UZDROWIENIE WEWNĘTRZNE – MÓJ GŁOS W DYSKUSJI

Z przyjemnością zauważyłam w mojej skrzynce pocztowej zawiadomienie o aktualizacji serwisu internetowego Apologetyka, z którego dowiedziałam się o artykule Aleksandry Kowal poświęconemu uzdrowieniu wewnętrznemu. Późniejsza aktualizacja zawierała informację, że toczy się gorąca dyskusja dotycząca tego zagadnienia. Postanowiłam zapoznać się z wymienionym artykułem, zamieszczoną polemiką Marka Piotrowskiego i wnioskami, do których doszli uczestnicy III sesji Apologetycznej. Cieszę się, że takie artykuły zostały napisane – są bardzo ciekawe.

Pragnę w związku z lekturą tych tekstów podzielić się moją refleksją na temat tego, co potocznie rozumiane jest w kręgu Odnowy w Duchu Świętym pod pojęciem uzdrowienia wewnętrznego.

ODZYSKAĆ MOC DUSZY, ABY ROZPOCZĄĆ BIEG OLBRZYMA.

Czy o istnieniu uzdrowienia wewnętrznego możemy mówić w kontekście wzrostu życia duchowego i czy w Kościele istnieją na to przykłady?

Aleksandra Kowal nie pozostawia nam wątpliwości pisząc: „Uzdrawianie wewnętrzne jest metodą skierowaną bardziej na wzrost życia wewnętrznego, czyli skupia się na psychice, na uczuciach, na subiektywnych doznaniach, dotyczy więc sfery natury, sfery przyrodzonej. Natomiast nie dotyczy wzrostu życia duchowego, jest ślepym zaułkiem, wynikającym z osłabienia wiary w moc sakramentów i samego Jezusa Chrystusa”.

Z lektury całego artykułu skupiającego się głównie nie na uzdrowieniu wewnętrznym, ale bardziej na „metodach” wyprowadzony jest ogólny wniosek, że takie uzdrowienie nie istnieje i nie ma na to przykładów ani w tradycji Kościoła ani w Piśmie świętym.

Czy jest tak naprawdę ?

Myślę, że jest inaczej. Nie zagłębiając się w tym miejscu w Słowo Boże, uważam, że możemy mówić o doświadczaniu przez ludzi Kościoła uzdrowienia wewnętrznego jako doświadczenia uzdrawiającej łaski Jezusa Chrystusa odnoszącej się do uwolnienia od skutków przeżycia traumatycznych wydarzeń. Uzdrowienie to może się dokonać i ma ono wpływ na rozwój nie tylko życia wewnętrznego, ale przede wszystkim duchowego (działanie Boga służy przecież nie tylko naszemu zdrowiu – w tym psychicznemu, ale przede wszystkim naszemu zbawieniu – drodze świętości).

Moim zdaniem bardzo dobrze udokumentowanym przykładem doświadczenia uzdrowienia wewnętrznego jest święta Teresa z od Dzieciątka Jezus, potocznie nazywana Małą Świętą Treską.

Jej drogę wzrostu duchowego możemy śledzić od bardzo wczesnych lat dzieciństwa – niejako „od poczęcia do naturalnej śmierci”, dzięki szczegółowej autobiografii zawartej w pamiętniku pt. „Dzieje Duszy”.

Św. Teresa, wychowana w bardzo religijnej rodzinie, mogłaby uchodzić za osobę która nie potrzebowała nawrócenia, gdyż – jak sama wyznała – nigdy w życiu nie popełniła grzechu ciężkiego. A jednak mówi o sobie, że w wieku lat czternastu nawrócenia doświadczyła.

Opisując to zdarzenie, odwołuje się do innego, które miało miejsce w jej życiu, kiedy skończyła cztery i pół roku – wtedy umarła mądra, czuła i kochająca Matka Teresy.

