EKUMENIZM – CORAZ BLIŻEJ SIEBIE…

Na błękitnej tablicy, którą można dostrzec po lewej stronie, widnieje napis: „Katolicka Wspólnota «Hallelu Jah»: ewangelizacyjna, ekumeniczna, misyjna i charyzmatyczna”. To jest jeden z powodów, dla których dzisiaj dobrze byłoby zwrócić uwagę na to drugie określenie: ekumeniczna. Tych powodów zresztą jest więcej.

Po pierwsze, w ciągu ostatnich ośmiu dni spędziłem imponującą liczbę godzin, rozmawiając – i twarzą w twarz, i telefonicznie, i e-mailowo – z chrześcijanami, którzy nie są katolikami. To były właśnie rozmowy na temat ekumenizmu.

Po drugie, odświeżyłem sobie w ostatnich tygodniach znajomość książki Davida Wilkersona Krzyż i sztylet, która wywarła ogromny wpływ na charyzmatyczne przeżywanie chrześcijaństwa w II połowie XX wieku. I znalazłem tam bardzo piękny przykład, czym może być krok w stronę ekumenizmu. Dla niewtajemniczonych: David Wilkerson to pastor zielonoświątkowy, który przyjechał do Nowego Jorku, ponieważ odczuwał pragnienie pomocy chłopcom, którzy byli oskarżeni o różne przestępstwa. Krążąc po ulicach Nowego Jorku, dotarł – tak jak to sam określa – w sposób cudowny do mieszkania rodziców jednego z takich młodocianych przestępców, któremu chciał pomóc. Scena z tej książki, którą chcę przytoczyć, rozegrała się w Harlemie, dzielnicy Nowego Jorku, gdzie mieszkali Murzyni i Portorykańczycy, różni przybysze z Ameryki Południowej. Pastor Wilkerson opisuje, jak wszedł do mieszkania, gdzie mieszkali właśnie rodzice tego chłopca, który siedział w więzieniu. Na krześle siedział mężczyzna o śniadej skórze z różańcem w ręku. Spojrzał znad paciorków różańca i jego twarz rozjaśniła się. I powiedział: „Pan jest tym pastorem Davidem. Pan pomoże mojemu synowi”. Potem odbyła się rozmowa. I Wilkerson pisze tak: „Gdy wychodziłem, zastanawiałem się, czy to rzeczywiście możliwe, aby Bóg dosłownie kierował moim autem jako odpowiedź na modlitwę tego ojca”.

Ta scena jest naszym drugim powodem dzisiejszego mówienia o ekumenizmie, bo jest bardzo znacząca. Przeciętny zielonoświątkowiec nie używa różańca i pewnie nie bardzo wie, do czego mógłby on służyć, a tutaj ktoś wychowany w tradycji zielonoświątkowej wchodzi, widzi, że – ewidentnie katolik – modli się na różańcu, i interpretuje to tak, że Bóg odpowiedział na tę modlitwę. Tak pastor to zrozumiał: ojciec się modlił na różańcu i Bóg na tę modlitwę odpowiedział, sprowadzając go na to miejsce. To jest jedna scena z książki Krzyż i sztylet.

Trzeci powód mówienia o ekumenizmie to bardzo też symboliczna scena z Księgi proroka Izajasza (2,2). Przed chwilą czytaliśmy ten fragment. To jest wizja „końca czasów” i góry Pańskiej – „góra świątyni Pana”, która „stanie mocno na wierzchu gór i wystrzeli ponad pagórki”. „Góra świątyni Pana” to prawdziwa wiara, którą Bóg objawia, która się wzniesie ponad cały świat. „Wszystkie narody do niej popłyną” i „mnogie ludy pójdą i rzekną: «Chodźcie, wstąpmy na górę Pana»” (Iz 2,3).

Kiedy ludzie przychodzą z różnych stron i wstępują na górę, to w miarę jak się wspinają, zbliżają się do siebie, są sobie coraz bliżsi. A tam gdzie jest świątynia Pana, tam będą wszyscy razem. To jest też bardzo piękny obraz planu Bożego: ludzie, którzy się schodzą razem.

