WŁODZIMIERZ SOŁOWIOW I IDEA PAPIESTWA JAKO ZNAKU JEDNOŚCI KOŚCIOŁA

Włodzimierz Sołowiow (1853-1900), jeden z najwybitniejszych teologów rosyjskich, nie jest szeroko znany w Polsce. Zresztą nawet we własnym kraju należał do myślicieli zapomnianych i w zasadzie tylko Zachód wczytywał się w jego myśli. Swoją popularność zawdzięcza głównie wykładom prowadzonym w latach osiemdziesiątych XIX wieku na uniwersytetach zachodnioeuropejskich oraz licznym publikacjom naukowym, w których dzielił się z czytelnikami z zachodniej Europy swoimi oryginalnymi ideami. To one sprawiły, że z czasem zaczęto go nawet nazywać „rosyjskim Newmanem”[1].

Profesor Sołowiow, niezrozumiany, a często świadomie ignorowany przez własnych współwyznawców z powodu głoszonej głośno idei pojednania prawosławia z biskupem Rzymu, pod koniec swojego życia zdecydował się na krok, który – być może – wyprzedził o całe stulecie zrozumienie idei jedności. Dnia 16 lutego 1896 roku w kaplicy Matki Bożej z Lourdes w Moskwie złożył on ślubowanie wierności papieżowi, dementując przy tym jakiekolwiek spekulacje, jakoby akt ten miał być konwersją na rzymski katolicyzm.

Włodzimierz Sołowiow nie był postacią nieznaną w Rzymie. Cieszył się dużym szacunkiem kurii rzymskiej i był osobiście przedstawiony papieżowi Leonowi XIII. Prawdziwym adwokatem Sołowiowa w kościelnych kołach Rzymu, nie wyłączając samego papieża, był serbski arcybiskup Strossmeyer. Dla wszystkich zaskakujące było to, że ślub wierności biskupowi Rzymu Sołowiow złożył na księgę Katechizmu rzymskiego, powszechnie używanego w Kościele katolickim od czasów Soboru Trydenckiego (1545-1563). Zaprzeczył on jednak pogłoskom, jakoby tym czynem wyłączył się spod jurysdykcji biskupów prawosławnych. W tym względzie jego wiarę cechowało przekonanie o fundamentalnej jedności obu Kościołów partykularnych: Kościoła Wschodu i Kościoła Zachodu, nad którymi jurysdykcję w sprawach wiary i moralności sprawuje biskup Rzymu – pierwszy między patriarchami.

Eklezjologia Włodzimierza Sołowiowa wskazywała prawosławiu tylko jedną drogę: powrót do jedności z biskupem Rzymu. Separowanie się prawosławia od Stolicy Apostolskiej w Rzymie – głosił teolog – grozi mu przekształceniem się w jego parodię, którą Sołowiow nazywał prawosławizmem. Separacja ta jest jak najbardziej zrozumiała, i nawet pożądana pod względem kulturowym i mentalnym, ale w kwestii doktrynalnej, w zagadnieniach dotyczących tajemnic wiary, jest dla Kościoła Wschodu czynem samobójczym.

Dla Sołowiowa podjęcie – w końcu niełatwej przecież – decyzji o uznaniu jurysdykcji biskupa Rzymu było też krokiem w kierunku głębszego zrozumienia prawosławia i zaangażowania w jego złożoną problematykę. W tym miejscu można nawet rozciągnąć porównanie rosyjskiego teologa z angielskim konwertytą z Oksfordu, kardynałem Johnem Newmanem. Obaj doszli bowiem do swoich przekonań na podstawie pogłębionych studiów patrystycznych. Mówiąc prosto, Ojcowie Kościoła przywiedli obu w ramiona św. Piotra i jego rzymskiej stolicy. Należy jednak uczciwie powiedzieć, że jednak kardynał Newman musiał dokonać aktu konwersji w sensie doktrynalno-prawnym. Było to formalne przejście z wyznania anglikańskiego do Kościoła katolickiego. W przypadku Sołowiowa – na długo jeszcze przed II Soborem Watykańskim – Rzym nie miał żadnych wątpliwości, aby uznać go za katolika bez potrzeby dokonywania oficjalnej konwersji. W tym wypadku wystarczył tylko ślub wierności papieżowi.

