FRANCJA – POSTCHRZEŚCIJAŃSKIE SPOŁECZEŃSTWO ATEISTYCZNE: JAK DO TEGO DOSZŁO?

W dniach 12-14 stycznia 2007r. odbyła się VI Sesja Apologetyczna. Głównym tematem naszego spotkania było „Chrześcijanin wobec ateizmu i niewiary”.
Poniżej przedstawiamy wystąpienie Jacka Święckiego, członka redakcji naszego serwisu, na temat duchowej historii Francji. Mamy nadzieję, że doprowadzi on do dyskusji na temat stanu duchowego naszej ojczyzny!

Francja nie jest dziś społeczeństwem katolickim, a nawet nie jest już społeczeństwem chrześcijańskim. Nie chodzi mi tu wcale o fakt, że jakakolwiek chrześcijańska praktyka religijna utrzymuje się w tym kraju zaledwie na poziomie 5 proc., że francuskie dzieci pytane o to, kto narodził się w stajence, która pojawia się na świątecznych dekoracjach, wskazują na Pierrota i Colombinę, ani o to, że dorośli Francuzi pytani o Dziesięć przykazań skłonni są raczej skojarzyć je sobie z filmem o podobnym tytule, który kiedyś zdaje się widzieli, niż z powszechnie obowiązującą w cywilizacji europejskiej normą moralną.

Nie chodzi tylko o kwestię wiedzy, praktyki religijnej, czy też trwałości obyczajowości zakorzenionej w chrześcijaństwie nie tak jeszcze odległych epok. Chodzi o to, że w obecnej Francji cały system wartości współczesnego społeczeństwa uległ tak gruntownemu przekształceniu, że stał się w gruncie rzeczy obcy wartościom Objawienia judeo-chrześcijańskiego. Widać to w życiu społecznym, gdzie otwarte przyznanie się do katolicyzmu jest uznawane albo za niebezpieczny objaw „fanatyzmu”, albo też za rodzaj niedorozwoju umysłowego – chyba że ktoś, kto się do niego przyznaje, od razu zaznaczy, że w gruncie rzeczy wierzy „po swojemu”, a nie tak, jak to nakazuje hierarchia kościelna czy też Rzym. Widać to w masowej kulturze, gdzie coraz bardziej systematycznie szydzi się z modlitwy i z sakramentów, a ksiądz czy zakonnik jest przedstawiony co najwyżej jako rodzaj dobrodusznego idioty, jeśli nie jest od razu jako postać do głębi negatywna. Widać to też w życiu politycznym, gdzie najwyższe władze państwowe protestują przeciwko jakimkolwiek wzmiankom o Bogu, czy też o chrześcijańskim dziedzictwie w przyszłej konstytucji europejskiej, a jeśli już na coś się zgadzają, to tylko w towarzystwie islamu, który rzekomo też stanowi według nich fundament europejskiej kultury.

Gdy to wszystko zestawimy z naszymi wyobrażeniami Francji jako „najstarszej córki Kościoła”, z plejadą francuskich świętych i ich wybitnym wpływem doktrynalnym, pastoralnym i kulturowym na całe dziedzictwo kultury francuskiej, którego po prostu nie sposób zrozumieć bez Ewangelii, oraz z wpływem, jaki nowe francuskie wspólnoty, wyrosłe od czasu ostatniego soboru, wciąż wywierają na Kościół powszechny (w tym także na Kościół w Polsce, choć w nieco ograniczonym zakresie), nie sposób nie zadać sobie pytania: Ale jak do tego doszło? Jak to się stało, że w przeciągu stosunkowo niedługiego czasu Francja aż tak bardzo odwróciła się od tego, co stanowiło przez długie wieki rdzeń jej tożsamości i jej chwały, od tego, co przesądziło o atrakcyjności jej kultury dla innych ludów i narodów ? I jeśli dzisiaj ta kultura dosłownie wali się w gruzy, a język francuski ledwo zachowuje status powszechnie znanego języka międzynarodowego, to czy nie ma to właśnie związku z ową „katastrofą tożsamości”?

Odpowiedź na to pytanie nie jest ani prosta, ani jednoznaczna. A jednak warto zadać sobie nawet wiele trudu, aby pokusić się o gruntowną analizę procesu wzrostu, triumfu i upadku fenomenu chrześcijańskiej Francji. Ten temat nie powinien pozostawać dla nas obojętny. Warto zastanowić się, jak to się dzieje, że społeczeństwo, które miało tak uprzywilejowaną pozycję w gronie chrześcijańskich narodów i które przez wieki zdawało się żyć przesłaniem Ewangelii, dziś tak powszechnie odwraca się od niej ze wstrętem.

To powinno w nas, którzy szczycimy się mianem ostatniego bastionu wiary w Europie i przy każdej okazji podkreślamy Polonia semper fidelis, wzmóc poczucie czujności, a nawet trwogi. To, co spotkało innych, może łatwo spotkać również i nas, jeśli na czas nie wyciągniemy właściwych wniosków dla siebie. Polska nie jest samotną wyspą, a smutny los tych, którzy kiedyś przecierali szlaki wiary i cywilizacji chrześcijańskiej, nie powinien nas napełniać pychą, ale pokorą. Wcale nie jesteśmy lepsi ani szczególnie wyjątkowi. Pamiętajmy, co Chrystus mówi do kościoła w Sardes:

„Znam twoje czyny: masz imię, [które mówi], że żyjesz, a jesteś umarły. Stań się czujnym i umocnij resztę, która miała umrzeć, bo nie znalazłem twych czynów doskonałymi wobec mego Boga. Pamiętaj więc, jak wziąłeś i usłyszałeś, strzeż tego i nawróć się! Jeśli więc czuwać nie będziesz, przyjdę jak złodziej, i nie poznasz, o której godzinie przyjdę do ciebie” (Ap 3,1b-3).

Zobaczmy zatem, co naprawdę zdarzyło się z „pierwszą córką Kościoła” w ciągu jej XV-wiecznej historii i co jeszcze może zdarzyć się dalej. I jak my wszyscy możemy zachować w tej sytuacji nadzieję, że odwieczne powołanie także i naszego narodu nie przepadnie i będzie kontynuowane w obecnej epoce dziejów.

1. Początek Francji: chrzest Franków w Reims

Francja powstała w szczególnych okolicznościach historycznych, gdy upadało cesarstwo zachodniorzymskie, a teren byłej rzymskiej prowincji Galii był prowizorycznie podzielony pomiędzy prowincje pozostające jeszcze pod zarządem miejscowych rzymskich notabli i nowe księstwa germańskich najeźdźców, którzy w znakomitej większości byli już arianami. Wszędzie odczuwana była atmosfera istnego „końca świata”, chaosu i niepewności, którą wzmógł najazd Hunów (znacznie dzikszych od Germanów) z 440 roku, odparty z najwyższym trudem (obroną Paryża dowodziła wtedy św. Genowefa).

W tej sytuacji pojawiło się nieoczekiwane „światło w tunelu”. Chlodwig, władca Franków, jednego z ostatnich pogańskich plemion germańskich, wybrał sobie za żonę Klotyldę, katoliczkę, córkę zamordowanego przez swych ariańskich kuzynów germańskiego księcia Burgundii. Klotylda miała wielki wpływ na małżonka i usiłowała go przekonać do swojej wiary. Frankowie byli plemieniem bardzo agresywnym i prowadzili mnóstwo wojen. W czasie jednej z bitew Chlodwig znalazł się w beznadziejnym położeniu i – po bezskutecznym wezwaniu swoich bogów – zaczął także przyzywać „Boga Klotyldy”. W tym momencie losy bitwy zupełnie się odwróciły, a władca Franków już wkrótce potem zainteresował się na serio religią swojej żony.

Klotylda kontaktuje go z biskupem Reims, św. Remigiuszem, i parę miesięcy potem Chlodwig decyduje się na chrzest. Ta decyzja jest dla władcy Franków strategiczna, ponieważ zakłada niejako przymierze jego ludu z katolickimi Gallorzymianami przeciwko germańskim arianom. W wyznaczonym na chrzest dniu Bożego Narodzenia 496 roku panuje w związku z tym niebywały entuzjazm. Wszyscy zdają sobie sprawę, że zaczyna się jakaś inna epoka, powstaje nowy typ państwa, oparty na przymierzu dawnej cywilizacji z niedawnymi barbarzyńcami, ale realizujące wspólnymi siłami ideały katolickie.

