V. KOŚCIÓŁ DZISIEJSZY WOBEC GRZECHU

1. Grzech w sercu świata

27. Pojęcie grzechu jako sprzeciwu wobec woli Bożej i zerwania jedności z Bogiem Stwórcą i Ojcem człowieka zanika w dzisiejszym świecie.

Pewien amerykański autor napisał pokaźny tom, pod znamiennym tytułem: Whatever became of sin? – co można przetłumaczyć jako: „A cóż się stało z grzechem?”.

Nic dziwnego, że straciliśmy poczucie grzechu w tej samej mierze, jak osłabiło się znaczenie Ewangelii i Boga. Grzech jest przepaścią, której nie możemy zmierzyć za pomocą jedynie ludzkiego rozumu. Aby go naprawdę zgłębić, trzeba rozumieć jednocześnie transcendencję i immanencję Boga i kim On jest w sobie.

Mówi się, że Ozanam (1813–1853, profesor Sorbony) odpowiedział pewnego dnia swemu synowi, gdy ten mu zarzucał, że przesadza, nazywając się wielkim grzesznikiem: „Mój synu, nie wiesz, czym jest świętość Boga”. Trzeba być bardzo blisko Boga, by zmierzyć dzielący nas od Niego dystans.

Z trudem dostrzegamy transcendencję Boga, ale również Jego immanencję, przez którą identyfikuje się z nami, gdy Mu służymy w bliźnich, mówiąc: „Mnieście to uczynili”.

„Kim jest Bóg – pyta poeta – którego nie może kochać nikt, kto nie kocha człowieka?
Kim jest Bóg, którego można tak mocno zranić, raniąc człowieka?”

Można również zbliżyć się do tej tajemnicy z innej strony, kontemplując Chrystusa umierającego na Kalwarii. Baranek Boży, który gładzi grzechy świata, Zbawiciel, który oddaje życie dla odpuszczenia grzechów.

Z braku takiego naświetlenia grzech traci swój sens, tym bardziej że freudowskie rozważania pozbawiły człowieka poczucia winy, odsuwając grzech do podświadomości lub patologii.

Człowiek współczesny nie rozumie grzechu w wymiarze religijnym. Dobro i zło zależą tylko od niego samego: sam jest dla siebie prawem i „miarą wszystkiego”. Wystarczy nie szkodzić bliźnim, aby głosić, że jest się zwolnionym od jakiegokolwiek przymusu. Zapomina się, że człowiek, który poniża samego siebie, nawet w skrytości, degraduje całą ludzkość. Powiedziano, że: „dusza, która się wznosi, podnosi świat”. Również odwrotność jest prawdą: jesteśmy związani jedni z drugimi w dobrem i złem przez tajemniczą solidarność. Nie tylko epidemie i opady nuklearne nie znają granic państwowych.

28. Ankiety socjologiczne i sondaże nie są w stanie wyjaśnić najgłębszego powodu nieporządku w świecie, którym w gruncie rzeczy nie jest nic innego jak grzech ludzki.

Bo w ostateczności to on jest źródłem wszelkiego zła i nadużyć społecznych, wciąż odżywających pod każdą szerokością geograficzną i w każdym reżimie. Grzech nie jest jedynie nieporządkiem wobec Boga, jest niszczący i antyspołeczny z natury. Człowiek, który grzeszy – nawet w ukryciu, jak mówiliśmy – wstrząsa społeczeństwem, w którym żyje, gdyż upadla społeczeństwo i je dehumanizuje.

Konstytucja duszpasterska Gaudium et spes podkreśla mocno ten związek:

„Jest rzeczą pewną, że zaburzenia występujące tak często w porządku społecznym pochodzą częściowo z samego napięcia właściwego formom gospodarczym, politycznym i społecznym. Głębsze jednak ich źródło leży w pysze ludzkiej i egoizmie, które również zatruwają klimat społeczny” (KDK, nr 25).

