PRZYKŁAD PROPAGANDY ATEISTYCZNEJ

Niniejszy tekst stanowi polemikę z tekstem Krzysztofa Sykty pt. Paście owieczki moje…, zamieszczonym w serwisie Racjonalista[1]. Zgodnie ze zwyczajem wprowadzonym przez Jana Lewandowskiego tekst, z którym polemizuję, dla odróżnienia zaznaczyłem kursywą[2].

Kiedy człowiek nie znajduje przebaczenia w oczach bliźnich, kiedy nie doświadcza usprawiedliwienia dla swych czynów To zawsze wynajdzie jakąś rację wyższą; byt, który za odklepanie Ojcze Nasz i czterech zdrowasiek przebaczy nam masturbację a za dwie litanie do najświętszej panienki wątpliwości w wierze.

No cóż, to dopiero sztuka zrobić gafę w połowie pierwszego zdania. Jak rozumiem, autor uważa, że zawsze można znaleźć wystarczające przebaczenie u bliźnich. Czyżby nie spotkał się z przypadkami, w których ofiara wyrządzonego zła nie jest w stanie przebaczyć? A może jego moralność zakłada, że po pewnych czynach nie ma odwrotu, ratunku, możliwości poprawy? Czy uważa, że człowiek samodzielnie potrafi całkowicie przebaczyć sobie i bliźnim nawet wielką winę? Jeśli twierdzi, że umie, to ja mu gratuluję szczerości. Myślałem, że osoba niewierząca w życie przyszłe przywiązuje większą wagę do ludzkich czynów. Według nauki Kościoła najpierw trzeba w miarę możności wynagrodzić zło i podjąć kroki, aby się poprawić[3]. Według tejże nauki liczenie jedynie na łaskę Bożą stanowi niewybaczalny grzech przeciw Duchowi Świętemu[4], o czym zapewne autor nigdy nie słyszał. Co do wątpliwości – to one nie są grzechem, a Sykta imputuje Kościołowi coś, czego Kościół nie głosi.

A kiedy założymy worek pokutny i obsypiemy czoło popiołem, a tacę biedną i pustą banknotami, to w sposób cudownie niemagiczny (bo prawdziwy i niezaprzeczalny) staniemy się czyści jak łza. Oczyścimy własne sumienie. Sumienie będące ‚największym wrogiem’ człowieka , zapominanie z kolei – największym biznesem.

To absurd, przecież żaden katolik nie płaci za spowiedź ani inne czynności służebne Kościoła, raz na tydzień da co najwyżej parę złotych na utrzymanie kościoła, i to dobrowolnie. Co do pokuty – patrz wyżej, Sykta się powtarza wedle starej zasady, że kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą. A ostatnie zdanie to nonsens, bowiem ktoś, kto zapomniał o sumieniu, nie idzie do kościoła, chyba że chce się przypodobać środowisku.

Kiedy człowiek wpadnie w ręce wybielaczy sumień, to ci postarają się już o to, by zniewolić go i uzależnić. Bo przecież chory potrzebuje lekarza (a lekarz chorego)! A jeśli ktoś uważa, że nie jest chorym? W jakże wielkim tkwi błędzie! Największą chorobą jest bowiem, jak wiadomo, łudzenie się, że nie jest się chorym. I tak jak chory na febrę broni się przed przyjęciem lekarstwa, a lekarz zmuszony jest do przymusu (dla dobra pacjenta), tak też kościół święty i sprawiedliwy zmuszony był, i jest nadal, użyć siły względem opornych i chorych jednostek. ‚Stawianie oporu świadczy o braku rozsądku’ pisał święty Augustyn, podniecony widokiem świeżo nawróconych ‚dzięki zbawczemu przymusowi’ (terrore perculsi).

To samo można powiedzieć o serwisie Racjonalista, który chętnie przekonałby wszystkich do własnej wizji świata i człowieka i który uważa religię za chorobę. Zresztą na takie często bezzasadne zarzuty naraża się każda filozofia oferująca prawdę. Ponadto autor cytuje opinię jednego teologa o tym, co w jego rozumieniu przesądza o nauczaniu Kościoła. Co więcej, nie podał, skąd ją wziął, więc trudno się odnieść.

