CZY KERYGMAT ZAWIERA DOBRĄ NOWINĘ O CHARYZMATACH?

Kerygmat jest niczym innym jak ogłoszeniem Dobrej Nowiny o zbawieniu w Jezusie Chrystusie. Powinien on zawierać fundament wiary, czyli to, na czym ewangelizowany będzie się nieustannie opierał w swoim dalszym rozwoju chrześcijańskim. W szczególności kerygmat powinien odpowiadać na takie pytania, jak: Co to jest zbawienie, dlaczego człowiek potrzebuje zbawienia i w jaki sposób może je osiągnąć? Zasadniczo wszystkie chrześcijańskie schematy kerygmatyczne zawierają takie elementy, jak Boża miłość, odwieczne powołanie człowieka, grzech, odkupienie, które przyniósł Jezus Chrystus, napełnienie Duchem Świętym i udział w zgromadzeniu wiernych (tj. w Kościele). Niestety, nie wszystkie schematy ujmują je tak samo, w tych samych proporcjach, z tymi samymi akcentami i wymaganiami, jakie głoszący kerygmat stawia ewangelizowanemu. W szczególności dotyczy to roli, jaką przypisuje się w procesie uzyskiwania zbawienia charyzmatom, czyli ponadnaturalnym darom Ducha Świętego wymienionym w 1 Kor 12,8-10 i służącym ku zbudowaniu Kościoła.

Punktem wyjścia dla moich rozważań są popularne schematy kerygmatyczne rozpowszechnione w większości polskich środowisk Odnowy w Duchu Świętym. Najpopularniejszym z nich jest sześciopunktowy kerygmat wywodzący się z Szkół Nowej Ewangelizacji (SNE), opracowany przez José Prado Floresa. Pierwsze jego cztery punkty pokrywają się ze znanym ewangelikalnym kerygmatem Czterech prawd życia duchowego (4PŻD), natomiast w punkcie piątym czytamy:

„Jezus przychodzi ze swoim zbawieniem za pośrednictwem swojego Ducha. On pragnie Ci podarować żywą wodę Ducha uznania za synów, który woła «Abba, Tatusiu!». Proś o dar Ducha Świętego i przyjmij go”.

W takim sformułowaniu nie ma jeszcze żadnej wzmianki o charyzmatach, a darem jest tu sam Duch Święty. Wydawałoby się, że powinno ono w jakiś sposób doprowadzić ewangelizowanych do wydarzenia Pięćdziesiątnicy, do Kościoła, który uformował się właśnie w wyniku Zesłania Ducha Świętego, a także do sakramentu bierzmowania, o którym KKK mówi:

„[…] skutkiem sakramentu bierzmowania jest specjalne wylanie Ducha Świętego, jakie niegdyś stało się udziałem Apostołów w dniu Pięćdziesiątnicy” (KKK 1302).

Otóż w swojej propozycji kerygmatu zaproponowałem bardzo podobny punkt i nazwałem go ostatecznie Duch i Oblubienica, podkreślając nierozerwalny związek między obdarowaniem chrześcijanina Duchem Świętym i jego uczestnictwem w Kościele, a także fakt, że w tym uczestnictwie w konieczny sposób wyraża się zbawienie. W takim kontekście charyzmaty wydają się być jedynie wtórnymi aspektami działania Ducha Świętego i występują o tyle, o ile jest to potrzebne do zbudowania Ciała Chrystusa, zgodnie ze słowami Pisma:

„Wszystkim zaś objawia się Duch dla [wspólnego] dobra” (1 Kor 12,7);

„Każdemu zaś z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego” (Ef 4,7);

„Z Niego całe Ciało – zespalane i utrzymywane w łączności dzięki całej więzi umacniającej każdy z członków stosownie do jego miary – przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w miłości” (Ef 4,16).

1. Teza podstawowa

Zgodnie z doktryną katolicką charyzmaty nie stanowią zatem zasadniczej treści Dobrej Nowiny o zbawieniu w Chrystusie i są traktowane jako nadzwyczajny przejaw działania Ducha Świętego w Kościele. Są udzielane w bardzo konkretnych sytuacjach dla bardzo konkretnych potrzeb, tak że nie należy oczekiwać, iż będą występować zawsze i wszędzie. Jak to precyzuje Katechizm:

„Duch Święty jest «Zasadą wszystkich żywotnych i rzeczywiście zbawczych działań w poszczególnych częściach Ciała». Na różne sposoby buduje On całe Ciało w miłości: przez słowo Boże, które jest «władne zbudować» (Dz 20,32); przez chrzest, przez który formuje Ciało Chrystusa; przez sakramenty, które dają wzrost i uzdrowienie członkom Chrystusa; przez «łaskę daną Apostołom, która zajmuje pierwsze miejsce wśród Jego darów»; przez cnoty, które pozwalają działać zgodnie z dobrem, a wreszcie przez wiele łask nadzwyczajnych (nazywanych «charyzmatami»), przez które czyni wiernych «zdatnymi i gotowymi do podejmowania rozmaitych dzieł lub funkcji mających na celu odnowę i dalszą pożyteczną rozbudowę Kościoła” (KKK 798).

