PYTANIE O KURS ALFA
Procedura kanonizacji świętych przewiduje pewną dziwną, ale niezbędną funkcję: jest nim tzw. Advocatus diaboli, czyli „Adwokat diabła”. Człowiek ten ma za zadanie podjąć próbę udowodnienia, że kandydat na ołtarze nie nadaje się do tego, by zostać świętym.
Proszę, aby – oczywiście z zachowaniem skali! – czytać poniższy tekst w podobnym duchu. Nie wspominam tu o pozytywach kursu Alfa – inni czynią to dostatecznie mocno, w moim przekonaniu nawet w nadmiarze. Niech to, co zostanie napisane poniżej, będzie pewną równowagą dla licznych pochwał. Ideałem byłoby, gdyby stało się pretekstem do refleksji nad problemami współczesnej ewangelizacji i działań zmierzających ku minimalizacji negatywów.
Dziękuję wszystkim współdyskutantom z forum dyskusyjnego oraz redakcji „Apologetyki” za uwagi, które wykorzystałem w niniejszym tekście – niekiedy nawet wprost cytując pewne wypowiedzi.
Marek Piotrowski
mrb@pl-net.pl
W minionych latach niektóre środowiska charyzmatyczne w Polsce obiegła wieść o próbach wprowadzenia w polską rzeczywistość kursu Alfa, metody ewangelizacji opracowanej w Kościele anglikańskim. Szczególnie żywo zareagowały środowiska protestanckie, ale silne zainteresowanie wystąpiło także w grupach katolickich. Wygląda na to, że zarysowały się dwa nurty: jeden bardziej krytyczny, zdający się rozumieć konieczność istotnych korekt w treści kursu, oraz drugi, przejmujący wprost materiały przygotowane przez środowisko protestanckie i akceptujący wiele rozwiązań – w moim przekonaniu – w Kościele katolickim nie do seo texte schreiben lassen zaakceptowania. Niestety, w działania tego środowiska włączyło się czynnie pismo „Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym”, dość bezkrytycznie reklamując zarówno kurs, jak i fatalną metodę jego wprowadzania.
ISTOTA PROBLEMU
Istotą problemu nie jest samo upowszechnianie kursu Alfa – z pewnością nie powinniśmy zamykać się na nowe metody pastoralne. Dla każdego gorącego chrześcijańskiego serca jasna jest też potrzeba ciągłej ewangelizacji i reewangelizacji. Obawy, których wyartykułowaniu służy niniejszy tekst, dotyczą pewnych zaniedbań w fazie jego wprowadzania. Zaniedbań, które stawiają pod znakiem zapytania cel, jaki – głęboko w to wierzę – przyświecał entuzjastom Alfy.
Ksiądz biskup Bronisław Dębowski w artykule[1] opublikowanym w „Zeszytach Odnowy” napisał arcysłusznie o Oazie: bo nie w metodzie, lecz w treści jest problem. Mam nadzieję, że tekst poniższy spełnia ten postulat.
1. WĄTPLIWOŚCI
1.1. TREŚĆ
Kurs Alfa zawiera braki merytoryczno-doktrynalne z punktu widzenia Kościoła katolickiego. Głównym zastrzeżeniem jest tu nie tyle błędność, ile szkodliwa niepełność przesłania ewangelizacyjnego, co implikuje przekaz fałszywego obrazu chrześcijaństwa. Drugim problemem jest niewłaściwe Google Agentur rozłożenie akcentów nauczania. Obie kwestie rozwijam poniżej:
1.1.1. NIEPEŁNOŚĆ
Pierwsze, najbardziej naturalne i najistotniejsze zastrzeżenie jest związane z treściową zawartością programu kursu. Oczywiście został on pomyślany jako „pierwsze głoszenie” (ewangelizacja) i trudno wymagać, aby zawierał wyczerpujący wykład doktrynalny. Ale też nie tego dotyczą moje zastrzeżenia.
