PRZY ŁAMANIU CHLEBA

Pewna moja znajoma doznała kiedyś amnezji. Pewnego ranka jej otoczenie nagle zaczęło wyglądać dziwnie i odkryła, że nie może rozpoznać swojego domu ani przypomnieć sobie, gdzie mieszka. Sięgając niezgrabnie po telefon, próbowała rozpaczliwie wezwać kogoś na pomoc. Jednak, chociaż próbowała, nie mogła przypomnieć sobie nawet numeru telefonu do swojej najlepszej przyjaciółki.

W tym momencie stało się coś niezwykłego: podnosząc słuchawkę, odkryła, że jej ręka wiedziała, jaki numer wybrać, chociaż umysł nie potrafił go wyartykułować. Tak więc połączyła się ze swoją przyjaciółką i udało się jej uzyskać pomoc.

Czasami myślę o tej historii, kiedy ludzie mówią o obrzędzie lub liturgii jako o pozbawionym znaczenia zachowywaniu pozorów. Gdyż wielu ludzi w naszej kulturze ma tendencję do zrównywania rozumienia (szczególnie spraw religijnych) tylko i wyłącznie ze zdolnością wysłowienia pewnego zestawu pojęć i uczuć. Pogląd ten jest taki, że jeśli ktoś nie potrafi szczerze podać krok po kroku opisu swojej relacji z Panem, to ta relacja jest podejrzana. Stąd katolicy (którzy często nie są zbyt wygadani na temat swojej wiary i którzy notorycznie wykonują tę samą czynność dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku) często są głównymi podejrzanymi jako członkowie grupy wybranych sztywniaków – duchowo martwych obrzędowców, którzy zachowują formę Ewangelii, pozostając w tym samym czasie kompletnie nieprzemakalni na jej autentyzm. Te wszystkie znaki krzyża. To całe wstawanie i klękanie. Te wszystkie szablonowe zwroty. Gdzie jest prawdziwa znajomość Pana w takich rytuałach?

Odpowiedź ortodoksyjnego katolika: w naszych ciałach, nie tylko w naszych głowach, po prostu tak, jak wspomniana wyżej kobieta znała numer telefonu swojej przyjaciółki zarówno w swojej w ręce, jak i w swojej głowie.

Jest to dziwny pogląd dla naszej współczesnej kultury, ale jest to pogląd biblijny. Rozważ na początek sposób, w jaki biblijni pisarze używają słowa „znać”. Dla nich znajomość osób (a w szczególności Pana) zawsze ma charakter zarówno cielesny, jak i duchowy. Pomiędzy mężem i żoną, na przykład, biblijny sens słowa „znać” ma wyraźnie konotacje seksualne: „Adam potym poznał żonę swoję” (Rdz 4,1). Podobnie, dla pisarzy Starego Testamentu znajomość Tory oznacza więcej niż tylko jej wypowiadanie. Obejmuje ona najprzeróżniejsze akty cielesnych obrzędów przeznaczonych po to, by uczynić Prawo nie tylko częścią czyjegoś myślenia, ale częścią jego całej istoty, cielesnej i duchowej. Stąd Księga Powtórzonego Prawa nakazuje wiernym Izraela: „Przywiążesz je [Boże przykazania] do twojej ręki jako znak. Niech one ci będą ozdobą przed oczami” (Pwt 6,8) – przykazanie to zostało potraktowane dosłownie przez zastosowanie filakterii. Stary Testament jest tak samo zdominowany przez ogromną ilość przypisanych obrzędów cielesnych, służących prawidłowemu uwielbieniu Boga: obrzęd, który w sposób jasny obejmuje całą naszą istotę, a nie tylko po prostu nasze głowy lub dusze. Kult, w myśleniu starotestamentowego Żyda, obejmuje działanie, posłuszeństwo, czynienie – nie tylko słowa.