Eklezjologia i problem prymatu papieskiego nie był jednak głównym tematem zainteresowań teologicznych Sołowiowa. Poruszał się on raczej na granicy teologii i filozofii, interesował się problematyką mistycyzmu oraz badał relacje istniejące między ludzkim duchem a rozumem. Zainteresowania te okazały się jednak na tyle podejrzane dla niektórych wysokich przedstawicieli prawosławia, żeby oskarżyć go o sprzyjanie myśli gnostycznej potępionej przez Kościół pierwszych wieków, a w konsekwencji o szerzenie heterodoksji (herezji). W ten sposób, podważając autorytet Sołowiowa, próbowano osłabić jego wezwania do pojednania z papiestwem. Sołowiow był bowiem autorytetem teologicznym i dlatego słusznie obawiano się, że jego zainteresowania Rzymem mogą okazać się bardzo niewygodne dla całej Cerkwi prawosławnej. Zdumiewające, że cerkiewny urząd cenzorski oficjalnie preferował raczej oskarżenie o sprzyjanie… niemieckiemu idealizmowi, który miał stać w opozycji wobec tradycji prawosławnej, niż o szerzenie myśli wyrażających ideę pojednania prawosławia z biskupem Rzymu.

Przenikliwość teologiczna Włodzimierza Sołowiowa stawia go w szeregu najwybitniejszych myślicieli chrześcijańskich. Znany współczesny teolog katolicki, Hans U. von Balthasar, nie zawahał się nawet nazwać go prawosławnym Tomaszem z Akwinu, z powodu jego konsekwentnego dążenia do poznania prawdy. Wzorem Akwinaty rosyjski teolog uprawiał ten rodzaj teologii, który od poznania cząstkowego zmierzał do odkrycia prawdy ogólnej. Balthasar przekonywał, że należy w przyszłości poważnie zająć się studiami nad teologią i filozofią Sołowiowa w świetle myśli tomistycznej, gdyż wydaje się on być bardzo ważnym uzupełnieniem dowodów wypracowanych przez dominikanina z Akwinu. „Kościół zaadaptował myśl Tomasza z Akwinu – pisał Balthasar – ponieważ wydawała się ona być niezwykle ważną syntezą mądrości Ewangelii i filozofii Arystotelesa. Teraz, dzięki Sołowiowowi, możemy na te sprawy spojrzeć przez głębię duchowości prawosławnej”[2].

Tajemnica spraw łączących człowieka z Bogiem, mistycyzm i pragmatyzm, posłuszeństwo i autonomia, wiara i rozum, Kościół i państwo – to przestrzeń zagadnień poruszanych w teologii i filozofii Sołowiowa. Liczne tłumaczenia jego prac na język niemiecki, francuski i angielski, a także niemałe trudności związane z publikacją w języku oryginalnym, miały olbrzymi wpływ na to, że stawał się on coraz bardziej znany na Zachodzie niż w kręgu języka rosyjskiego. Analizując historię ludzkości na sposób dialektyczny, dowodził, że Wielka Schizma między Kościołem Wschodu i Zachodu w 1054 roku jest tylko widzialnym efektem „schizmy”, podziału i rozbicia zachodzącego w każdym ludzkim sercu. Chrześcijanin jest jednak powołany – pisał teolog – to przezwyciężenia w swoim sercu tendencji schizmatyckich. Podobnie też cały Kościół wezwany jest, aby pokonać schizmę istniejącą w jego łonie. „Tragedia Wielkiej Schizmy jest bolesna, ale nacechowana paradoksem: tradycyjna niezrozumiałość i inność między Wschodem i Zachodem znowu okazała swoją siłę, ale moc ducha chrześcijańskiego, moc miłości samego Chrystusa jest w stanie zbudować pomost łączący Wschód z Zachodem; most, który w konsekwencji połączy podzielony Kościół Wschodu i Zachodu. Patriarchat Rzymu i patriarchat Konstantynopola ponoszą wspólną odpowiedzialność za ten rozdział, ale to patriarchat Wschodu zapomniał, że w Rzymie mieszka pierwszy między równymi – następca św. Piotra”[3].