Każdy grzech wzmacnia władanie szatana w świecie. „Ojciec kłamstwa” znajduje tworzywo pozwalające mu powiększać konflikty między ludźmi, ustawiać jednych przeciw drugim w sposób nie do rozwiązania, wzniecać wojny, zawsze bratobójcze, gdyż jest on, wedle słów biblijnych: „od początku zabójcą”. Grzech jest w centrum dramatów ludzkich, czy ludzie o tym wiedzą, czy nie, i czy temu przeczą, czy w to wierzą.

2. Postępująca degradacja moralna

29. Zanim opiszemy degradację moralną postępującą na naszych oczach, wypada uznać rzeczywisty postęp świadomości ludzi w licznych dziedzinach działalności charytatywnej i społecznej. Przede wszystkim nastąpiło wyostrzenie uświadomienia sobie solidarności międzyludzkiej i wyczulenie na całym świecie na dziedzinę praw człowieka, nawet jeżeli te prawa są cynicznie deptane w licznych krajach.

Niestety nawet pod pokrywką obrony praw człowieka uczestniczymy w bezprzykładnym upadku moralnym w najbardziej żywotnych sferach i to wstrząsa podstawami życia społecznego.

Gdy się raz podważy powiązanie dobra i zła z odniesieniem do Boga i Ewangelii, człowiek staje się najwyższym kryterium dobra i zła.

Owoce tego całkowitego relatywizmu i złamania wszelkich barier stają się szczególnie widoczne w braku szacunku do życia ludzkiego i autentycznej miłości. Zatrzymajmy się chwilę na tych dwóch newralgicznych punktach.

a) Szacunek dla rodzącego są życia

Uchwalając większością głosów ustawę stwierdzającą, że przerywanie ciąży jest legalne oraz opłacane przez Opiekę Społeczną, uruchomiono działanie maszyny, prowadzące do najgorszych konsekwencji. Gdy raz poświęcono życie ludzkie, w samych początkach, uzależniono je od woli jednostki, nie ma żadnego logicznego powodu, by społeczeństwo w przyszłości szanowało prawo do życia upośledzonych, nieuleczalnie chorych, nieużytecznych starców. Zręczna i perwersyjna propaganda środków masowego przekazu manipulujących opinią publiczną wystarczy, by jutro znieść moralne dziedzictwo zostawione nam przez Ewangelię i leżące u podstaw naszej cywilizacji. Musimy głośno wołać, wbrew wszelkim sprzeciwom, że jest to wciąż popełniane pomylenie pojęć; mamy prawo do życia, ale nie mamy prawa do życia cudzego.

b) Szacunek wobec miłości

30. Atakuje się rodzinę w jej korzeniach przez „prawo do wolnej miłości”, które stało się wielkim żądaniem. Stąd zwiększona liczba rozwodów, jedno małżeństwo na dwa czy trzy już pada tego ofiarą. W wielu krajach dają się odczuć wręcz lawinowo takie konsekwencje jak przestępstwa młodocianych – najczęściej owoc rozbitych ognisk – czy narkomania, akty gwałtu itp.

Pod pokrywką słowa „miłość” dokonuje się przed naszymi oczyma wielka mistyfikacja. W książce Miłość i panowanie nad sobą z 1960 roku napisałem: „Słowo miłość jest dziś dla chrześcijan przegraną bitwą, którą należy powtórnie wygrać”.

„Żadne słowo nie jest bardziej skompromitowane we współczesnej literaturze, w języku kina, radia, telewizji i innych środków przekazu. Dzienniki i miesięczniki są jego pełne, opisuje się szczegółowo tzw. miłość od pierwszego wejrzenia i zbrodnie miłości. Radio śpiewa o «miłości» w każdej godzinie dnia, na każdej fali. Kino ukazuje sceny miłosne bez końca. Teatr jej poświęca część swego repertuaru, a środki przekazu trudnią się ukazywaniem jej obrazu. «Miłość» ukazywana jest jako całkowite usprawiedliwienie i uniewinnienie wszystkiego. Gdy mężczyznę poniesie namiętność do kobiety nie będącej jego żoną, żąda wolności w imię takiej «miłości». Jest to «zasłona narzucona na obrzydliwość». W rzeczywistości to nie miłość każe mu tak postępować, lecz fizyczna namiętność go oślepia. Miłość stanowi tu alibi maskujące cyniczny egoizm, rozpustę, zdradę i nieobyczajność”.