Można by mieć wtedy wrażenie, że oto spełnia się marzenie św. Augustyna o „państwie Bożym”, o cywilizacji, której celem byłoby pomnażanie Bożej chwały, a nie własnej. Wielki biskup z Hippony słusznie zauważył 80 lat wcześniej, że Rzym musiał upaść, ponieważ celem jego istnienia było pomnażanie własnej chwały poprzez równoczesne rozwijanie cnót obywatelskich i coraz to nowe podboje i że, cokolwiek dobrego dałoby się powiedzieć o jakości rzymskiej cywilizacji, jej najgłębszym podłożem była pycha i chęć dominacji nad innymi ludami. W powstaniu nowego królestwa, które swoją nazwę wzięło od germańskiego plemienia Franków, ale wiarygodność czerpało z sojuszu z rzymskim papieżem, można było naprawdę widzieć Boże dzieło, od którego rozpoczyna się jakieś nowe społeczeństwo którego jedyną chlubą jest Bóg Jezusa Chrystusa. Dlatego nie może nas dziwić, że w tej okoliczności papież Anastazy II śle do nowo ochrzczonego króla serdeczny list, dzieląc się z nowo ochrzczonym władcą swoimi wielkimi nadziejami wobec niego.

Tak więc gdy Chlodwig stawia się w Reims, aby zanurzyć się w wodach chrztu, jest pod ogromnym wrażeniem nabożnie oczekujących tłumów. Pyta się biskupa Remigiusza: Czy to już jest królestwo Boże, o którym mi opowiadałeś? Nie, odpowiada Remigiusz, to dopiero początek drogi do tego królestwa. W tym momencie twarz biskupa jaśnieje i słyszy wokół siebie jakby głos z nieba. Poruszony, wygłasza królowi Franków proroctwo dotyczące jego królestwa, które odtąd nazywać się będzie Francją. Przypomina ono do złudzenia fragmenty Starego Testamentu pieczętujące zawarcie Przymierza synajskiego: Jeśli twoi potomkowie będą wierni wierze katolickiej, jeśli będą trwać w cnotach i nie pójdą za śmiertelnymi występkami, tak jak czynią to inne narody, jeśli będą wspierać Kościół rzymski, to Francja przewyższy wszystkie inne ludy ziemi, osiągnie potęgę większą od rzymskiej i trwać będzie aż do końca czasów. Lecz jeśli od tego odstąpi, jeśli okaże się niewierna, będzie ciężko ukarana.

Wreszcie król i biskup ruszają w stronę chrzcielnicy. I wtedy okazuje się, że w zamieszaniu gdzieś zaginęła ampułka ze świętym krzyżmem, olejem namaszczenia używanym przy chrzcie, a tłum jest tak gęsty, że nie ma szans, aby ktokolwiek przecisnął się i przyniósł inną. Wtedy odbywa się kolejny cud: św. Remigiusz modli się i nagle nad jego głową pojawia się gołębica niosąca ampułkę wypełnioną świętym olejem. Odtąd zawartość oleju z ampułki będzie używana także do królewskiej sakry wszystkich kolejnych królów Francji, które będą niemal zawsze odbywać się właśnie w Reims.

Od tego momentu Francja jest uważana za najstarszą córkę Kościoła, a władcy Francji mają w Rzymie uprzywilejowaną pozycję. W 511 roku biskupi Galii zgromadzeni na synodzie proklamują Chlodwiga „przesławnym królem, synem świętego Kościoła”, a on sam posyła papieżowi do Rzymu wspaniały złoty wieniec, który będzie odtąd wieńczyć tiarę papieską. Imię Chlodwiga (fr. Clovis) zostaje zlatynizowane do „Lodovicus”, z czego powstanie wkrótce Ludwik (fr. Louis). Pomimo że dynastie będą się we Francji zmieniać, a władza królewska będzie mieć różnie uprawnienia w różnych epokach, dla wszystkich mieszkańców Galii, która stała się Francją, jest odtąd jasne, że katolicyzm stanowi istotę nowego państwa, a król jest gwarantem tego nowego ładu; otrzymał przecież w tym celu specjalne namaszczenie z nieba w postaci oleju ze „świętej ampułki”. W powszechnym mniemaniu naruszenie tego paktu równałoby się w jakimś sensie unicestwieniu Francji.

Uprzytomnienie sobie tego faktu jest ważne w uświadomieniu sobie, jak Francuzi mogli odebrać słynne pytanie, które 1 czerwca 1980 roku papież Jan Paweł II zadał podczas homilii na Mszy z okazji uroczystości Trójcy Świetej, gdzie mówił o zanurzeniu całych ludów i narodów w życiu trynitarnym samego Boga:

„Francjo, najstarsza córko Kościoła, czy jesteś wierna przyrzeczeniom Twojego chrztu? Pozwólcie mi zapytać: Francjo, najstarsza córko Kościoła, nauczycielko narodów, czy jesteś wierna, dla dobra człowieka, przymierzu z odwieczną mądrością? Przepraszam za pytanie. Ale postawiłem je tak, jak czyni to szafarz chrztu. Postawiłem je z troski o Kościół, którego jestem pierwszym kapłanem i sługą, kierując się miłością do człowieka, którego ostateczna wielkość jest w Bogu: Ojcu, Synu i Duchu”.

Tak, to pytanie zabolało i obudziło pamięć wydarzeń sprzed piętnastu wieków. Obudziło pamięć błogosławieństw i przekleństw proroctwa św. Remigiusza. Przypomniało, że być najstarszą córką – to znaczy pomóc matce wychowywać następne dzieci. Obudziło zepchniętą do grobu niepamięci świadomość tożsamości i powołania Francji, o której tak wielu chciałoby teraz zapomnieć. I dlatego tak wielu Francuzów tak traumatycznie i emocjonalnie zareagowało wtedy na tamte słowa.

2. Faza pierwsza: od chrztu Francji poprzez odrodzenie w XIII wieku do końca wojny stuletniej

Duchową historię Francji możemy podzielić orientacyjnie na cztery etapy, przy czym ostatni z nich rozpoczął się dopiero w latach 60. ubiegłego stulecia. Każdy z nich charakteryzuje się pewnym specyficznym klimatem i każdy z nich miał swoje osiągnięcia w duchowym rozwoju Francji jako chrześcijańskiego społeczeństwa, ale także swoje porażki, a nawet upadki.

Na początku przyjrzyjmy się epoce średniowiecza. Pomimo wspaniałego początku pierwsze wieki dziejów Francji były trudne. Kraj nękały najazdy raz to arabskie, raz to Wikingów. Władza państwowa była rozproszona w skomplikowanych strukturach zależności feudalnych. Dopiero w XII wieku nastąpił nagły rozkwit wspaniałej cywilizacji, która nagle wynurzyła się z „mroków średniowiecza” jako owoc uporczywej pracy niezmordowanych krzewicieli chrześcijańskiej kultury w poprzednich wiekach, zwłaszcza anonimowych zakonników.

Pierwszym tego widocznym znakiem jest dla nas pojawienie się nowej architektury i sztuki (ars nova), która zerwała z dotychczasowym stylem romańskim odziedziczonym po rzymskiej cywilizacji. Jej wyróżnikiem stała się gotycka katedra, która według mistycznej wizji opata Suger z opactwa St Denis miała symbolizować Jerozolimę zstępująca z nieba, rozświetloną Bożym światłem. Tysiąc dwieście metrów kwadratowych witraży katedry w Chartres opowiada nie tylko całą historię zbawienia, ale także przedstawia wszystkie współczesne wielkie dzieła Boże: gesta Dei per Francos. Znajdujemy tam przedstawienia wszystkich ówczesnych stanów i zawodów, które przenika jakby nadprzyrodzone światło. To jest ewidentny manifest chrześcijańskiej cywilizacji. Na zewnątrz są przedstawione diabelskie maszkarony i powykręcane sylwetki pogańskich ludów nieznających Chrystusa. Wchodząc do katedry, wchodzimy w istocie w przestrzeń „państwa Bożego”, pozostawiając na zewnątrz buntujący się przeciw Bogu „Wielki Babilon”.

Ta sztuka nie kłamała. Francja w XII i XIII wieku była państwem, w którym siła nabywcza zapłaty robotnika była wyższa niż w XIX wieku, wszystkie zawody były zorganizowane w cechy, działające niekiedy tak dobrze jak nasze obecne związki zawodowe, a kobiety odgrywały znaczącą rolę społeczną. Królowe Francji miały swoje sekretariaty i aktywnie wpływały na wiele ważnych spraw i decyzji. Miasta cieszyły się dużą autonomią i rosły w siłę. Nade wszystko jednak rozwijała się nauka, która czyniła znaczące postępy zwłaszcza w przyrodoznawstwie. Należy tu przypomnieć, że to właśnie na paryskiej Sorbonie wykładali najbardziej wartościowi filozofowie i teologowie współczesnej Europy oraz że tam właśnie odbywały się zażarte dysputy, które przesądzały o wierności lub niewierności przesłaniu Ewangelii, w miarę jak coraz lepiej odkrywano bogactwo myśli starożytnych. Tu właśnie udzielał się św. Tomasz z Akwinu, któremu zawdzięczamy chrześcijańską interpretację ogromnie bogatej i niełatwej do zrozumienia filozofii Arystotelesa, a także niedościgłą syntezę całej dotychczasowej myśli filozoficznej i teologicznej.