Widzimy tu bardzo wyraźną hierarchię środków zbawczych, które układają się w logiczny ciąg: najpierw słowo Boże, potem sakramenty, wreszcie wlanie cnót, z których najważniejsza jest miłość (por. KKK 800) – i dopiero na końcu charyzmaty. Tak więc wiara w zbawcze Słowo otwiera chrześcijanina na widzialne, sakramentalne znaki zbawienia, a owocem godnie przyjętych sakramentów jest miłość, która umożliwia otwarcie się na dary Ducha Świętego – zarówno zwyczajne, jak i nadzwyczajne – które budują Kościół.

Zaburzenie tej hierarchii w przekazie wiary może okazać się fatalne zarówno dla samego ewangelizowanego, jak i dla ewangelizującej go wspólnoty; w skrajnych przypadkach może doprowadzić do całkowitego wypaczenia katolickiej wizji zbawienia i spowodować rozłam.

Z tego względu głoszenie charyzmatów od razu w przepowiadaniu kerygmatycznym, gdy buduje się jeszcze w ewangelizowanym fundament wiary na bardzo długie lata, należałoby – w mojej opinii – uznać za krok bardzo ryzykowny. A jest to już zupełnie niedopuszczalne, jeśli kerygmat ten całkowicie pomija sprawę sakramentów lub też ustawia je w niekatolickiej perspektywie. Wtedy bowiem w ewangelizowanym powstanie silne wrażenie, że Duch Święty działa w Kościele przede wszystkim przez charyzmaty i że zasadniczym celem życia duchowego jest „napełnianie się Duchem”, które mierzy się pozyskiwaniem nadzwyczajnych łask.

Owszem, należy jak najbardziej docenić wagę wspólnotowej modlitwy o wylanie darów Ducha Świętego (tzw. chrzest w Duchu) i przygotowanie do niej w ramach specjalnego, najczęściej siedmiotygodniowego seminarium, ale tylko jako praktyki pogłębiającej, zarezerwowanej niejako dla tych, którzy już otrzymali fundament wiary i chcą lepiej służyć Kościołowi przez otwarcie się na wszelkie dary Ducha Świętego – i te nadzwyczajne, i te zwyczajnePrzemieszanie seminarium ewangelizacyjnego z seminarium przygotowującym do modlitwy o wylanie Ducha Świętego, która jest prośbą całej wspólnoty o ożywienie w bracie czy w siostrze tych darów, jakie już otrzymali w sakramentach chrztu i bierzmowania – uważam za strategiczny problem całej polskiej Odnowy w Duchu Świętym i przyczynę wielu fatalnych potknięć duszpasterskich.

2. Dlaczego charyzmaty przedostały się do kerygmatu

Gdy przyjrzymy się uważnie temu, co o Duchu Świętym głosi się w popularnych schematach kerygmatycznych, nie dostrzegamy jeszcze żadnego niebezpieczeństwa. Punkt piąty SNE brzmi bardzo sensownie i może być odczytany po katolicku. Problem tkwi jednak nie w treści tego punktu, ale – podobnie jak w przypadku 4PŻD – w jego strukturze, w odniesieniu do innych punktów. Okazuje się bowiem, że „woda żywa”, wyrażająca już otrzymane zbawienie, zależy jedynie od wiary ewangelizowanego i od szczerości jego uprzedniego aktu oddania swego życia Chrystusowi, a nie od pośrednictwa Kościoła czy też uczestnictwa w Kościele. Wyraża to zamieszczony w materiałach modelowy dialog:

„– Jak przyswoić sobie zbawienie?
– Uwierz i nawróć się od razu uznając Jezusa za Zbawiciela i Pana.
– Jak to się stanie?
– Proś o dar Ducha św. i przyjmij go.
– Co stanie się później?
– Wytrwasz we wspólnocie z Jezusem”.

To ostatnie zdanie odnosi się do szóstego punktu kerygmatu:

„Nie wystarczy narodzić się: trzeba wzrastać w nowym życiu. Do tego konieczne jest życie w zjednoczeniu Jezusem-Życiem jako część jego Ciała, w jedności z wszystkimi innymi członkami. Spotkanie z Chrystusem prowadzi w sposób konieczny do spotkania z bratem, zwłaszcza z tym najbardziej potrzebującym. Trwaj z Jezusem we wspólnocie!”.

I znów można by powiedzieć: bardzo piękne ujęcie, z którym powinien się zgodzić także każdy katolik. Nie każdy tu dostrzeże jakieś potencjalne zagrożenie. Tymczasem problem polega na tym, że w takim ujęciu Kościół przestaje być kanałem łaski, a otrzymanie „żywej wody ” Ducha Świętego zdaje się od Kościoła zupełnie nie zależeć! Owszem, jakaś forma Kościoła jest potrzebna, aby wspólnym wysiłkiem podtrzymać już otrzymany „ogień z nieba”, aby jedni drugich mogli nawzajem siebie nim ogrzewać i rozdmuchiwać go, ale na pewno nie jest to już w tym kontekście sakrament zbawienia. I oczywiście tkwienie w takim „zborze” nie jest istotą zbawienia, bo przecież zbawienie otrzymuje się przez indywidualny akt wiary i indywidualne napełnienie Duchem!