W ostatnich latach życia Sołowiow zaczął traktować sprawę pojednania między Kościołem Wschodu i Kościołem Zachodu pod wspólnym autorytetem biskupa Rzymu jako priorytetową w swojej pracy i służbie. Przekonanie o tym, że wszystkie pięć starożytnych patriarchatów – zachodni w Rzymie i cztery wschodnie w Antiochii, Aleksandrii, Konstantynopolu i Jerozolimie – tworzą w swym najgłębszym fundamencie jeden i ten sam, prawdziwy Kościół Chrystusowy, stało się dla Sołowiowa inspiracją dla wytężonej pracy na rzecz przywrócenia utraconej jedności. „Łączy nas ta sama doktryna – pisał – sakramenty, hierarchiczno-apostolskie pochodzenie i tylko de facto dzieli nas jedna rzecz: de jure – władza biskupa Rzymu”[4]Sołowiow był przekonany, że na hierarchii Wschodu ciąży odpowiedzialność powrotu do jedności ze Stolicą Apostolską. W jego przekonaniu uznanie pełnego autorytetu papieża w sprawach wiary i moralności w niczym nie zagraża Wschodowi i całkowicie bezpodstawne są obawy o latynizację. Zachód przez stulecia nie potrafił zlatynizować kultury bizantyjskiej, gdyż – zdaniem Sołowiowa – była ona o wiele bardziej rozwinięta pod względem opisu i oceny rzeczywistości świata zewnętrznego i wewnętrznego oraz dobrze zasymilowana z mentalnością mieszkańców Wschodu. Wszelkie próby latynizowania Wschodu przez Zachód najczęściej kończyły się dla Zachodu nieszczęśliwie. W jednej ze swoich prac Sołowiow podał nawet przykład Polski próbującej latynizować ludy prawosławne mieszkające w granicach Rzeczypospolitej w XV-XVII wieku. Efekty tych zabiegów obracały się jednak zawsze przeciwko inicjatorom tych akcji.

Uznanie prymatu biskupa Rzymu – zapewniał Sołowiow – nie naruszy jednak autonomii kulturowej Kościoła bizantyjskiego. Wówczas też zostanie niejako dopełniona katolickość i „prawosławność” Kościoła Chrystusowego. Należy jednak przekonać prawosławną hierarchię, jak i zwykłych wiernych, że Kościół Rzymu nie jest tym samym, co Kościół łaciński. Kościół łaciński jest po prostu jednym z wielu Kościołów partykularnych. Geograficznie obejmuje on obszar zachodniej części dawnego Cesarstwa Rzymskiego. Natomiast Kościół Rzymu jest pierwszym między Kościołami. To Kościół Rzymu, a nie Kościół łaciński jest mater et magistra omnium Ecclesiarum („matką i nauczycielką wszystkich Kościołów”). To Kościół Rzymu, a nie Kościół łaciński przemawia w sposób nieomylny ex cathedra i należy też pamiętać – podkreśla Sołowiow – że wiele razy na czele Kościoła Rzymu, jako jego biskupi, stali Grecy.

Główny problem, jaki dostrzegał Sołowiow w prawosławiu, uniemożliwiający dokonanie aktu pełnej jedności między chrześcijaństwem wschodnim a zachodnim, polegał na tym, że prawosławna hierarchia nie potrafiła dokonać rozróżnienia, że papież jest zarówno patriarchą Zachodu oraz biskupem Rzymu, czyli pierwszym w kolegium biskupów. Patrząc na papieża, ciągle widziała w nim tylko patriarchę Zachodu, który uzurpuje sobie prawa do władania bizantyjskim Wschodem. W ten sposób hierarchia popełniała poważny błąd, ponieważ nie chciała dostrzec w nim biskupa Rzymu, czyli pierwszego pasterza całego Kościoła powszechnego.