Degradacja moralna rozprzestrzenia się. I jak się nie podpisać pod tekstem, który napisał niedawno ojciec Gerard Defois, sekretarz Konferencji Episkopatu Francji: „Miłość zredukowana do przejściowej namiętności, cała płciowość zredukowana do banalnego zaspokajania, rodzina zredukowana do stanu przejściowego – to człowiek umniejszony do granic klęski w społeczeństwie, które się boi. Nasze kłótnie o antykoncepcję, aborcję, rozwód – jednym słowem: życie, są tak samo ważne jak rozmowy o rozbrojeniu i o torturach. Bardziej jeszcze, to jest ta sama walka, aby nadać rodzinie i naszemu współczesnemu życiu narodowemu i międzynarodowemu wartość ludzką wbrew wszelkim wezbranym wodom i wichrom”.

3. Poczucie grzechu zanika w sumieniu chrześcijan

31. Rozgrywa się obecnie szczególny dramat w sumieniu wielu chrześcijan, samo pojęcie grzechu niebezpiecznie zanika.

Nasza liturgia Eucharystii rozpoczyna się jeszcze od Confiteor i zgodnie z rytem bijemy się w piersi. Również nadal prosimy Boga w Ojcze nasz: „odpuść nam nasze winy” i „zbaw nas ode złego”, a w Zdrowaś, Maryjo nie zniesiono: „Módl się za nami grzesznymi”.

Ale czy ośmielimy się w całej prawdzie powiedzieć, że idziemy do Boga „z pokornym i skruszonym sumieniem”, jak wypowiadamy to ustami?

Powinniśmy postawić sobie uczciwie pytanie, jaki jest nasz stosunek do prawdziwie chrześcijańskiej moralności? Precyzuję „prawdziwie chrześcijańskiej”, bo wiem, że nawet to jest kontestowane w naszych szeregach i niektórzy próbują podważać istnienie takiej specyfiki.

Nie musimy robić rachunku sumienia za niechrześcijan, wystarczy nasz własny.

Nie oddycha się bezkarnie złym powietrzem, tym bardziej że trucizny wciskają się wszystkimi drogami mass mediów, tego nowego regulatora sumień ludzkich. Zatrzymajmy się jedynie nad zagadnieniem rodziny, które może stanowić test.

Na jakiej długości fali jesteśmy w tej dziedzinie? Skąd czerpiemy kryteria i jakie mamy punkty odniesienia? Czy pozostawiamy na boku naukę podawaną przez Kościół w Adhortacji apostolskiej, niedawno opublikowanej przez Jana Pawła II Familiaris Consortio? Czy przyjmujemy ją i wprowadzany w życie jako istotny element i życiową naukę? Można się niepokoić tym, jak została przyjęta.

Zarówno w sprawie przedwczesnych stosunków seksualnych czy informacji o antykoncepcji wszędzie dostępnej, czy aborcji na każde zawołanie, czy seksualnym zboczeniom miłości lesbijskiej i homoseksualizmu, czy wspólnego zamieszkiwania młodych i małżeństw na próbę, w dwóch lub trzech etapach – pogląd, że takie postępowanie nie może być pozostawione rozstrzygnięciu człowieka, ale że istnieje prawo Boże i słowo Boże interpretowane przez Magisterium Kościoła, stał się zupełnie obcy w sumieniu wielu chrześcijan, którym bardziej zależy na nowoczesności niż na wierności doktrynalnej.

Gdy to piszę, przypadkowo wpadł mi w rękę periodyk wydany „dla i przez współczesnych chrześcijan”. Można tam przeczytać zdumiewające zdania:

„Czy nie jest możliwe, by ponownie rozpatrzyć na płaszczyźnie religijnej duszpasterstwo małżeństw, zdając sobie sprawę (jak to już się czyni) z etapów, przez jakie przechodzi racjonalne budowanie miłości? Są nimi: wspólne zamieszkiwanie po powziętej decyzji, oznajmionej wobec wspólnoty chrześcijańskiej, która ją przyjmuje. Następnie założenie rodziny, gdy postanawia się mieć potomstwo, co wymaga rozważnej decyzji o trwałości i stabilności związku. Nic nie przeszkadza zawrzećmałżeństwo, jako ostateczne i definitywne zaangażowanie się tych, którzy się na nie decydują”.