Św. Tomasz był ponadto osobistym doradcą św. Ludwika, czyli króla Ludwika IX, który doprowadził Francję do rozkwitu poprzez śmiałe i mądre reformy. Św. Ludwik był w średniowiecznej Europie wzorem prawego władcy, który traktuje swoją władzę jako służbę Bożą i jest gotowy dla niej ponieść wszelkie trudy i niewygody. On to właśnie rozbija manichejskie księstwo katarów na południu Francji. Potem, zaangażowany w obronę ostatnich chrześcijańskich posesji w Ziemi Świętej, umiera w czasie ósmej wyprawy krzyżowej w Afryce Północnej w trakcie nieudanej próby nakłonienia sułtana Tunisu do konwersji na chrześcijaństwo.

Po dwóch wiekach niewątpliwego rozkwitu nowej cywilizacji przyszło jednak załamanie spowodowane przez kilka nakładających się na siebie czynników.

Pierwszym z nich był kryzys papiestwa spowodowany przenosinami do Awinionu, papieskiej enklawy w południowej Francji. Królowie Francji skorzystali z tego, aby wpływać na wybór kolejnych papieży i kontrolować ich ruchy – i absolutnie nie chcieli ich wypuścić z tej „niewoli”. To spowodowało pojawienie się pierwszych poważnych tarć między Paryżem i Stolicą Apostolską.

Drugim z nich była zaraza, zwana „czarną śmiercią”, która w połowie XIV spowodowała spadek populacji Francji o połowę: z około 40 do 20 milionów. To sprzyjało zastąpieniu teologii radości i optymizmu (co jeszcze widzimy u św. Tomasza z Akwinu) teologią gniewu Bożego i pesymizmu. Na wejściach do katedr zamiast scen zesłania Ducha Świętego czy też koronowania Matki Bożej zaczęły systematycznie pojawiać się sceny Sądu Ostatecznego. Równocześnie krzyżowcy, wyparci przez muzułmanów z Ziemi Świętej, przywieźli ze sobą sporo zarażonych przez islam teologicznych innowacji, co doprowadziło m.in. do upadku społecznego statusu kobiet i podkreślaniem absolutnej suwerenności Boga kosztem Jego miłości.

Największą jednak katastrofą dla Francji okazał się konflikt z Anglią zwany powszechnie pod nazwą „wojny stuletniej”. W jej wyniku Francja na początku XV wieku straciła wszystkie północne i zachodnie terytoria, łącznie z Paryżem i Reims, a król Karol VII mógł się odtąd uważać już tylko za „króla Bourges”, ale nie Francji. Panowało powszechne przekonanie, że Anglia podbije Francję i utworzy jakieś nowe wielkie państwo. Wtedy właśnie pojawia się młoda dziewczyna z Lotaryngii, św. Joanna d’Arc, przekonana, że otrzymała misję od Boga. Jej celem jest doprowadzenie króla – biernie czekającego, aż przyjdą po niego Anglicy i skończą z nim – do Reims, aby tam mógł otrzymać królewską sakrę i w ten sposób podnieść cały kraj do walki z najeźdźcą. Joanna przedziera się z Lotaryngii do zamku w Chinon i namawia króla do działania. Ten w zasadzie odmawia i każe przebadać Joannę przez Inkwizycję, która jednak niczego nie może jej zarzucić. Dopiero potem decyduje się na podjęcie walki z Anglikami.

Najpierw Joanna przerywa angielskie oblężenie Orleanu i wkracza triumfalnie do miasta 8 maja 1423 roku. Ciekawe, że 8 maja oficjalnie jest we Francji świętem zakończenia II wojny światowej, niemniej wielu Francuzów czci w tym dniu właśnie Joannę d’Arc! Analogia historyczna pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami jest bowiem absolutnie zdumiewająca!

Następnie Joanna doprowadza do sakry króla Karola VII w Reims. Francja jest uratowana nie tylko jako niepodległy kraj, ale przede wszystkim jako „najstarsza córka Kościoła”. Zostaje uratowane jej powołanie, aby wprowadzać, jako chrześcijańskie społeczeństwo, Boży ład na ziemi. Ale sama Joanna, schwytana przez Anglików i właściwie opuszczona przez króla, którego zaprowadziła na tron, ginie spalona na stosie w wyniku sfingowanego przez Anglików wyroku inkwizycji. Papież, na prośbę króla Francji, szybko anuluje ten wyrok, ale pozostaje po całej sprawie pewien niesmak. Dla tradycji laicko-republikańskiej Joanna stanie się typową ofiarą inkwizycji i jako „Marianna” będzie wyobrażeniem Wolności wiodącej lud na barykady.

3. Faza druga: od renesansu do kryzysu społecznego w XVIII wieku

Francja wychodzi z wojny stuletniej osłabiona i jakby zagubiona. Przestaje być miejscem promieniowania atrakcyjnej cywilizacji – i sama zaczyna fascynować się odradzającą się we włoskich miastach-państwach neopogańską kulturą starożytnych. I to nie tylko w dziedzinie sztuki, ale przede wszystkim w dziedzinie prawa rzymskiego, które stoi w głębokiej opozycji do kultury prawnej średniowiecza. Odtąd coraz częściej francuscy królowie zaczynają widzieć siebie bardziej w roli rzymskich cezarów niż katolickich władców, którym powierzono dbanie o rozwój zupełnie nowej cywilizacji opartej na Chrystusie.

Na renesans nakłada się reformacja, która ponownie stawia przed Francją dylemat potwierdzenia jej duchowej tożsamości. Co prawda, doktryna Lutra nie ma tu wielu zwolenników, ale równocześnie budzi o wiele bardziej radykalne odpowiedzi na kryzys władzy papieskiej z XV wieku i upadek obyczajów w Kościele. Jan Kalwin, głoszący zbawienie poprzez predestynację suwerennej łaski Bożej, zyskuje wielu zwolenników, których przezwano wkrótce hugenotami. Sam musi wprawdzie uciekać do Bazylei i potem do Genewy przed gniewem króla, niemniej francuskie wydanie jego dzieła Instytucja chrześcijańska jest już powszechnie znane w całej Francji. Spory wyznaniowe doprowadzają w końcu do wojny domowej, której kres kładzie konwersja przywódcy hugenotów, Henryka z Nawarry, na katolicyzm w zamian za koronę oraz edykt z Nantes ustanawiający tolerancję religijną (1596).

Oficjalnie Francja dalej pozostaje wierna Rzymowi, ale zmienia się jej serce. Jej katolicyzm zaczyna z wolna coraz bardziej przypominać zwalczany kalwinizm. W 1638 roku biskup Jansenius z Flandrii publikuje dzieło o nauce św. Augustyna, w którym co prawda broni wszystkich katolickich praktyk, lecz równocześnie przemyca w niej kalwińską doktrynę predestynacji i absolutnej suwerenności Boga, która zupełnie przesłania Jego miłość. I znów doktryna ta uzyskuje mnóstwo zwolenników, nawet wśród wielu biskupów. Potępiana wielokrotnie przez Rzym, oficjalnie jest zarzucona, ale nieoficjalnie ma w dalszym ciągu ogromny wpływ na cała praktykę duszpasterską przez całe następne 300 lat. Jansenizm głosi Boga surowego i sprawiedliwego, który zbawia lub potępia człowieka jak Mu się to tylko podoba. Uważa ponadto ludzką naturę za kompletnie zepsutą, każde pożycie seksualne – nawet w małżeństwie – za grzech i wręcz zakazuje przystępowania do Komunii św. częściej niż nakazane przez Kościół „raz na rok, koło Wielkiej Nocy”. W zamian za to mnoży przeróżne formy adoracji Najświętszego Sakramentu. Zachęca do cierpiętniczych praktyk wynagradzających i wręcz zakazuje zbytniej radości i śmiechu. Odsądza od czci i wiary całe połacie kultury, takie jak teatr, balet, muzykę itp. Nie interesuje się też sprawiedliwością społeczną, bo świat to przecież domena diabła i nie warto się nim interesować; w końcu to ma się dobrze powodzić tylko predestynowanym do zbawienia, a nie wszystkim. Za wszystko mają wystarczyć jedynie dzieła charytatywne.

To wszystko doprowadzi powoli społeczeństwo francuskie do przekonania, że chrześcijaństwo polega na moralnym rygoryzmie i jest przeciwne ogólnie uznanym wartościom humanistycznym.

Mniej więcej w tym samym czasie działa wielki francuski filozof i matematyk René Descartes, czyli Kartezjusz, mający ogromny wpływ na cały dalszy rozwój cywilizacji europejskiej. Jego słynne powiedzenie Cogito ergo sum („Myślę więc jestem”) rujnuje w gruncie rzeczy całą chrześcijańską antropologię. Źródłem godności człowieka staje się odtąd jego zdolność do analizowania swoich myśli, logicznego rozumowania i jasnego wyrażania idei. Bóg przestaje być Osobą związującą się z człowiekiem przymierzem miłości, a staje się czymś w rodzaju „Doskonałego Bytu”, nadającego kształt wszystkim ludzkim myślom. Ludzkie ciało zostaje sprowadzone do roli maszyny i pozostaje tylko luźno powiązane z intelektem. Takie podejście z czasem przyczyni się do faworyzowania wszelkiej pracy umysłowej (nawet głupiej i niepotrzebnej) kosztem pracy fizycznej (choćby nawet wymagającej dużych kwalifikacji).