I kolejny powód mówienia o ekumenizmie. Otóż, przechodziłem niedawno w okolicy katedry koło malutkiego kościółka św. Idziego i zobaczyłem plakat. Na ogłoszeniu widniał napis: „Rekolekcje dla małżeństw niesakramentalnych”, była tam data, godzina, miejsce. I to mi się właśnie skojarzyło z ekumenizmem. A dlaczego? Otóż rekolekcje dla małżeństw niesakramentalnych można robić jedynie wtedy, kiedy ktoś, powiedzmy, 15 czy 18 lat temu zawarł małżeństwo, ale ono się rozpadło, nastąpiła jakaś tragedia. Potem – może 18 lat temu, może 20 – ci ludzie zawarli nowe, cywilne związki małżeńskie, a później przeżyli nawrócenie. Pragną żyć z Bogiem, pragną się modlić, pragną mieć wszystko, co Jezus Chrystus daje… Ale nagle się orientują, że ich przeszłość jest w sposób gigantyczny zagmatwana, że ich przeszłość, te fakty, które zaszły, są jakąś olbrzymią przeszkodą: coś tragicznego się stało, czego skutki trwają do dziś, ciąży na nich bagaż przeszłości. To z taką postawą są dobrymi kandydatami na rekolekcje dla małżeństw niesakramentalnych.

Natomiast pomyślmy sobie, co by było, gdyby ktoś przechodził koło tego plakatu na tablicy ogłoszeń kościoła św. Idziego, zobaczył napis: „Rekolekcje dla małżeństw niesakramentalnych” i pomyślał sobie: „To jest dobry pomysł, bo ja wprawdzie żyję w sakramentalnym małżeństwie chrześcijańskim, ale mam kłopoty z moim mężem czy z moją żoną – wiem, co zrobię: rozwiedziemy się i będę sobie chodzić już bez problemów na rekolekcje dla małżeństw niesakramentalnych, kiedy już zawrę nowy związek”. Od razu czujemy różnicę: jedni się nadają do rekolekcji dla małżeństw niesakramentalnych, a inni nie. One mają zamysł uleczenia czegoś, co człowiek musi uznać za przeszłą tragedię, za tragiczne wydarzenie, które zostało spowodowane grzechem.

Teraz, gdzie jest podobieństwo do ekumenizmu? Otóż to, co się nazywa w XX wieku ekumenizmem, to nic innego jak rozciągnięte przez cały XX, a pewnie i XXI wiek, rekolekcje – już nie dla małżeństw niesakramentalnych, ale dla Kościoła, który jest rozdzielony. Właśnie w naszych czasach nastąpiło w tej dziedzinie nawrócenie, przebudzenie, kiedy chrześcijanie zapragnęli Bożej jedności. Dokładnie tak jak ci małżonkowie po nawróceniu – chrześcijanie odkryli, że w przeszłości, 600, 400 czy 150 lat temu, że w ich rodzinie nastąpiła tragedia – mówiąc językiem Nowego Testamentu – rozłam. Coś się rozłamało i rozdzieliło, zdarzyła się tragedia podziału. I prawdę mówiąc, cała wizja ekumenizmu na tym się opiera.

Weźmy jako przykład choćby wypowiedź Jana Pawła II z encykliki o ekumenizmie. Mówi tam się o tym, że wśród najróżniejszych grzechów są też grzechy przeciw jedności Kościoła. Nie przedstawia się tu samych faktów, ale się te fakty ocenia: to, że Kościół nie jest jeden, to jest owoc grzechów. Fragment z tekstu soborowego: „Niemałe społeczności odłączyły się od pełnej wspólnoty, często nie bez winy ludzi z jednej i drugiej strony”. Czyli jest oczywiste, na podstawie tekstów kościelnych, że u początku rozłamów jest wina czy grzech. Czyja – to trzeba by sprawdzać w każdym przypadku.

Albo w innym miejscu Jan Paweł II zaczyna wyszczególniać dzisiejsze grzechy chrześcijan: „grzechy pasterzy w tej samej mierze co grzechy wiernych, mogą przyczyniać się do podziału”. Na podstawie dokumentów kościelnych jest jednoznaczne, że podział jest wynikiem grzechu. Czyjego – to już tu się nie wskazuje palcem, tylko wzywa do rachunku sumienia.

Ale na temat ekumenizmu Sobór stwierdza również: „Tych, którzy obecnie rodzą się w takich – tzn. podzielonych – społecznościach i przepajają się wiarą w Chrystusa, nie można obwiniać o grzech odłączenia”. Czyli jest oczywiste, że zaistniał grzech odłączenia czy rozłączenia. Ale ciekawe, że podkreśla się, że nie można obwiniać tych, którzy się rodzą w takich społecznościach: oni to odziedziczyli. To przypomina to małżeństwo, które nawróciło się w zeszłym roku, nagle Pan Bóg wkroczył w ich życie i dopiero dziś można ocenić, co się stało dawno temu, może nawet 20 lat. Podobnie ludzie, którzy bardzo pragną jedności, a widzą, że sytuację odłączenia odziedziczyli po przodkach. To jest jednoznaczne i ewidentne skojarzenie, i papieskich encyklik, i dokumentów soborowych, całego sposobu mówienia i myślenia o ekumenizmie.