Zanim rozwinę temat nauczania, chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że protestant i katolik inaczej rozumieją słowo „Kościół”. Dla katolika Kościół to Mistyczne Ciało Jezusa (1 Kor 12,27), zadatek królestwa, który przy końcu czasów przekształci się we wspólnotę z Trójcą Świętą, w udział w Jej wewnętrznym życiu. W tym świetle oczywiście odejście od Kościoła jest katastrofą (choć człowiek może być zbawiony w Kościele, mimo że do niego formalnie nie należy – ale to odrębny temat). Dla większości protestantów denominacja jest czymś w rodzaju fan clubu Jezusa – i nie ma wielkiej różnicy, do którego fan clubu się należy (a można przecież nie należeć do żadnego fan clubu, lecz realizować swoje chrześcijaństwo w domu). Nie muszę chyba mówić, która wizja jest mi bliższa – a także która wizja bliższa była choćby św. Pawłowi, kiedy pisał o Ciele Chrystusa w dwunastym rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian.
Dalej, protestantyzm jest ze swej natury „niepełnym katolicyzmem” (nie mówię tu teraz o całkiem udziwnionych odłamach). Z Objawienia (Liturgia – Tradycja – Pismo) wybrano samo Pismo. Z harmonii wiary przejawiającej się w uczynkach, bez których wiara „martwa jest sama w sobie” (Jk 2,17) – wybrano „samą wiarę”. Z całego arsenału środków zbawczych, jak modlitwa, sakramenty, pokuta, lektura Pisma, charyzmaty, Magisterium, kontemplacja, refleksja – poszczególne denominacje wybierają, co im wygodne, bez skrupułów odrzucając resztę.
Po tym wstępie przytoczę fragment z „Zeszytów”:
Kurs Alfa ukierunkowany jest przede wszystkim na informowanie o podstawowych aspektach wiary chrześcijańskiej; o chrześcijańskiej koncepcji Boga, o Jezusie Chrystusie – Jego wcieleniu, śmierci i zmartwychwstaniu – oraz o Darze Ducha Świętego. W tym względzie jest on zgodny z nauczaniem Kościoła Katolickiego. Przedmiotem kursu Alfa nie jest natomiast rola Kościoła Katolickiego w głoszeniu Ewangelii ani nauczanie na temat sakramentów świętych – wymaga to uzupełnienia w ramach proponowanej formacji po kursie Alfa.
Krótko mówiąc, Alfa proponuje nam właśnie to, co jest esencją i cechą charakterystyczną protestantyzmu – powycinany kerygmat, niepełną wersję chrześcijaństwa. Powycinany, gdyż nie można mówić o zbawczej Ofierze Jezusa, nie wspominając, że jest to ta sama Ofiara, którą sprawujemy w Eucharystii, i lekceważąc słowa Jezusa:
„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki” (J 6,53-58).
Zgadzam się, że przy pierwszym głoszeniu nie sposób mówić o wszystkim – nie wspominamy o wielu sprawach, by nie zaciemniać podstawowego przesłania Ewangelii – jednak Eucharystia niewątpliwie leży w centrum historii i ekonomii zbawienia, a więc i kerygmatu. Faktu tego nie uwzględnia, niestety, kurs Alfa, składając prawdę Ewangelii na ołtarzu fałszywie pojętego ekumenizmu.
Tego dyskwalifikującego błędu nie naprawią sugestie „uzupełnienia w ramach proponowanej formacji po kursie Alfa”. To tak, jakbyśmy uczyli literatury polskiej, nie wspominając o Mickiewiczu i tłumacząc, że „uczniowie powinni przeczytać o tym w domu”. Może przeczytają, może nie, a nawet buch schreiben lassen jeśli przeczytają, treści te będą dla nich jakimś „mniej ważnym uzupełnieniem”.
Obrońcy Alfy posługują się eufemizmem, że nie kładzie się nacisku na nauczanie o sakramentach, Kościele czy Maryi. Jest to zaiste łagodne sformułowanie; chciałbym widzieć, jak mówi o tym, choćby i „bez nacisku”, np. zielonoświątkowiec!