Kartezjusz jako pierwszy odkrył rolę nauk matematycznych w poznawaniu i przekształcaniu świata, co rzeczywiście świadczy o jego swoistym geniuszu. Niemniej to wielkie odkrycie doprowadziło go do zupełnie błędnej teorii poznania, w której to nie umysł kształtuje swoje idee poprzez pokorną i długotrwałą obserwację rzeczywistości, ale rzeczywistość jest w jakiś sposób organizowana przez umysł i jego wrodzone idee. Jeśli w przypadku Boga możemy rzeczywiście uznać, że boski Logos (Słowo) stwarza świat, to takiej mocy nie mają przecież żadne ludzkie koncepcje. Owszem, w przypadku nauk przyrodniczych, tam gdzie panuje pełny determinizm, modele matematyczne są bardzo przydatne. Natomiast w przypadku, gdy badamy spontaniczne życie społeczne, podejście Kartezjusza zupełnie zawodzi i na dłuższą metę prowadzi ono do biurokratycznych rządów, której fundamentem jest ideologia zupełnie oderwana od rzeczywistości.

I to właśnie zaczęło się dziać we Francji, poczynając od końca XVII wieku. Kościół przestał się interesować życiem społecznym, król zaś uznał, że może kształtować poddane mu społeczeństwo, jak mu się żywnie podoba, za pomocą racjonalnej ideologii. Tak właśnie powstaje monarchia absolutna. Oddolne inicjatywy są odtąd tłumione i poddawane kontroli, bo ze świata leżącego w gestii diabła nie może przecież wyjść nic dobrego… Maleje rola samorządnych ciał, takich jak cechy i zarządy prowincji, rośnie zaś centralna królewska biurokracja oraz dwór w Wersalu.

W XVIII wieku dochodzi do tego wszystkiego naiwna antropologia Jana Jakuba Rousseau, rodem z kalwińskiej Genewy. Jakby w reakcji na pesymistyczną religię głoszącą kompletne zepsucie ludzkiej natury Rousseau głosi naturalną dobroć człowieka i jego pierwotnych emocji. Zło widzi nie w pierworodnym skażeniu natury, ale w zasadach życia społecznego, które są wynikiem złego kontraktu zawartego z wolnej i nieprzymuszonej woli pomiędzy równymi sobie ludźmi. Aby kontrakt był dobry i gwarantował zachowanie wolności indywidualnych, musi być racjonalny i musi wyrażać wolę większości. W ten sposób nasz myśliciel dochodzi do pewnej specyficznej koncepcji demokracji, upatrując w niej panaceum na wszystkie dotychczasowe bolączki ludzkości i zupełnie nie dostrzegając, że w ten sposób czyni prawo państwowe arbitralnym przymusem chwilowo pozyskanej większości stosowanym przeciw chwilowej mniejszości.

Od chwili gdy idee nawróconego na oświecony humanizm byłego kalwina zyskują na popularności, sama instytucja monarchii jest śmiertelnie zagrożona. Powstają też coraz to nowe stowarzyszenia mające na celu przeprowadzenie radykalnych zmian społecznych zgodnie z postulatami „racjonalnego kontraktu społecznego”. Najbardziej znana z nich jest masoneria, której nazwa pochodzi od średniowiecznego cechu budowniczych katedr (fr. maçon – „murarz”). Jej twórcom chodzi niewątpliwie o zburzenie średniowiecznej katedry „państwa Bożego” i zastąpienie jej nową katedrą społeczeństwa budującego swoje szczęście nie na Objawieniu nadprzyrodzonym, ale na podstawie światła własnego przyrodzonego rozumu i tzw. zdrowego rozsądku.

Ten okres jest dla Francji przełomowy. Gdy w średniowieczu pojawiały się zagrożenia ze strony neopogańskich filozofii i różnego rodzaju herezji, znajdowali się zawsze święci, którzy potrafili je odeprzeć i umocnić chrześcijańskie pozycje. Tym razem też się znaleźli gorliwi obrońcy wiary, niestety ich wpływ i skuteczność działań nie były, z różnych powodów, równie widoczne.

Za przeciwwagę dla jansenizmu może być przede wszystkim uważany św. Franciszek Salezy, zwany doktorem miłości Bożej. Mianowany biskupem Genewy, doprowadził w krótkim czasie do rekatolicyzacji całej południowej części swojej diecezji w brawurowych akcjach ewangelizacyjnych, wykorzystując jedynie perswazję, nigdy siłę. Z tego właśnie powodu jego pisma są zaprzeczeniem ponurej duchowości jansenistycznej, zapożyczonej z teologii Kalwina. Z jego polecenia św. Joanna de Chantal założyła nowe zgromadzenie sióstr wizytek (fr. soeurs de la Visitation – „siostry Nawiedzenia”), do którego wstąpi wkrótce św. Małgorzata Maria Alacocque. Do niej to właśnie w Paray-le-Monial sam Pan Jezus skieruje orędzie swojego Najświętszego Serca, które będzie swoistą odpowiedzią Nieba na stopniową jansenizację wiary katolickiej. W czasie gdy janseniści zabraniają częstego przyjmowania Komunii św., Chrystus prosi wiernych o dziewięć pierwszych piątków miesiąca, z czym wiąże obietnicę swojej szczególnej obecności w godzinie śmierci. Dziewięć miesięcy to nawiązanie do okresu ciąży i przypomnienie, że nowy człowiek rodzi się w nas mocą Eucharystii. Tymczasem francuscy katolicy, rzadko żywiący się Manną z nieba, umierali z wycieńczenia!

Za przeciwwagę do kartezjańskiego racjonalizmu można uważać Błażeja Pascala i jego Myśli. Pascal z pewnością nie był gorszym matematykiem i fizykiem od Kartezjusza i doskonale rozumiał ducha rodzącej się nauki opartej na precyzyjnych modelach. Niemniej był on człowiekiem, który osobiście poznał Boga żywego i dał się Mu nawrócić. Dlatego nie upatrywał zbawienia w ludzkim rozumie, ale w żywej relacji z Chrystusem. Jego niedokończone dzieło apologetyczne, które dotarło do nas w postaci około tysiąca ponumerowanych przemyśleń, rozróżnia od samego początku kartezjańskiego „ducha geometrii” od „ducha finezji” (fr. esprit de finesse), a jego argumenty za wiarą i za Chrystusem są potężne. Nie pragną przy tym bynajmniej wykazywać, że Bóg istnieje, ale zwracają uwagę na to, że człowiek bez Boga jest tylko ruiną człowieka, i starają się wyprowadzić konieczność Boga z samych tylko dylematów ludzkiej egzystencji. Uznają, że zawierzenie jest ryzykiem, ale jest to ryzyko w pełni uzasadnione racjonalnie. Tym samym nieracjonalny okazuje się być właśnie kartezjański racjonalizm z jego „duchem geometrii”!

Przeciwwagą dla naiwnej antropologii Rousseau wydaje się być św. Ludwik Grignon de Monfort i jego teologia maryjna. Takie zestawienie dziwi tylko w pierwszej chwili. Gdy zastanowimy się głębiej nad podstawami obu wizji człowieka, widzimy, że Grignon de Monfort rozwiązanie problemu ludzkiego szczęścia widzi nie w wypracowaniu optymalnego „kontraktu społecznego”, ale w nadejściu królestwa Jezusa Chrystusa. Tego królestwa nie wyobraża sobie w naiwny mesjanistyczny sposób, ale w doskonałym upodobnieniu się do Chrystusa, który jest jedyną prawdziwą Mądrością i jedynym autentycznym szczęściem. To zaś najszybciej możemy osiągnąć, naśladując jego Matkę i oddając się Jej całkowicie do dyspozycji, bo Jezus przychodzi do nas właśnie poprzez Nią. Rozwiązanie św. Ludwika polega na osobistym poddaniu się zbawczej transformacji na wzór i za pośrednictwem Maryi, aby zmienić społeczeństwo, a nie na transformacji społeczeństwa, w którym żyjemy, aby zmienić człowieka . Dla niego kolejność jest odwrotna: człowiek naśladujący postawę Maryi przyjmującej Chrystusa sam radykalnie zmienia społeczeństwo, w którym żyje, na lepsze i nadaje mu nowy kształt.

4. Faza trzecia: od rewolucji francuskiej do początków V Republiki

W sytuacji, gdy w umysłach rządzących Francją elit dokonała się wspomniana wyżej „rewolucja metafizyczna”, a odziedziczona po średniowieczu wizja Francji jako wcielenia ideału „państwa Bożego” stawała się powoli niemiłosiernym ciężarem, gwałtowne przekształcenia społeczne stały się nieuchronne. Rewolucja francuska nie wybuchła przypadkowo: była logicznym owocem zarówno duchowych spustoszeń dokonywanych przez jansenizm, kartezjańskiego racjonalizmu, jak i naiwnej antropologii przeczącej rzeczywistości pierworodnego zranienia ludzkiej natury. Pretekstem stał się kryzys wywołany przez klęski żywiołowe z 1788 roku, w obliczu których załamały się finanse publiczne. Trzeba było przystąpić do pilnej reformy państwa, a do tego potrzebne było zwołanie Stanów Generalnych, średniowiecznego parlamentu, który od czasu nastania monarchii absolutnej był już tylko czystą fikcją.