W doktrynalnym uznaniu prymatu biskupa Rzymu Sołowiow upatrywał też wiele pozytywnych przemian w samym prawosławiu. Przede wszystkim apostolski protektorat papieża umożliwiłby Kościołowi prawosławnemu uwolnienie się od zgubnego czasami wpływu państwa na życie Kościoła. Natomiast dla krajowych Kościołów autokefalicznych fakt istnienia zwierzchnictwa ponadnarodowego uniemożliwiłby kreowanie postaw nacjonalistycznych wśród swoich wyznawców.

Papież Leon XIII, chociaż przyjął Sołowiowa z wszelkim szacunkiem i honorem, odnosił się do jego poglądów z dużą rezerwą. Podobnej sytuacji doświadczył wielki konwertyta z Oksfordu, John Henry Newman, który dopiero na kilka lat przed śmiercią zyskał zaufanie Rzymu w postaci kardynalskiego kapelusza. Papież zwykł mawiać o ideach Sołowiowa, jako o kolejnej wielkiej opowiastce ze WschoduBella cosa, ma impossible four d’un miraculo („wspaniała idea, lecz niemożliwa do realizacji bez cudu”[5] – napisał w jednym ze swoich pamiętników Leon XIII. Natomiast prawosławni teologowie z krajów słowiańskich nazwali postawę Sołowiowa „zdradą tradycji prawosławnej i niczym innym jak tylko kolejną niezrozumiałą konwersją na rzymski katolicyzm”[6]Nie zważając na grożące mu niebezpieczeństwo, Sołowiow zdecydował się powrócić do Rosji, aby na miejscu wyjaśniać swoje idee. Spowodowało to zwiększenie czujności wśród urzędu cenzorskiego Cerkwi rosyjskiej mocno związanego z carskim aparatem bezpieczeństwa państwowego. Finałem całej sprawy była decyzja z 1892 roku zakazująca udzielania teologowi Komunii św. Krok ten był więc – ni mniej, ni więcej – jak aktem ekskomuniki Sołowiowa z Kościoła prawosławnego.

Nadal otwartym pytaniem jest, za co Sołowiow został ekskomunikowany. Czy za swoje poglądy doktrynalne z zakresu teologii mistycyzmu, którą uprawiał na początku swojej działalności akademickiej, czy też za późniejsze zaangażowanie na rzecz pojednania z biskupem Rzymu? Fakt, że w stosunku do pewnych rozwiązań doktrynalnych, szczególnie dotyczących interpretacji doktryny o Trójcy Świętej, wiele wątpliwości miałby także niejeden cenzor rzymskokatolicki. Inną sprawą jest natomiast to, że Sołowiow otrzymał karę ekskomuniki wówczas, kiedy od długiego już czasu nie uprawiał swojej wcześniejszej teologii. W zasadzie koncentrował się on już tylko na problematyce prymatu papieskiego. Paradoksalnie, dokument ekskomuniki w niczym nie wzmiankował o tym właśnie przewinieniu, lecz ogólnikowo wskazywał tylko na szerzenie przez Sołowiowa poglądów heterodoksyjnych.

Kim zatem był Włodzimierz Sołowiow? Ekskomunikowany przez rosyjską Cerkiew prawosławną, sam nigdy nie utracił poczucia przynależności do wyznania prawosławnego. Nigdy nie został też rzymskim katolikiem, jak się to rozumie w świetle prawa kanonicznego. Nie należał też do żadnego z katolickich Kościołów wschodnich. Wręcz odwrotnie, chociaż nigdy nie podważał prawa do ich istnienia i uważał Kościół greckokatolicki za pełnoprawny podmiot eklezjalny, to jednak generalnie nie był zwolennikiem idei tworzenia Kościołów unijnych. Uważał, że sensowne byłoby tylko to, gdyby całe prawosławie uznało prymat biskupa Rzymu. Kim zatem był? W żadnym z eklezjalnych kanonów prawnych, zarówno na Wschodzie, jak i Zachodzie, nie istnieje przypadek, który opisywałby Włodzimierza Sołowiowa. Prawosławny, który uznał prymat biskupa Rzymu. A kimś takim właśnie Sołowiow został. Pomimo ekskomuniki z Cerkwi prawosławnej nikt nie miał prawa pozbawiać go poczucia prawosławnej tożsamości wyznaniowej. Mógłby bez trudu przyłączyć się do jakiejkolwiek jednostki duszpasterskiej reprezentujących większość patriarchatów i prawosławnych Kościołów autokefalicznych na Zachodzie. Posiadał zresztą bardzo bliskie relacje z hierarchią Cerkwi serbskiej oraz z biskupami prawosławnymi we Francji, Niemczech i Anglii. Rzym, który na zewnątrz okazywał Sołowiowowi wiele szacunku i uznania, zachował de facto wiele rezerwy i ostrożności wobec jego osoby. Faktem natomiast jest to, że do końca swoich dni nie zdradził on swojej głównej idei uznania prymatu biskupa Rzymu. Pod koniec życia pisał: „Należę do prawdziwego Kościoła prawosławnego; do Kościoła, który jest wierny Tradycji prawosławnej w całej jej pełni i żywotności, a która – bez potrzeby bycia łacinnikiem – zawsze uznawała Rzym, jako centrum Kościoła chrześcijańskiego. Ja także, jako prawosławny, widzę i uznaję w Rzymie pierwszeństwo wśród Kościołów”[7].

