekiem, który zasłużył sobie na krzyż. Ale jest rzeczą niemożliwą, by mógł On być dobrym człowiekiem, a to ze względu na prosty zdrowy rozum i logikę. Gdyż twierdził, że jest Bogiem. Powiedział: „Zanim Abraham stał się, JA JESTEM”, wypowiadając w ten sposób słowo, którego żaden żyd nie ośmiela się wypowiedzieć, ponieważ jest to osobiste imię Boga, wypowiedziane przez samego Boga do Mojżesza w krzaku gorejącym. Jezus chciał, by każdy wierzył, że jest Bogiem. Chciał, by ludzie oddawali Mu boską cześć. Twierdził, że odpuszcza grzechy każdego popełnione przeciw każdemu. (Któż może to zrobić, z wyjątkiem Boga, Który jest obrażany każdym grzechem?)

A teraz – cóż pomyślelibyśmy o osobie, która by chodząc dookoła twierdziła to samo dzisiaj? Z pewnością, nie to, że jest dobrym człowiekiem lub mędrcem. Istnieją tylko dwie możliwości: albo mówi prawdę, albo nie. Jeśli mówi prawdę, to jest Bogiem i sprawa skończona. Musimy Mu wierzyć i oddawać boską część. Jeśli nie mówi prawdy, to wtedy nie jest Bogiem, ale tylko zwykłym człowiekiem. Ale zwykły człowiek, który chce byś oddawał mu boską cześć jako Bogu, nie jest dobrym człowiekiem. Jest w rzeczywistości bardzo złym człowiekiem, albo moralnie, albo intelektualnie. Jeśli wie, że nie jest Bogiem, to wtedy jest moralnie zły, jest kłamcą próbującym oszukać cię, byś popełnił bluźnierstwo. Jeśli naprawdę nie wie, że nie jest Bogiem, jeśli szczerze myśli, że jest Bogiem, to wtedy jest zły intelektualnie – w rzeczywistości, chory psychicznie.

Miarą twojej choroby psychicznej jest głębokość przepaści pomiędzy tym, kim myślisz, że jesteś a tym, kim naprawdę jesteś. Jeśli myślę, że jestem największym filozofem w Ameryce, to jestem tylko aroganckim głupcem. Jeśli myślę, że jestem Napoleonem, prawdopodobnie przekroczyłem granice zdrowego rozsądku. Jeśli myślę, że jestem motylem, to w zupełności opuściłem słoneczne wybrzeża zdrowia psychicznego. Ale jeśli myślę, że jestem Bogiem, to jestem nawet bardziej chory psychicznie, ponieważ przepaść pomiędzy wszystkim, co skończone a nieskończonym Bogiem jest nawet większa niż pomiędzy dwiema skończonymi rzeczami, nawet człowiekiem i motylem.

Josh McDowell podsumował ten argument w prostym i zapadającym w pamięć trylemacie: „Pan, kłamca czy szaleniec?” Są to jedyne opcje. Cóż, a więc dlaczego nie kłamca lub szaleniec? Ale nikt, kto czytał Ewangelię, nie może uczciwie i poważnie rozważać tej opcji. Zdrowy rozsądek, przebiegłość, ludzka mądrość, atrakcyjność Jezusa wyłaniają się z Ewangelii z nieuniknioną siłą przed każdym z wyjątkiem najbardziej zatwardziałego i uprzedzonego czytelnika. Porównaj Jezusa z takimi kłamcami jak Wielebny Sun Myung Moon lub takimi szaleńcami, jak umierający Nietzsche. Jezus ma dostatek tych trzech właściwości, których kłamcy i szaleńcy wyjątkowo nie mają, a nie mają:

  • Jego praktycznej mądrości, zdolności czytania ludzkich serc, rozumienia ludzi i prawdziwych, niewypowiedzianych pytań, kryjących się za słowami, Jego zdolności uzdrawiania zarówno ludzkich dusz, jak ich ciał;
  • Jego głębokiej i ujmującej miłości, Jego żarliwego współczucia, Jego zdolności przyciągania ludzi i sprawiania, że czują się jak u siebie w domu i że im przebaczono, Jego władzy, „nie jak uczeni w Piśmie” i przede wszystkim
  • Jego zdolności zdumiewania, Jego nieprzewidywalności, jego kreatywności. Kłamcy i szaleńcy są tak monotonni i przewidywalni! Nikt, kto zna zarówno Ewangelię, jak i istoty ludzkie, nie może poważnie brać pod uwagę możliwości, że Jezus był kłamcą lub szaleńcem, złym człowiekiem.

Nie, niewierzący niemal zawsze wierzy, że Jezus był dobrym człowiekiem, prorokiem, mędrcem. Cóż, jeśli więc był mędrcem, to możesz Mu ufać i wierzyć w podstawowe rzeczy, które mówi. A podstawową rzeczą, którą mówi, jest to, że jest Boskim Zbawicielem świata i że musisz przyjść do Niego, by dostąpić zbawienia. Jeśli jest mędrcem, to musisz przyjąć Jego podstawowe nauczanie jako prawdę. Jeśli Jego nauczanie jest fałszywe, to nie jest mędrcem.