Każda władza korumpuje, władza absolutna korumpuje w sposób absolutny… Minione dwa tysiąclecia uwidaczniają w sposób wyrazisty politykę kościoła powszechnego. Zawsze, gdy znajdował się w opozycji głosił tolerancję i miłość bliźniego, wolność myśli oraz wyznania (szczególnie katolickiego), lecz wystarczyłoby tylko dochrapał się niewielkiej przewagi nad konkurencją a rozpętywała się fala terroru. Rozpoczynał się zbożny przymus dla ‚zbawiania’ ludzi.

Nie za bardzo wiadomo, o jaką tolerancję chodzi autorowi. W ciągu dziejów pojawiły się dwa sposoby rozumienia tego słowa: a) tolerancja jako zgoda na koegzystencję i dialog, powstrzymywanie się od agresji w imię światopoglądu; b) jako obojętność: wszystko jedno, co się uważa, bo każdy pogląd jest z zasady równie słuszny. Chrześcijanie, w ślad za Chrystusem, zawsze uznawali tolerancję w tym pierwszym znaczeniu. Na tolerancyjność Jezusa wskazuje między innymi jego stosunek do Samarytan, o których mówi bardzo dobrze (Łk 10,30-37; 17,11-16), chociaż oni wcześniej względem niego łamią prawo gościnności (Łk 9,51-56), które w świecie starożytnego Bliskiego Wschodu było święte – do tego stopnia, że Lot mieszkający w Sodomie był zdecydowany raczej oddać lubieżnikom swoje dwie dziewicze córki niż pogwałcić prawo gościnności (Rdz 19,4-11). Jezus nakazuje swoim uczniom coś więcej niż tolerancję – nawet miłość do nieprzyjaciół (Mt 5,44; Łk 6,27-30). Jeśli zaś chodzi o tolerancję w tym drugim znaczeniu, to Kościół zawsze głosił, że tylko on przekazuje całą prawdę objawioną, co zresztą potwierdzono niedawno w encyklice Dominus Iesus. Jeśli mówimy o ludziach, którzy uważali się za sługi Boga, a postępowali wbrew woli Boga, to zostali oni już przez niego samego potępieni (Mt 7,21-23). Czy według Sykty Kościół katolicki był także w mniejszości w Polsce za Jagiellonów? A co powiedzieć o możnych, takich jak król Anglii Henryk VIII, który zerwał z Rzymem tylko po to, aby móc porzucić żonę? Na jakiej podstawie Sykta wie, że ta władza jest w praktyce absolutna? Ciekawe, czy słyszał też o ruchach zakonów żebraczych krytykujących zbytnie zaangażowanie kleru w sprawy światowe? I czy podobnych metod nie stosują ideologowie oświeceniowi we Francji, którzy niedawno zakazali muzułmańskim dziewczętom noszenia chust w szkołach?

Kościół nie sprawuje władzy, swoimi rękami z całą pewnością! Od czegóż są pokorne owieczki, uniżone barany, politycy i monarchowie czyniący wszystko pod dyktando ornatu…

Może się autor zdecyduje: Kościół jest skorumpowany, wykorzystywany czy też to on korumpuje? W historii było akurat na odwrót: całe rzesze polityków, możnych wykorzystywały religię do prywaty itd.

Głos Kościoła ma znaczenie decydujące, głos tego, który stoi ponad państwem i ponad prawem. On stanowi ramię Boga (raczej mackę ośmiornicy), żywe zwierciadło Chrystusa. On jest tym, który do świata nie należy i nie ma zamiaru. Boski autorytet! Transcendentalna inspiracja! Twarz niby-boga, świętego na ziemi, ubóstwionego za życia, spogląda z ekranów telewizorów lamentując nad ubóstwem i przemocą.

W ten sam sposób mógłby mówić jakiś ksiądz choćby o propozycjach zmian prawnych dotyczących obrazy uczuć religijnych wysuwanych przez waszych, jak to podajecie, przyjaciół z redakcji „Bez dogmatu”. Nie widzi Sykta, że głosi niczym nieuzasadnione poglądy płynące z niewiary w Boga. Doskonale tu widać tu jego tolerancję i zrozumienie dla cudzych poglądów. Gdyby zaś Kościół nie uznawał za prawdę pochodzenia swego absolutnego autorytetu od Boga, o ileż łatwiej byłoby różnym ateistom i racjonalistom go atakować, mówić, że religia to wytwór społeczeństwa! Człowiek nie ma prawa odwoływać się od nich, nawet wtedy gdy tworzone jest złe i szkodliwe prawo, gdy w społeczeństwie szerzą się rzeczy paskudne takie, jak: alkohol, narkotyki, rasizm, bezideowość, wyścig szczurów, biurokracja, złodziejstwo. Gdy dochodzi do nadużywania swych praw przez władzę świecką.

