SZTUKA RETORYCZNA W LISTACH ŚW. PAWŁA Z TARSU

WYKŁAD WYGŁOSZONY PODCZAS AKADEMICKIEGO TYGODNIA KULTURY SŁOWA WE WROCŁAWIU, 15 KWIETNIA 2002

Termin „retoryka” nie kojarzy się nam raczej zbyt dobrze. Zwykle mamy na myśli albo pustosłowie, mówienie o niczym naszych polityków czy uprawianą przez nich „sztukę pięknego kłamania”;, albo ewentualnie – to już konotacje związane z literaturą czy nauką – przerost formy nad treścią – bombastyczność (nawiasem mówiąc, tematyka związana z retoryką znakomicie współbrzmi z treścią nazwy Tygodnia Kultury Słowa, w którym bierzemy udział).

Retoryka stała się szczególnie niepopularna w XIX wieku, kiedy modny był postulat obiektywizacji języka nauk humanistycznych na wzór nauk ścisłych. Jednak przecież nie ma dyskursu obiektywnego – nawet w naukach ścisłych. Gdziekolwiek mamy do czynienia z aktami komunikacyjnymi, sytuacja staje się sytuacją retoryczną, inaczej – sytuacją perswazyjną (np. wykład jest typową sytuacją retoryczną). Akt komunikacyjny – to nie rurociąg, człowiek – to nie komputer.

Przypuszczam, że jedyne pozytywne skojarzenie z terminem „retoryka”;, być może, mógłby mieć ktoś związany ze sferami biznesowymi – byłaby to retoryka w biznesie – ostatnio w szkołach kształcących ludzi interesu wykłada się taki przedmiot. Studentom wpaja się tam umiejętność przekonywującego przemawiania, skutecznego negocjowania i utrzymywania dobrych relacji interpersonalnych w firmie. Jednak chyba mało kto z pobierających tego rodzaju nauki skojarzyłby te umiejętności ze starożytną arystotelesowską teorią retoryki, której przecież de facto niewielkiego ułamka, po odpowiednich oczywiście modyfikacjach, dotykają. Jest to podejście typowo pragmatyczne, które już w starożytności propagowali sofiści, krytykowani za to przez Platona, który w słynnym dialogu Gorgiasz nazywa taką retorykę sztuką pozorną i moralnie nie do przyjęcia (celem było takie opanowanie umiejętności retorycznych, by zarobić jak najwięcej pieniędzy, sprytnie interpretując, naginając fakty dla swoich potrzeb) tak jak wykwintna kuchnia, aplikując smaczne dania, polepsza tylko samopoczucie, ale chce udawać medycynę, która naprawdę leczy. Jak widać, problem retoryki w biznesie liczy sobie przynajmniej 2500 lat.

Traktując temat retoryki z nieco innej strony, ktoś interesujący się trochę Biblią i kontekstem, w którym się ona zrodziła – czyli antykiem – mógłby zapytać: „Cóż mają wspólnego Ateny z Jerozolimą?”;. To tertuliańskie pytanie, jak niektórzy studenci doskonale wiedzą, jest wciąż często zadawane po wykładach pokazujących związki między starożytnością pogańską i starożytnością chrześcijańską. Jednak, chcąc nie chcąc, jesteśmy wyznawcami religii antycznej lub przynajmniej pozostajemy w sferze wartości wypracowanych właśnie przez tę antyczną religię. To paradoksalne, jak w związku z tym faktem niewielką wagę przywiązuje się do wiedzy o starożytności – ciągle w szkołach i na uniwersytetach traktuje się tę dziedzinę wiedzy po macoszemu (zresztą wystarczy zapytać studentów uniwersytetu, co sądzą na temat historii starożytnej czy nauki łaciny lub, nie daj Boże, greki).

I. Postawienie problemu

W tej sytuacji trudno się dziwić temu, że organizatorzy Tygodnia Kultury Słowa postanowili zadać sobie pytanie, czy Biblia jest jeszcze zrozumiała dla współczesnego czytelnika, czy ma ona dla współczesnych jeszcze jakąś wartość. Czy my jeszcze rozumiemy te teksty? Co jest przyczyną tego, że może często brzmią one dla nas dziwnie, może obco? Czy w ogóle jesteśmy jeszcze w stanie pokonać tę 2000-letnią niemal przepaść (jeśli chodzi o Nowy Testament, oczywiście), jaka nas dzieli od czasu ich napisania? Pytania te są jak najbardziej zasadne i chciałbym podjąć próbę zasugerowania na nie odpowiedzi.