Siłą tego argumentu jest to, że nie jest to tylko argument logiczny dotyczący pojęć, dotyczy on Jezusa. Zaprasza on ludzi do czytania Ewangelii i poznania tego człowieka. Przesłanką tego argumentu jest charakter Jezusa, ludzka natura Jezusa. Ten argument stoi mocno na ziemi. Ale zabiera cię do nieba, jak drabina Jakuba (która, jak powiedział Jezus, oznaczała Jego: Rdz 28,12; J 1,51). Każdy szczebel prowadzi i spaja. Ten argument jest logicznie niepodważalny, stąd po prostu nie ma wyjścia.

Co wobec tego mówią ludzie, gdy skonfrontujemy ich z tym argumentem? Często, po prostu wyznają swoje uprzedzenia: „Och, po prostu nie mogę w to uwierzyć!” (Ale jeśli zostało to udowodnione jako prawda, to musisz w to uwierzyć, jeśli rzeczywiście szukasz prawdy!)

Czasami, odchodzą, jak wielu współczesnych Jezusowi, zastanawiając się i potrząsając głowami, i myśląc. Jest to prawdopodobnie najlepszy rezultat, na jaki możesz mieć nadzieję. Ziemia została spulchniona i zaorana. Ziarno zostało zasiane. Bóg da wzrost.

Ale, jeśli znają współczesną teologię, mają jedną z dwóch dróg ucieczki. Teologia ma drogę ucieczki, zdrowy rozsądek nie. Zdrowy rozsądek jest łatwy do nawrócenia. To teologowie, od czasu do czasu, są tymi, których najtrudniej nawrócić.

Pierwszą drogą ucieczki jest atak „uczonych” zajmujących się Pismem Świętym na historyczną wiarygodność Ewangelii. Być może Jezus nigdy nie twierdził, że jest Bogiem. Być może wszystkie żenujące fragmenty były wynalazkiem wczesnego Kościoła (powiedzmy „chrześcijańskiej społeczności” – brzmi to lepiej).

W tym przypadku, kto wynalazł tradycyjne chrześcijaństwo, jeśli nie Chrystus? Kłamstwo, tak jak prawda, musi gdzieś mieć swój początek. Piotr? Dwunastu? Następne pokolenie? Jaki był motyw tego, ktokolwiek pierwszy wymyślił ten mit (eufemizm dla kłamstwa)? Co takiego otrzymali z tego wymyślnego, bluźnierczego kawału? Gdyż musiało to być umyślne kłamstwo, nie szczera pomyłka. Żaden z żydów nie myli Stwórcy ze stworzeniem, Boga z człowiekiem. I żaden człowiek nie myli martwego ciała ze zmartwychwstałym, żyjącym.

Oto, co otrzymali ze swojego kawału. Ich przyjaciele i rodziny nimi wzgardzili. Ich pozycja społeczna, własność i polityczne przywileje zostały im odebrane przez zarówno Żydów, jak i Rzymian. Byli prześladowani, więzieni, chłostani, torturowani, skazani na banicję, krzyżowani, pożerani przez lwy, rąbani na kawałki przez gladiatorów. A więc, jacyś głupi Żydzi wymyślili to całe wymyślne, niewiarygodne kłamstwo o chrześcijaństwie zupełnie bez powodu, a miliony pogan w nie uwierzyło, poświęciło mu życie i umarło za nie – bez powodu. To był tylko fantastyczny psikus, kawał. Tak, mamy tutaj naprawdę kawał, ale jego sprawcami są dwudziestowieczni teologowie, nie pisarze Ewangelii.

Drugą drogą ucieczki (zauważ, jak bardzo pragniemy wyśliznąć się z ramion Boga, jak natłuszczona świnia) jest orientalizacja Jezusa, interpretacja Jego osoby, nie jako jedynego Boga-człowieka, ale jako jednego z wielu mistyków lub „mistrzów”, który pojął swoją wewnętrzną boskość tak jak to dzieje się w przypadku typowego mistyka hinduskiego. Ta teoria podważa skuteczność Jego twierdzenia, że jest Bogiem, gdyż On jedynie pojął, że każdy jest bogiem. Problem z tą teorią jest taki, że Jezus był nie Hindusem, ale Żydem! Kiedy mówił „Bóg”, ani On, ani Jego słuchacze nie mieli na myśli Brahmana, bezosobowe, panteistyczne, immanentne wszystko, miał na myśli Yahweh, osobowego, teistycznego, transcendentnego Stwórcę. Postrzeganie Jezusa jako mistyka, żydowskiego guru jest zupełnie ahistoryczne. Uczył modlitwy, nie medytacji. Jego Bóg jest osobą, nie budyniem. Powiedział, że jest Bogiem, a nie, że każdy nim jest. Nauczał o grzechu i przebaczeniu, czego nie robi żaden guru. Nie powiedział niczego o „iluzji” indywidualności, jak to robią mistycy.

Zaatakuj każdy z tych uników – Jezus jako dobry człowiek. Jezus jako szaleniec, Jezus jako kłamca, Jezus jako człowiek, który nigdy nie twierdził, że jest Bogiem, Jezus jako mistyk – zajmij każde z tych pól ucieczki i pozostanie tylko jedno pole ruchu dla króla niewierzącego. A na tym polu czeka szach-mat. I jakże radosny jest to szach-mat. Cały argument jest w rzeczywistości zaproszeniem na ślub.

Tłum. Jan J. Franczak

© PETER KREEFT
http://www.peterkreeft.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image