Inna rzecz, że nie bardzo rozumiem, dlaczego właśnie sprawy charakterystyczne dla nauczania Kościoła katolickiego są tak mało ważne i dlaczego właśnie one kojarzą się zwolennikom Alfy ze skomplikowanym teologicznie nauczaniem…
Idąc dalej, świeżo upieczony (lub świeżo rozbudzony) chrześcijanin jest głodny słowa Bożego – to znane i bardzo korzystne zjawisko. Jednak głoszenie niepełnego kerygmatu powoduje, że taki neofita nie wie nic o zasadach karmienia się słowem i o Magisterium – i naraża się na poważne niebezpieczeństwo: nie dla żartu św. Piotr pisał o Listach Pawła: „Są w nich trudne do zrozumienia pewne sprawy, które ludzie Statistik Nachhilfe niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą, tak samo jak i inne Pisma, na własną swoją zgubę” (2 P 3,16).
Skąd ma zresztą ów chrześcijanin wiedzieć o Magisterium, skoro w ogóle o Kościele mówi się niewiele. Przedmiotem nauczań o społeczności chrześcijan nie jest bynajmniej Kościół, gdyż na kursie naucza się głównie o małej grupie pastoralnej, błędnie zwanej wspólnotą. Zwiastowanie Ewangelii bez głoszenia Kościoła – zadatku królestwa niebieskiego i „zakotwiczenia” chrześcijanina – jest zdecydowanie niepełną wersją Ewangelii.
I tak jakoś się składa, że owe luki pokrywają się z różnicami pomiędzy protestantyzmem a katolicyzmem.
Głoszenie jest połączone z wylaniem darów Ducha Świętego. I bardzo słusznie. Jednak nie towarzyszy temu nacisk na konieczność rozeznania charyzmatów – a ponieważ są to okazjonalne formy duszpasterstwa, nie ma także pewności, czy osoba nauczana otrzyma konieczną opiekę w jakiejś wspólnocie (zwłaszcza że stan opieki duszpasterskiej w wielu grupach jest opłakany).
Niestety, zastrzeżenia co do treści nauczań nie kończą się na eliminacji z nich Eucharystii. Istotnym problemem jest nauczanie przesiąknięte protestanckim rozumieniem zasady sola fide („sama wiara”) i sola gratia („tylko łaska”) oraz niewłaściwe
1.1.2. ROZŁOŻENIE AKCENTÓW
Błąd bowiem nie musi polegać jedynie na głoszeniu nieprawdziwych bądź niepełnych treści – wystarczy niewłaściwe rozłożenie akcentów pomiędzy różnymi elementami ewangelicznego przesłania. Nie miejsce tu na dokładną analizę (choć niewątpliwie rozważania takie app entwickeln lassen winny być wykonane) – pozostańmy przy ukazaniu paru typowych zjawisk.
Charakterystycznym przykładem wadliwego rozłożenia akcentów jest:
– mylenie praktyk wspomagających relację z Bogiem (nawróceniowych) z sakramentami inicjacji
Żeby nie być gołosłownym: istnieje w głoszeniu metanoi praktyka (często publicznego) wyznania wiary i uczynienia Jezusa Panem swojego życia. Jest to ze wszech miar pożyteczny i godny polecenia zwyczaj – choć raczej w tej postaci nieznany w czasach apostolskich, jednak umocowany w obietnicach biblijnych, sam w sobie sprawiedliwy i godny.
Jednak nadużyciem jest stawianie – nawet pożytecznej – praktyki „oddania życia Jezusowi” ponad sakramentami inicjacji chrześcijańskiej (w szczególności ponad chrztem świętym). Typowe świadectwo uczestnika rozpoczyna się zdaniem: „Byłem zwykłym katolikiem, wychowanym w wierzącej rodzinie. Ale na kursie nawróciłem się, przyjąłem Jezusa do mojego serca i ogłosiłem go Panem mojego życia – i teraz jestem chrześcijaninem”. Oczywiście, chrześcijanin powinien się wciąż nawracać– ta ciągła metanoia jest stałym motywem chrześcijańskiego życia. Problem leży w tym, że owo świadectwo posiada zupełnie inne (wpojone na kursie) znaczenie: przedtem właściwie byłem poganinem, kurs i owo wyznanie Jezusa stanowiło moją chrześcijańską inicjację. Przedtem nie było nic, chrzest, Komunia, inne sakramenty nic nie znaczą – dopiero teraz jestem chrześcijaninem.
