VII. UZDROWIENIA I WYZWOLENIE

Wśród chrześcijan świata zachodniego najbardziej podejrzany jest charyzmat uzdrawiania. Francuski racjonalizm jest zakłopotany doroczną pielgrzymką wspólnoty Lion de Juda, podczas której 25000 osób wiwatuje poprzez głośne „alleluja” dziesiątki uzdrowień… pod nosem urzędowych kapelanów i biura medycznego, według którego każde uzdrowienie winna otaczać dyskrecja, i które „uznaje jeden cud” zaledwie raz na dziesięć lub dwadzieścia lat! Co powiedzieliby ci panowie, gdyby widzieli, jak ojciec Emiliano Tardif zbiera sto sześć świadectw o uzdrowieniu podczas jednej mszy w Pointe–Noire w Kongu, albo jak siostra Briege Mc Kenna uzdrawia ludzi, przechodząc pośród nich i nakładając ręce?

Dla charyzmatyków uzdrowienie jest czymś bardzo prostym: I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu (Mt 4,23), wobec tego robi to dalej!…

Ordynariusz Marsylii, abp Coffy tłumaczy: „W mentalności katolików przepojonych tradycją ostatnich wieków, nadzwyczajne uzdrowienie jest cudem. Otóż cud musi być uznany oficjalnie przez Kościół […]. W OCh uzdrowienie jawi się jako dzieło Ducha uzyskane przez modlitwę jakiejś grupy […]. Sprawa w tym, by uznać, że ta władza dana przez Chrystusa Kościołowi może być sprawowana przez grupę” (w: II est vivant, kwiecień 1985 oraz Mirabilia, czerwiec 1987).

Emiliano Tardif

Ktoś, kto mówi o uzdrawianiu w ramach OCh, od razu myśli o znanym na całym świecie ojcu Tardifie, kanadyjskim misjonarzu w Republice Dominikańskiej.

Sam uzdrowiony w roku 1973 z zaawansowanej gruźlicy płuc przez charyzmatyków, w roku następnym doświadczył własnego charyzmatu uzdrawiania, który spowodował olśniewającą zmianę w jego parafii w Nagua. Uzdrowiona z raka prostytutka założyła grupę modlitewną w burdelu. W rok później czterdzieści siedem prostytutek wzięło udział w rekolekcjach charyzmatycznych i niebawem 80% z pięciuset domów publicznych w Nahua zamknęło swe podwoje. Na terenie jego parafii utworzyło się około stu grup modlitewnych, a w diecezji – osiemset sześć.

W tym samym roku 1974 zdarzyło się zjawisko, które wyryło się głęboko w annałach OCh. Jeden ze współbraci ojca Tardifa, który nie chciał nawet słyszeć o OCh, powierzył mu na okres wakacji swoją parafię w Pimentel. W pierwszym tygodniu E. Tardif wygłosił konferencję na temat OCh i człowiek sparaliżowany został uzdrowiony. W drugim tygodniu na spotkanie modlitewne przybiegło 3000 osób, a w trzecim – 7000 i za każdym razem zdarzały się uzdrowienia (głównie pośród notabli miasta: policjanta, żony mera, matki wikariusza generalnego, prezentera telewizyjnego…). Kościół i ulica stały się zbyt ciasne, by pomieścić tłum, więc spotkania przeniesiono do parku publicznego, według słów jednego z widzów, „przemienionego w ogromną sadzawkę Siloe”. W czwartym tygodniu zjawiło się 20000 ludzi, a w piątym – 42000. Kiedy proboszcz wrócił do swojej parafii, miał już trzydzieści pięć grup modlitewnych.

Życie chrześcijan z Pimentel, z otaczających wiosek, a nawet z całego kraju zostało na trwałe zmienione.

Uzdrowienie dla ewangelizacji

Po zielonoświątkowcach i ewangelikach, także charyzmatycy katoliccy uświadomili sobie, że dar uzdrawiania stanowi doskonały środek apostolstwa w naszym wieku XX pozbawionym wiary, a jednocześnie zafascynowanym tajemnicą i poczuciem sacrum.

Skoro Bóg daje nam tę władzę, dlaczego jej nie wykorzystać? Abp Coffy powiada: „Uzdrowienia są częścią głoszenia Królestwa […]”.

Emiliano Tardif po czterech wieczorach głoszenia kazań na lodowisku w Genewie wobec ośmiu tysięcy osób, stwierdza: „Przyciągnęły ich uzdrowienia i głoszenie Królestwa Bożego. Jest to nic innego jak duszpasterstwo samego Jezusa”.

Ojciec Tardif nie mówi zresztą o „cudach” ale o „znakach”. Mało ważne jest dla niego, czy dany znak zostanie uznany przez medycynę, najważniejsze, by został uznany przez ludzi jako znak Boga. Jego doświadczenie przekonało go, że właśnie ewangelizacja jest najważniejsza, a znaki mają jej tylko towarzyszyć.