Śmierć Matki rozpoczyna nowy okres w życiu 4,5-letniego dziecka, zakończony po dziesięciu latach. Moment śmierci Matki i to co nastąpiło później św. Teresa opisuje słowami: „Okres ten obejmuje lata od czterech i pół do czternastego roku życia, kiedy to odzyskałam w pełni moje dziecięce usposobienie, nabierając równocześnie powagi życia. Muszę Ci wyznać, moja Matko, że po śmierci Mamusi moje usposobienie zmieniło się całkowicie; dotąd żywa nad miarę, skłonna do wynurzeń, stałam się nieśmiała i łagodna, zbyt przewrażliwiona. Wystarczyło jedno spojrzenie, a zalewałam się łzami; by mnie zadowolić, trzeba było zupełnie mną się nie zajmować; nie mogłam znieść towarzystwa ludzi obcych, wesołość odzyskiwałam tylko w gronie rodzinnym…” (Dzieje Duszy, 1988, s. 52)

Działo się tak pomimo wielkich miłości, jaką otoczyli ją najbliżsi. Dopiero łaska Boga wpłynęła na przemianę Teresy.

Święta daje o tym świadectwo: „A przecież otaczano mnie nieustanną serdecznością najbardziej delikatną. Serce Tatusia, już przedtem tak czułe i, wzbogaciło swą miłość w uczucia prawdziwie macierzyńskie… (…) Ach, gdyby dobry Bóg nie udzielił dobroczynnych promieni swojemu kwiatuszkowi nie zdołałby on nigdy zaaklimatyzować się na ziemi, był jeszcze zbyt słaby, by mógł znieść deszcze i burze, potrzebował ciepła, słodkiej rosy i wiosennego wietrzyka” (tamże, s. 52).

Święta Teresa pisząc o swoim nawróceniu, mówi o małym cudzie, jakiego Bóg musiał dokonać w jej życiu.

„Moja nadmierna uczuciowość czyniła mnie nieznośną; jeśli komuś z mych ukochanych sprawiłam mimo woli choćby najmniejszą przykrość, wówczas zamiast przejść nad tym do porządku dziennego, płaczem powiększałam swoją winę zamiast ją zmniejszyć. (..) Nie pomogły żadne perswazje; nie byłam w stanie zdobyć się na poprawę z tej brzydkiej wad . (..) Dobry Bóg musiał sprawić mały cud, bym w jednej chwili dojrzała; uczynił to w niezapomnianym dniu Bożego Narodzenia” (tamże, s. 108–109).

Pisze później o miłości Boga ku niej i o przemianie nocy duszy w strumienie światła: „Tej nocy, w której z miłości ku mnie sam stał się słabym i cierpiącym, mnie uczynił silną i odważną, (…) od tej błogosławionej nocy nie uległam już żadnej walce, ale przeciwnie, szłam ze zwycięstwa w zwycięstwo, rozpoczynając – rzec można – „bieg olbrzyma”… Źródło moich łez wyschło i odtąd rzadko i z trudem się otwierało” (tamże, s. 109).

Wyznaje, że właśnie w tym dniu otrzymała łaskę dojrzałości, czyli całkowitego nawrócenia, odzyskała coś co utraciła przeżywając śmierci Matki w dzieciństwie: „Terenia odzyskała na zawsze moc duszy, którą utraciła w wieku lat czterech i pół”. Było to dla Teresy wydarzenie cudowne: „Od tej nocy pełnej światła rozpoczął się trzeci okres mego życia, najpiękniejszy z pośród wszystkich, obfitujący w łaski Nieba! Jezus (…) w jednej chwili dokonał dzieła, jakiemu nie mogłam sprostać przez dziesięć lat (tamże, s. 110).

Jezus sprawił, że Teresa zapomniała o sobie, doświadczyła miłości i poczuła się szczęśliwa. Święta pisze: „Jednym słowem, w serce moje wstąpiła miłość połączona z pragnieniem zapomnienia o sobie, by innym sprawić przyjemność, i od tej chwili poczułam się szczęśliwa”. (tamże, s. 110).

Wszystkim, którzy kiedykolwiek czytali świadectwo osoby za którą modlono się o uzdrowienie wewnętrzne słowa św. Teresy z Liseux zabrzmią dziwnie znajomo.

