GŁOS W DYSKUSJI

Pokój i Dobro!

Na łamach strony Apologetyka trwa dyskusja na temat uzdrowienia wewnętrznego. Jak już zdążyłem się zorientować, zdania są podzielone. I dobrze. Ja osobiście jestem zwolennikiem tej modlitwy, bo widzę jej dobre owoce. Otwarty jestem na wszelkie głosy, bo zależy mi na dobru człowieka. Człowiek to nie jest rzecz, którą można manipulować, dlatego jestem bardzo wdzięczny za podjęcie dyskusji na temat tak bardzo delikatny. Jako kapłan prowadzę te modlitwy już od dziesięciu lat i powiem, że ciągle się uczę. Patrzę w tej chwili na kalendarz, w którym są odnotowane wizyty ludzi, którzy byli u mnie prosząc o modlitwę. Przez trzy lata mego pobytu w Legnicy było ich około osiemset osób. Nie liczę lat poprzednich. Wydaje mi się, że mam jako takie doświadczenie w tej służbie.

Szczerze wyznam, że troszeczkę przeraża mnie radykalny i negatywny ton w artykule pani Aleksandry Kowal – Uzdrowienie wewnętrzne – znaki zapytania, który ukazał się jako „reklama” na stronie Apologetyki. Jakoś w tonie tego artykułu nie dostrzegam zaproszenia do dyskusji, ale wydaje mi się, że jest to próba znokautowania. Może się mylę, bo jest to moje subiektywne odczucie, ale dostrzegam dużo emocji i osobistych niechęci do modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne. Dostrzegam próbę ośmieszenia osób, które takie modlitwy przeprowadzają. Powiem szczerze, że moja pierwsza reakcja była taka, że chciałem ubrać rękawice bokserskie i dołożyć pani Oli. Ale pomyślałem sobie, że przecież każdy ma prawo do wyrażania swego osobistego zdania i trzeba je uszanować. Pomyślałem bardzo praktycznie o pani Oli – może ten artykuł to znak, że potrzebuje pani Ola uzdrowienia wewnętrznego, które tak zajadle atakuje? Zapraszam pani Olu!!!??? Po takim krótkim zastanowieniu postanowiłem przeczytać ten artykuł w sposób pozytywny, szukając w nich dobrych rzeczy. Pani Olu postaram się nie znokautować pani. Nie widzę przyjemności w zadawaniu ciosów.

Ogólnie dostrzegam w nim troskę o to, by oczyścić modlitwę o uzdrowienie z tego wszystkiego co złe (wynika to z wniosków, które są umieszczone na końcu artykułu. Są to wnioski uczestników III sesji apologetycznej, a więc także i pani Oli i Ks. Andrzeja Siemieniewskiego, którego bardzo szanuję);

Takie odkrycie było dla mnie bardzo radosne i powiem szczerze, że nabrałem troszeczkę sympatii dla pani Oli, bo pomyślałem: jej zależy na dobru, nie chce całkowicie wykreślić modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne z Odnowy, ale chce ją zreformować. W tym momencie doznałem genialnego odkrycia – mi też na tym zależy i wtedy pojawiła się następna genialna myśl – ja Jej w tym pomogę. Powiem szczerze, że w tym momencie polubiłem panią Olę;

1. „Sanford była główną prekursorką uzdrawiania pamięci, co dla niej było tym samym, co odpuszczenie grzechów”– jako protestantka mogła tak uważać, ponieważ u nich nie ma sakramentalnej spowiedzi, ale ogólna, która polega na wyznaniu swoich grzechów bez pośrednictwa kapłana (bo kapłaństwa w naszym katolickim znaczeniu też u nich nie ma), bezpośrednio przed Bogiem albo przed wspólnotą, nieraz przed pastorem. Przyznam, że nieraz słyszałem jak ludzie mówili wychodzący z modlitwy, że rozmowa była podobna do spowiedzi, co mnie bardzo niepokoiło. Myślę, że trzeba nad tym pomyśleć, by nie dawać powodów aby ludzie tak myśleli.