Przytoczmy inne zdanie papieża, z bieżącego roku: „Podziały między chrześcijanami są grzechem wobec Boga i skandalem wobec świata, i są przeszkodą w głoszeniu Ewangelii”. Dlatego w tym, co nazywamy ekumenizmem, trzeba by odróżnić dwa przypadki. Jeden przypadek to jest taki David Wilkerson. Każdy, kto przeczyta bardzo ciekawą – polecam – książkę Krzyż i sztylet, dowie się, że jego ojciec był zielonoświątkowcem, jego dziadek był zielonoświątkowcem, wspomina o tradycji sięgającej XVI wieku: z takiej rodziny pochodzimy. To właśnie o takim przypadku jest mowa w dokumentach soborowych: ludzie się rodzą i dziś zastają sytuację podziału. Nikt z nas nie jest w stanie powiedzieć, jak to było w XVI wieku. Nie żyliśmy wtedy. Sytuację, jaka jest, odziedziczyliśmy.

To jest bardzo dobry punkt wyjściowy do rekolekcji dla małżeństw niesakramentalnych, czyli dla chrześcijan, którzy odziedziczyli coś, na co nie mieli wpływu, ale ta sytuacja zaczyna im ciążyć. Taki David Wilkerson, który jest synem, wnukiem, prawnukiem, nie wiadomo, ilu pokoleń protestantów angielskich, walijskich i holenderskich, wchodzi do mieszkania, gdzie mieszka ktoś, kto jest synem, wnukiem, prawnukiem, nie wiadomo, ilu pokoleń katolików pochodzących z Ameryki Południowej. I nagle drogi, które biegły jedna od drugiej daleko, zaczynają się schodzić. To przypomina rekolekcje dla małżeństw niesakramentalnych: jak lepić rozbity garnek, jak wybierać na rozwidleniach takie kierunki, żeby drogi się zbliżały.

Myślę, że często mamy jednak do czynienia z używaniem słowa „ekumenizm” w innym znaczeniu. Oto ktoś, kto był katolikiem – nie jak David Wilkerson, prapraprawnuk protestanta – ktoś, kto był katolikiem 5 czy 10 lat temu, mówi o ekumenizmie. Może nawet cała wspólnota, która kiedyś była katolicka, mówi o ekumenizmie. Wtedy powstaje problem wyjaśnienia słowa „ekumenizm”, co ono właściwie ma znaczyć w tym przypadku. Bo jak widać z dokumentów soborowych, z tekstów papieży, nawet ze słownika – jak się zajrzy do słownika, to znajdziemy podobne wyjaśnienie – ekumenizm to jest dążenie do jedności: drogi się schodzą. Natomiast jeżeli używamy tego słowa w odniesieniu do ludzi, których drogi się rozeszły niedawno, oni nie odziedziczyli tego problemu po kilkuset latach, to oni byli głównymi aktorami tego dramatu, to najwidoczniej słowo „ekumenizm” musi oznaczać coś innego.

Dlatego w praktyce, jeżeli mamy do czynienia z ludźmi, którzy dziedziczą podziały (David Wilkerson, bp Bogusz z Wrocławia itd., można by przykładów wymieniać dziesiątki), to tu słowo „ekumenizm” stosuje się wprost, to można go robić, ponieważ to jest dokładnie sytuacja rodów, które kiedyś – może setki lat temu – się poróżniły, a teraz potomkowie tych rodów nie bardzo wiedzą, dlaczego mieliby być dalej poróżnieni.