Na pewno warto praktykę nazywaną przez Ruch Odnowy w Duchu Świętym uzdrowieniem wewnętrznym uporządkować, zwłaszcza dokonać oceny prowadzonych rekolekcji czy wręcz modlitw – bo może nie są to modlitwy, tylko terapie. Ale w nurcie modlitw o uzdrowienie wewnętrzne, z którym się zapoznałam w Ruchu Światło-Życie, nigdy nie chodziło o coś innego, jak o prośbę skierowaną do Boga, aby jeżeli jest taka Jego wola, pozwolił osobie, za którą się modlimy, odzyskać utraconą przez bolesne doświadczenia „moc duszy”, aby rozpoczął się w życiu pokrzywdzonego człowieka wzrost duchowy – „bieg olbrzyma”.

Święta Teresa odzyskała tę moc przez pozornie niemające znaczenia wydarzenie – być może to właśnie modlitwy sióstr wyprosiły łaskę przemiany Teresie. Modlitwa za cierpiącego (niezależnie jaki jest powód cierpienia) jest czynem miłości wobec pokrzywdzonego.

Bo trzeba postawić tu następne pytanie:

CZY NALEŻY SIĘ MODLIĆ O ZDROWIE?
CZY NIE JEST TO WYRAZEM ODRZUCANIA WOLI BOŻEJ?

Czy można osobie, która cierpi czy jest chora (fizycznie lub psychicznie) przypisać za to winę w postaci np. braku dojrzałości duchowej, nawrócenia czy wręcz braku wiary? Albo osobie, która szuka zdrowia i w przypadku choroby modli się o nie, a jednocześnie chodzi do lekarza, przypisać brak posłuszeństwa Bogu, brak wiary? A może powinniśmy modlić się o zdrowie tylko w przypadku raka, a w przypadku grypy już nie?

Pytania te są czysto retoryczne, bo odpowiedzi są oczywiste. To wszystko odnosi się także do braku zdrowia w dziedzinie psychiki.

Św. Paweł wyznaje w liście do Koryntian, że doświadcza słabości pomimo modlitwy do Boga (2 Kor 12, 7-9): Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował – żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz [Pan] mi powiedział: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa”.

Jeżeli nikt nie neguje modlitwy o zdrowie czy uzdrowienie, gdy mamy do czynienia z chorobą ciała, to tak samo nie możemy negować prośby o zdrowie czy uzdrowienie w dziedzinie ludzkiej psychiki. Modlitwa o zdrowie i chodzenie do lekarza nie są czynnościami, które się wzajemnie wykluczają (albo – albo). To samo dotyczy modlitwy i terapii psychologicznej. I tak, jak nie leczymy się z byle powodu antybiotykami, tak też nie trzeba z każdym problemem udawać się do terapeuty.

Aleksandra Kowal bardzo pięknie zauważyła, że czas oraz serdeczna troska najbliższych są w takich wypadkach traumatycznych wydarzeń, jak np. śmierć bliskiej osoby, najlepszym lekarzem. Ale prawdą jest też, że tak jak wyznaje św. Teresa nawet wielka miłość rodziny nie pomagała jej.

Bolesną prawdą jest też, że nie każdy ma w swojej rodzinie oparcie. Nie każdy ma przyjaciela czy nawet kierownika duchowego, który w takich momentach nam towarzyszy nie tylko obecnością, ale przede wszystkim modlitwą. W Piśmie świętym czytamy, że taka osoba jest rzadkim skarbem danym nam przez Boga. Syr 7:15 „Wierny przyjaciel jest lekarstwem życia; znajdą go bojący się Pana”.Osoby, które mają wierzących przyjaciół (lub jeszcze lepiej kierowników duchowych), być może nigdy nie odczują potrzeby korzystania z takiej modlitwy. Natomiast my chrześcijanie jesteśmy powołani do tego, aby kochać innych – czyli być przyjaciółmi dla innych. Jesteśmy powołani do tego, aby wysłuchać drugiego człowieka bez oceniania jego problemów, do modlitwy za daną osobę, a czasami do udzielenia dobrej rady. Kościół zna to doskonale – zawiera się to w uczynkach miłosierdzia co do duszy i uczynkach miłosierdzia co do ciała (wiedza ta powinna być opanowana na poziomie przystępowania do I Komunii Świętej).