Ale my nie żyjemy pod Starym Przymierzem. Nie jesteśmy, powiada św. Paweł, więcej pod Prawem. To prawda. Ale wciąż jesteśmy ludźmi, a przez to wciąż istotami cielesnymi. To dlatego Jezus nie wzywa nas, byśmy byli wolni od obrzędu i liturgii, ale wolni od obciążenia przypuszczeniem, że obrzęd może nam kupić miłość Boga. Jak sam mówi, mamy uwielbiać Boga nie tylko słowami, ale „całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą”. A to jest zakorzenione w samej istocie Nowego Testamentu, gdyż kiedy Bóg objawił nam siebie, nie tylko mówił albo przekazał pewne słowne idee. Słowo nie stało się słowem, Słowo stało się ciałem.

Warto zwrócić na to uwagę, ponieważ współczesność bez przerwy przyucza nas do myślenia o Jezusie przede wszystkim jako Nauczycielu i do myślenia o nauczaniu przede wszystkim jako przekazywaniu pojęć. Z pewnością Jezus nauczał. Kazanie na Górze, przypowieści, dysputy są w całości werbalną artykulacją Bożego objawienia i rozpoczynają kapłaństwo Chrystusa, tak jak Liturgia słowa zaczyna kapłaństwo Mszy św. Jego słowa są dla nas istotne, a przetrwają niebo i ziemię. Ale Jego słowa, a w szczególności słowa na końcu Jego życia nie są końcem samym w sobie. Wskazują na straszny gest Jego śmierci i zmartwychwstania: gest, który wykracza poza słowa, jest głębszy niż słowa, niedotykalny przez słowa. Stąd ostatni czyn dokonany w obecności Jego uczniów (a tym samym to, co rozpoczyna Jego Mękę) nie jest pouczaniem, ale gestem. I to gestem, który wskazuje nie na pojęcie, ale na cielesny fakt, jakim jest Jego ciało ukrzyżowane za nas: „Wziął chleb, połamał go i dał uczniom, mówiąc: «Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje»”.

To objawienie przez ciało, przez gest, jest sposobem, w jaki zmartwychwstały Chrystus objawia również siebie samego. Uczniowie na drodze do Emaus rozmawiali i rozmawiali z Jezusem. Usłyszeli sporą dawkę werbalnie wyartykułowanej Ewangelii z ust samego Syna Bożego. Nie żeby taka mowa była bezowocna. Czuli, że serca w nich pałały. Ale doszli do poznania Go dopiero przez Jego gest – ponownie przy łamaniu chleba (Łk 24,30-31). Było to, jak cała wiedza biblijna, swego rodzaju cielesne spotkanie z Prawdą, a nie tylko umysłowe zrozumienie. To właśnie w ten sposób, a nie tylko przez zapamiętanie Jego słów poznajemy Go. I to właśnie w ten sposób, a nie tylko przez głoszenie Jego słów Kościół przez wieki Go naśladował. Nie tylko powtarzamy Jego słowa, powtarzamy również Jego gesty, biorąc chleb, składając dziękczynienie, łamiąc go i dzieląc z Jego uczniami.

Jest to powód wszystkich znaków krzyża, pochyleń, skłonów głowy, klękania, wznoszenia rąk, gestów responsoryjnych, namaszczenia, przekazywania pozdrowień, obrzędów i rytów. Uczymy się nie tylko głową, ale także naszymi ramionami i nogami, jak być takim jak On. Otrzymujemy od Chrystusa nie tylko pojęcia, ale życie. A życie dla Niego (i dla nas) jest rzeczą cielesną.

Czy wobec tego słowa są bezużyteczne? Z pewnością nie. „Głoście słowo” – mówi św. Paweł. I tylko naśladuje tak swojego Mistrza, który nauczał w całej Ziemi Świętej. To dlatego połowa Mszy jest poświęcona Liturgii słowa. Ale Ewangelia, która składa się tylko ze słów i jest skierowana tylko do naszych głów, nie jest Ewangelią Słowa, które stało się ciałem. Potrzebujemy pełni daru, który dał nam Bóg – daru, który objawił się nie tylko w słowach, ale także przy łamaniu chleba.

Tłum. Jan J. Franczak

©Copyright 2001 – Mark P. Shea

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image