Cóż zatem może wyrażać piąty punkt kerygmatu w ujęciu SNE? Jeśli Duch Święty nie przychodzi głównie po to, aby uczynić mnie żywym członkiem Kościoła (bo o tym będzie mowa dopiero w kolejnym punkcie), to najprawdopodobniej przychodzi po to, aby zaświadczyć o tym, że już jestem zbawiony. Albo też aby dopełnić mojego zbawienia przez napełnienie sobą w widzialny i odczuwalny sposób. Odnajdujemy tutaj klasyczne koncepcje protestanckie:

„[…] ponieważ z wiarą otrzymaliśmy Ducha Świętego, z konieczności więc następuje potem wypełnianie Zakonu, a przez to wzrasta miłość, cierpliwość, czystość i inne owoce Ducha Świętego” (Apologia Konfesji Augsburskiej, XX, 15).

„Znakiem chrztu Duchem Świętym jest przemienione życie, duchowe dary łaski Bożej, w tym natchnione przez Ducha Świętego, mówienie innymi językami (glosolalia)” (Zielonoświątkowe wyznanie wiary, 6).

W tym świetle możemy lepiej pojąć, dlaczego przy tak pojmowanej koncepcji zbawienia charyzmaty są nieodłączną częścią kerygmatu:

– stanowią zasadniczy sposób działania Ducha Świętego w chrześcijaninie;
– poprzez nie chrześcijanin doznaje efektywnej łaski zbawienia lub uzyskuje pewność co do samego zbawienia – w zależności od ujęcia takiej czy innej denominacji.

Bardzo podobny schemat przedstawiony jest w kursie Alfa. Tam, co prawda, autorzy mocno odżegnują się od poglądu, że brak charyzmatów dowodzi braku zbawienia, ale za to wyraźnie skłaniają się ku poglądowi, że chrześcijaństwo jest doświadczeniem napełnienia Duchem Świętym, które następuje w wyniku nawrócenia i uznania z wiarą Jezusa za Pana i Zbawiciela. Dlatego tak wielką wagę przywiązuje się tam do modlitwy o uzdrowienie, bez której autorzy kursu Alfa nie wyobrażają sobie prawdziwego głoszenia Ewangelii. Jest to jak najbardziej zgodne z zielonoświątkowym wyznaniem wiary:

„Wierzymy w uzdrowienie chorych jako znak łaski i mocy Bożej. Praktyką wynikającą z przywileju modlitwy jest wiara w uzdrowienie ciała przez modlitwę wiary, wspieraną nałożeniem rąk lub namaszczeniem olejem ku uzdrowieniu”.

Należy tu przy okazji wyjaśnić kilka potencjalnych nieporozumień.

Po pierwsze, Tradycja wschodnia Kościoła rzeczywiście głosi, że celem życia chrześcijańskiego jest pozyskanie Ducha Świętego (św. Serafin z Sarowa), ale jest to dla niej po prostu inna nazwa przebóstwienia, które jest zasadniczym celem zbawienia. Przebóstwienie zaś to doskonałe podobieństwo do Chrystusa i zdolność do uczestnictwa w życiu trynitarnym samego Boga, a nie spektakularne łaski nadzwyczajne.

Po drugie, przepowiadaniu kerygmatu rzeczywiście mogą towarzyszyć charyzmaty – i inne nadzwyczajne łaski – o czym wspomina wielokrotnie NT, dla przykładu:

„Było ono [tzn. zbawienie] głoszone na początku przez Pana, a umocnione u nas przez tych, którzy je słyszeli. Bóg zaś uwierzytelnił je cudami, znakami przedziwnymi, różnorakimi mocami i udzielaniem Ducha Świętego według swej woli” (Hbr 2,3b-4).

Nie oznacza to jednak, że Apostołowie głosili kerygmat: „Będziecie wszyscy zbawieni przez złożenie szczerego aktu wiary w Ofiarę Krzyżową Chrystusa. A to zbawienie spłynie na was w postaci napełnienia Duchem Świętym tak, że będziecie wszyscy prorokować, mówić językami i uzdrawiać”. Okazuje się to niezgodne z choćby takim opisem:

„Ci więc, którzy przyjęli jego naukę, zostali ochrzczeni. […] Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie. Bojaźń ogarniała każdego, gdyż Apostołowie czynili wiele znaków i cudów. Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby. Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca. Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia” (Dz 2,41-47).

Tak więc świeżo upieczeni chrześcijanie przede wszystkim słuchali słowa Bożego, uczestniczyli w Eucharystii, ćwiczyli się w miłości braterskiej i przestrzegali jednomyślności. Natomiast charyzmaty towarzyszyły przepowiadaniu apostolskiemu, a nie zwyczajnemu, codziennemu życiu wspólnotowemu. I to właśnie przypomina także Katechizm w cytowanym wyżej punkcie 798.

3. Wpływ kerygmatu na postrzeganie charyzmatów

Chociaż Odnowa charyzmatyczna zagościła w Kościele katolickim już niemal 40 lat temu i rozszerza się w dalszym ciągu z niebywałym dynamizmem, nie oznacza to, że katolicy powinni rozumieć charyzmaty dokładnie tak samo jak zielonoświątkowcy i inni bracia odłączeni. W perspektywie katolickiej charyzmaty są zawsze osadzone w sakramentach i stanowią szczególny przejaw teologicznej cnoty miłości (zgodnie z 1 Kor 13), podczas gdy perspektywa zielonoświątkowa widzi w nich zasadniczy przejaw otrzymanego przez wiarę zbawienia. Moglibyśmy nawet pokusić się o stwierdzenie, że charyzmaty spełniają u nich analogiczną rolę jak u katolików sakramenty, bo są jakby „widzialnym znakiem niewidzialnej łaski”, z tym że udzielane są wierzącym bezpośrednio przez Ducha Świętego z wyłączeniem jakichkolwiek ludzkich pośredników (biskupów, kapłanów lub innych przewidzianych w Kościele katolickim szafarzy).