Król Ludwik XVI nie podejrzewał nawet, że wybrani deputowani albo już są gorącymi zwolennikami transformacji społecznych według zasad masońskich, albo też gotowi są dać się łatwo nawrócić na nową racjonalistyczną religię „Bytu Najwyższego” wyznawaną przez tych pierwszych. W sytuacji żałoby spowodowanej śmiercią córki opuścił szacowne zgromadzenie i utracił nad nim odtąd całkowicie kontrolę. Dwudziestego trzeciego czerwca 1789 nastąpił bunt Stanów Generalnych: deputowani zamknęli się w sali gry w piłkę (Jeu de paume) w paryskim pałacu Tuileries. Następnego dnia zbuntowany Parlament uchwalił, że odtąd źródłem prawa nie jest monarcha sprawujący rządy z Bożego nadania, ale lud suwerenny.

Warto sobie przypomnieć, że równo sto lat wcześniej, 24 czerwca 1689 roku Pan Jezus poprosił siostrę Małgorzatę Marię Alacocque, aby król zawierzył całą Francję Jego Najświętszemu Sercu. Król Ludwik XIV dowiedział się o tym za pośrednictwem jezuitów, kierowników duchowych świętej z Paray-le-Monial, ale zupełnie nic nie zrobił w tej sprawie. Jego ojciec, Ludwik XIII, chcąc uprosić łaskę narodzin męskiego potomka w kontekście trudnej sytuacji międzynarodowej, proklamował Maryję królową Francji, nakazując swoim poddanym uczestnictwo w procesjach ku Jej czci w dniu 15 sierpnia. Niestety, uczynienie dalszego kroku, który mógłby ocalić monarchię i jej średniowieczne ideały, okazało się już niemożliwe.

Następne wypadki następowały już bardzo szybko: symboliczne zburzenie Bastylii, bronionej przez garstkę Szwajcarów, strzegącej w chwili szturmu 14 lipca raptem trzech więźniów; zniesienie wszystkich przywilejów stanowych 4 sierpnia i zaraz potem 26 sierpnia proklamacja Powszechnej deklaracji praw człowieka i obywatela. Deklaracja stwierdzała, że: „Ludzie rodzą się i pozostają wolnymi i równymi w prawach”, ignorując fakt konieczności Odkupienia. Podczas gdy Ewangelia głosi, że rodzimy się niewolnikami grzechu, choć jesteśmy równocześnie wezwani do wolności dzieci Bożych, Deklaracja zakłada zgodnie z doktryną Rousseau, że celem prawa jest obrona indywidualnej wolności nabytej w chwili urodzenia przed różnego rodzaju „tyranami”:

„Celem wszelkiego zrzeszenia politycznego jest utrzymanie przyrodzonych i niezbywalnych praw człowieka. Prawa te, to: wolność, własność, bezpieczeństwo i opór przeciw uciskowi.

Dalej Deklaracja stwierdza, że: „Źródło wszelkiej władzy zasadniczo tkwi w narodzie. Żadne ciało, żadna jednostka nie może sprawować władzy, która by wyraźnie od narodu nie pochodziła”. Podczas gdy Ewangelia wyraźnie potwierdza niepodważalność zasadniczych praw pochodzących od Stwórcy, takich jak DekalogDeklaracja uzależnia je od woli ludzkiego ustawodawcy, zaś jedynym kryterium godziwości tych praw ma być ich racjonalność weryfikowana w demokratycznej debacie publicznej.

W tym momencie najstarsza córa Kościoła zerwała z premedytacją przymierze swojego chrztu. Rewolucjonistom bynajmniej nie chodziło jedynie o zastąpienie monarchii nowym ustrojem republikańskim, ani też o wprowadzenie reform mających wprawić w ruch skostniałe zasady „dawnego reżimu” (fr. ancien regime), ale o zadekretowanie nowych zasad życia społecznego całkowicie sprzecznych z chrześcijańską wizją człowieka i społeczeństwa. Mówiono otwarcie o nowej religii Bytu Najwyższego (fr. Etre Supreme) i praw człowieka, wprowadzano stopniowo nowy kult, który można śmiało określić jako parodię kultu katolickiego. Katechizmy katolickie zastąpiono w szkołach katechizmami republikańskimi. Reforma kalendarza wprowadziła dekady likwidujące nie tylko katolickie święta, ale nawet niedziele. Kościół próbowano początkowo całkowicie uzależnić od państwa, ale wkrótce potem zakazano jakiejkolwiek formy katolickiego kultu pod pretekstem sprzeczności z ideałami wolności, równości i braterstwa. Ideały te, same w sobie jak najbardziej chrześcijańskiego pochodzenia, w ustach i praktykach nowej władzy dosłownie oszalały (wg słów Chestertona), wywołując terror i wojny, jakich Francja dotąd nigdy nie zaznała w całej swojej dotychczasowej historii. Wybrano opcję fizycznego zniszczenia wszystkiego, co mogłoby bodaj przypominać chrześcijańskie powołanie Francji. W tym celu trzeba było zamieniać wszystkie nazwy nawiązujące do Chrystusa i jego świętych na nowe, nawiązujące do nowej religii Bytu Najwyższego. Dogmaty, takie jak nieśmiertelność duszy, były odtąd ogłaszane w dekretach Zgromadzenia Narodowego. Potem niszczono pomniki królów Francji i bezczeszczono ich groby. W końcu zgilotynowano także króla, królową oraz większość arystokratów.

Ponieważ twierdzenia Powszechnej deklaracji praw człowieka i obywatela traktowano na podobieństwo nowo odkrywanych praw przyrody, niemożliwe było tolerowanie jakiegokolwiek oporu wobec nowego porządku społecznego. Opór ten miał miejsce właśnie na terenach, na których prawie wiek przedtem działał św. Ludwik Grignon de Monfort, w ubogich i zaniedbanych gospodarczo prowincjach południowo-zachodnich. Antyrewolucyjne wystąpienia rozpoczęły się w marcu 1793 roku w nowo utworzonym departamencie Wandei po proklamacji masowego poboru absolutnie wszystkich mężczyzn do armii, konfiskatach zboża i nakazie przetopienia kościelnych dzwonów na armaty. Prości chłopi porobili sobie sztandary z wyobrażeniem Najświętszego Serca i poszukali sobie ukrywających się po wsiach arystokratów jako przywódców powstania.

Na odpowiedź Paryża nie trzeba było długo czekać. Dwa dekrety Komitetu Ocalenia Publicznego nakazują eksterminację całej ludności Wandei, nie wyłączając starców, kobiet i dzieci, którzy nie poddaliby się natychmiastowej deportacji; ich mienie ma być skonfiskowane, a cały kraj obrócony w perzynę, na podobieństwo starożytnej Kartaginy. Na rewolucyjnych mównicach rozlegają się złowieszcze słowa: „Zniszczcie Wandeę, a uratujecie Ojczyznę. Trzeba wyniszczyć doszczętnie tę buntowniczą rasę, podpalić ich lasy, ściąć zbiory, zniszczyć ich stada!”(Barrère). Po dziewięciu miesiącach powstanie upada, a generał Westermann pisze taki oto raport do Paryża: „Nie ma już Wandei. Wraz ze swymi kobietami i dziećmi zginęła pod naszą wolną szablą. […] Zgodnie z rozkazami, któreście mi dali, miażdżyłem dzieci kopytami koni, masakrowałem kobiety, które nie będą już rodzić bandytów. My nie bierzemy jeńców, bo wtedy musielibyśmy ich żywić chlebem wolności; litość to nie jest rewolucyjna sprawa”.

Ale na tym sprawa się nie kończy. Po podbitej prowincji, wydanej na pastwę nowo powstałej Republiki, posyłane są „piekielne kolumny” generała Turreau, których zadaniem jest dokonanie pierwszego chyba w dziejach ludzkości świadomie zaplanowanego z zimną krwią ludobójstwa w imię racji czysto ideologicznych. Związanych ludzi topi się na Loarze, eksperymentuje się z trującymi gazami, buduje się piece krematoryjne, do których wrzuca się żywe kobiety i dzieci, z trupów wyrabia się mydło, a ze skór pomordowanych robi się spodnie. To tylko niektóre zbrodnie dowódców, których imiona po dziś dzień widnieją na Łuku Triumfalnym w Paryżu i którymi nazywa się ulice wielu francuskich miast. Według Chateaubrianda w powstaniu i towarzyszących im represjach zginęło łącznie aż 600 tysięcy ludzi, choć dzisiejsi historycy zgadzają się powszechnie na „tylko” 350 tys. ofiar. Do dzisiaj Francja nie chce uznać zbrodni wandejskiej za ludobójstwo i upiera się, że były to „nadużycia” dokonane w ekstremalnych warunkach okrutnej wojny. Tak samo właśnie Turcja uzasadnia po dziś dzień konieczność rzezi Ormian w czasie I wojny światowej.… Komentarze są chyba zbyteczne.