Od razu podam praktyczne porady: nie wolno na ludziach wymuszać wyznania, niech mówią to co chcą, jeżeli nie chcą mówić – uszanować to. Przecież Jezus wie wszystko, my nie musimy wiedzieć, to nie my uzdrawiamy ale Jezus!!!

2. Jeżeli chodzi o definicję uzdrowienia wewnętrznego, które cytuje pani Ola, to trudno mi się do tego ustosunkować, ponieważ dawno czytałem te książki i nie mam ich teraz pod ręką, ale mogę podzielić się tym, co ja uważam za istotę uzdrowienia wewnętrznego – to odbudować swoje człowieczeństwo na obraz i podobieństwo Boga. Takich właśnie nas Pan Bóg stworzył (por. Rdz 1,26). Przez grzech pierworodny obraz i podobieństwo Boże zostały w nas zamazane, zdeformowane (natura deformata), dlatego wiele razy na kartach Pisma Świętego spotykamy wezwanie Boga: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty!” (Kpł 11,44; 11,45; 19,2; 20,7). Także i Jezus wzywał:  „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48).  „On (Jezus) jest obrazem Boga niewidzialnego – Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim wszystko zostało stworzone” (Kol 1,15). Chyba nie muszę udowadniać, że mamy się upodobnić do Jezusa. Ojciec Święty wzywa nas do „kontemplacji oblicza Chrystusa”. W kontemplacji Chrystusa dokonuje się nasze uzdrowienie. „Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53,5). Jeżeli chodzi o definicje Jima McManusa to wydaje mi się, że raczej jest w niej mowa o owocach uzdrowienia wewnętrznego.

Pojawia mi się w tym miejscu takie trochę niedorzeczne pytanie, wybaczcie: Czy Bóg jest w pełni zdrowy? Tak. Wniosek nasuwa się sam – im bardziej staniemy się do Niego podobni, im bardziej będziemy z Nim zjednoczeni, im bardziej się Mu poddamy tym bardziej będziemy uzdrowieni wewnętrznie. Owoce naszego wewnętrznego stanu będą widoczne w każdej dziedzinie naszego życia. Przedstawiam to bardzo ogólnie. Pełne uzdrowienie nastąpi w niebie, bo tam będziemy naprawdę podobni do Boga.

3. Zacieranie prawdy grzechu.

”Prawda o miłości Bożej względem człowieka stanowi pierwszą, pozytywną część orędzia wiary. Jednak istnieje też jego część druga – negatywna. Takie ujęcie kerygmatu zaciera prawdę o grzeszności człowieka i konieczności wyznania grzechów”.

Nie wiem czy dobrze to zrozumiałem. Chodzi pani, droga pani Olu, o przesadne zwracanie uwagi jedynie na miłość Bożą? Chodzi o to, żeby była równowaga w głoszeniu miłości Bożej i grzeszności człowieka? Jeżeli o to chodzi to się z tym zgadzam. Był taki trend w Odnowie, zaczerpnięty zresztą od protestantów, który zacierał grzeszność – tylko alleluja. Teologia mówi o takich dwóch rzeczach: misterium tremendum (tajemnica bojaźni bożej) i misterium fascinosum (tajemnica fascynacją Boga). To trzeba połączyć. Bardzo ważną rzeczą w procesie uzdrawiania wewnętrznego jest to, by stanąć przed Bogiem w prawdzie: „Wtedy powiedział Jezus do Żydów, którzy Mu uwierzyli: Jeżeli będziesz trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami  i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,31–32). Wiem, że to Jezus jest Prawdą (por. J 14,6). Ważne też jest, by spojrzeć na naszą grzeszność przez pryzmat miłości Bożej. Też bardzo ważną rzeczą jest uznać swoją grzeszność.

3. Miłość do samego siebie

„Charakterystyczny dla osób zajmujących się uzdrawianiem wewnętrznym pogląd: „Brak miłości własnej jest korzeniem każdego grzechu”[4], który zaczerpnęłam z książki braci Dennisa i Matthew Linnów”.