Warto też sięgnąć do Katechizmu Kościoła Katolickiego. W rozdziale „Sakramenty uzdrowienia” – jest miejsce poświęcone wewnętrznej pokucie, która może wyrażać się w bardzo zróżnicowanych formach, w tym: „wysiłki podejmowane w celu pojednania się z bliźnimi, łzy pokuty, troskę o zbawienie bliźniego, wstawiennictwo świętych i praktykowanie miłości, która ‘zakrywa wiele grzechów’” (KKK 1434).

CZY ISTNIEJĄ ZRANIENIA?

Jedną z największych ran ostatniego czasu, spowodowanych przez grzech nie tylko w sercu grzesznika, ale i w sercu ofiary, a tak naprawdę w ciele całego Kościoła, jest głośna sprawa księży-pedofili. Słowa Papieża przytoczone za Agencją KAI brzmią wstrząsająco:

„Jan Paweł II przyznał, że jest zdruzgotany skandalem pedofilii w amerykańskim Kościele. W Watykanie trwa narada Papieża z kardynałami USA nt. kryzysu spowodowanego nadużyciami seksualnymi duchownych tego kraju.

– „Podobnie jak wy jestem głęboko zdruzgotany faktem, że księża i zakonnicy, których powołaniem jest pomoc ludziom w osiągnięciu świętości, wywołali cierpienia i zgorszenie” – powiedział Papież otwierając bezprecedensowe spotkanie.

Przyznał, że z powodu dotychczasowego podejścia do tego skandalu spadło zaufanie wiernych do hierarchii Kościoła. – Nadużycia, które do tego doprowadziły, słusznie zasługują na miano przestępstwa; są one także grzechem budzącym grozę w oczach Boga – dodał Jan Paweł II.

Wyraził on solidarność i współczucie ofiarom i ich rodzinom. Papież ma nadzieję, że zapoczątkowany proces oczyszczenia przyniesie spodziewane rezultaty. – Oczyszczenie to – podkreślił – jest pilnie potrzebne w całym Kościele, jeżeli ma on skutecznie głosić Ewangelię” (Wiadomość KAI z 23.04.2002 r.).

Te słowa nie wymagają komentarza.

Jezus mówi o krzywdzie wyrządzonej drugiemu człowiekowi tak wielkiej, że może doprowadzić drugiego niewinnego człowieka aż do grzechu – Łk 17, 1-2: „Rzekł znowu do swoich uczniów: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie”..

CZY MOŻEMY MÓWIĆ O PROBLEMIE NIEWŁAŚCIWEGO DOBORU CYTATÓW?

W artykule Aleksandry Kowal dobór cytatów jest nie tyle niewłaściwy, co nieprzypadkowy – jest po prostu bardzo charakterystyczny.

Wszyscy „starzy wyjadacze” pamiętają okres, kiedy lekturą obowiązkową, której uczyliśmy się na pamięć, była książeczka „Cztery prawa życia duchowego”. Nie trzeba było wypowiadać wersetów z Pisma świętego, wystarczyło rzucić hasło „Jan 3, 16” – na poparcie jakiejś tezy i każdy wiedział o co chodzi. Podobnie jest z cytatami wybranymi przez Aleksandrę Kowal. Są one bardzo charakterystyczne dla jednego z ruchów kościelnych.

Odnowa w Duchu Świętym – która prawdę o jednym ze źródeł „zła” w sercu człowieka opiera na cytacie Mt 6, 14-15: „Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień” – będzie organizować rekolekcje „uzdrawiania wspomnień”, mające na celu uzyskanie pewności, „że się przebaczyło” ; mogą tu występować nadużycia.

A ruch – który prawdę o złu w sercu opiera na cytacie 1 Tm 6,10: „Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami” – będzie organizował obowiązkowe na określonym etapie rekolekcje „dawania pieniędzy” w celu wykazania, czy dana osoba zerwała już z grzechem i ma wiarę ; tu też mogą występować nadużycia.