Rewolucyjny szał zniszczenia nie trwa jednak długo i wkrótce ustępuje bardziej wyważonym rządom Napoleona. Ambitny i żądny nieśmiertelnej chwały Korsykanin rozstrzyga wszystkie rewolucyjne wojny na korzyść Francji i zajmuje połowę Europy, Równocześnie porywa papieża i zmusza go do cesarskiej koronacji, obiecując mu równocześnie uregulowanie statusu prawnego Kościoła we Francji. W chwili gdy papież ma już nałożyć koronę na głowę pysznego władcy, Napoleon wyjmuje ją z rąk papieża i sam siebie koronuje. Upokorzenie następcy św. Piotra jest bezgraniczne; w powszechnym mniemaniu pakt zawarty przez trzynastoma wiekami w Reims został właśnie zmieniony w taki oto sposób, że to papież ma być odtąd sługą nowej religii racjonalistycznej, ustanowionej przez francuski geniusz narodowy. A w okupowanym przez wojska napoleońskie Rzymie na piazza dei Popolo wznosi się złowieszcza gilotyna, którą Rzymianie przezwą wkrótce il monumento nuovo.

Upadek Napoleona ożywia we Francji nadzieje na restaurację chrześcijańskiej monarchii. Katolicy, tak bardzo upokorzeni w ostatnim ćwierćwieczu, z powrotem podnoszą głowę. Ale tylko na krótko. Rewolucja głęboko zmieniła francuskie społeczeństwo, tak jakby coś w nim pękło, a Kościół nie wykorzystuje wielkiej szansy nowej ewangelizacji, pojmując swoją rolę jako konserwatora ideałów zamierzchłej przeszłości i wciąż brnąc w swej miałkiej duchowości jansenistycznej. Okres ten rozświetlają jedynie trzy wielkie objawienia maryjne (rue du Bac w Paryżu, la Salette i Lourdes), ostrzegające Francję przed dalszym odchodzeniem od Boga i obiecujące jej duchowe uzdrowienie za przyczyną Matki Bożej. A także trzech wielkich świętych, którzy wywarli z czasem ogromny wpływ na cofnięcie się jansenizmu z dusz wiernych: św. Jan Vianney (zwany świętym proboszczem z Ars), św. Teresa z Lisieux i bł. Karol de Foucauld.

Tymczasem racjonalizm przekształca się w pozytywizm i scjentyzm, loże masońskie rozwijają się w najlepsze, a radykałowie skłaniają się coraz bardziej ku materialistycznemu ateizmowi. Odrestaurowaną monarchię zmiata z dziejów Francji kolejna rewolucja z 1848 roku i zastępuje ją odrestaurowane cesarstwo. Z kolei upada cesarstwo i zastępuje go kolejna Republika, której instytucje zostaną wkrótce zupełnie opanowane przez gorliwych masonów. Podczas gdy większość katolików skłania się ku walce o przywrócenie monarchii, mądry papież Leon XIII nakazuje im pogodzić się z ustrojem republikańskim i realizować odtąd chrześcijańskie ideały w ramach procedur demokratycznych. Było to z pewnością wniosek z obserwacji demokracji funkcjonującej w krajach anglosaskich, która powstawała w zupełnie innych warunkach i nie była, w przeciwieństwie do demokracji francuskiej, przeciwna katolickiej doktrynie społecznej.

Rozeznanie papieża nie zapobiega jednak wylęgnięciu się kolejnego sporego kryzysu. We Francji wybucha afera Dreyfussa, bezwyznaniowego oficera pochodzenia żydowskiego, skazanego na surowe kary za domniemane szpiegostwo przez sąd wojenny, w którym zasiadają zwolennicy monarchii, kryjący do końca prawdziwego winowajcę. Partia katolicka zostaje skompromitowana, a radykalny rząd postanawia skorzystać z okazji i przystępuje do ostatecznej rozprawy z Kościołem. Dekrety z 1905 roku konfiskują wszelkie mienie kościelne, łącznie ze szkołami i obiektami sakralnymi, zakazują Kościołowi wszelkiej publicznej działalności, łącznie z organizowaniem procesji, likwidują większość świąt kościelnych i zakazują posługiwania się jakimikolwiek emblematami religijnymi w miejscach publicznych. Są one utrzymane we Francji do tej pory, choć w nieco łagodniejszej formie.

Wbrew temu wszystkiemu na początku XX wieku klimat wokół katolicyzmu powoli się zmienia. Jest to wywołane pojawieniem się na scenie intelektualnej zupełnie nowego aktora, Henryka Bergsona, syna żydowskiego emigranta z Polski. Bergson w niezwykle trafny sposób krytykuje racjonalizm i pod koniec życia odkrywa katolicką mistykę. Choć oficjalnie nie przyjął katolickiego chrztu (czując się solidarny z prześladowanymi Żydami), poprosił jednak w testamencie o katolicki pogrzeb. Ateistyczni uczniowie Bergsona odkrywają jednak katolicyzm znacznie wcześniej i stają się trzonem nowej katolickiej elity naukowo-literackiej. Część z nich odkrywa zapomniane dziedzictwo św. Tomasza z Akwinu, ale są też i tacy, którzy przecierają nowe szlaki, tak jak jezuita Teilhard de Chardin, uczony paleontolog, który interpretuje teorię ewolucji w duchu chrześcijańskiego kreacjonizmu. Natomiast tomista Jakub Maritain w swoim dziele Humanizm integralny tworzy zasady budowania chrześcijańskiego społeczeństwa w nowych strukturach demokratycznych.

To wszystko pozwala francuskim katolikom okresu międzywojennego odzyskać wiarygodność społeczną, a nawet pewien prestiż. Ale to znów nie trwa długo. Przychodzi II wojna światowa, która stawia na czele poddanego Niemcom państwa francuskiego marszałka Pétain, bohaterskiego wodza z okresu I wojny światowej i gorliwego katolika. Nowy przywódca państwa, którego stolicą staje się kurort Vichy, zastępuje dewizę „Wolność, równość, braterstwo” przez hasło „Praca, rodzina, ojczyzna” i ostentacyjnie manifestuje swoje przekonania religijne. Równocześnie z własnej i nieprzymuszonej woli posuwa swoją kolaborację z Niemcami tak daleko, że pozbawia wszystkich Żydów francuskiego obywatelstwa, spisuje ich, a następnie wydaje ich Niemcom w wyniku starannie zorganizowanych obław. Równocześnie wzdraga się przed jakąkolwiek współpracą z francuskim ruchem oporu zarówno w kraju, jak i na emigracji. Okres Vichy raz jeszcze głęboko kompromituje katolicyzm w oczach francuskiej opinii publicznej i o mały włos nie doprowadza do komunistycznego zamachu stanu w grudniu 1948 roku. Katolicy znów znajdują się w defensywie i są wskazywani palcami jako „kryptofaszyści”.

Kolejna szansa pojawia się wraz generałem de Gaulle’em, który w 1958 roku, w obliczu ustrojowego kryzysu Francji, skonfrontowanej dodatkowo z rozpadem swojego imperium kolonialnego, proponuje nową konstytucję, która stanowi próbę syntezy całego chrześcijańskiego i porewolucyjnego dziedzictwa Francji. W szczególności wybór prezydenta Republiki w głosowaniu powszechnym jest echem ceremonii królewskiej sakry z Reims. Natomiast głosowanie większościowe, faworyzujące wybór najbardziej kompetentnych osób, osłabia wpływy partii politycznych, nośników ideologii. Sam de Gaulle jest katolikiem i tego nie kryje. Publicznie przystępuje do sakramentów i nie jest to wcale źle przyjmowane. Wydaje się, że wraz nową formą republiki Francja odnalazła wreszcie swoją wewnętrzną stabilność po latach zamętu, a jej chrześcijańskie powołanie może się odtąd realizować w nowych warunkach i w nowej epoce jej dziejów. W tym samym czasie Francja jedna się z Niemcami i kładzie podwaliny pod nowy międzynarodowy układ polityczny, który po wielu latach przekształci się w Unię Europejską. Stojący na czele tej inicjatywy francuski mąż stanu Maurice Schumann jest obecnie kandydatem na ołtarze.