Następnym problemem jest
– wspólnotocentryzm
rozumiany jako postawienie w centrum uwagi niewielkiej grupy pastoralnej, słusznie lub nie zwanej wspólnotą. (Zwolenników wspólnot chrześcijańskich od razu uspokajam – nie występuję tu przeciw wspólnotom, a jedynie przeciw przypisywaniu im niewłaściwej roli w życiu chrześcijańskim). Wspólnotocentryzm objawia się często spoglądaniem na innych chrześcijan (a także na inne ruchy kościelne!) przez pryzmat: „jest w jakiejś wspólnocie czy nie jest w żadnej” (piszę to niejako z podwójnego własnego doświadczenia – jeszcze niedawno sam patrzyłem na innych, niezaangażowanych w jakąkolwiek wspólnotę, z pewnym przymrużeniem oka, zaś od pewnego czasu sam jestem w ten sposób oceniany). Objawem wspólnotocentryzmu jest przekonanie, że wyłącznie we wspólnocie – rozumianej jako mała grupa pastoralna – można rzeczywiście realizować powołanie chrześcijańskie. Często łączy się to z niedostrzeganiem faktu, że rodzina jest znacznie bardziej zbliżona do wspólnoty jako takiej[2] niż – pozostające de facto grupami celu – wspólnoty pastoralne.
Wspólnotocentryzm dlatego jest błędem szczególnie niebezpiecznym, że bazuje na pozytywnym dążeniu do rozwijania wspólnot chrześcijańskich. Jego istota polega na tym, że stawia się grupę pożądaną, ale niekonieczną („wspólnotę”) w miejsce Kościoła, zaniedbując przy tym wszelkie aspekty nauczań o charakterze np. Urzędu Nauczycielskiego.
Jeszcze innym charakterystycznym akcentem jest
– charyzmania
tj. pewne zachłyśnięcie się charyzmatami (nierzadko z całkowitym zaniechaniem rozeznania duchów lub z rozeznaniem ograniczonym do poziomu grupy, często przez osobę wyłonioną na niejasnych zasadach jako posiadającą „dar rozeznania”. I znów, podobnie jak ze wspólnotami, rzecz ze wszech miar dobra, przez Boga darowana (charyzmaty), wskutek złego czy nieuporządkowanego używania przekształca się w zagrożenie. Na przykład: nierzadko osoby modlące się nad innymi, powołując się na Ducha Świętego, uzurpują sobie prawo do duchowego i życiowego kierownictwa (często z daleko idącymi konsekwencjami). Nie twierdzę, że przypadki takie zawsze są nieuprawnione, należy jednak pamiętać, że proroctwa dotyczące drogi postępowania człowieka w przyszłości są czymś na tyle poważnym, że Kościół obwarowuje je koniecznością szczegółowego rozeznania – w zasadzie prowadzonego z przewodniczeniem biskupa miejsca.
Głównym problemem jednak jest nawet nie tyle niewłaściwe rozeznanie, co zbytnie skupienie na charyzmatach, często łączone z niechęcią do rozumu jako narzędzia poszukiwań teologicznych, a także oficjalnego nauczania Kościoła (dogmaty kojarzone bywają z „literą” przeciwstawioną „wiatrowi Ducha”). Wskutek tego prostota ewangeliczna zostaje sprowadzona raczej do prostactwa, niepozbawionego jednak elementu dumy z posiadania pewnego – wręcz ezoteryczno-gnostycznego, choć nazywanego „charyzmatycznym” – poznania.
1.2. AUTORYTET I OPIEKA DUSZPASTERSKA
1.2.1. SPOSÓB WPROWADZENIA KURSU DO POLSKI
Najwyższe zaniepokojenie budzi sposób, w jaki kurs Alfa jest w Polsce wprowadzany. W praktyce całkowicie pominięto władze polskiego Kościoła, stawiając duszpasterzy przed faktem dokonanym i z góry przyjętą tezą o wyjątkowej przydatności kursu.
Niestety, sposób wprowadzania kursu Alfa utrwala złą tradycję rozpoczętą przy okazji wprowadzania kursu „Filip” – zanim powstał program pastoralny Redemptoris missio, na kursach „Filip” można było usłyszeć wiele – delikatnie mówiąc – kontrowersyjnych tez.