Chciałbym najpierw wskazać najistotniejsze, moim zdaniem, przyczyny tego rodzaju problemów, a następnie wskazać na retoryczną metodę podchodzenia do tych tekstów jako remedium w tej sytuacji. Na końcu pokażę, że dzięki analizie retorycznej możemy odkryć, że to słynne ponoć antyretoryczne i antyfilozoficzne wystąpienie Pawła w 1 Kor w istocie takim chyba nie było.

Retorykę rozumiem w najszerszym sensie tego słowa, idąc za wybitnym badaczem tej problematyki, George’em A. Kennedy’m jako sztukę przekonywania słowami – sztukę perswazji.

II. Przyczyny problemów z rozumieniem tekstów biblijnych (przede wszystkim greckich)

a. problemy wypływające z samej natury języka

Amerykański biblista Joel. B. Green w swoim tekście zamieszczonym w książce Hearing the New Testament. Strategies for Interpretation (tu chcę zwrócić uwagę na znamienny tytuł – Słuchając Nowego Testamentu – to istotne w kontekście tego wykładu) wskazuje na kilka problemów, które dla nas, uczestników tego aktu komunikacyjnego, jakim jest czytanie, wypływają z samej natury języka. Stwierdziłem, że czytanie jest aktem komunikacyjnym – jak najbardziej – przecież tak jak w przypadku zwykłej, codziennej konwersacji z sąsiadem potrzebujemy tu nadawcy, odbiorcy oraz informacji, która jest osadzona w konkretnym kontekście i przekazana za pomocą odpowiedniego medium. Autor tekstu jest dla nas partnerem konwersacji – chcemy zrozumieć, o co mu chodzi. Między bezpośrednim kontaktem ustnym a kontaktem za pomocą tekstu jest jednak pewna znacząca, istotna różnica. W rozmowie z kimś zawsze możemy w razie niejasności zapytać: O co ci chodzi? Tekst milczy. Jesteśmy oddzieleni od nadawcy czasem i przestrzenią. Jesteśmy pozbawieni obecności w akcie komunikacyjnym takich pozajęzykowych zjawisk – niezmiernie istotnych dla naszego rozumienia komunikatu, jak: gesty (w ogóle odczytywanie mowy gestów właściwych konkretnej kulturze jest czymś niezmiernie istotnym; być może, rzeczywiście jest prawdą, że pacyfistyczna interpretacja tekstu: „jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi”; (Mt 5,39), wypływa z takiego niezrozumienia – uderzenie w prawy policzek to nie akt przemocy fizycznej – trzeba włożyć wiele starań, by uderzyć osobę stojącą naprzeciwko silnie prawa ręką w prawy policzek, proszę spróbować! – to akt okazania pogardy, skuteczny sposób obrażenia kogoś), mimika, intonacja itd.

To duży problem! Możemy zadawać sobie pytanie: jak rozumieć tekst 1 Kor 11,19: „muszą wśród was być rozdarcia, żeby się okazało, którzy są wypróbowani”;? Albo 1 J 4,12 „Boga nikt nigdy nie widział”;? Czy są to zdania orzekające, stwierdzające pewne oczywiste fakty, czy kryje się za nimi sarkazm, a może – jak w przypadku tekstu z Listu św. Jana – specyficzny kontekst? Gdybyśmy słyszeli te zdania, tak jak pierwsi ich odbiorcy, nie mielibyśmy tych problemów. Musimy sobie zdać sprawę z tego, że teksty były pisane z myślą o ich wygłoszeniu, a nie przeczytaniu – na nasz współczesny sposób (wówczas nawet czytając tylko dla siebie, czytano na głos – Augustyn podaje nam przykład Ambrożego, który robił to inaczej – czytał cicho; Augustyn uznał to za tak niezwykłe, że postanowił to odnotować w Wyznaniach). Koryntianie słuchali listu do nich skierowanego. Odczytywała go osoba, która dostarczyła ten list na miejsce. Był to najprawdopodobniej sekretarz, który go opracowywał wraz z Pawłem – był zatem doskonale zaznajomiony z intencją autora i we właściwy sposób mógł ją przekazać za pomocą odpowiednich środków pozajęzykowych – gestu, intonacji, mimiki itd. To również zakłada, że Apostoł Paweł, pisząc swoje słowa, musiał być uczulony na to, jak one brzmią dla ucha. Musiał więc nadać im w tym celu specjalną strukturę. Również słuchacze byli bardzo wyczuleni na dźwięk i formę, co zresztą daje się wyczuć, kiedy wczytamy się w tekst choćby 1 Kor. Widać tam, że retoryka szła w ich odczuciu w parze z mądrością. Pojawia się tam doskonale wykształcony w Aleksandrii pozostającej wówczas pod wpływem nauki Filona (była ona jakby Oxfordem naszych czasów) Żyd Apollos, który swoją wymową i erudycją podbija sobie serca pewnych ludzi – zapewne bardziej wykształconych, szukających w religii pewnego wyrafinowania intelektualnego. Wygląda na to, że jego umiejętności retoryczne są większe od Pawłowych, i rodzi się podział na „lepszych i gorszych”;. Nie wystarczyło zatem mieć rację – trzeba było odpowiednio to przekazać, przekonać do niej audytorium. Właśnie: możemy zatem mówić o audytorium listów Pawła – były one przeznaczone do słuchania; my jesteśmy już tylko czytelnikami.