Brak zaufania wśród własnych współwyznawców oraz rezerwa i ostrożność ze strony katolików stała się dla Sołowiowa chlebem powszednim. Istnieje jednak jedno ważne świadectwo wystawione Sołowiowowi przez jednego z jemu współczesnych. Ojciec Leonitius Pawłowicz, osobisty oficer i bliski współpracownik cara Aleksandra II, który – po konwersji na katolicyzm został kartuzjańskim mnichem – pisał w 1890 roku: „Rozumiem Sołowiowa. On nie chce być, tak jak ja, rzymskim katolikiem. Nie chce zostać członkiem Kościoła łacińskiego. Sołowiow chce być prawosławnym, który uznaje prymat biskupa rzymskiego. Tak, to jest stara prawosławna tradycja. To dla Sołowiowa jest życiową misją: przywrócić prawosławiu jej starą tradycję. Należy to szanować i z całych sił popierać”[8].

Czy jest jednak dalszy sens wnikać, kim był Włodzimierz Sołowiow? On sam przecież wyraził się o tym bardzo wyraźnie dnia 16 lutego 1896 roku w kaplicy Matki Bożej z Lourdes w Moskwie. Kładąc rękę na księdze Katechizmu trydenckiego, wyrzekł wówczas te słowa: „Ja, Włodzimierz Sołowiow, członek i wyznawca prawdziwego, świętego i czcigodnego prawosławnego Kościoła Wschodu instytucjonalnie obecnego w bizantyjskim Kościele Rosji, który przemawia poprzez kanoniczne synody, uznaję w osobie biskupa Rzymu najwyższego kapłana i sędziego całego chrześcijaństwa. On (papież) jest prawdziwym następcą Apostoła Piotra, który żyje we wszystkich swoich następcach. Jest on pierwszym wśród wszystkich równym sobie biskupom Kościoła świętego”[9].

Następnego dnia po tym uroczystym wyznaniu został aresztowany bliski przyjaciel Sołowiowa, Mikołaj Tołstoj. Jeszcze tego samego dnia udało mu się jednak uciec z więzienia i zbiec do Rzymu, gdzie powiadomił on przedstawicieli kurii rzymskiej, co wydarzyło się w moskiewskiej kaplicy Matki Bożej z Lourdes. Rok po tym wydarzeniu Sołowiow poważnie zachorował. Odwiedził go wówczas jego serdeczny przyjaciel jeszcze z czasów pracy akademickiej w moskiewskiej Akademii Teologii Prawosławnej, ojciec profesor A.M. Iwancow-Płatonow, który udzielił mu Komunii św. Sołowiow oświadczył mu też wówczas, że po swoim akcie ślubowania wierności papieżowi nie uznaje się bynajmniej za wyznawcę Kościoła greckokatolickiego. Płatonow przyjął to do wiadomości i wyznał mu, że uważa go za wielkiego chrześcijanina prawosławnego, który walczy w ważnej sprawie pojednania dwóch starożytnych Kościołów apostolskich. W roku 1900, już na łożu śmierci, Sołowiow otrzymał ostatnią Komunię św. z rąk prawosławnego kapłana, którym był osobisty kapelan jego przyjaciela, księcia P.N. Trubeckiego. Teolog zamieszkiwał pod koniec swojego życia w jego podmoskiewskim pałacu. Tam też dnia 31 lipca 1900 roku odszedł do wieczności.