W tym miejscu droga pani Olu tracę do pani troszeczkę sympatię. Dlaczego? Po pierwsze, bo „zajmuję się modlitwą o uzdrowienie wewnętrzne”, a wcale takiego poglądu nie mam. Po drugie, stosuje pani kwantyfikator ogólny rozciągając pogląd braci Linów na wszystkich. Wygląda to mniej więcej tak: pani Ola nie zna teologii to znaczy, że wszyscy z Apologetyki jej nie znają. Zgadza się pani z tym? Nie! I słusznie. Bo jest wśród Was na pewno chociaż jedna osoba, która zna się na teologii, to ks. Andrzej. Ja też się nie zgadzam z pani poglądem.

„Natomiast Pismo Święte ma inną diagnozę, np. taką: „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy” – a więc upadła natura ludzka (1 Tm 6,10).”

Pragnę panią obronić droga pani Olu, ale niestety się nie da. Nie rozumiem powiązania tego cytatu z wypowiedzią Linnów. Na jakiej podstawie wyciąga pani taki wniosek właśnie z tego cytatu: „a więc upadła natura ludzka”. TO JEST NACIĄGANIE SŁOWA BOŻEGO. BARDZIEJ DOBITNIE – MANIPULACJA SŁOWEM BOŻYM. STAJESZ SIĘ W TYM MOMENCIE BARDZO NIEWIARYGODNA, PONIEWAŻ NACIĄGASZ PISMO ŚWIĘTE DO WŁASNYCH POGLĄDÓW. Zresztą robi to pani wiele razy w tym artykule. Podpowiem pani, już bardziej by pasowało słowo z 1J 2,16 (pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego świata).

Zresztą wydaje mi się, że jest użyte niefortunnie przez Linnów sformułowanie „miłość własna” ponieważ w teologii duchowości jest to negatywne sformułowanie mówiące o egoizmie i skoncentrowaniu się na sobie. Może po prostu jest to źle przetłumaczone. Tego nie wiem. Parafrazując to brzmi to miej więcej w ten sposób: „Brak (miłości własnej) egoizmu jest korzeniem każdego grzechu”Śmieszne prawda?

Rozumiem intencję, jaką mieli Linnowie. Na pewno chodzi im o zdrową miłość do samego siebie. Wtedy to zabrzmi tak: „Brak (miłości własnej) zdrowej miłości do samego siebie jest korzeniem każdego grzechu”. Dlaczego nad tym troszeczkę się rozwodzę, ponieważ uważam, że należy kochać samego siebie. Zadam proste pytanie, które nasuwa mi się gdy rozwodzi się pani nad problemem – czy kochać siebie czy nie. Czy Pan Jezus siebie nie kochał? Czy Bóg siebie nie kocha? I znowu niefortunny cytat o nienawiści z (Łk 14,26). Wydaje mi się, że jednym z owoców modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne jest zdrowo pojęta miłość do samego siebie i ona też promieniuje miłością do drugiego człowieka.

Proszę popatrzeć na Jezusa, tak zdrowo pojęta miłość do samego siebie ma wyglądać. Pytanie które jakoś samoistnie mi się nasuwa: czy sugeruje pani, że Jezus każe nam siebie samych nienawidzić? Szkoda, że nie zacytowała pani tego: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości.  To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.  To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15,9–12).

Jest taka prosta zasada: można dać tylko to, co się ma. Podobnie jest z miłością. Jeżeli jej nie masz, nie możesz jej dać. Zna pani, droga pani Olu chyba i ten cytat:  „Kto nie miłuje, nie zna Boga, BO BÓG JEST MIŁOŚCIĄ” (J 4,8). Przypomnę w tym miejscu to, co napisałem wcześniej odnośnie istoty uzdrowienia wewnętrznego: odbudować swoje człowieczeństwo na obraz i podobieństwo Boga. Skoro Bóg jest miłością, to czy uzdrowienie nie będzie polegać na tym, abyśmy i my stali się „Miłością”? ODBUDOWAĆ W SOBIE OBRAZ I PODOBIEŃSTWO BOGA TO NIC INNEGO JAK OBUDOWAĆ W SOBIE MIŁOŚĆ. Warto też w tym miejscu przytoczyć Hymn o Miłości św. Pawła 1 Kor 13: a zwłaszcza ostatnie zdanie „Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: Z NICH ZAŚ NAJWIĘKSZA JEST MIŁOŚĆ” (w 13).