Aby kogoś do czegokolwiek przekonać – choćby do tego, żeby poszedł z nami do kina – musimy użyć pewnej metody czy – jak to się teraz popularnie mówi – strategii. Używamy w sposób naturalny pewnych chwytów – czy nam się to podoba, czy nie, używamy chwytów retorycznych. To tak jak z posługiwaniem się logiką – używamy jej na co dzień – nazywamy ją jednak zdrowym rozsądkiem, a nie logiką formalną. Różnica między używaniem pewnych chwytów retorycznych między nami a Pawłem jest taka, że ten ostatni żył w kulturze, w której cały proces edukacji oparty był na kształceniu retorycznym. „Efektem końcowym”; procesu edukacyjnego miał być nie kto inny jak mówca, orator. Tylko taki człowiek mógł zrobić karierę polityczną, urzędniczą czy sądową. Nawet jeśli nie jesteśmy w stanie udowodnić wprost, że Szaweł z Tarsu był również kształcony przez retorów, to wiemy, primo, że na pewno kształcił się w Jerozolimie u Gamaliela (o którym wiadomo, że był na tyle liberalnym faryzeuszem, że wręcz nakazywał swoim uczniom czytanie greckiej literatury – stąd pewnie znajomość greckich poetów, których Apostoł Paweł przecież cytuje w swoich listach), secundo, nie zawahał się stanąć do przeprawy z greckimi filozofami zgromadzonymi na agorze ateńskiej i posługiwał się wtedy argumentami zaczerpniętymi z doktryny stoickiej – musiał mieć więc jakieś wykształcenie klasyczne, tertio – nawet gdyby go nie miał, to kultura, w której się urodził i wychowywał, była uwrażliwiona na dźwięk słowa, na umiejętność skutecznej perswazji w stopniu dla nas chyba już niewyobrażalnym (o tym nieco dalej kilka słów) – z pewnością nie pozostało to bez wpływu na sposób pisania czy mówienia praktykowany przez Pawła. Z tego punktu widzenia czymś właściwym wydaje się zatem czytanie św. Pawła z perspektywy retorycznej. Wydaje mi się, że tylko odkrywanie struktur i figur retorycznych może postawić nas w sytuacji odpowiadającej pierwotnemu odbiorcy-słuchaczowi – nasz sposób odbioru będzie wtedy najbardziej odpowiadał sposobowi napisania. Tekst o strukturze skonstruowanej według reguł retoryki należy czytać, posługując się metoda retoryczną. Tylko to pozwoli nam na możliwość odtworzenia rozmaitych treści pozajęzykowych, które często ukryte są pod płaszczem pewnych silnie sformalizowanych figur retorycznych. Poza tym przecież hermeneutyka – sztuka interpretacji tekstów – narodziła się ze sztuki retorycznej, była pierwotnie częścią teorii retoryki rozwiniętej przez Arystotelesa (nawiasem mówiąc, do dziś nikt nie wymyślił na ten temat nic bardziej oryginalnego czy odkrywczego). Hermeneutyka nie jest, jak utrzymuje wielu współczesnych filozofów, odkryciem nowożytnym. To przypisywanie czasom nowożytnym oryginalności, jak twierdził Gadamer, to skutek pewnego rodzaju amnezji często spotykanej wśród współczesnych badaczy. Gadamer był, według mnie, bardzo delikatny w swojej ocenie.

Wrócę jednak do pewnych problemów wypływających dla nas jako czytelników z samej natury języka, a które, jak sądzę, poprzez czytanie tekstu z perspektywy retorycznej mogą być jakoś pokonane.