Pierwsza grupa przez tą drugą będzie postrzegana jako ci, którzy są w błędzie, bo szukają zbawienia w psychologii, a zbawienie jest w Chrystusie. A druga grupa przez tą pierwszą będzie postrzegana jako ta, która szuka zbawienia w cierpieniu (a może w nawet w cierpiętnictwie bo „im gorzej tym lepiej”) lub w uczynkach i jest w błędzie, bo przecież zbawienie jest w Chrystusie.

Czy jest to powód do sporu? Jedni i drudzy wskazują ten sam fundament – Jezusa Chrystusa, a przy tym zarówno w przebaczaniu jak i w dawaniu pieniędzy nie ma nic złego. Bóg jednak zawsze patrzy na serce (intencje człowieka); w każdym nawet zewnętrznie dobrym czynie mogą być intencje niewłaściwe, ale o tym do końca wie tylko Bóg.

Odpowiedzmy sobie sami na pytanie, co jest nam łatwiej uczynić: przebaczyć drugiemu człowiekowi i powiedzieć „przebaczam ci”, czy dać komuś dużą sumę pieniędzy.

Korzystając z wiedzy ekonomicznej (jestem z wykształcenia ekonomistką) i teologicznej (studiowałam teologię), mogę powiedzieć, że na świecie grzech pojawił się prędzej, niż pieniądze. To zdanie wypowiedziane jest oczywiście w formie żartu, aby podkreślić, że do patrzenia na prawdy wiary nie możemy używać jedynie cytatów (zwłaszcza tych obiegowo „używanych” w danej grupie religijnej), ale wsłuchać się w głos Kościoła. Po przeczytaniu artykułu widzę, że zarówno Aleksandrze Kowal, jak i braciom Linn chodzi, mimo różnicy argumentacji, o upadłą naturę ludzką.

To co wydaje się brzmieć dziwnie: „uzdrowienie wewnętrzne” – w innym ruchu będzie mieć swój odpowiednik pod nazwą „egzorcyzmowanie afektów”. Która z tych nazw jest bardziej dziwaczna i porażająca, to pewnie zależy od subiektywnej oceny.

W Odnowie w Duchu Świętym czy w Ruchu Światło-Życie jest stosowana praktyka duchowa nazywana „Oddanie Życia Jezusowi i przyjęcie Go jako Pana i Zbawiciela” – czy to oznacza, że to co jest charakterystyczne dla tych ruchów, nie jest poza nimi obecne w Kościele?

Wzorem dla naszej modlitwy powinna być liturgia Kościoła. W akcie pokuty po wyznaniu grzechów zwracamy się z prośbą o modlitwę za nas nie tylko do Maryi i świętych, ale też prosimy o modlitwę „braci i siostry”. Wyznajemy Bogu przed nimi, że zgrzeszyliśmy myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Prosimy Boga o odpuszczenie grzechów, ale też modlimy się o UWOLNIENIE SERCA OD NIEUPORZĄDKOWANYCH PRZYWIĄZAŃ.

UWOLNIENIE SERCA OD NIEUPORZĄDKOWANYCH PRZYWIĄZAŃ

– jest tym, o co w najgłębszej istocie chodzi w modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne. Modlimy się tu również o porządkowanie naszych uczuć zarówno tych negatywnych, jak i tych tzw. „pozytywnych”, które mogą prowadzić do grzechu, a przede wszystkim o właściwe ukierunkowanie naszego życia.

W czasie pierwszego skrutynium nad katechumenami celebrans wyciągając ręce odmawia modlitwę egzorcyzmu: „Panie Jezu, Ty jesteś źródłem, którego wybrani pragną, i nauczycielem, którego poszukują. Tylko Ty jesteś święty, dlatego oni wobec Ciebie nie odważają się powiedzieć, że są niewinni. Ufnie otwierają swoje sercawyznają grzechy i odsłaniają ukryte rany. Z miłości zatem uwolnij ich od słabościprzywróć zdrowie chorymnasyć pragnących i udziel im pokoju. Mocą Twego imienia, które z wiarą wyznajemy, przybądź teraz i ulecz ichWydaj rozkaz duchowi, którego zmartwychwstając pokonałeś. Ukaż swoim wybranym drogę w Duchu Świętym, aby krocząc do Ojca, czcili Go w prawdzie”. ( OCHWD, 1988, s. 78)

A co z sytuacją, gdy ktoś pragnie osiągnąć to niewłaściwymi metodami? Jakiejkolwiek byśmy nie użyli metody prawda jest jedna: to Bóg uwalnia nasze serca. Zła jest na pewno ta „metoda”, która koncentruje wiarę w uzdrowienie (nie mylić z wyleczeniem przez terapię) na metodzie, na technice, osobie, a nie na Bogu. Może się też zdarzyć, ze jakiś ruch buduje w sobie przekonanie, że „ma metodę” – „patent na świętość”.