Do czego ma zmierzać uzdrowienie wewnętrzne? Do pełni łaski, czyli do pełni Boga. Skąd to wiem? Przekonują mnie o tym cytaty z Pisma Świętego. Pierwszy dotyczy naszego Pana z Prologu z Ewangelii św. Jana:  „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, PEŁEN ŁASKI I PRAWDY” (J 1,14). Drugi cytat dotyczy Maryi: „Anioł wszedł do Niej i rzekł: Bądź pozdrowiona, PEŁNA ŁASKI, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami” (Łk 1,28). Trzeci dotyczy św. Szczepana:  „Szczepan PEŁEN ŁASKI I MOCY działał cuda i znaki wielkie wśród ludu” (Dz 6,8); dalszy cytat odnoszący się do św. Szczepana „I rzekł: Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga” (Dz 7,56). Co ich łączy? Czyste serce. To, że nasz Pan nie miał grzechu nie muszę udowadniać. Maryja jest Niepokalanie Poczęta, jest to dogmat wiary Kościoła. Natomiast do Szczepana mogę odnieść słowa z Kazania na Górze: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5,8). On widzi Boga, widzi niebo otwarte.

Zgadzam się, że istnieje „kult własnego ja” i trzeba być bardzo ostrożnym nie tylko przy modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne. Kult własnego ja to raczej odnosi się do bałwochwalstwa. Ja staję w miejscu Boga. Kręcę się wokół siebie. Jestem zapatrzony na przysłowiowy czubek swojego nosa. Żeby zobaczyć czubek własnego nosa muszę zrobić zeza a to niestety zniekształca widzenie.

Najlepiej wyraża to zasada Nietschego „zabiliśmy Boga i sami stańmy się bogami”. Kult własnego ja to pozostałość po grzechu pierworodny. Ta pokusa ciągle nas dotyka „staniecie się jak bogowie, znający dobre i złe” (Biblia Gdańska Rdz 3,5). Wydaje mi się, że jest to dobra uwaga, aby w czasie modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne w centrum stawiać Boga, a nie siebie samego, swoje problemy.

„Ten proces jest tak subtelny (chodzi o kult własnego ja), że naprawdę wiele osób nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa ani z tego, że dało się uwieść „kultowi swojego Ja”, jak to precyzyjnie nazwał kard. Suenens. Jednym z przejawów „kultu własnego Ja” jest nieustanne wpatrywanie się z upodobaniem w swoje wnętrze”.

Jeżeli chodzi o wypowiedzi kard. Suenensa na temat miłości samego siebie, to mówi także i tak: „Jeden z moich przyjaciół, szkocki biskup, w czasie rekolekcji głoszonych dla młodzieży, przy pomocy następujących słów dokonał syntezy naszych obowiązków wobec siebie samych: poznaj siebie, miłuj siebie, zapomnij o sobie. Jest to w istocie potrójny nakaz, który ukazuje jednocześnie wszystkie aspekty, których trzeba przestrzegać. Musimy samych siebie poznać: radził to już swoim uczniom Sokrates; a dobrze rozumiane poznanie siebie samego jest uprawnioną formą miłości siebie. Sam nasz Pan dał swoim uczniom nakaz, aby miłowali innych jak siebie Samego. Istnieje więc uprawniona i konieczna nawet miłość siebie samego, której należy przestrzegać i ją rozwijać” (Dokumenty z Malines s. 499). Oczywiście ostrzega o niebezpieczeństwach.

4. Przebaczenie.

„Zwolennicy uzdrowienia wewnętrznego twierdzą, że jednym z warunków relacji z Bogiem jest przebaczenie innym ich win wobec nas”.