– język jest linearny – w przeciwieństwie do obrazu

Obraz widzimy od razu jako pewną całość. Ale kiedy zdecydujemy się przedstawić w słowach to, co widzimy, musimy to zrobić w jakiejś kolejności. Musimy zdecydować, co opiszemy najpierw, a co potem, na co szczególnie zwrócimy uwagę, w jakiej formie to opiszemy. Jest to problem organizacji materiału, który w retoryce został opracowany pod nazwą dispositio (gr. taksis). Istniały zatem pewne zasady, ale aby je poznać i spróbować rozpoznać w tekście, musimy odnieść się do teorii retoryki. Sprawa ta jest może nieco ważniejsza w kontekście Ewangelii niż Listów, ponieważ ewangeliści opowiadają nam pewne zdarzenia, które dzieją się w pewnej przestrzeni czasowej. Musieli więc zdecydować się na jakąś chronologię. Wydaje się jednak, że ich rozumienie chronologii w opowiadaniu zdarzeń różni się od naszego jej rozumienia. Proponowany przez nich układ zdarzeń nie ma być precyzyjną rejestracją przebiegu zdarzeń, ale oni raczej kompilują z nich pewien układ zdarzeń zgrupowanych w sekwencje, a my mamy zwrócić uwagę na ich wzajemne powiązania i znaczenie tych powiązań. Wydaje się więc, że poszukiwacze sprzeczności w Biblii stosują zwykle kryteria aktualne dzisiaj do tekstów rządzących się zupełnie innymi zasadami. Kiedy oglądamy współczesne produkcje hollywoodzkie (proszę wybaczyć trywialny przykład z dziedziny filmu, ale wydaje mi się on dobrze ilustrować zasadę), nie zastanawiamy się, jak to się dzieje, że podczas wybuchu całego wieżowca, gdy wydaje się, że wszyscy powinni zginąć – główny bohater nagle podnosi się ze zgliszczy ze śladami lekkich zadrapań. Siadając przed ekranem, zdecydowaliśmy się na pewną konwencję i nie zadajemy pytań analitycznych. Przykład z Łk 3,19-22: „Lecz tetrarcha Herod, karcony przez niego z powodu Herodiady, żony swego brata, i z powodu innych zbrodni, które popełnił, dodał do wszystkiego i to, że zamknął Jana w więzieniu”;, zaś w wierszu 21 (to już nowy podrozdział): „Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest”;. Chcę tylko powiedzieć, że „podchwytliwe”; pytanie: czy Jezus został więc ochrzczony przez Jana po jego uwięzieniu?, co jest dla nas trochę nielogiczne – jest po prostu pytaniem niewłaściwym. Należy zatem odkryć zasady retorycznej dispositio używanej przez autorów w tamtym czasie. Ponieważ w tytule referatu znajduje się postać Pawła, chciałem pokazać prosty przykład tego, jak przez ignorowanie zasad dispositio często interpretuje się 1 Kor 7 w sposób stawiający Pawła w pozycji męskiego szowinisty i w ogóle mizoginisty, człowieka mającego problemy ze sferą związaną z ciałem. W pierwszym wersie czytamy: „Co do spraw, o których pisaliście, to dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą”;. Wydaje mi się, że analizując retoryczną strukturę tego Listu, można zaobserwować, że Apostoł Paweł zajął się szeregiem różnych problemów, o których słyszał bądź napisano mu, i każdemu problemowi poświęcony jest konkretny passus. Chodzi o to, że passus ten zwykle poprzedzony jest takim wersetem wstępu – zapowiadającym temat. Bardzo często Paweł przytacza wtedy jakieś sformułowanie, które było powszechne wśród Koryntian – o którym właśnie słyszał bądź o którym mu doniesiono na piśmie. I tak jest chyba tutaj. Apostoł Paweł nie przytacza swojego poglądu: dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą – to ktoś w Koryncie był tego zdania. Autor listu wyraża w trakcie rozdziału zupełnie inny pogląd. Wydaje się, że takim szczytowym punktem jego argumentacji jest wers 17: „Zresztą niech każdy postępuje tak, jak mu Pan wyznaczył, zgodnie z tym, do czego Bóg go powołał”;. Apostoł Paweł nie jest fanatycznym zwolennikiem celibatu ani tym mniej wrogiem kobiet. Podobnie, kiedy mówi, znów cytując powiedzenie pewnych ludzi: „Wszystko mi wolno”; (6,12) nie jest zwolennikiem swobody obyczajów. Swój pogląd prezentuje, dodając komentarz: …„ale nie wszystko przynosi korzyść”; (tutaj ktoś mógłby mu zarzucić, że był interesowny, ale dalej dodaje: „ale ja niczemu nie oddam się w niewolę”;). Powszechność takiej krytykującej Pawła interpretacji 7 rozdziału 1 Kor jest umacniana istniejącymi przekładami (pamiętajmy, że każdy przekład to już interpretacja i nic nie zastąpi oryginału). Wydaje mi się, że w kontekście całej myśli tekst Peri de hon egrapsate kalon anthropo gynaika ouk haptesthai można tłumaczyć: A teraz odniosę się do tego, co napisaliście – że dobrze jest, aby mężczyzna nie wiązał się z kobietą (to oczywiście wolne tłumaczenie; dodam, że jest to na razie tylko intuicja – należy sprawdzić, czy nie jest ono sprzeczne z gramatyką zdania, co wymaga przeprowadzenia dalszych badań).