Natomiast jeśli mamy do czynienia z chrześcijanami, których drogi się rozeszły na naszych oczach – to ewentualna współpraca powinna być drugim etapem, czyli na jakąś hipotetyczną przyszłość. Dlaczego? Pierwszym etapem, do wyjaśnienia i do załatwienia, jest podstawowy problem: dlaczego te drogi się rozeszły? Bo jeśli nie wiadomo, nie jest to dopowiedziane ani wyjaśnione, to przy próbie współpracy znowu się będą rozchodzić. Właśnie dlatego, że nie jest dopowiedziane i wyjaśnione, czemu się rozeszły za pierwszym razem. To jest zupełnie oczywiste. I wtedy zamiast wizji ekumenizmu: dwie drogi, na razie są odległe, ale w miarę upływu czasu zaczynają się schodzić – nagle wizja ekumenizmu (nie wiem, czy to słowo w ogóle wtedy jeszcze pasuje) zaczyna wyglądać tak: droga, na skrzyżowaniu rozchodzi się na dwie, na rozwidleniu – znowu się rozchodzi, i znowu, i znowu – i to miałoby się nazywać ekumenizmem. Więc jednak nie – takie użycie słowa „ekumenizm” gwałci jego podstawowe znaczenie. W słowniku jest napisane, co to ma znaczyć: dążenie do jedności Kościoła. Stąd trzeba odróżnić w stosowaniu ekumenizmu właśnie te przypadki.

Mieliśmy piękne przykłady współpracy – np. dwa lata temu w Świdnicy czuwanie na Zesłanie Ducha Świętego wspólnie z Kościołem Ewangelicko-Augsburskim. Ale to jest typowy przykład duszpasterstwa ludzi rozwiedzionych. W Kościele Ewangelicko-Augsburskim są ludzie, których tradycje sięgają czterystu lat. To oni mogą słusznie się pytać: dlaczego my mamy ponosić konsekwencje tego, że przodkowie naszych rodów 400 lat temu na rozwidleniu dróg się rozeszli? Natomiast w takich przypadkach, gdzie mamy do czynienia z ludźmi, którzy się rozeszli za naszego życia, to jednak współpraca może będzie możliwa później – dopiero po dialogowaniu, po rozmawianiu, po dyskutowaniu czy nie wiadomo jak to jeszcze nazwać, tych problemów rozwidlających się dróg, bo inaczej problemy się powtórzą.

Jeżeli ktoś nie dochodzi przyczyny problemu, to skutki tych problemów będzie przeżywał w przyszłości. To jest oczywiste, bo jeżeli uczeń, który nie odrobił lekcji, nie pyta się, dlaczego dostał jedynkę, to jeśli się nie pyta, dlaczego dostał jedynkę, to jutro też dostaje jedynkę, bo też nie odrobi lekcji. Musi zapytać: dlaczego? Bo nie odrobiłem zadania, ale jutro już odrobię i nie dostanę jedynki.

To się stosuje do wszystkich dziedzin życia. To się stosuje również do ekumenizmu: skąd się wziął problem i jak sprawić, żeby problemu w przyszłości nie było, jak to sprawić, żeby te różne – czy to równoległe, czy rozbieżne ścieżki zaczęły się schodzić. To jest wizja ekumenizmu. Wizja ekumenizmu może stosować się tylko do ludzi, którzy czują się uczestnikami dramatu, którzy myślą, że stało się coś tragicznego, że stało się coś bardzo katastrofalnego.

W lecie spotkałem znanego księdza angielskiego – Petera Hockena – który dobrze zna polskie stosunki ekumeniczne, i pierwsza jego reakcja na temat różnych rozłamów, o których słyszał, była taka: „Tak, pamiętam tę tragedię”. Tak powiedział. Tylko z takim nastawieniem można w ogóle startować: „Pamiętam tę tragedię”. Tylko ktoś, kto może powiedzieć o swojej małżeńskiej przeszłości: „Pamiętam tę tragedię”, może w ogóle się kwalifikować do duszpasterstwa małżeństw niesakramentalnych. Tylko ten, kto mówi: „Pamiętam tę tragedię”, kwalifikuje się do ekumenizmu. Bo jeżeli to w jego oczach nie są tragedie, tylko miłe wydarzenia albo może śmiałe kroki? To miłe wydarzenia i śmiałe kroki oczywiście będą się powielać. To jest logiczne.

Przypomnijmy sobie ten obraz góry Pańskiej, gdzie do góry świątyni Pana ściągają ludzie za wszystkich stron – na razie są daleko, ale się zbliżają, są coraz bliżej, a jak wejdą do świątyni, to będą razem. Niech ten obraz góry świątyni Pana jawi się nam jako zachęta do ekumenicznego zapału, bo na tej tablicy w jakimś celu napisano „wspólnota ekumeniczna”, to jest zaciągnięte zobowiązanie. W jakimś celu to napisano, więc niech się jawi jako zachęta, niech się jawi jako jeden z wymiarów życia wspólnoty.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image