Droga pani Olu bardzo dziękuję za tę myśl, a wie pani dlaczego? Ponieważ, może wyciągam złe wnioski, przez to także Pana Jezusa czyni pani zwolennikiem modlitwy o uzdrowienie. Na pewno zna pani modlitwę, której nas nauczył. Jedno z wezwań tej modlitwy brzmi: „i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili” (Mt 6,12). Otóż komentarz biblijny z Prymasowskiej Serii na str. 934 do tego właśnie cytatu daje taki komentarz: „W języku aramejskim eufemistycznym określeniem grzechu był dług. Jak i my przebaczamy – ta część zdania zakłada zależność od przebaczenia i potwierdzenia istnienia pewnego związku między postępowaniem wobec innych a tym jak Bóg będzie względem nas, nie mówi jednak o bezpośredniej zależności. Bóg jest bardziej miłosierny i hojny od nas, por. 18,21–35; 20,1–16. naszym obowiązkiem jest naśladowanie Boga przebaczenie zgodne z przykładem, jaki nam daje. Przebaczenie jest społecznym obowiązkiem, jeśli chce się ustrzec konfliktów z powodu nagromadzonych urazów”. Jest też takie błogosławieństwo w Mt 5,7 „błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”.

Ja dopowiem nawet więcej. Nieraz jest tak, że czujemy nieprzebaczenie do Boga, do innych i do siebie, a ponadto jesteśmy dręczeni wyrzutami, że skrzywdziliśmy innych i oni przez to czyją do nas żal. Dlaczego przebaczenie jest tak bardzo ważne dla nas? Ponieważ nieprzebaczenie wypływa ze zranienia, jakie ktoś nam zadał albo sami sobie zadaliśmy. Czujemy do tego kogoś żal. Jeżeli nie odrzucimy nieprzebaczenia z serca to może się ono w nas przemienić w nienawiść i zemstę do danej osoby. Jestem przekonany, czego doświadczyłem wiele razy w czasie modlitwy za innych, że modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne pomaga nam w przebaczeniu innym i w przyjęciu przebaczenia.

Pani Olu z pani wywodów przeciw modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne wynika, żeby człowieka traktować całościowo i nie dzielić na ducha, duszę i ciało. Skoro tak, to pozwólmy temu całemu człowiekowi przeżywać cierpienie spowodowane zranieniem całością swego człowieczeństwa także i emocjami i uczuciami. Nie chcę więcej wchodzić w ten problem, ale proponuję przeczytać Encyklikę Ojca Świętego Dives In Misericordia – O Bożym Miłosierdziu.

Przytoczę jeszcze krótkie świadectwo. Przychodziła do mnie na modlitwę młoda dziewczyna, która nie mogła spać. Taki stan trwał już około trzech lat. Chodziła z tym problemem do psychologa, nawet do psychiatry. Dawano jej lekarstwa, ale efekt był taki, że jeszcze gorzej się czuła. W rozmowie ujawniło się kilka problemów, między innymi nieprzebaczenie ojcu. Ojciec ich opuścił i czuła do niego żal. Przez to jej relacja z Bogiem też nie była najlepsza. Zadawała Bogu często pytanie – dlaczego dopuściłeś do tego Boże? Omijała ojca z daleka, złorzeczyła w sercu za to , co jej zrobił. Gdy zaproponowałem jej, aby przebaczyła ojcu, by go błogosławiła nie potrafiła tego zrobić. Wytłumaczyłem jej, że jej cierpienie jest bezsensowne, ponieważ ona nie zawiniła i cierpi z powodu cudzego grzechu. Powiedziałem jej, że to nieprzebaczenie ją niszczy, że nie pochodzi od Boga. Zrozumiała to. Oczywiście modliłem się do Boga u uzdrowienie tego zranienia w jej sercu. Efekt był piorunujący otworzyła się na łaskę Bożą i przebaczyła ojcu w Imię Jezusa i o dziwo w miarę jak przebaczała zaczynała też lepiej spać. Nawet spotkała się ze swoim ojcem i powiedziała mu, przebaczam tobie, tato. Przedtem wydawało jej się to niemożliwe. Dlaczego? Bo nie przebaczyła!

5. Technika stosowana w uzdrowieniu wewnętrznym.

„Tak na marginesie przyznam otwarcie, że jest mi trudno zrozumieć, w jaki sposób psychice człowieka może pomóc powracanie do jakichś zadawnionych przeżyć, zabliźnionych ran”.

Jeżeli chodzi o zagojone rany to nie warto do nich powracać. Z tym się zgadzam. Rana uzdrowiona nie zadaje bólu.