W tym przypadku widzimy, że analiza retoryczna tekstu pozwoliła nam dojść do takiego jego rozumienia, które pierwotni słuchacze mieli zapewnione dzięki pozajęzykowym zabiegom odczytującego oraz istniejącym poza tekstem szczególnym okolicznościom. To drugie wiąże się z kolejną sprawą, którą podejmiemy:

– język jest selektywny

Ten fakt wiąże się również z problemem dispositio, ale nie tylko. Chodzi o to, że nadawca komunikatu nie jest w stanie powiedzieć nam wszystkiego, zaprezentować każdego najdrobniejszego szczegółu. Gdyby chciał to robić, to za każdym razem rozmowa między ludźmi musiałaby przyjmować formę wygłaszania referatów, a i to nie wyczerpałoby z pewnością problemu – byłoby to potwornie nudne i z całą pewnością wkrótce przestalibyśmy ze sobą w ogóle rozmawiać. Rozmówcy nie wyjaśniają sobie problemów, które są im doskonale znane, bo po co mieliby to robić? Tak samo jest z tekstem – Apostoł Paweł nie wyjaśnia Koryntianom, czym był wymieniony w 15,29 „chrzest za zmarłych”;, bo oni to wiedzieli. My natomiast mamy problem. Za tekstem kryje się pewien kontekst, który musimy spróbować zrekonstruować za pomocą różnych danych. Z pomocą przychodzą nam tu metody sformułowane znowu właśnie przez starożytną teorię retoryki. Jeśli zaczniemy się posługiwać metodami współczesnymi, znowu może się okazać, że wkładamy do tekstu coś, czego nigdy w nim nie było.

Kolejną sprawą jest fakt, że:

– język jest dwuznaczny

Myślę, że tego nie muszę specjalnie wyjaśniać – jest to sprawa dość oczywista: słowo nabiera konkretnego znaczenia dopiero w kontekście. Ten kontekst jest szczególnie istotny dla tekstów pisanych językami, którymi dziś już nikt nie posługuje się jako pierwszymi językami – a więc i w grece Nowego Testamentu. Powiem tylko, że zasada interpretacji słowa na tle zdania, w którym jest, fragmentu, całego dzieła, czyli krótko mówiąc: zasada interpretacji części w kontekście całości – została wypracowana oczywiście przez teorię retoryki – szczególnie mocno pracował nad nią Cyceron czy współczesny Pawłowi Kwintylian w kontekście tzw. interpretatio scripti, czyli rozmaitych pisanych dokumentów sądowych – ustaw, testamentów, umów itp.

– język jest zakorzeniony mocno w kulturze, w której funkcjonuje

To stwierdzenie w jakiś sposób podsumowuje wymienione cechy języka, a jednocześnie powinno nas uwrażliwić na pewien fakt. Mianowicie, jeśli nie znamy greki, a chcemy czytać Nowy Testament, to jesteśmy nieodwołalnie skazani na lekturę rozmaitych istniejących przekładów polskich. Każdy tłumacz stara się, aby jego przekład był komunikatywny dla odbiorcy i używa słów czy stwierdzeń, które są czytelnikowi bliskie, które używane są w otoczeniu, w którym przebywa. To może uśpić naszą czujność – może się okazać, że siłą rozpędu nasze codzienne doświadczenie będziemy wczytywać w teksty powstałe w zupełnie innej kulturze. Odnajdziemy w nich rzeczy, których nigdy tam nie było (W tym momencie do znudzenia można przypominać doskonale wszystkim znaną sprawę ewangelicznego bogacza, któremu trudniej zbawić swoją duszę niż wielbłądowi przejść przez ucho igielne. W zależności od naszego rozumienia, czym jest „igielne ucho”;, albo pozbawimy bogacza możliwości zbawienia zupełnie – wielbłąd nawet po złożeniu się wpół nie przejdzie przez ucho od igły, albo damy mu szansę, nikłą, ale jednak szansę – wielbłąd z trudem, ale mógł przejść przez rodzaj niskiej bramy nazywanej uchem igielnym).

Jak widać, milczący i krnąbrny tekst zastawia na nas swoje pułapki, które możemy omijać, stosując odpowiednią metodę jego interpretacji. W moim odczuciu jedną z najlepszych jest właśnie metoda retoryczna. Swoje przekonanie opieram na jeszcze jednym, wydaje mi się, że bardzo istotnym fakcie.

b. Przejście od kultury oralnej do kultury piśmiennej

Kwestia, którą chcę teraz poruszyć, jest bardzo złożona i rozległa – z konieczności ograniczę się do wskazania tylko kilku istotnych spraw.