Można postawić pytanie: dokąd doprowadzi takie „duszpasterstwo” pod gust dnia dzisiejszego? Gdzie jest w tym wszystkim Ewangelia i sakramentalny charakter małżeństwa między ochrzczonymi?

Taki brak zmysłu chrześcijańskiego w odniesieniu do miłości i małżeństwa, którego intencji nie osądzam, jest tym groźniejszy, że „jedynie miłość buduje świat” i że „przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę”, by przyjąć wyrażenie Jana Pawła II.

Chcąc naszą moralność oprzeć na tym, czym dziś się żyje i czym się zarażamy w oczekiwaniu na jutro, które może zgotować inne niespodzianki, jeszcze bardziej rozwiązłe, tracimy naszą tożsamość i cofamy się. Zauważmy, że choć świat chrześcijański dziś nie egzorcyzmuje diabła, jest w trakcie egzorcyzmowania grzechu.

4. Krzyk na alarm

32. W tym wszystkim wydaje mi się najgroźniejsza rezygnacja chrześcijan i pozostawianie upadku moralnego bez reakcji, bez innego protestu jak tylko pełne rezygnacji wzdychanie wobec rzeczy nieuniknionej. Nie da się pogodzić defetyzmu z naszą misją chrześcijańską w świecie. Jezus powiedział do swoich uczniów, że pozostawia ich na świecie, ale że nie są oni ze świata. Kompromis ze złem czy też rezygnacja jest zanegowaniem naszej chrześcijańskiej tożsamości.

Działanie i reagowanie są krzycząco aktualnymi nakazami chwili. Musimy przekształcać modlitwę w działanie i służyć Panu Jezusowi, ryzykując niebezpieczeństwo. Lepszą rzeczą od mówienia o diabłach jest głoszenie, jakie czynią oni spustoszenie.

Nasze „alleluja” nie mają wartości, jeżeli po wyjściu ze spotkania modlitewnego nie usiłujemy wspólnie i odważnie, konkretnie ukazywać światu nakazów Ewangelii. Wymaga to strategii co do sposobów i konkretnych środków działania indywidualnego i zbiorowego, które pozwolą wypełnić nasze specyficzne zadanie. Wiele jest sposobów protestowania i wpływania na tych, którzy trzymają w ręku losy kraju. Możemy uczyć się co dzień, patrząc, jak działają ci, którzy mszczą na naszych oczach nasze moralne dziedzictwo. Fas est ab noste doceri (I od zła warto się uczyć). Pan Jezus powiedział, że synowie tego świata roztropniejsi są […] niż synowie światłości (Łk 16,8). Te słowa winny pobudzać naszą wyobraźnię i odwagę. Potrzeba nam dzielnych chrześcijan, nie tylko w krajach, w których narażają się na męczeństwo, lecz również u nas, w naszym życiu publicznym, gdzie wolność ma jeszcze swe prawa, a przez to również swoje wymagania.

Tematy do refleksji i wymiany poglądów

1. Jaki jest związek pomiędzy grzechem a nieporządkami społecznymi i politycznymi w świecie? (nr 22, 28).

2. W jakich dziedzinach szczególnie daje się odczuć upadek moralności w świecie? (nr 29–31).

3. Jak obudzić sumienia chrześcijan na rzeczywistość grzechu? Rozważyć temat Synodu Biskupów z 1983 roku o „Pokucie i pojednaniu”.

4. Jak indywidualnie i zbiorowo reagować na ogólny upadek moralny we wszystkich dziedzinach (prasa, radio…) oraz u reprezentantów życia publicznego? Konkretne sugestie.
Kościół w obliczu grzechu wzywa nas do ciągłego błagania Pana.


Wszechmogący Boże, od dawna pozostajemy w niewoli grzechu, prosimy Cię, zatem, spraw, aby nowe narodzenie się w ciele jedynego Syna Twojego wyswobodziło nas z tego Jarzma.

Modlitwa z 6. dnia Oktawy Bożego Narodzen

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image