Zadam pani Oli takie proste pytanie: czy negatywne lub pozytywne przeżycia, których doświadczyliśmy w przeszłości mają wpływ na nasze życie obecne czy nie? Podzielę się moim osobistym doświadczeniem.

Kilka lat temu miałem wypadek samochodowy. Dzisiaj już wiem, że to negatywne doświadczenie w moim życiu zostało uzdrowione. Ale był taki czas, trwało to około pół roku, że stąd ni zowąd cała scena z wypadku przychodziła i dotykała mnie z taką intensywnością jakby wypadek stał się wczoraj. Nie dziwiłbym się temu, gdyby dotykało mnie to tydzień po wypadku, ale to dotknęło mnie i po pół roku. Wtedy czułem lęk, było to niezależne ode mnie. Przez jakiś czas nie mogłem dojść do siebie. Pojawiały się wyrzuty sumienia, ze naraziłem klasztor na wydatki, że jakoś zawiodłem, czułem do siebie niesmak. Proponuje pani, aby nie powracać do dawnych ran, ale co zrobić jak one same powracają, albo ujawniają się w dziwny sposób? Każde trudne doświadczenie jest dla każdego szokiem, który niestety pozostawia w nas ślady. Gdy zacząłem się nad tym zastanawiać, to zrozumiałem, że chciałem o wypadku zapomnieć w taki sposób, jak by go w ogóle nie było. Rzeczywistość jednak była inna – wypadek był, poniosłem straty finansowe. Bałem się skonfrontować z tym problemem. Zrozumiałem wtedy także, że nie zaprosiłem Jezusa do tej sytuacji. Zrozumiałem, że problem powraca, bo rana po nim nie została uzdrowiona, ale ciągle „krwawi”. Powróciłem myślami do wydarzenia i nie miało to nic wspólnego z wizualizacją, nie wmawiałem sobie pozytywnie myśląc, ale zaprosiłem tam Jezusa. Uświadomiłem sobie wtedy, że Jezus w tej trudnej sytuacji był ze mną. Pokazał mi Jezus też bardzo dużo rzeczy pozytywnych w tym negatywnym doświadczeniu. Mogłem zginąć, a jednak żyję, mogłem być kaleką, a jednak nie jestem, mogłem skrzywdzić innych, a jednak nie skrzywdziłem. Zacząłem wtedy Jezusowi dziękować, bo naprawdę miałem za co. O dziwo problem się skończył. Gdybym to zbagatelizował, wiem, że trwało by to do dzisiaj.

Tak może być z każdym problemem z naszego życia. Tak też jest z pozytywnymi zdarzeniami w naszym życiu. Po co w ogóle wspominać to, co wydarzyło się na Golgocie i mówić, to ja ukrzyżowałem Pana Jezusa. Przecież nie żyłem dwa tysiące lat temu. Jest to niestety fakt wiary, ja też przez swoje grzechy ukrzyżowałem Pana, zadałem mu cierpienie.

Pojawia mi się też pytanie: kto mi dał uczucia, emocje, wyobraźnię, zmysły? Kto? Bóg. One też mi o czymś mówią. Nie wyobrażam sobie siebie bez tych rzeczy.

Dlatego wydaje mi się, że w modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne, a więc tych wszystkich doświadczeń z przeszłości, ważne jest uświadomienie sobie, że dla Boga czas nie istnieje. On może z każdego zła wyprowadzić dobro.

Uważam też, że krzywdzące jest przeszkadzać człowiekowi przecierpieć i wyżalić się nad swoim życiem. Jest takie coś w Piśmie świętym, co nazywa się lamentacje. Zdrowa lamentacja, uzasadniona jest jak najbardziej potrzebna. Wiele razy doświadczyłem tego, że wystarczyło, że ktoś po prostu się wygadał przede mną ze swoich kłopotów i mu ulżyło. Dlaczego jest taka tradycja, która ku nieszczęściu ludzi zanika, że po śmierci bliskiej osoby jest rok żałoby? Osoba nosi czarne szaty albo jakiś znak żałobny. Po co to jest? Bo nie da się tak łatwo pogodzić ze śmiercią kogoś bliskiego. To boli i trzeba czasu aby się z tym pogodzić. Potrzeba czasu na wyżalenie. Każdy trudny problem i zdarzenie potrzebuje wyżalenia i współczucia. Tacy jesteśmy. Jeżeli są w naszym życiu zdarzenia, które nie przelamentowaliśmy, to ból gdzieś w nas tkwi i nas niszczy. Jeżeli takich problemów nazbiera się w nas więcej to w pewnym momencie może to w nas wybuchnąć chorobą psychiczną, depresją, schizofrenią itp.