Chciałbym zaproponować teraz rodzaj małego eksperymentu. Spróbujmy sobie wyobrazić, jak funkcjonowalibyśmy, żyjąc w kulturze nie posługującej się w ogóle pismem. To bardzo trudne – szczególnie dla nas, którzy niemal każdy rodzaj naszej działalności opieramy na piśmie. Ale nie zawsze istniało pismo. Niestety, bardzo powszechne, i wśród uczonych również, jest przekonanie, że werbalizacja ustna i werbalizacja za pomocą pisma to właściwie to samo – i to jest tekstem, i tamto jest tekstem. Nasze myślenie charakteryzuje się tekstowością. Gdyby ktoś nas poprosił, byśmy chwilę pomyśleli na przykład o słowie „tylko”;, z cała pewnością choć przez chwilę przemknęłaby nam przez głowę forma jego zapisu. Słowo jest dla nas rzeczą – obiektem, który możemy zobaczyć i nad którym panujemy. Pismo jest dla nas punktem odniesienia w myśleniu o słowie. Co by było, gdybyśmy nie mogli zobaczyć zapisanego słowa – gdybyśmy mogli je tylko usłyszeć, nie moglibyśmy go uchwycić, zatrzymać, zapanować nad nim? Nie można byłoby nic „przejrzeć”;, zajrzeć do słownika, sprawdzić w kalendarzu, jaki mamy dziś dzień, powiedzieć, którą mamy teraz godzinę! Czy wpłynęłoby to w jakikolwiek sposób na naszą świadomość, na nasz sposób myślenia? Badania, których obiektem są kultury nie posługujące się pismem (zapoczątkowane przez uczonych badających dzieła Homera), wykazują, że człowiek nie posługujący się pismem myśli inaczej, inaczej widzi świat, w którym żyje. Badacze tacy, jak jezuita Walter Jackson Ong, na którego dokonaniach głównie się opieram (w języku polskim dostępna jest jedna z jego książek – wyszła pod tytułem Oralność i piśmienność. Słowo poddane technologii), próbują ustalić pewne cechy, które mogą charakteryzować świadomość „oralną”; –taki termin techniczny zadomowił się już w polskiej literaturze przedmiotu – muszę więc się nim posługiwać. Wymienię kilka z nich:

– Słowo kojarzy się przede wszystkim z dźwiękiem – dźwięku nie można uchwycić, nie można go zobaczyć, jest dynamiczny, jest działaniem, sposobem działania. Chyba nie przypadkiem w języku hebrajskim, którym posługiwali się ludzie żyjący w kulturze silnie opartej na słuchaniu, dabar to zarazem „słowo”;, jak i „zdarzenie”;. Słowo jest zdarzeniem wyłaniającym się z teraźniejszości. W kulturach oralnych słowo ma wielką moc. W Starym Testamencie Bóg zawsze przemawia do ludzi – On raczej nie pisze. W Nowym Testamencie Chrystus jest określony mianem Logos – Słowo. Jest Logosem, który nie pozostawił po sobie nic na piśmie – jest Słowem dynamicznym, działającym. W Rz 10,17 czytamy „wiara rodzi się z tego, co się słyszy”; – nie z z tego, co się czyta. Dla pierwszych chrześcijan autorytetem było nie słowo spisane, ale przekazywane ustnie w Kościele. Dopiero potem ukształtował się kanon Nowego Testamentu.

– Dźwięk słowa związany jest z wnętrzem człowieka. Słowo wypływa z naszego wnętrza (mam na myśli również czysto fizyczne zjawisko) i wlewa się do naszego wnętrza. Tymczasem wzrok prowadzi na zewnątrz, odnosi nas do obiektów będących poza nami. Wzrok wyodrębnia, analizuje – słuch scala, harmonizuje. Inna jest sytuacja patrzącego, inna słuchającego. Pismo spowodowało, że słowo-dźwięk zostało związane z przestrzenią. Wygląda na to, że dopiero dzięki pismu człowiek zaczął patrzeć na świat nie jak na coś, co jak dźwięk go ogarnia z każdej strony, ale jak na coś, co się przed nim rozciąga – jak tekst. Narodziła się nauka w europejskim rozumieniu tego słowa. To się zaczęło w Grecji starożytnej – nie wiadomo, gdzie bylibyśmy dziś bez Greków.