1 Kor 3, 7-11: „Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg. Ten, który sieje, i ten, który podlewa, stanowią jedno; każdy według własnego trudu otrzyma należną mu zapłatę. My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą. Według danej mi łaski Bożej, jako roztropny budowniczy, położyłem fundament, ktoś inny zaś wznosi budynek. Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus”.

Bóg dał nam rozum i przemawia do naszego rozumu – to oczywiste.

Może to, co krytykujemy jako metody okultystyczne (czy konieczne jest widzenie diabła we wszystkim?), jest po prostu próbą przemówienia do naszego rozumu w celu przyjęcia orędzia Ewangelii? W ewangelizacji używane są różne metody: tradycyjne takie jak słowo i świadectwo, ale też i bardziej współczesne jak: pantomima, scenki dialogowane. Nie zawsze scenki możemy pokazać – bo nie jest to fizycznie możliwe. A przecież obraz silnie przemawia do człowieka i może mu pomóc w przyjęciu Słowa Bożego. Zawsze jednak możemy odwołać się do wyobraźni człowieka i poprosić, aby to on sam odegrał w wyobraźni „scenkę”, która przemówi do jego rozumu. Zły podsuwa nam obrazy złe, aby nas kusić. Czy my nie powinniśmy podsuwać innym dobrych obrazów, aby innym pomóc?

Nie czytałam książek braci Linn i to, co piszę, nie jest oceną metod tam proponowanych, a jedynie głosem o umiar i trzeźwość w ocenie tych metod, którą to ocenę zostawiam teologom i specjalistom.

Na koniec tych pisanych na gorąco luźnych myśli, nie tyle polemicznych, co będących raczej próbą innego podejścia do zagadnienia uzdrowienia wewnętrznego i uzasadnienia modlitwy o takie uzdrowienie, pragnę odnieść się do „nieroztrząsania przeszłości”.

MĄDROŚĆ SERCA

Psalmista woła do Boga (Ps 90, 12): „Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca”. Myślę, że o takiej pięknej mądrości serca mówi Aleksandra Kowal (nie chodzi chyba o brak wdzięczności wobec Boga i brak pokory w uznaniu tego, co było w naszym życiu). Są ludzie, którzy nie dokonują refleksji nad tym, co było. Mówimy potocznie, że wszystko po nich „spływa”, idą do przodu jak „po trupach”. Ale też są inni, którzy osiągnęli szczególną mądrość serca, coś w rodzaju patrzenia na swoje życie z perspektywy wieczności.

Najczęściej są to ci, o których wiemy, że nawrócili się w obliczu swojej śmierci. Miałam wielkie szczęście przyjaźnić się z taką osobą. Starała się ona (już nie żyje) przekazać mi mądrość człowieka, który nie grzebie się w przeszłości (w sensie obciążania serca niepotrzebnymi troskami), bo wie, że jeszcze dziś może stanąć przed Bogiem.

Taka mądrość serca jest łaską daną przez Boga – w ten sposób Bóg dokonuje w nas uzdrowienia wewnętrznego (czyli uwolnienia serca).

Cokolwiek byśmy nie napisali, ważnym jest, abyśmy wszyscy (o co się modlę, mam wiarę i nadzieję) spotkali się w Niebieskim Jeruzalem, gdzie ludzie (Ap 7, 16-17): „Nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć, i nie porazi ich słońce ani żaden upał, bo paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu, i poprowadzi ich do źródeł wód życia: i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu”.

Małgorzata Borecka,
Ruch Światło-Życie

MAŁGORZATA BORECKA   

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image