‚Każdy kto słucha jego nie jego słucha, lecz tego który go posłał’. Tak więc każda władza jest dobra, i od boga samego pochodzi,

Nonsens, nawet w świetle Ewangelii sensem wszelkiej władzy jest służba (Mt 20,24-28). I ponieważ jest to służba wobec człowieka, a co za tym idzie, dobra jest wolą Bożą, jak głosi Rz 13,1-17. Jeśli zaś przedstawiciele władzy sprzeciwiają się Bogu i temu, co on nam on nakazuje przez Ducha Świętego, nie jest władzą, lecz uzurpatorstwem, od którego mamy prawo się odwołać zgodnie z Dz 4,18 – 4,22. Dla jasności, każdy włączony do Kościoła poprzez chrzest i umacniany przez inne sakramenty ma do Boga dostęp bezpośredni bo otrzymaliśmy Ducha nie bojaźni, lecz przybrania za synów (Rz 8,15), danego zgodnie z obietnicą przez Jezusa Chrystusa (J 16,5-15).

Jeśli słucha go i spełnia wszelkie jego życzenia. Lecz niech tylko spróbuje wyrazić sprzeciw, przedłożyć społeczeństwu pod głosowanie jakąś paskudną, libertyńską konstytucję, ‚odbierającą rodzicom władzę nad dziećmi’

Takie wnioski wynikają po prostu z odrzucenia moralności chrześcijańskiej. Niestety, w licznych próbach racjonalistom nie udało się wymyślić – pomimo licznych deklaracji – filozofii, etyki bardziej afirmującej człowieka i jego wolność niż chrześcijaństwo.

Albo, o zgrozo, pozwolić na mord ludzkich zygot

No cóż, pokutuje tutaj utylitarystyczny zabobon.

Toż to słudzy szatana, komuniści i cykliści! Druga Targowica! Podcinanie korzeni (gnijącego drzewa). Bo jedyne co ma znaczenie to sprawnie napisany konkordat i możliwość nieskrępowanego wypędzania diabła ze świeżo narodzonych dzieci. Zdobądź dziecko a zdobędziesz władzę nad dorosłym. Praniem mózgu doskonalonym przez tysiąclecia.

Autor wykazuje godną pożałowania nieświadomość realiów międzynarodowej dyplomacji, sugerując, że szybkie uregulowanie stosunków z Watykanem jest politycznie nieistotne i mało pożyteczne, nie zważając na wielką zakulisową rolę i osiągnięcia dyplomacji Stolicy Apostolskiej[5]. Obecnie, gdy Papieżem jest Polak, nie dziwmy się, że nawet lewicowi politycy z SLD chcą współpracować z Watykanem, widząc możliwość załatwienia ważnych interesów. Wielce zużyty argument straszący praniem mózgu – jest on dziwnie niezgodny z rzeczywistością. Na przykład co rok w mediach wraca temat dawnej dziecięcej bliskości z Kościołem wielu lewicowych polityków[6]. Nawet sam redaktor serwisu Racjonalista przyznaje się do „romansu z Kościołem”[7]. Wielu apologetów katolickich, łącznie ze mną, wcale nie wywodzi się z środowisk bardzo głęboko religijnych. Z wielkich nazwisk należy przypomnieć: S.C. Lewisa, J.R.R Tolkiena, A. Frossarda, V. Messoriego. Neofitów nie brakuje też wśród współtwórców tej strony apologetycznej. Zdaje się, że siła Kościoła tkwi gdzie indziej niż owa rzekoma wieloletnia indoktrynacja. Co do zbawienia – w istocie jest ono najważniejsze.

Hasło wyborcze tej organizacji jest niezmienne: tylko w Chrystusie zbawienie! Lecz zbawienie od czego można by zapytać. Od wojen? Głodu? Śmierci? Cierpienia? Nie, nie na tym świecie. Wszystko co mają do zaoferowania to strach przed wiecznym potępieniem, niesamowite teorie o niepokalanym poczęciu i grzechu pierworodnym (neandertalskim zapewne).