– Podkreślę wyraźnie, że bez pisma nie jest możliwa zaawansowana analiza. Bo jak można było gromadzić wiedzę w kulturze bez pisma? Trzeba ją było po prostu zapamiętać! Kto zapamiętałby dosłownie skomplikowane i obszerne dzieło w rodzaju Retoryki Arystotelesa? Widać stąd, jak wielka była rola pamięci. Stosowano rozmaite techniki mnemoniczne ułatwiające zapamiętanie istotnych rzeczy. Stosowano rytmizacje, powtórzenia, antytezy, aliteracje, asonanse, co bardzo ważne – wyrażenia formularne i epitetyczne, standardowe schematy tematyczne, wymyślano przysłowia, powiedzenia itd. – można by wymieniać bardzo długo. Wartościowy był ten, kto wiele pamiętał – stąd wielki szacunek, jakim otaczano siwowłosych starców – oni byli skarbnicą wiedzy i doświadczenia. Dziś w świecie zdominowanym drukiem wiedzy encyklopedycznej szuka się w encyklopediach, zaś treści starych mitów w mitologiach. Ideałem jest nie sędziwy mędrzec, ale młody, prężny młodzieniec – najlepiej biznesmen (szkoda, że nie naukowiec). Dzięki pismu nasz umysł nie koncentruje się na zapamiętywaniu, ale może zająć się czymś nowym – rozwijamy się. Zaczynamy tworzyć pewne abstrakcyjne kategorie, klasyfikujemy i grupujemy naszą wiedzę w sposób nie do pomyślenia w kulturze oralnej. Kiedy nie ma pisma, musimy werbalizować naszą wiedzę bezpośrednio w odniesieniu do otaczającego nas świata. Nie tworzymy na przykład obiektywnych zestawień w formie spisów – kto by to zapamiętał?! Na przykład starożytne genealogie opisują rozmaite relacje osobowe – nie są zwykłą wyliczanką. W kulturze oralnej nie ma miejsca na oderwane od życia abstrakcje. To pismo sprzyja oderwaniu od życia, izolacji w ciszy czytelni czy gabinetu. Kultura oralna jest zakotwiczona w teraźniejszości, jest bliska życiu, powoduje, że człowiek jest otwarty, angażuje się w życie społeczne, jest pełen empatii. Dla niego „nauczyć się”; czy „poznać”; to utożsamić się z kimś lub czymś. Czym innym jest „poznanie”; w Biblii – poznanie realizowane na różnych płaszczyznach. Wiemy, co znaczy, że Adam poznał Ewę, ale powinniśmy też zrozumieć, że w Nowym Testamencie poznanie Boga jest czymś innym niż przyjęcie do wiadomości jakiegoś zestawu doktryn czy twierdzeń. W Biblii nie ma miejsca na Boga filozofów, Boga oderwanego od życia – to Bóg, który wyzwala w człowieku działanie.

Zatem sposób postrzegania świata przez człowieka zanurzonego w kulturze oralnej jest inny niż człowieka piśmiennego. Ciągle za mało sobie uświadamiamy, jak bardzo jesteśmy pod wpływem kultury, która w dużej mierze wyrosła z pisma.

Cóż to wszystko ma jednak wspólnego z tematem? Przecież czasy, w których działał Paweł, nie były już epoką kultury oralnej. Listy Apostoła Pawła zostały przecież spisane. Już częściowo odpowiedziałem na to pytanie, czyniąc wcześniej pewne nawiązania do Biblii. One stanowią pewną ilustracje tego, że choć w czasach Pawła czy wcześniejszych epoka kultury oralnej należała już do przeszłości, to jednak nie do końca. Przejście od oralności do piśmienności odbywało się stopniowo. Najnowsze badania pokazują, że w tamtych czasach ok. 10 proc. ludzi nie było analfabetami – większość z nich rekrutowała się z warstw wyższych. Nie należy podejrzewać, że w gminach chrześcijańskich było inaczej – mogło być jeszcze gorzej, bo chyba niewielu przedstawicieli wyższych warstw było chrześcijanami. Tylko w kiepskich podręcznikach historii istnieją ostre i zdecydowane cezury między epokami, prądami intelektualnymi i innymi zjawiskami życia. Zresztą podział czasu, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, też jest uwarunkowany używaniem pisma. Czasy Pawła to czasy koegzystencji zjawisk charakterystycznych dla kultury oralnej i rozwijającej się powoli kultury opartej na piśmie. To stadium pośrednie. Chcę przez to wyrazić, że w całej Biblii, a zatem i u Pawła odnajdziemy ślady starej, charakterystycznej dla tej wcześniejszej epoki świadomości. Interpretując te teksty, nie możemy o tym zapominać, bo – jak już wcześniej ostrzegałem – będziemy w nich widzieć rzeczy w nich nieobecne. Jak jednak rozpoznać te elementy? Teraz zmierzam do sedna tego, co chciałbym powiedzieć. Otóż wydaje mi się, że jest prawdą, iż w antycznej teorii retorycznej znajdują swój wyraz właśnie te dwa światy – oralności i piśmienności. Przecież Arystoteles nie wymyślił retoryki! On ją zastał, a dzięki użyciu pisma był w stanie poddać istniejące zjawisko ustnej komunikacji analizie i uporządkować za pomocą abstrakcyjnych kategorii. Właściwe dla kultury oralnej sposoby myślenia znajdujące swój wyraz w specyficznych sposobach wyrażania zostały jakby „zaklęte”; pod postacią charakterystycznych dla rodzącej się kultury opartej na piśmie – definicji, kategorii i zasad. Styl formularny, antytezy, powiedzenia, aliteracje, retoryczna przesada, silnie sformalizowane sposoby argumentacji – to wszystko przecież znamy z teorii retoryki – stąd analiza retoryczna jest równocześnie odkrywaniem dawnego, już nam obcego dziś sposobu myślenia! – to wszystko może nas dzisiaj razić, może być dla nas niezrozumiałe, może czasem naiwne, bo nasz sposób myślenia jest naznaczony tekstowością. Ciągle jeszcze żywa w Europie oralność „zaklęta”; w retoryce dokonała żywota wraz z narodzinami europejskiego romantyzmu. Wtedy retoryka straciła swoje panowanie nad umysłami. W XX wieku zaczął się jej powolny renesans. Obecnie na Zachodzie intensywnie odkrywa się retorykę na nowo. Ufam, że i w Polsce też to nastąpi – szczególnie w kontekście studiów biblijnych. Jest ona nieocenioną pomocą w dochodzeniu do głębszego rozumienia tych starożytnych tekstów. Bez narzędzi, które nam ona oferuje, niejednokrotnie bylibyśmy bezbronni.