Inna jest też rola zgromadzenia modlitewnego.

Dla katolika zaangażowanego w Odnowie w Duchu Świętym zgromadzenia te są pozaliturgiczną formą modlitwy, w czasie której uczestnicy proszą Ducha Świętego, aby ożywił w nich dar Pięćdziesiątnicy i uczynił ich w większym stopniu Kościołem. W tym sensie grupa modlitewna pełni w parafii podobną rolę co np. Kółko żywego różańca, albo też grupa modląca się co tydzień kanonami z Taizé, jako forma tego, co Katechizm określa mianem „pobożności ludowej” (1674-1676). Z tym że postać charyzmatycznych zgromadzeń modlitewnych przypomina bardziej nabożeństwa protestanckie niż tradycyjne nabożeństwa katolickie, takie jak na przykład wspólne odmawianie Litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa połączone z wystawieniem Najświętszego Sakramentu.

Tymczasem dla zielonoświątkowca zgromadzenie modlitewne jest podstawową formą kultu, jakimś „źródłem i szczytem”, który pełni w jego życiu duchowym rolę zbliżoną do tej, jaką odgrywa w życiu katolika – czy też prawosławnego – Eucharystia. Jest to bowiem zgromadzenie uwielbieniowe, podczas którego umacnia się jego wiara i zostaje napełniony Duchem Świętym, a to właśnie stanowi jakby uobecnienie otrzymanego kiedyś zbawienia.

Wydaje się także, że głoszenie różnych kerygmatów może prowadzić do różnego przeżywania zgromadzenia modlitewnego.

Tak więc jeśli głosimy kerygmat zainspirowany tradycją katolicką, jest bardzo prawdopodobne, że charyzmaty będą uznane za szczególny przejaw uaktywnienia w wierzących łask sakramentalnych, a zgromadzenie modlitewne będzie szczególną formą nabożeństwa, w której Duch Święty pozwala nam pełniej wchodzić w głąb naszego sakramentalnego obdarowania.

Tymczasem w perspektywie kerygmatu zainspirowanego tradycją protestancką może nastąpić (choć nie zawsze musi) mniejsze lub większe przeakcentowanie roli nadzwyczajnych darów Ducha Świętego w życiu chrześcijańskim (zwłaszcza kosztem sakramentów), a także zniekształcenie sensu pozostawania chrześcijanina w Kościele. W konsekwencji może przyczynić się do takiego przeżywania charyzmatów (na zgromadzeniu modlitewnym i w innych sytuacjach), że z czasem wierny uzna większość praktyk katolickich za „nieistotne”.

W dalszej części wystąpienia skoncentruję się zatem na cechach charakterystycznych dwóch różnych zgromadzeń modlitewnych, które – bezpośrednio lub pośrednio – są zainspirowane dwoma różnymi rodzajami przepowiadania kerygmatycznego – dwoma różnymi fundamentami, jakie położyła najpierw w ich uczestnikach proklamacja kerygmatyczna. Podzielę się tutaj przy okazji moim doświadczeniem z Francji i z Polski. Nie ukrywam, że pewne sytuacje opiszę nieco przesadnie, aby wydobyć charakterystyczne kontrasty. Moje osobiste doświadczenia nie są w tej materii wyczerpujące, niemniej obejmują prawie 20 lat przyglądania się różnym grupom modlitewnym i układają się w pewną logiczną całość.

4. Zgromadzenie modlitewne w perspektywie kerygmatu opartego na tradycji protestanckiej

Otóż zgromadzenia te stosunkowo łatwo można odnieść do kerygmatu, który głosi się uczestniczącym w nich wiernym. Na ogół wszyscy oni przeszli – lub w najbliższym czasie przejdą – seminarium typu Kursu „Filip”, gdzie głosić się będzie 4PŻD uzupełnione o dwa dodatkowe punkty „charyzmatyczne” i gdzie odbywa się „chrzest w Duchu Świętym”.

A zatem wielbi się tam nieustannie miłość Bożą przez różnego rodzaju śpiewy, modlitwę językami i proroctwa („Jezus Cię kocha”…, „Dzieci moje, kocham was”… itd.). Równocześnie sporo miejsca zajmuje tam modlitwa pokutna, gdzie zachęca się zgromadzonych do uznawania, a w skrajnych przypadkach nawet do wyznawania swoich grzechów. Przypomina się też prawdy o zbawieniu przez Krzyż w formie śpiewów („Z nieba zstąpiłeś, by mój zapłacić dług” itp. treści] o Jezusie jako jedynym Zbawicielu, o przelanej krwi oczyszczającej każdego grzesznika i zachęca do wiary w nie. Przypomina się często, że jedynie wiara może nas zbawić. Wreszcie następują ekstatyczne proklamacje „Jezus jest Panem”, „Jezus zmartwychwstał”, „On jest drogą, prawdą i życiem” itd.