– mianowanie „odpowiedzialnych” z zewnątrz
Czytelnicy przeglądający wrześniowy numer „Zeszytów” zostali poinformowani, że został mianowany koordynator krajowy ds. kursu Alfa. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie to, że owego koordynatora dla polskiego Kościoła mianowali… angielscy protestanci!
Fakt ten jednak blednie przy następnej wiadomości: dziwiłem się początkowo, dlaczego na temat koordynatora, p. Ryszarda Pruszyńskiego, „Zeszyty” nie podały bliższych informacji – przeciwnie, jakby usuwano jego osobę w cień. Przestałem się dziwić owej powściągliwości, gdy okazało się, że krajowy koordynator kursu Alfa jest… zielonoświątkowcem!
Również sprawozdania nt. przeprowadzonych kursów Alfa wysyłane są do centrum w Anglii…
Przeczytaliśmy też o ustanowieniu krajowego instruktora kursu Alfa. Pytanie jest proste: Kto tak postanowił i jaki miał po temu mandat?
Zasadą w Kościele jest, aby był zachowany łańcuch odpowiedzialności pomiędzy głoszącym a władzami Kościoła. Ten łańcuch zapewnia biskup albo udzielając misji kanonicznej, albo też poprzez erygowanie władz stowarzyszenia. Pewną władzę (aczkolwiek dość ograniczoną) w tej dziedzinie ma proboszcz[3]. Obecnie zaprezentowana struktura (o ile w ogóle można mówić tu o strukturze) wprowadzania Alfy w Polsce nie posiada takiego łańcucha – co gorsza, są pewne ślady wiodące do całkowicie innego wyznania (tu uwaga: mówię o pewnym niepokojącym nurcie, bowiem w ostatnim czasie doszły do mnie informacje także o bardziej uporządkowanych nurtach wprowadzania kursu, np. w Poznaniu).
Nic jednak tu nie pomoże zasłanianie się argumentem, że w niektórych diecezjach Alfa ma zgodę biskupa. Biskup ordynariusz, zezwalając na działania wokół Alfy w diecezji, przejmuje jednocześnie (m.in. poprzez ustanowienie odpowiedzialnych) opiekę nad utrzymaniem katolickości działań.
Właśnie taka odpowiedzialność dźwigana przez ordynariusza legła u podstaw zapisu w KPK konieczności erygowania (lub przynajmniej homologacji) stowarzyszeń publicznych (a więc upoważnionych do głoszenia słowa) w każdej diecezji osobno (chyba że są one erygowane na szczeblu np. Watykańskim).
Po prostu dla każdego biskupa miejsca jest to dodatkowe zobowiązanie – a więc i decyzja.
Nie ma złej woli ze strony organizatorów, natomiast niejasne postawienie sprawy, przeniesienie autorytetu na zbór zielonoświątkowy i forma prezentacji w „Zeszytach” powodują, że sprawa jest obiektywnie nieuporządkowana. ZŁO NIE MUSI WYNIKAĆ ZE ZŁYCH INTENCJI – trzeba o tym pamiętać.
Aby głosić słowo Boże w sposób publiczny (a takim głoszeniem niewątpliwie jest kurs Alfa), wymagana jest zgoda biskupa miejsca (co najmniej w formie erygowania stowarzyszenia publicznego). Chciałbym być dobrze zrozumiany: nie neguję samej idei, niemniej wypadałoby, żeby nauczania kursu zostały zatwierdzone do użytku w Kościele katolickim, a sam kurs odbywał się pod ścisłym duszpasterskim kierownictwem kapłana (opieka nie wystarczy). Nie tylko jako wymóg Kodeksu Kanonicznego, ale jako niezbędne zabezpieczenie. Bez tego jesteśmy narażeni na poważne niebezpieczeństwa, które już dziś nie są potencjalne, gdyż zagrożenia ziszczają się na naszych oczach.