Kiedy przychodzi ktoś do mnie pierwszy raz, to zazwyczaj jest tak, że „grzebię” w jego życiu bardzo szczegółowo. Ale oczywiście nie wbrew woli tego kogoś. Po co? Żeby mieć obraz życia! Po co? Żeby człowiek wyrzucił to z siebie! Po co? Żeby mocą Jezusa wkroczył w jego życie tak bardzo upragniony pokój. I nie uważam, żeby taka rozmowa była czymś złym, wręcz przeciwnie. Nie uważam tego też jako metody na uzdrowienie, ale jest to bardzo pomocne w doprowadzeniu człowieka do Jezusa, który go uzdrawia.

Zawsze staram się odwodzić ludzi od niepotrzebnego grzebania w swojej przeszłości i sumieniu a staram się skierować ich uwagę ku Jezusowi. Wiem, że istnieje takie niebezpieczeństwo kręcenia się wokół swoich problemów. Problem jest w centrum. Wiem też, że im większy problem i ból tym trudniej go z tego centrum wyrzucić. Proszę sobie wyobrazić pani Olu, że klęczy pani przed Najświętszym Sakramentem z nożem w brzuchu. Proszę spróbować nie myśleć o bólu. Udawać, że bólu nie ma. Ja tak nie potrafię. Może mam małą wiarę, ale nie potrafię. W tym momencie potrzebny jest mi lekarz, ale to wcale nie oznacza, że nie ma w tym Jezusa. Problemy duchowe, psychiczne, emocjonalne itp. Działają podobnie. Nie jestem zwolennikiem przesadnego grzebania w sobie, ale jest taka zasada, że o problemach trzeba mówić.

Nieraz wręcz upominam bardzo stanowczo, aby przestać grzebać. Bo wydaje mi się, że takie bezsensowne grzebanie może doprowadzić do takiej sytuacji, ukażę ją bardzo obrazowo: można siedzieć na łące pełnej pięknych kwiatów, podziwiać ich barwę, zachwycać się nimi, ale nie czuć ich zapachu, bo siedzę nad śmierdzącym rynsztokiem własnych problemów i grzebie w nim.

Neguje też Pani wartość bogactwa psychologii w modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne, to może też zanegujmy całe doświadczenie medycyny. Po co korzystać z porad lekarza, po co brać lekarstwa. Przez takie myślenie dojdziemy do jakiejś paranoi. Jeżeli negujemy udział psychologii w modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne , to proponuję zanegować wszelką filozofię w dogmatyce. Po co Arystoteles, po co Platon. Wiemy, że filozofia jest służebnicą teologii. Ja tak samo traktuję psychologię w modlitwie o uzdrowienie wewnętrzne.

6. Leczenie chorych

„A zupełnie już kuriozalny wydaje się tytuł jednego z rozdziałów w książce Linnów: „Zapobieganie nowotworom i ich leczenie poprzez uzdrawianie gniewu i poczucia winy”[17].

Niejawnym celem całego procesu staje się po prostu wyleczenie człowieka z konkretnej choroby lub zapobieganie następnym. Czy to nazwiemy wzrostem duchowym? W takim razie chrześcijaństwo niewiele różniłoby się od nauki zwanej higieną”.

Mogę powiedzieć jasno, że celem modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne nie jest leczenie z chorób ale leczenie chorych. Bóg chce dotknąć łaską uzdrowienia całego człowieka. Jest to Jego rzecz jak tego dokona. Zadaję sobie pytanie: czy zranienia duchowe (grzechy), psychiczne emocjonalne mają wpływ na zdrowie fizyczne człowieka?