Lider może wygłosić w tym miejscu naukę dotyczącą z góry rozeznanego przez siebie fragmentu Pisma i nauczaniu mogą wtedy towarzyszyć „znaki mocy”, takie jak „spoczynki w Duchu”, czasem płacz, śmiech itd. Potem może nastąpić zbiorowa modlitwa za osoby w szczególny sposób „napełnione Duchem” lub też pragnące dostąpić takiego napełnienia. W ten sposób kolejne osoby zaczynają mówić językami, prorokować, rozeznawać uzdrowienia itp. Czasem jest tu jeszcze miejsce na świadectwa. Na końcu wita się nowo przybyłe osoby i zachęca do uczestnictwa w kolejnych zebraniach wspólnoty.

Oczywiście nie zawsze i nie wszędzie wygląda to dokładnie w ten sam sposób. Może się także zdarzyć, że zgromadzenia wspólnot katolickich zachowają takie elementy, jak modlitwa różańcowa na rozpoczęcie i Apel jasnogórski na końcu, albo że przejmą tylko niektóre z opisanych wyżej elementów. Niemniej dzielą one prawie wszystkie pewne określone i charakterystyczne rozumienie charyzmatów, które przejawia się w dość konkretnych uprawnieniach liderów i animatorów odpowiedzialnych za daną grupę czy wspólnotę. Tak więc istnieje pewnego rodzaju hierarchia charyzmatyczna, która sprawia, że prawo do otwierania Biblii mają tylko 2-3 określone osoby, proroków się często mianuje i tylko ich prosi się o „słowo od Pana”, a liderzy uchodzą za tych, którzy otrzymali specjalne namaszczenie i z tego tytułu wymagają od członków wspólnoty daleko posuniętego posłuszeństwa. Oni to właśnie „otrzymują” słowo na kolejne zgromadzenia i wyjaśniają je. Ponadto specjalną rolę odgrywa często muzyczna diakonia uwielbienia, która wprawia całość w rodzaj pobożnego transu.

Wszelkie wyżej wymienione efekty zielonoświątkowe można próbować skanalizować, np. przez powierzenie funkcji nauczania jedynie osobom duchownym lub też wypróbowanym świeckim teologom, przez ograniczenie charyzmatów do „pobożnego jodłowania” intonowanego przez lidera, przez ograniczenie udziału wiernych do spontanicznej modlitwy o charakterze litanijnym i przez nadanie zgromadzeniom ściśle określonej struktury wyznaczając taką to a taką ilość czasu na uwielbienie, na modlitwę pokutną, na świadectwa, na nauczanie, na ogłoszenia duszpasterskie itd. I tak rzeczywiście czyni wiele katolickich grup Odnowy. Niemniej – w mojej opinii – nie tu leży droga wyjścia z pułapki zastawionej przez kerygmat o inspiracji protestanckiej.

5. Zgromadzenie modlitewne w perspektywie kerygmatu opartego na tradycji katolickiej

Przystępując do opisu zgromadzenia modlitewnego, którego inspiracją jest zupełnie inny kerygmat, wielu z was zarzuci mi zapewne, że jest to tylko pobożne życzenie, ponieważ na razie „katolicki kerygmat”, to tylko pomysł, którego na razie właściwie prawie nikt na serio nie głosi i nikt go w konkretnych grupach modlitewnych nie zna. I to jest prawda. Niemniej chciałbym tu wszystkim wyjaśnić, że nigdy nie doszedłbym do takiego właśnie, a nie innego sformułowania kerygmatu, gdyby nie 12 lat spędzonych we francuskiej Odnowie i potem sześcioletnie zmagania w mojej grupie modlitewnej w Warszawie, aby zachować najbardziej wartościowe cechy zgromadzeń modlitewnych takich francuskich wspólnot, jak Emmanuel, Chemin Neuf czy też Studnia Jakuba. To właśnie te wspólnoty nauczyły mnie, jak przeżywać cotygodniowe świętowanie Pięćdziesiątnicy w sposób spójny z moją katolicką tożsamością. Wyjaśnię teraz, jak to było możliwe, poprzez przywoływanie kolejnych siedmiu punktów kerygmatu.

1) stwórcza miłość

Zgromadzenie modlitewne jest szczególnym miejscem, w którym doświadczamy mocy Ducha Stworzyciela. Przychodzimy na nie z nadzieją, że ten sam Duch, który stworzył Kościół w dniu Pięćdziesiątnicy, stworzy go w szczególny sposób raz jeszcze, w nas i poprzez nas. Wiemy, że jest On nam już dany w sakramentach inicjacyjnych, już w nas jest i działa, co nawet czasem odczuwamy i dostrzegamy. Niemniej to doświadczenie nie jest jeszcze pełnią życia, za jaką tęsknimy, a życie codzienne, jakie prowadzimy, przysypuje je coraz głębszą warstwą kurzu, tak że łatwo zapominamy o obecności Jezusa i o Jego zbawiającej nas mocy. Wiemy, że ta moc – to miłość, której na co dzień tak nam brakuje i której teraz właśnie chcemy doświadczyć w konkretnym słowie, znaku czy też geście. Prosimy Ducha Świętego, aby Jego ogień, ledwo tlący się na dnie naszych serc, przetopił je, skruszył i wydobył z nich strumienie wody żywej (już nam dane w chrzcie, w bierzmowaniu i w Eucharystii) i aby w ten sposób umocnił się w nas nowy człowiek.