Zdziwienie budzi przyjmowanie Alfy z centrum protestanckiego. Są to fakty niezrozumiałe i nie do końca dają się wytłumaczyć finansowaniem wyjazdu na konferencję w Wielkiej Brytanii ze źródeł protestanckich (a jeśli nawet, to obosieczny to argument…)
– brak sprawdzonych materiałów
O ile wiem, nie podjęto żadnej zorganizowanej, zgodnej ze stosowaną w Kościele katolickim praktyką, próby refleksji nad przesłaniem kursu ani nad materiałami stosowanymi do jego przeprowadzenia. Co gorsze, „Zeszyty” podają, że w owe materiały należy zaopatrzyć się w… protestanckim Wydawnictwie „Agape”, związanym ze Kościołem zielonoświątkowym. To już nawet nie jest sprawa uzyskania imprimatur do prowadzenia – bądź co bądź – nauczań o wierze, lecz jawne pogwałcenie wszelkich zasad i namawianie do przyjmowania wody z nie wypróbowanych źródeł (wbrew obiegowym opiniom nie jest to wyraz ekumenizmu) – są różne ekumenizmy, ale żaden z nich nie polega na zamianie własnej tożsamości wyznaniowej na inną).
Owszem, na skalę lokalną czynione są wysiłki nad opracowaniem katolickiej noty uzupełniającej do podręczników. Jednak – jeśli materiały kupuje się i tak w wydawnictwie protestanckim – to zasięg oddziaływania takiej noty w stosunku do popularności podręczników będzie znikomy.
Jedyną metodą jako tako, choć nie do końca rozwiązującą sprawę jest wydanie podręczników katolickich. Nie wątpię w kompetencję osób opracowujących notę, jednak podano kontakt na zakup podręczników bezpośrednio w wydawnictwie protestanckim – w jaki sposób uwagi cenzora w ogóle mają dotrzeć do ludzi zamawiających tam materiały?
Zresztą nawet gdyby dotarły, zawsze będą czymś zewnętrznym, obcym, niewątpliwie kontestowanym przez sporą część głoszących. W sprawie tak ważnej jak TREŚĆ GŁOSZENIA kolportaż sprostowań do podręczników pocztą pantoflową jest środkiem rażąco niewystarczającym. Jeśli nie jesteśmy przygotowani na tyle, by wydać własne podręczniki, to jak możemy uważać, że będziemy w stanie zachować wierność głoszenia?
Co więcej, skierowanie do wydawnictwa protestanckiego spowoduje, że wszelkie nieprawidłowości będą praktycznie szalenie trudne do skorygowania – gdyż oddajemy inicjatywę (w sprawie przecież pierwszoplanowej!) w dalece niepewne (w sensie doktrynalnym) ręce.
Przy powyższym już niemal drobiazgiem wydaje się być to, że wręcz namawiamy świeżo przebudzonych, jeszcze nie utwierdzonych w wierze ludzi (którzy przed chwilą przeszli kurs z wyraźnym zabarwieniem charyzmatycznym) do kontaktu z wydawnictwem zielonoświątkowym (oferującym przecież nie tylko materiały do kursu Alfa). W moim przekonaniu jest to co najmniej lekkomyślne.
– poparcie przez „Zeszyty” poza zakresem Odnowy – pełne i bezkrytyczne
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego Odnowa przez bezkrytyczne reklamowanie kursu w „Zeszytach” kładzie na szali swój autorytet i propaguje kontrowersyjne rzeczywistości niepoddane własnej koordynacji. Co gorsze, w dużej części realizowanych kursów niepoddane właściwie żadnej koordynacji w autorytecie Kościoła. Osobiste zainteresowanie współpracowników Redakcji kursami Alfa nie wydaje się wystarczającym powodem do specjalnego traktowania tego przedsięwzięcia, zwłaszcza że pochodzi ono spoza duchowości Odnowy (Czy firmująca Alfę wspólnota „Dom Zwycięstwa” wraz z krajowym instruktorem deklarują poddanie pod koordynację Odnowy? Czy zbór zielonoświątkowy „Betania”, do którego należy krajowy koordynator Alfa, realizuje duchowość katolickiej Odnowy w Duchu Świętym?).
Warto dodać, że jak dotąd żadna forma sprawdzonych i zakorzenionych w Kościele katolickim rekolekcji nie otrzymała własnego działu w „Zeszytach” – nawet Rekolekcje Ewangelizacyjne Odnowy. Żadnej formie nie udało się też zajęcie tak olbrzymiej części jakiegokolwiek dotychczas wydanego numeru.