5. Faza czwarta: od rewolucji obyczajowej 1968 roku do czasów obecnych

Tymczasem w latach sześćdziesiątych XX wieku historia ponownie nabiera gwałtownego przyspieszenia. W maju 1968 roku na Sorbonie wybucha spontaniczna młodzieńcza rewolta, a władza popełnia błąd, pozwalając policji na bezprawne wkroczenie do szacownego budynku. Wtedy bunt rozlewa się po całej Francji na niemal wszystkie uniwersytety. Studenci, czując się zagrożeni interwencją władzy, proszą o wsparcie związki zawodowe, a to po paru dniach doprowadza do strajku generalnego i grozi wręcz obaleniem rządu. Wśród strajkujących studentów szerzy się propaganda anarchistyczna pod słynnym hasłem „Zabrania się zabraniać”, a jej znakiem rozpoznawczym jest… kopulowanie każdego z każdym. Sytuacja zostaje opanowana niemal w ostaniem chwili, kosztem przeprowadzenia reform w całym francuskim systemie edukacyjnym, które doprowadzą w najbliższym czasie do zupełnego rozprzężenia dyscypliny i upadku poziomu nauczania nie tylko na francuskich uniwersytetach, ale także w liceach i gimnazjach, pod pretekstem równych szans dla wszystkich.

Nowa filozofia egzystencjalistyczna połączona z marksizmem zaatakowała system moralny przeszłych epok, promując zupełnie nowe wartości. Co ciekawe, loże masońskie stopniowo zaaprobowały zmianę podejścia w tych sprawach. To z ich właśnie inicjatywy Francja dorobiła się ustawy o aborcji już w 1974 roku i odtąd nie przestaje w dalszym deptaniu tradycyjnych zakazów i nakazów w dziedzinie poszanowania życia. Dotąd w dziedzinie etyki katolicy i radykalni republikanie szli ręka w rękę, choć zasadniczo nie zgadzali się co do źródeł pochodzenia nakazów moralnych. Nikomu nie przychodziło nawet do głowy, aby atakować publiczną moralność, zaś w państwowych szkołach laickich lekcje etyki były do końca lat sześćdziesiątych obowiązkowe.

To nowe nastawienie wzięło się nie tylko z obaw młodych Francuzów uciekających w szczytowym okresie zimnej wojny w postawy pacyfistyczno-anarchistyczne. Zasadnicza przyczyna tkwi bowiem w coraz większej etatyzacji czy też wręcz mechanizacji życia społecznego we Francji. Pod wpływem lewicowych ideologii administracyjny nowotwór rozrasta się do zupełnie monstrualnych rozmiarów, a państwo dobrobytu zwane po francusku Etat-Providence – czyli Państwo Opatrzność! – kontroluje coraz bardziej szczegółowo wszystkich obywateli, gdyż musi im zapewnić emerytury, opiekę zdrowotną, ochronę przed bezrobociem, bezpłatne wykształcenie, zasiłki rodzinne i coraz to więcej nowych zabezpieczeń. Stłumienie wolności w dziedzinie przedsiębiorczości jest paradoksalnie kompensowane przez anarchię obyczajową i zupełny brak norm wszędzie tam, gdzie nie wkracza prawo i administracja. Francuzi, zabezpieczeni parasolem państwowej opieki społecznej, za którą państwo każe im jednak słono płacić, korzystają z egzystencjalnej wolności próbowania w życiu wszystkiego, co tylko może im ono dać, i to bez żadnych ograniczeń. Dlatego też prezydent Chirac, skądinąd oficjalnie katolik, nie waha się mówić o prawie do aborcji, jakby to chodziło o jakieś powszechne prawo przysługujące każdemu człowiekowi!

Na te przemiany ostatniego półwiecza nałożyły się reformy II Soboru Watykańskiego, które w sytuacji Francji doprowadziły do iście rewolucyjnego zamętu w parafiach i diecezjach. Były one powszechnie odczytane jako rodzaj zerwania z przeszłością, co wielu kapłanów i wiernych potraktowało z wyraźna ulgą, utożsamiając to, z czym się zrywa, z jansenistyczną hipokryzją. Z dnia na dzień znikają z parafii figury i obrazy, a do liturgii wkrada się coraz więcej fantazji. Komunię św. zaczyna dawać się wyłącznie do ręki, zakazuje się klękania, a opór protestujących wiernych nie natrafia niemal nigdzie na zrozumienie biskupów. Rygorystyczne jarzmo jansenizmu zastępuje z dnia na dzień rodzaj spontanicznego modernizmu, który przedstawia się wiernym jako rzekomy owoc soborowego „otwarcia się na świat”. Modlitwę usiłuje się zastąpić zaangażowaniem w dzieła społeczne lub charytatywne. Ogromnie wielu księży i zakonników opuszcza swój stan, albo też świadomie wchodzi w związki małżeńskie, oczekując, że Rzym „już za moment” pozwoli im na kontynuowanie obowiązków kapłańskich w nowym stanie cywilnym.

Ta nagła, podwójna fala rewolucyjno-anarchistyczna powoduje nieopisany zamęt zarówno wśród wiernych, jak i w samych strukturach eklezjalnych. Tradycyjne programy kształcenia kandydatów do kapłaństwa zmieniają się z dnia na dzień, a sami księża rozumieją wiarę bardziej jako niezobowiązująca propozycję opartą na specyficznym „systemie wartości” niż jako prawdę, na której trzeba bezwzględnie oprzeć swoje życie, aby go nie wykoleić. Na lekcjach religii przestaje się mówić dzieciom o Dziesięciu przykazaniach, aby ich nie zrażać do Kościoła, odkąd to nakazywanie i zakazywanie czegokolwiek staje się powoli politycznie niepoprawne. Ogranicza się jedynie do niezobowiązujących opowiadań mniej lub bardziej nawiązujących do treści biblijnych. Toteż wielu wiernych zaczyna szukać wyjścia w powrocie do tradycyjnego Kościoła przedsoborowego, nierzadko decydując się na przystąpienie do schizmatyckiego kościoła lefebrystów, który nie uznaje uchwał II Soboru Watykańskiego.

W takim to właśnie najmniej spodziewanym momencie pojawia się we francuskim Kościele Odnowa charyzmatyczna, sprawiając wręcz wrażenie cudu. Odnowa w wydaniu francuskim nie jest produktem importowanym „zza wielkiej wody” ani kolejnym „krzykiem mody” lansowanym przez środowiska generujące regularnie co parę lat kolejne „akcje ewangelizacyjne”, mające na celu ponowne zapełnienie przeraźliwie opustoszonych świątyń. Została ona zapowiedziana jeszcze w okresie międzywojennym przez sługę Bożą Martę Robin, sparaliżowaną wieśniaczkę, która ponad 50 lat swojego życia przeżyła, żywiąc się jedynie Chlebem eucharystycznym, z wykluczeniem jakiegokolwiek innego pokarmu. Z pomocą swego kierownika duchowego, ks. Fineta, założyła ona Ogniska Miłości (fr. Foyers de Charité) jako pierwsze w historii Kościoła stowarzyszenie osób duchownych i świeckich z wyraźnym celem wspólnej ewangelizacji poprzez głoszenie rekolekcji, katechezę i bezinteresowną pomoc bliźnim. Przepowiadała ona bezustannie trudne czasy masowych odstępstw od wiary i następujący po nich wielki powrót do Boga w późniejszym okresie, który nazywała „Pięćdziesiątnicą Miłości”. Mówiła, że wtedy właśnie święci będą już nie tylko pojedynczy ludzie, ale całe wspólnoty, które będą żyły na podobieństwo chrześcijańskich gmin z pierwszych wieków. Gromadziła wokół siebie mnóstwo zaangażowanych chrześcijan, którzy właśnie pod jej wpływem aktywnie włączą się w ruchy i wspólnoty, które zaczęły spontanicznie wyrastać w całym kraju pod wpływem wielkiego wylania Ducha Świętego, które właśnie wtedy nastąpiło.

To właśnie z inspiracji Marty Robin grupa Żydów uprzednio nawróconych na protestantyzm założyła wspólnotę Lwa Judy, która obecnie nosi nazwę Wspólnoty Błogosławieństw. Wspólnota Emmanuela powstała natomiast z dawnej grupy modlitewnej o. Caffarela. Gdy pewnego wieczoru jej członkowie zdecydowali, aby modlić się bardziej spontanicznie, bez żadnego planu czy też schematu, wtedy też natychmiast charyzmaty wybuchły z wielką siłą, a wszyscy obecni zaczęli odczuwać wielki pokój, którego wcześniej nigdy nie doznawali. Te doświadczenia były potem potwierdzane i systematyzowane przez rozliczne kontakty z katolickimi grupami modlitewnymi z innych krajów, niemniej nie można w żadnym wypadku powiedzieć, że odbyło się to na zasadzie „transferu” z amerykańskiej duchowości neoprotestanckiej.