Przychodzimy na zgromadzenie nie po to, aby uprawiać charyzmatyczny sposób modlitwy, bo jest on jakoby lepszy od innych, ale po to, aby słuchać. „Słuchaj Izraelu” – to początek pierwszego przykazania miłości Boga (Pwt 6,4). Jeśli chcemy miłością odpowiedzieć na bezwarunkową miłość naszego Ojca w niebie, to najpierw musimy nauczyć się Go słuchać:

„Zważaj na krok swój, gdy idziesz do domu Bożego. Zbliżyć się, aby słuchać, jest rzeczą lepszą niż ofiara głupców, bo ci nie mają rozumu, dlatego źle postępują” (Koh 4,17).

A zatem to nie my urządzamy tutaj zgromadzenie uwielbieniowe na cześć Pana, ale to On nas zbiera, aby ciosać nas przez słowa swoich ust (por. Oz 6,5). Nie rozeznajemy zatem słów Pisma z góry, przed zgromadzeniem, bo wtedy możemy łatwo uzurpować sobie rolę Kościoła, który ustala czytania liturgiczne. Zdajemy się na niespodziankę, na nowe, na prezent, którego się jeszcze nie spodziewamy. I nie decydujemy z góry, kto ma prawo prorokować, mówić językami czy też podawać słowa z Pisma, ponieważ wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jednym Duchu (1 Kor 12,13) i każdy z nas jest równie kompetentny w używaniu charyzmatów.

Takie podejście wymaga oczywiście szczególnych kwalifikacji od osób odpowiedzialnych za przebieg zgromadzenia modlitewnego. Cały czas muszą czuwać nad tym, w jakim kierunku Duch je prowadzi, i muszą też niekiedy śmiało interweniować, aby ukrócić wszelkie nieprawidłowości, jakie mogą tu powstać. Praktyka pokazuje jednak, że gdy zgromadzenie jest odpowiednio prowadzone, po jakimś czasie pojawia się jego temat: coś, co głoszą odczytane słowa z Pisma, potwierdzone (czy też dopełnione) różnymi obrazami, zachętami i słowami proroczymi. Takim tematem może być nawrócenie z określonego rodzaju grzechów, ojcostwo Boga, zachęta do zawierzenia Jezusowi Miłosiernemu, prośba o określone dary duchowe itp. Uczestnicy spotkania są wtedy poruszeni otrzymanym przekazem, podniesieni na duchu lub wezwani do podjęcia jakichś działań, najczęściej do osobistego nawrócenia.

Równocześnie przebieg każdego spotkania jest analizowany ex post w celu odrzucenia ewentualnych błędów i potknięć, a także w celu odkrycia, w jakim kierunku Duch prowadzi daną grupę czy też wspólnotę w dłuższym horyzoncie czasowym.

Przyznaję, że taki sposób prowadzenia zgromadzenia modlitewnego może wydać się ryzykowny, bo przecież łatwo może doprowadzić do wypowiadania jakichś niestworzonych rzeczy. Otóż okazuje się, że we właściwie uformowanej grupie takie ryzyko nie jest duże, a w razie czego interwencje towarzyszącego spotkaniu duszpasterza mogą skutecznie ostudzić co bardziej rozpalone głowy. Natomiast pożytki są niemałe: uczestnicy zgromadzenia starają się nawzajem siebie słuchać, skupieni są na medytacji już otrzymanych słów i obrazów i cały czas zachowują czujność, ponieważ wiedzą, że za moment może właśnie przez nich Duch zechce coś powiedzieć zgromadzeniu. Zgromadzenia prowadzone w ten sposób przypominają godzinną medytację ignacjańską, tyle że prowadzoną przez całą wspólnotę i ze względu na wspólnotę. Dlatego właśnie wiele grup modlitewnych Odnowy, które odkryły podobny sposób modlitwy, prędzej czy później odkrywa duchowość ignacjańską.

Należy jednak dodać, że na dużych zgromadzeniach modlitewnych lub przy małym wyrobieniu uczestników rozsądek nakazuje, aby otrzymujący charyzmaty przed podaniem słów i obrazów zgłaszali je najpierw do przewodniczącego lub też powołanej przez niego grupy rozeznającej.

W szczególnym przypadku, gdy na spotkaniu głoszona jest konferencja, modlitwę można skrócić i – gdy odbywa się ona bezpośrednio po konferencji – można ją oprzeć na słowie Bożym będącym tematem konferencji.

2) godność i powołanie człowieka

Zgromadzenie modlitewne nastawione na słuchanie tego, co Duch mówi do Kościołów (Ap 2,7a), wie, że słowa te wypowiada ktoś, kto kocha nas bardziej niż my sami siebie. To słowo głosi godność każdego z nas i wzywa nas do osiągnięcia naszego celu, jakim jest doskonałe podobieństwo do Chrystusa i zjednoczenie się w Nim w Jego Ciele – Kościele. Przypominając nam o tym, podnosi nas i uzdatnia do przeżywania własnego życia z podniesioną głową (por. Kpł 26,13), wlewa w nas nową nadzieję w pozornie beznadziejnych sytuacjach, jakie przeżywamy. Słowo Boże mówi jednoznacznie, że zostaliśmy przecież nazwani synami Bożymi i naprawdę nimi jesteśmy (por 1 J 3,2), dlatego z każdej sytuacji jest wyjście, a Duch Święty zaświadcza o tym, modląc się w głębi naszych serc Abba! (por. Ga 4,6, Rz 8,26), co w szczególny sposób wyraża pełna tęsknoty za Bogiem jubilacja (popularnie zwana śpiewem w językach).