1.2.2. BRAK FAKTYCZNEJ OPIEKI DUSZPASTERSKIEJ
To szokujące, ale z punktu widzenia Kościoła w Polsce za Alfę nikt nie odpowiada (mówię tu o rzeczywistości opisanej w „Zeszytach”, bowiem trzeba koniecznie zaznaczyć, że są diecezje, w których sprawy kursu znajdują się w rękach osób kompetentnych i odpowiednio w Kościele „umocowanych”). Nie można poważnie mówić o odpowiedzialności „koordynatora” ani „instruktorki”, gdyż nie mają oni do tej „koordynacji” misji polskiego Kościoła.
Nie mam powodu wątpić w dobre intencje obu osób – jednak w Kościele nie tak to się odbywa.
Są oczywiście (i dobrze!) w niektórych diecezjach umocowania Alfy w kurii biskupiej, jednak nie obejmują one kursów tzw. Ekumenicznych.
Zerknijmy do „Zeszytów”po poradę, co należy zrobić, jeśli chcemy zorganizować kurs Alfa. Oto recepta. Należy:
1. Przeczytać podręczniki prowadzenia kursu.
2. Skontaktować się z instruktorem (w celu… zarejestrowania kursu za granicą).
3. Wziąć udział w 2-dniowej konferencji.
4. Dokonać wyboru lidera i administratora kursu.
To wszystko! Żadna zgoda biskupa, żadna opieka duszpasterska nie są sprawami na tyle ważnymi, aby je wymienić.
Powie ktoś: może zapewnienie opieki duszpasterskiej należy po prostu do obowiązków administratora kursu?
Niestety, wśród jego zadań dotyczących uformowania zespołu nie znalazło się miejsce na zapewnienie opieki duszpasterza, wymieniono za to następujące funkcje do przygotowania: animatorzy małych grup i ich pomocnicy, osoby witające przychodzących gości i nawiązujące z nimi kontakt, osoby prowadzące śpiew i uwielbienie, zespół odpowiedzialny za przygotowanie kolacji, zespół do spraw technicznych […].
Jedyną wzmianką na ten temat jest zdanie w artykule wstępnym o porozumieniu i zgodzie proboszcza lub osoby odpowiedzialnej za miejsce, w którym [kurs] jest organizowany (cokolwiek to miałoby znaczyć – czy dla zorganizowania kursu Alfa w Domu Kultury wystarczy „opieka duszpasterska” jego kierownika?).
Takie ustawienie priorytetów powoduje, że Alfa staje się dogodnym miejscem do głoszenia nauki według własnych przekonań i upodobań każdego z organizatorów.
***
UWAGA WYKRACZAJĄCA POZA TEMAT KURSU ALFA
Pokuszę się o daleko idący wniosek, niekoniecznie prawdziwy dla wszystkich realizacji Alfy: szaleńcze mody na kolejne kursy wynikają w dużej mierze z tego, że dają większą swobodę różnego rodzaju „nawiedzonym” liderom. Seminarium Odnowy ma pewną ustaloną strukturę, nadto jest koordynowane, a więc jest w jakiś sposób kontrolowane przez Kościół pod względem treści, opieki duszpasterskiej, odpowiedzialności itd. To nie podoba się liderom, którzy wolą głosić własną naukę, do której przepowiadania otrzymali – w swoim mniemaniu – światło.
Rzeczywiście, goszcząc na wielu rekolekcjach ewangelizacyjnych, odnieść można wrażenie, że księża są głównie „do odprawienia Mszy” – inicjatywa duszpasterska jest niepodzielnie dzierżona przez lidera.
Sprawa jest niestety znacznie szersza niż pytanie o to, „czy proboszcz wiedział” – bowiem zbyt często proboszczowie wiedzą, ale umywają ręce albo po prostu są izolowani. W końcu zarówno w kieleckim „Wieczerniku”, jak i np. w gdyńskim „Nowym Przymierzu” proboszczowie wiedzieli. I co? Ano nic.