Ciało, duch i dusza

Dla charyzmatyków w końcu najważniejsze jest uzdrowienie serca. Niech nikt nie plecie, że skoro jakaś osoba została uleczona ze swojej migreny, to nie jest to „prawdziwe uzdrowienie”, że to jest psychologia, że wreszcie znalazła oparcie we wspólnocie! Charyzmatycy doskonale o tym wiedzą! W ich oczach najważniejsze jest to, że dana osoba, dzięki temu znakowi i za pośrednictwem modlitwy oraz miłości ze strony braci, a także ewentualnie sakramentowi pokuty, pojednała się z sobą samą i z Bogiem. Wszystkie wspólnoty, które posiadają charyzmat uzdrawiania są bardzo uważne na to całościowe podejście do osoby (w języku „new age” mówi się wtedy o medycynie holistycznej). Ekipa lekarzy i psychologów ze wspólnoty Lion de Juda w zaniku Saint–Luc, która ma trzynaście lat doświadczenia, nigdy nie oddziela rzeczywistości fizycznej i psychologicznej od rzeczywistości duchowej. Nie stosuje się tu charyzmatu uzdrawiania w sposób magiczny, ale poprzez cierpliwą współobecność, która może się stawać prawdziwą walką duchową i wymagać pełnego zaangażowania danej osoby. Bracia i siostry z zamku Saint–Luc nie są marzycielami. Potrafią stworzyć znakomitą harmonię pomiędzy zawodowstwem a charyzmatem i umieją oddać się na służbę bieżącego duszpasterstwa: współpraca z kapelaniami szpitalnymi, towarzyszenie umierającym, sympozja formujące do psychiczno–duchowego traktowania chorych.

Ojciec Michael Scanlan, który ma piętnastoletnie doświadczenie w posłudze uzdrawiania, kładzie nacisk na fakt, że dar uzdrawiania jest znakiem, iż Bóg nas nawiedza i nie jest On do dyspozycji tylko niektórych, a zatem o uzdrowienie dziecka powinni prosić jego rodzice. Uzdrowienia uzyskujemy poprzez modlitwę wstawienniczą, post, wkładanie rąk, ale także przez sakramenty, a niekiedy wymagają one cierpliwej posługi trwania obok drugiego człowieka.

Spotkanie z Szatanem

Wszyscy ci, którzy posługują się charyzmatem uzdrawiania, pewnego dnia napotykają na potęgę zła, którą odczuwają tylko ci, którzy posiadają pewną duchową wrażliwość. Spotykają się oni z dużą ilością ludzi zdeformowanych przez okultyzm i spirytyzm. Charyzmatycy mają zwyczaj rozróżniać „opętanie” polegające na zawładnięciu szatana nad jakąś osobą, i które zdarza się rzadko, od „skrępowania”, które bywa bardziej szczegółowe i częstsze. Opętanie podlega egzorcyzmom, które w Kościele stosują diecezjalni egzorcyści. Od skrępowania uwalnia modlitwa wstawiennicza, jaką często praktykuje się w OCh.

„Skrępowanie” może spowodować różnego rodzaju dolegliwości, a uwolnienie od niego wymaga rozeznania, cierpliwości, modlitwy i sakramentów.

O ile zachodni charyzmatycy powstrzymują się na ogół od stosowania egzorcyzmów, to niekoniecznie tak jest w trzecim świecie.

Jeden z Francuzów, który spędził wiele lat w Malezji i na Borneo, wielokrotnie, na skutek silnych i natarczywych żądań, musiał stosować egzorcyzmy. W takim kontekście mogą się zdarzyć odchylenia. Warto pamiętać o tych kobietach z Faaite, byłych członkiniach OCh, które paliły ludzkie istoty celem wypędzenia sił diabelskich, jakie rzekomo zagrażały Tahiti.

Pilne potrzeby w Afryce

Charyzmaty uzdrawiania i wyzwalania stanowią podstawową konieczność w Afryce, na ziemi magii, gdzie wróżbiarze rywalizują z sektami wszelkiego rodzaju, by rzucać czary lub uzdrawiać.

OCh dobrze zrozumiała, że winna działać na tym terenie, i dlatego organizuje liczne spotkania i seminaria na temat uzdrawiania. W roku 1989 w Ugandzie, w kraju powalonym dwunastu latami terroru, sto pięćdziesiąt osób opracowywało temat uzdrawiania pamięci. W Rwandzie charyzmatycy udają się do szpitali i używają modlitwy za chorych, by walczyć z chorobami szerzonymi przez wróżbiarzy. W Beninie podczas konferencji na wielkim stadionie ojciec Tardif zorganizował zbiórkę, by poodbierać ludziom fetysze i amulety. Afrykańska OCh okazuje się pożyteczna w opanowywaniu transu opętania, a ojciec Eric de Rosny określa ją jako „cenną odrośl mistyki afrykańskiej” (Etudes, maj 1989). Było rzeczą nieuniknioną, że OCh, wchodząc na teren religijności afrykańskiej, spotka się z owym transem. Co robić? Przede wszystkim nie zwalczać go, bo „dzień, w którym nie byłoby już transu, stałby się groźny” – stwierdza bp Kombo z Konga. Pogląd ten podziela o. Eric de Rosny: „Wiara chrześcijańska zbyt długo utykała z tego powodu, że została wyhodowana pod szkłem, w doskonałej, ale importowanej glebie […]. Prawdziwie afrykańska wiara nie może się rozwijać poza polem wrodzonych uczuć”. Kościoły katolicki i protestancki, dlatego właśnie, że nie potrafiły liczyć się ze świecką kulturą mieszkańców Afryki, z ich zapotrzebowaniem na przywódców charyzmatycznych i na praktykowanie uzdrawiania, muszą ustąpić miejsca wobec szerzących się kościołów „afro–chrześcijańskich”. Natomiast OCh dobrze zrozumiała, że należy stosować charyzmat uzdrawiania i nie zwalczać transu, ale nim kierować. Obecnie jesteśmy świadkami wzrostu charyzmatu uzdrawiania oraz „znaków i cudów”. Szerzony przez mocno „przebudzone” kościoły ewangelickie (jak kościół Johna Wimbera w Stanach Zjednoczonych), dociera do katolików i jest to niewątpliwie jeden z aspektów charyzmatycznego ekumenizmu, którym niepokoi się Watykan.

© Wydawnictwo M

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image