To słowo Boże znajduje się w centrum naszego spotkania i właściwie ono samo, jeśli zostało naprawdę przyjęte, powinno nam wystarczyć. Tak więc jeśli charyzmaty nie prowadzą do słowa Bożego i jemu nie służą – to okazuje się, że cierpi na tym także godność człowieka, a rutyna i niezdrowe ambicje wspólnotowych guru biorą górę nad powiewem Ducha Bożego. Uczestnik opuszcza wtedy spotkanie albo pomniejszony i ze spuszczoną głową, albo też właśnie nienaturalnie podekscytowany i pozornie szczęśliwy, ale bez Bożego pokoju w sercu.

3) z grzechu do wolności

Grzech, który zamazuje w nas obraz Syna Bożego, zawsze tak czy inaczej daje o sobie znać podczas zgromadzenia i jego pamięć powinna wywoływać w uczestnikach zbawienny rys pokory. Nie jesteśmy aniołami w niebie bezbłędnie rozeznającymi tchnienia Ducha, łatwo mogą dochodzić w nas do głosu ambicje i pożądliwości, łatwo możemy się pomylić w naszych słowach i obrazach, zaś kakofoniczna modlitwa „językami”, gdy nikt nikogo nie słucha, dobitnie świadczy o braku jedności.

Możemy też przyjść na spotkanie obciążeni różnymi grzechami, ale pomimo to doświadczamy czasem, że Duch w różny sposób chce się nami w jakiś sposób posługiwać, na przykład zachęca nas do złożenia jakiegoś świadectwa z przeszłości. I chociaż na zgromadzeniu nigdy nie zachęca się uczestników do wyznawania grzechów, częste są słowa poznania wzywające do nawrócenia, do sakramentalnego pojednania, a także wzbudzające w uczestnikach żal z powodu zadania rany kochającemu nas Ojcu w niebie

4) Misterium Paschalne

To jest niejako najważniejszy aspekt zgromadzenia modlitewnego. Nierzadko przychodzimy na nie często wbrew sobie, przygnieceni troskami i ciężarami życia, a wychodzimy jakby wyzwoleni, dyskretnie radośni, z charakterystycznym błyskiem nadziei w oczach. Przeżywamy za każdym niemal razem to, co już raz otrzymaliśmy na chrzcie: śmierć dawnego człowieka w nas i zmartwychwstanie nowego. A także głębokie przekonanie, że Chrystus w jakiś sposób uobecnia swoje własne misterium paschalne także i w naszym życiu, i w naszym ciele.

Nie zapomnę nigdy pewnego świadectwa, którego słuchałem 18 lat temu w paryskiej parafii na zgromadzeniu wspólnoty Emmanuel. Jeden z odpowiedzialnych opowiadał swoją dramatyczną historię osobistą, która jednak zakończyła się dobrze. I nie zakończył jej jakimś popularnym zawołaniem w rodzaju „Alleluja”, „chwała Panu” itp., ale powiedział „I wtedy zrozumiałem, że prawdziwe są słowa Pisma z Dziejów Apostolskich, które mówią, jak Pan posłał swojego anioła, aby uwolnił Piotra z więzienia”.

On wiedział, że właśnie to słowo Pisma wypełniło się konkretnie w jego życiu i że to ono przeprowadziło go ze śmierci do życia. Byłem tym wstrząśnięty.

5) Duch i Oblubienica

Nikt z nas nie przychodzi na zgromadzenie modlitewne jak na spektakl ani nikt z nas nie czyni z siebie aktora tego spektaklu, usiłując zadziwić audytorium swoimi charyzmatami. Jeśli tylko coś takiego zaczyna się dziać, Duch Boży je opuszcza. Gromadzimy się bowiem po to, aby poruszeni usłyszanym słowem służyć sobie nawzajem i stawać się coraz ściślej jednym ciałem ze sobą i z naszym Mistrzem i Panem. Przejawia się to zwłaszcza w harmonii, jaka panuje na zgromadzeniu, na dobrowolnym i spontanicznym podporządkowaniu się przewodniczącemu, we wzajemnym wsłuchiwaniu się w siebie, tak aby podawane słowa i obrazy nie gryzły się ze sobą, a wspólna modlitwa „językami” harmonijnie współbrzmiała.

Szczególną okazją do zamanifestowania solidarnej jedności uczestników jest modlitwa wstawiennicza, którą prowadzący może proponować tym osobom, które usłyszane właśnie słowa szczególnie dotknęły. Wtedy naprawdę stajemy się takim Kościołem-Ciałem, o którym pisał św. Paweł:

„Tak więc gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współweselą się wszystkie członki” (1 Kor 12,26).