Kryzysowa sytuacja francuskiego Kościoła, który to w tak wielu miejscach dosłownie zanika, ułatwia przyjmowanie charyzmatów. Są one powszechnie przyjmowane jako nadzwyczajne umocnienie w pozwalające na przetrwanie w radości i pokoju najcięższych lat próby, a także jako broń ofensywna w dziele reewangelizacji Francji. Nie chodzi tu wcale o pomysł skłaniający ekschrześcijan do powrotu do przekonań i praktyk religijnych, bo to może już obecnie nie wystarczyć, ale chodzi o ukazanie, że możliwe jest szczęśliwe życie oparte na Chrystusie obecnym w braterskiej wspólnocie ożywianej przez Jego Ducha Miłości. Nawrócenia ma obecnie we Francji wymiar cywilizacyjny, tak jak niegdyś w chrześcijaństwie starożytnym. Gdy „państwo Boże” zostało brutalnie usunięte z życia publicznego, trwa ono nadal w nowych wspólnotach i przyciąga do Chrystusa coraz to nowych ludzi, przekonujących się, że życie polegające na szukaniu wciąż nowych wrażeń i przyjemności nieuchronnie prowadzi do egzystencjalnej rozpaczy.

Tak więc francuska Odnowa charyzmatyczna wpisuje bardzo głęboko w odwieczne powołanie Francji . To właśnie z inicjatywy różnych wspólnot powstają nowatorskie pomysły zmierzające do wypracowania konkretnych idei, jak być chrześcijaninem w nowym tysiącleciu; to tam właśnie wykuwają się działania, których nie zawahałbym się nazwać „pracą u podstaw” nad nowego rodzaju chrześcijańskim społeczeństwem, dostosowanym do kontekstu współczesnej cywilizacji. To samo da się także powiedzieć o innych nowych ruchach i instytutach kościelnych, niekoniecznie o zabarwieniu charyzmatycznym, np. takich jak nowa zakonna wspólnota braci i sióstr jerozolimskich. Ogromną inspiracją w tym dziele jest odnowiony obraz Boga, człowieka i zbawienia, jaki wyłania się z adhortacji, encyklik i innych wypowiedzi dwóch ostatnich papieży: Jana Pawła II i Benedykta XVI. Podczas gdy we francuskiej prasie katolickiej rzadko kiedy można odnaleźć jakiekolwiek przychylne papieżowi akcenty, w Odnowie dokumenty Magisterium bierze się bardzo na serio i nie waha się znajdować w nich natchnień do wszelkich działań ewangelizacyjnych. Powoli kruszy się mur antyrzymskich uprzedzeń, tak mocno jeszcze obecny we francuskim Kościele w stosunkowo niedalekiej przeszłości.

Odnowa charyzmatyczna nie jest we Francji jednolita. Ton nadają jej wielkie wspólnoty o charakterze międzynarodowym, takie jak Emmanuel, Błogosławieństwa, Chemin Neuf czy też Fondacio. Ponadto jest także kilkadziesiąt znacznie mniejszych wspólnot o charakterze diecezjalnym, choć są one niekiedy sporadycznie obecne także i poza Francją. Tak np. Studnia Jakuba ze Strasbourga jest obecna także w Sokode w środkowym Togo, ponieważ zaprosił ją tam tamtejszy biskup. Obraz ten dopełniają tysiące grup modlitewnych zbierających się w parafiach, opactwach lub nawet prywatnych domach (zwłaszcza na zdechrystianizowanych obszarach wiejskich). Cechą charakterystyczną wspólnot Odnowy jest przemieszanie wszystkich możliwych stanów życia i różnorodność w możliwości zaangażowania się w realizację wspólnej misji. Tak na przykład we wspólnocie Studni Jakuba członkowie wspólnoty (engagés) przygotowują się do uczestnictwa w niej przez 5 lat, potem angażują się dwa razy po 3 lata (małżeństwa trzy razy do 3 lata), wreszcie angażują się na stałe. Sprzymierzeni ze wspólnotą (alliés) angażują się na rok i co roku odnawiają swoje zobowiązania. Natomiast przyjaciele wspólnoty (amis) wyrażają co rok chęć kontynuowania wspólnej drogi ze wspólnotą, ale nie podejmują żadnych konkretnych zobowiązań. W innej wspólnocie może to jednak wyglądać zupełnie inaczej.

O roli nowych wspólnot i grup charyzmatycznych niech świadczy fakt, że około dwie trzecie obecnych francuskich powołań kapłańskich i zakonnych pochodzi obecnie z tego środowiska.

Równocześnie Odnowa budzi także niekłamany szacunek coraz liczniej obecnych we Francji muzułmanów. Ciekawe, jak często to właśnie oni zatrzymują się w trakcie ulicznych ewangelizacji i chcą koniecznie porozmawiać o Jezusie, którego podobno chrześcijanie uważają za Boga. To co ich zastanawia i przyciąga, to spontaniczna radość wynikająca z więzi z Jezusem, której nigdy przedtem nie widzieli w żadnym chrześcijańskim kościele ani u żadnych wierzących katolików. Podczas gdy społeczeństwo ateistyczne jest bezradne wobec tylu emigrantów, którym nie potrafi wszczepić laickich wartości republikańskich i którzy nie kryją głębokiej pogardy dla wszelkiego rodzaju wynaturzeń, jakie obecnie widzą wszędzie dookoła, Odnowa potrafi niekiedy w zaskakujący sposób dotrzeć do wielu z nich.

Tak na przykład podczas jednej ze wspólnotowych Mszy św. celebrowanych w strasburskiej parafii, do Komunii św. podszedł ktoś wyglądający na Algierczyka z muzułmańskiego przedmieścia. „Czy jesteś, mój bracie, chrześcijaninem?” – zapytał ksiądz. „Nie jestem” – odparł. „Wobec tego nie mogę ci tego dać. To jest Chleb, który nasz Ojciec z nieba daje tylko swoim dzieciom. Ale mogę cię pobłogosławić!”. Następnego dnia ów Algierczyk zjawił się w parafii, chcąc się dowiedzieć więcej szczegółów na ten temat.

Ośmielam się zauważyć, że od takich właśnie małych i niepozornych zdarzeń może obecnie zależeć przyszłość świata, który obecnie wije się w konwulsjach pomiędzy dwoma fałszywymi modelami cywilizacyjnymi zwanymi w skrócie „McDonald” i „dżihad”.

6. Obecne perspektywy chrześcijańskiej Francji

Tak więc Kościół katolicki dalej we Francji żyje i działa, choć na powierzchni życia społecznego niewiele go widać. Częściej rzucają się w oczy puste kościoły niż wypełnione ludźmi miasteczko, w którym odbywa się jakaś letnia sesja Odnowy, animowana przez taką czy inną wspólnotę. Łatwiej jest zauważyć, że normalnych w parafiach spowiedź zanikła, niż to, że w niektórych sanktuariach czy też wyspecjalizowanych duszpasterstwach odbywa się ona o każdej porze dnia i nocy. Łatwiej jest zauważyć, że ludzie na co dzień są oszalałymi konsumentami niż to, że coraz więcej osób spędza wakacje w zaciszu benedyktyńskich opactw lub też na pieszym szlaku pielgrzymkowym do Santiago de Compostela.

To co było, nie powróci, ale być może jest właśnie tak, że we Francji (i gdzie indziej w Europie Zachodniej) dojrzałe chrześcijaństwo dopiero się zaczyna. Miłość człowieka do Boga i więź z Kościołem wydaje się podlegać takim samym prawom jak miłość dzieci do rodziców. Na początku jest ona spontaniczna i bezrefleksyjna, ponieważ dziecko czuje się jakby zlane w jedno ze swoimi rodzicami. Potem, w okresie dorastania dziecko staje się coraz bardziej autonomiczne i przestaje identyfikować się z rodzicami; wtedy też coraz niechętniej ich słucha. W krytycznym okresie buntu nastolatka niekiedy dochodzi niekiedy nawet do brutalnego zerwania więzi. Dopiero po jakimś czasie młody człowiek uświadamia sobie, że dzieli z rodzicami wspólne wartości, chociaż niekoniecznie chce je realizować w ten sam sposób jak oni. Wtedy ponownie nawiązuje się nić porozumienia, które nie jest już oparte na dziecięcym posłuszeństwie, ale na twórczej adaptacji rodzicielskiej mądrości.

Chrześcijańskie społeczeństwa zdają się przeżywać podobne etapy rozwoju relacji z Bogiem. Na początku jest dziecięca ufność i bezwzględne posłuszeństwo, które jednak nie trwa wiecznie. W miarę rozwoju pojawia się postawa autonomii i kwestionowanie wartości Objawienia. W przypadku Francji moment „młodzieńczego buntu” miał ogromnie gwałtowny charakter i dramatyczne konsekwencje. Dopiero obecnie z wolna rozpoczyna się mozolna droga powrotu do rodzicielskiego domu i próba ułożenia stosunków z Bogiem na zasadach dojrzałego i pełnego szacunku przymierza z Odwieczną Mądrością. Nie wiemy, kiedy się to stanie. Ale wiemy też, że „dary łaski i wezwanie Boże są nieodwołalne” (Rz 11,29). Jeśli Francja została powołana na nauczycielkę narodów pokazującą w swojej społecznej substancji wspaniałości Chrystusowego Odkupienia, to żaden grzech i żadne odstępstwo tego jej nie cofną. To samo dotyczy także powołania Polski i wszystkich innych narodów. „Wierny jest Ten, który was wzywa: On też tego dokona” (1 Tes 5,24). Amen!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image