Wyzwolenie od grzechu. Autor zapomniał, co napisał wyżej: „[…] to zawsze wynajdzie jakąś rację wyższą; byt, który za odklepanie Ojcze Nasz i czterech zdrowasiek przebaczy nam masturbację a za dwie litanie do najświętszej panienki wątpliwości w wierze”. Więc może się zdecyduje nasz publicysta, czy oferuje coś teraz, czy w przyszłości? Zresztą zgodnie z logiką, skoro odpuszczenie win nie stanowi dla ludzi żadnego problemu, to skąd się bierze przywiązanie wiernych do spowiedzi?

Jak można się od nich dowiedzieć ‚przez zbawczą śmierć Jezusa Chrystusa nastąpiło wyzwolenie całej ludzkości z grzesznego stanu jej natury, zależności od szatana i wewnętrznego zła’ Skoro tak to po co chrzty? Pod pokrętnymi sformułowaniami ‚szatana’, czy też ‚wewnętrznego zła’,

Nie całej, lecz tej zjednoczonej z Chrystusem poprzez chrzest. Dzięki Krzyżowi i zmartwychwstaniu ukazano ostatecznie, że możliwe jest pokonywanie wszelkiego zła przez człowieka. Co więcej, to pokonywanie jest wolą Bożą, a więc obowiązkiem. Zaś co do wewnętrznego zła, to ono nie istnieje. Istnieje za to słabość, ułomność wewnętrzna, wynikająca z ograniczoności naszego bytu. Nie sądzę, by ona sama w sobie była zła. Dzięki niej możliwe jest przecież istnienie wspólnoty ludzkiej, miłości. Oczywiście przeszkadza ona w drodze do doskonałości, ale tu właśnie jest rola sakramentów, przez które działa Bóg.

Kryje się w istocie kilkadziesiąt milionów ludzkich istnień, paskudnych kacerzy i heretyków, Indian, Żydów i czarownic, palonych i mordowanych. Hitlerowskie krematoria stanowiły, w gruncie rzeczy, jedynie nawiązanie do wielosetletniej historii chrześcijańskiej nienawiści i ksenofobii. Getta, deportacje, dyskryminujące ustawy, specjalne ubrania i oznakowania, wszystko to stanowi wytwór zdegenerowanych umysłów kolejnych papieży czasów inkwizycji, uznających judaizm za śmiertelne zagrożenie dla chrześcijaństwa.

Ciekawe, że autor zapomniał o możnych królach, którzy tych papieży wybierali dla własnych celów. Co do Hitlera, warto wiedzieć, że powoływał się nie na chrześcijaństwo, ale na bliskie racjonalistom neopogaństwo (każda religia dobra – oprócz katolickiej) i Nietzschego, którego uważał za wielkiego filozofa głównie za to, że ostro krytykował wiarę chrześcijańską. Polecam też związany z tym tematem artykuł Jana Lewandowskiego: Czy Adolf Hitler był katolikiem?[8].

Jakże tolerancyjne jest chrześcijaństwo! Jakże opiekuńcze! Aż do bólu opiekuńcze!

A właśnie, że za mało!

Jak sądzę, wykazałem słabość argumentacji pana Stykty. W końcu, co to za sztuka krytycznie patrzeć na coś, co podobno nie istnieje, i jednocześnie być tak bezkrytycznym wobec rzeczywistości. Nie wspominając o moralności i tolerancji.

Radosław Żyszczyński

P R Z Y P I S Y :
[1] www.racjonalista.pl/kk.php/s,349
[2] Wypowiedź K. Sykty pozostawiono w jej oryginalnej pisowni (przyp. red.).
[3] Katechizm kościoła katolickiego, http://www.katechizm.diecezja.elk.pl/rkkkII-2-2.htm, 1430-1433, 1439, 1459-1460.
[4] Tamże, punkt 1864. O istnieniu tego grzechu mówi też Mk 3,20-30.
[5] http://kiosk.onet.pl/art.html?DB=162&ITEM=1173095&KAT=240
[6] http://polityka.onet.pl/162,1144502,1,0,2432-2003-51-52,artykul.html
[7] http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1741
[8] Por. J. Lewandowski, Czy Adolf Hitler był katolikiem?, http://www.apologetyka.katolik.pl/polemiki/rozne/jl_hitler/index.php

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image