Na koniec chciałbym poruszyć kwestię związaną ze stosunkiem do retoryki i mądrości, który wyraża sam autor I listu do Koryntian w dwóch pierwszych rozdziałach. Niektórzy, czytając te słowa i wspierając się jeszcze fragmentem z Mk 13,11, mówiącym o tym, że kiedy w dniach ostatecznych wierni będą stawiani przed sądami, nie oni będą mówić, ale Duch Święty, negują wartość jakiegokolwiek wykształcenia, utrzymując, że Apostoł Paweł też jest tego zdania. Opierając się na tym tekście, konstruuje się koncepcję natchnionego retora, który w momencie głoszenia jest w „posiadaniu Ducha”;, który czuwa i nad treścią i nad formą wystąpienia: „mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy”; (1 Kor 2,4). Przy takim rozumieniu obydwa wymienione fragmenty powodują, że cały mój wywód traci w ogóle wartość. Na szczęście z pomocą przychodzą sformułowane przez teorię retoryki zasady interpretacyjne. Wydaje się, że Pawłowi bliżej do koncepcji mądrości sformułowanej choćby w starotestamentowej tradycji mądrościowej, która każe szukać mądrości i inspiracji u Boga, co się wiąże ze studium i modlitwą, niż do stanów ekstatycznych. Wracając do tego tekstu – nie będę go szczegółowo analizował, ale głębsza jego lektura pokazuje głęboką przepaść między tym, co Paweł mówi, a tym, jak on to mówi. Wygląda na to, że potępia retorykę, posługując się wystudiowaną retoryczną argumentacją! Dlaczego? Wchodząc głębiej w kontekst problemów korynckich, dostrzegamy, że zwolennicy Apollosa – Aleksandryjczyka, o którym wspominałem, krytykowali retoryczne zdolności Pawła, odrzucając równocześnie jego nauczanie i powodując rozłamy w Kościele. Mądrość i retoryka stały się przyczyna poważnych problemów! Apostoł został zaatakowany! Paweł broni się, jednocześnie atakując. Widzimy tu zamierzony rozdźwięk między tym, co mówi, a tym, jak należy to rozumieć. W retoryce taki zabieg nazywamy ironią. Dodatkowo należy zauważyć, że jedną z postaci ironii jest też samodeprecjacja. Apostoł Paweł, używając dobrej retoryki, udowadnia, że nie ma zdolności retorycznych. W prosty sposób rozbraja swoich oponentów. Jednocześnie nie tylko w tych dwóch rozdziałach, ale i w całym Liście rzeczywiście rozprawia się z taką mądrością, która wbija w pychę i powoduje podziały na tych, którzy lepiej rozumieją – silnych, i słabych.

Reasumując – św. Paweł posługiwał się jednak pewnymi technikami retorycznymi i w związku z tym, a także w świetle przytoczonych okoliczności wydaje się słuszne stosowanie w interpretacji greckich tekstów biblijnych narzędzi, które zapewnia nam antyczna teoria retoryki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image