6) Eucharystia

Zgromadzenie modlitewne nie jest „szczytem i źródłem” życia chrześcijańskiego i dlatego jest podporządkowane zgromadzeniu eucharystycznemu. W jaki sposób? Ponieważ stanowi szczególne uobecnienie tego, czym czyni nas Eucharystia, i ponieważ wzbudza w uczestnikach jej głód.

Jeśli na zgromadzeniu potrafimy siebie słuchać i służymy sobie z zapałem, to czyż nie jest to właśnie zachowanie dane nam misterium Wieczerzy Pańskiej? I czy naszego uwielbienia nie inspiruje liturgiczna modlitwa Kościoła wyrażona w tak wielu pięknych prefacjach? Równocześnie obecność Chrystusa na zgromadzeniu, choćby nawet była bardzo odczuwalna, nie jest nigdy tak realna jak na zgromadzeniu eucharystycznym i w postaciach eucharystycznych. Dlatego raz na miesiąc grupa modlitewna ma zwyczaj celebrowania wspólnotowej Eucharystii.

Szczególną rolę pełnią na zgromadzeniach modlitewnych wymowne przerwy. Uczestnicy zapadają wtedy przez moment w przejmującą ciszę, która jest zaproszeniem do adoracji. Może wtedy paść słowo zachęty do dłuższej adoracji przed ikoną lub przed Najświętszym Sakramentem – jeśli tylko modlitwa odbywa się w kościele. Gdy na zgromadzeniu jest kapłan, wtedy może go nawet wystawić.

Pewnego razu przeżywaliśmy coś takiego na zgromadzeniu i obecny wśród nas kapłan poszedł do zakrystii po monstrancję. Nie znalazł jej tam jednak. Dodzwonił się do proboszcza – tamten zaś przeżył istny szok. Od prawie dwudziestu lat nikt w parafii nie wystawiał Najświętszego Sakramentu, skąd on ma wiedzieć, gdzie jest monstrancja? Ale jakimś cudem nasz kapłan znalazł ją w jakimś zapadłym kącie i po chwili przyniósł. Była przepiękna: przedstawiała dwa cheruby okrywające skrzydłami Arkę Przymierza. Potem dowiedzieliśmy się, że od tej pory w tej parafii zaczęto regularnie posługiwać się monstrancją…

7) nowe niebo i nowa ziemia

To chyba nie wymaga komentarzy. Bywają takie zgromadzenia, że wydaje się nam, że już jesteśmy w niebie, a cała ziemia już została przemieniona przez stwórczą moc Ducha Świętego. Tak jakbyśmy dotykali jakiejś nowej rzeczywistości, którą słusznie utożsamiamy z cywilizacją miłości, którą opisują i do której wzywają liczne dokumenty Magisterium. Wielu z nas, uczestnicząc regularnie w spotkaniach modlitewnych, doświadczyło także zupełnej przemiany wewnętrznej wyrażającej się w przyjęciu zainspirowanych Ewangelią życiowych priorytetów i hierarchii wartości.

Należy jednak stale pamiętać, że są to na ogół tylko krótkie chwile „przemienienia na górze” podtrzymujące naszą słabiutką nieraz nadzieję i wskazujące na to, że nie może nas ona zawieść, skoro Duch tak wiele miłości rozlewa w naszych sercach (por. Rz 5,5). Dlatego wystrzegamy się wszelkiego idealizowania naszej wspólnoty, bo wiemy, że czeka nas jeszcze długa i trudna droga do Nowego Jeruzalem. Podobnie wystrzegamy się także oczekiwania od zgromadzenia modlitewnego coraz to nowych przeżyć duchowych, wiedząc, że jest to tylko cień Nowej Jerozolimy i że nie wszystko jest osiągalne już w tym życiu:

Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania” (1 Kor 15,19).

6. Podsumowanie

Nie jest łatwo opisać typowy przebieg zgromadzeń modlitewnych realizujących w konkretnym działaniu zasady zainspirowane przez różnorakie kerygmaty. Niemniej jestem głęboko przekonany, że takie różnice rzeczywiście występują i nie są one bynajmniej neutralne wobec doktryny katolickiej.

Wydaje się, że wiele działających w Polsce katolickich grup Odnowy zaczerpnęło swoje schematy zarówno kerygmatyczne, jak i modlitewne z wzorców pozakatolickich i nie zdają sobie sprawy, iż niewłaściwe rozumienie i przeżywanie charyzmatów może spowodować stopniową erozję tożsamości katolickiej.

Zdaję sobie sprawę, że właśnie zadałem wam wszystkim trudne i kłopotliwe pytania, które jednak uważam za w pełni uzasadnione wobec fali rozłamów i odejść, jakie przeżywa w Polsce Odnowa w Duchu Świętym. Być może mylę się w diagnozie. Być może związki między kerygmatem a rolą charyzmatów wydają się wam mniej ścisłe, niż to przedstawiłem. Niemniej gra toczy się o wielką stawkę. Chodzi o wiarygodność Odnowy w Duchu Świętym jako takiej; o to, czy Kościół może jej jeszcze ufać, czy też wkrótce będziemy musieli odtrąbić z ewidentnych powodów koniec „eksperymentu charyzmatycznego” w naszych parafiach.

Spróbujmy przemyśleć raz jeszcze, czy nasze kerygmaty i nasze zgromadzenia modlitewne nie wymagają gruntownej reformy, i to jeszcze zanim nie będzie za późno.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image