Zanim przejdę do odpowiedzi na to pytanie warto też napomknąć, że w mojej posłudze spotkałem się z wieloma zniewoleniami przez złego ducha. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że szatan też może wykorzystywać zranienia ludzkie dla własnych celów. Nie rzadko spotykałem się z tym, że to on ukrywał się w chorobach psychicznych, bądź nawet „symulował” choroby fizyczne. Bez poruszenia tego problemu cała dyskusja na temat modlitwy o uzdrowienie wewnętrzne nie byłaby pełna, ponieważ nie możemy pominąć obecności złego ducha w naszym życiu.

Posłużę się przykładami.

Przychodziła do mnie kobieta, która miała chyba wszystkie choroby świata. W każdym bądź razie bardzo cierpiała. Miała między innymi mocną cukrzycę i z tego powodu otwarte rany, które w żaden sposób lekarze nie potrafili zagoić. Gdy poznałem jej życie, zadałem sobie pytanie: jak ta kobieta to wszystko wytrzymała? Zaczęliśmy się modlić i okazało się, ze jest zniewolona. W czasie modlitwy o uwolnienie zaczęły goić się rany, których lekarze nie potrafili uleczyć od dziewięciu lat.

Przychodziła do mnie kobieta, która cierpiała na krwotok z narządów rodnych. Trwało to kilka lat. Lekarze nie potrafili sobie z tym poradzić. Popełniła w swoim życiu wiele grzechów i między innymi aborcję. W czasie modlitwy wszystko wskazywało na zniewolenie. Po modlitwie krwotoki odeszły.

Przychodziła do mnie kobieta, która miała dwa mięśniaki na macicy wielkości pięści. Był to owoc aborcji. Miała już nawet skierowanie do szpitala na usunięcie narządów kobiecych. Gdy o tym opowiedziała zrobiło mi się jej bardzo żal. Porozmawialiśmy o jej życiu. Byłem przekonany, że te mięśniaki są spowodowane obecnością złego. W czasie modlitwy objawił swoją obecność zły duch. Modliłem się o uwolnienie. Poszła za kilka dni na badanie przed szpitalem i okazało się, że mięśniaki znikły. Lekarz, jak sama opowiedziała, był w szoku i wypowiedział słowa to cud.

Mógłbym przytaczać jeszcze wiele świadectw osób, które zostały uzdrowione podczas modlitwy o uwolnienie.

Jeżeli chodzi nazwę uzdrowienie wewnętrzne to faktycznie nazwa ta nie występuje w Piśmie świętym, ale proszę mi pokazać gdzie znajduje się nazwa odpust zupełny.

Jako moje dopowiedzenie, czego nie chciałem dublować, uważam artykuł pani Elżbiety Kupczak. Proszę go przeczytać.

o. Kosma Budziński ofm

Coś o sobie!

Jestem zakonnikiem, franciszkaninem. Kapłanem jestem od dziesięciu lat. Wyrosłem z Odnowy w Duchu Świętym. Właściwie to w niej (konkretnie we Wspólnocie w Leśnej) odkryłem swoje powołanie zakonne, za co jestem wdzięczny. Jeżeli chodzi o tematy uzdrowienie wewnętrzne, modlitwa wstawiennicza, modlitwa o uzdrowienie to zajmuje się tym blisko dwadzieścia lat. Prowadziłem wiele serii rekolekcji o uzdrowienie wewnętrzne i inne. Przyznaję że jestem zwolennikiem tego typu modlitw, chociaż nie bez krytycznego spojrzenia. Od około roku przeprowadzam modlitwy o uzdrowienie międzypokoleniowe, czego wyraz dałem w artykułach, które możecie przeczytać na stronie http://www.jeruzalem.alleluja.pl/[1]. W Diecezji Legnickiej służę od trzech lat. W tym czasie służyłem jako egzorcysta (pozwolenie ustne biskupa). W ciągu tych trzech lat odwiedziło mnie około osiemset osób. Mogę powiedzieć, że raczej jestem praktykiem jeżeli chodzi o modlitwy wstawiennicze, o uzdrowienie wewnętrzne i o uwolnienie…

O. KOSMA BUDZIŃSKI OFM  

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image