Od czasów II Soboru Watykańskiego jesteśmy świadkami wielkiego historycznego zbliżenia między Kościołem Wschodu i Zachodu. W ostatnich dniach trwania soboru, 7 grudnia 1965 roku, biskup Rzymu, papież Paweł VI, uroczystym aktem zdjął akt ekskomuniki nałożony na Kościół Wschodu w 1054 roku. Akt ten jest w zasadzie prawnym anulowaniem wszystkich kar duchowych zaciągniętych na całe prawosławie od czasów Wielkiej Schizmy. Jak przypomina encyklika ekumeniczna papieża Jana Pawła II Ut unum sint, był to początek ważnego procesu przebaczenia i pojednania. Słowiański papież wielokrotnie podczas swojego pontyfikatu przypomina, że Kościół musi oddychać dwoma płucami: tym, które jest po zachodniej, i tym po wschodniej stronie. Przyglądając się budowanym przez Jana Pawła II relacjom z Kościołem prawosławnym, bez trudu można dostrzec, że obecne są tam idee wyrażone przez Włodzimierza Sołowiowa. Papież z Wadowic delikatnie, ale stanowczo przypomina prawosławnym o potrzebie uznania prymatu biskupa Rzymu, starając się podkreślić w kontaktach z hierarchią prawosławną różnicę, kiedy występuje on jako patriarcha Zachodu, a kiedy jako pasterz uniwersalny. Papież stara się też łagodzić podejrzenia o próbę nowej latynizacji Wschodu. W jednym ze swoich przemówień papież nazwał Włodzimierza Sołowiowa „patronem pojednania między Wschodem a Zachodem[10]”. Dzisiaj, niegdyś kontrowersyjny, rosyjski teolog cieszy się coraz większym szacunkiem i uznaniem wśród biskupów i duchownych obu Kościołów.

Opracowano na podstawie:
M. D’Herbigny, Vladimir Soloviev: rosyjski Newman, London 1918.
F. Copleston, Religion and Philosophy: Vladimir Solovyow, Tunbridge 1986.
E. Munzer, Solovyow: Prophet of Russian-Western Unity, London 1956.

Przypisy:
[1] Kardynał John Henry Newman (1801-1890), wybitny myśliciel chrześcijański oraz profesor Uniwersytetu Oksfordzkiego. Jako anglikański duchowny podjął w 1846 roku decyzję o konwersji do Kościoła katolickiego. Początkowo traktowany był przez Watykan z dużą podejrzliwością, pod koniec życia jednak zyskał zaufanie papieża, które zaowocowało przyznaniem mu tytułu kardynała.
[2] Zob. H.U. Von Balthasar, The Glory of the Lord: A Theological Aesthetics,t. III, Edynburg 1986, s. 279.
[3] Dukhovnyya Osnovy Zhizny, [w:] Sobranie Sochineniy Vladimira Solovyova (dalej: SSVS), Petersburg 1901-1907, t. III, s. 270.
[4] SSVS, t. XIII, s. 188.
[5] E. Munzer, Solovyev: Prophet of Russian-Western Unity, London 1956, s. 53.
[6] J. Sutton, TheReligious Philosophy of Vladimir Solovyov: Towards a Reassessmnet,London 1988, s. 24.
[7] M. D’Herbigny, Vladimir Soloviev: A Russian Newman (1853-1900), London 1918, s. 253.
[8] Tamże, s. 249.
[9] Słowa ślubowania złożone przez W. Sołowiowa odnotował Mikołaj Tołstoj w: „The Universe”z 9 września 1910; G. Głazow, Solovyov and the Idea of Papcy,„Communio”1 (1997), s. 134.
[10] List pasterski Jana Pawła II do Biskupów Europy z 1993 roku, dotyczący trudności w stosunkach między katolikami i prawosławnymi na Ukrainie w latach 1991-1992 oraz List Papieskiej Komisji ds. Rosji z 1993 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image