***
1.2.3. BRAK GOTOWOŚCI DO WYSŁUCHANIA ZASTRZEŻEŃ
Wszelkie krytyczne uwagi na temat kursu i sposobu jego wprowadzania są zbywane ogólnikami, przy czym dyskusja bywa spychana z płaszczyzny merytoryczno-teologicznej na płaszczyznę rzekomego sporu „konserwatyści – postępowcy” bądź „duchowi cieleśni” (oczywiście „konserwatywni” i „cieleśni” to krytycy kursów…).
Zdarza się też argumentacja oparta na przeciwstawieniu „ekumenistów” „nieekumenistom”.
Najczęściej jednak wszelkie wątpliwości kwitowane są wywodem (nie na temat, choć skądinąd słusznym) o konieczności ewangelizacji…
1.2.4. METODA FAKTÓW DOKONANYCH
Alfa została wprowadzona metodą faktów dokonanych. Protestanci sfinansowali wyjazd pewnej grupy na konferencję do Londynu, tam mianowali funkcyjnych na Polskę. No i zaczęła się propaganda – bez istotnej refleksji nad jakością tego kursu, za to z przyjęciem za pewnik wiadomości o jego wspaniałych owocach. Czy nie należało najpierw poddać weryfikacji kurs Alfa w środowisku profesjonalistów (teologów, biblistów), skorygować nieprawidłowości i wydać podręczniki, a dopiero potem propagować go w „Zeszytach”, zwoływać konferencje szkoleniowe, przygotowywać liderów, zachęcać do organizacji itp.?
1.3. POKUSA
Osoby promujące kurs Alfa tworzą wokół niego atmosferę „cudownego remedium” na wszystkie niedostatki ewangelizacji i katechizacji. Doraźne, weekendowe kursy są bardzo potrzebnym elementem w wachlarzu metod pastoralnych, niedobrze jednak, jeśli stają się w świadomości niektórych czymś absolutnie pierwszoplanowym, niemal jedynym środkiem pastoralnym. Organizacja kursów często niestety odpowiada pokusie stworzenia „maszyny ewangelizacyjnej” (często w tę pułapkę wpadają też osoby budujące wspólnotę), na zasadzie „wypracujemy taką formę, że z jednej strony wpadać będą poganie, z drugiej wylatywać zewangelizowani chrześcijanie” (i, ewentualnie, odpady: ludzie „zatwardziali”).
Ta pokusa ma i swoją drugą stronę: moje doświadczenie pokazuje, że ludzie zewangelizowani za pomocą uproszczonych, ale silnie emocjonalnych form pastoralnych zaskakująco często mają złudzenie, jakoby należeli do „grupy wybranej” (w sensie sekciarskim, nie chrześcijańskim), gardzą „zwykłymi chrześcijanami” i – niestety, to ostatnie jest nagminne – mają skłonność do zatrzymywania swojego życia duchowego (i wiedzy religijnej) na poziomie kerygmatu.
Niech mi będzie wolno przytoczyć słowa kard. Josepha Ratzingera:
„Tu jednak kryje się także pewna pokusa – pokusa niecierpliwości, pokusa dążenia do natychmiastowego, wielkiego sukcesu, pokusa wyścigu do wielkich liczb. To wszakże nie jest metoda Boża. Do Królestwa Bożego, a więc także do ewangelizacji, która jest narzędziem i nośnikiem Królestwa Bożego, odnosi się przypowieść o ziarnku gorczycy (por. Mk 4,31-32). Królestwo Boże rozpoczyna się wciąż na nowo od tego znaku. Nowa ewangelizacja nie może być próbą natychmiastowego przyciągnięcia – za pomocą nowych, bardziej wyrafinowanych metod – wielkich mas ludzi, którzy oddalili się od Kościoła. Nie, nie na tym polega obietnica nowej ewangelizacji. Podjąć nową ewangelizację znaczy: nie zadowalać się tym, że z ziarnka gorczycy wyrosło wielkie drzewo Kościoła powszechnego, nie sądzić, że to wystarczy, jeśli w jego listowiu mogą się zagnieździć najróżniejsze ptaki, ale zdobyć się na odwagę rozpoczęcia od nowa, z pokorą – od skromnego ziarenka, pozwalając Bogu zrządzić, kiedy i jak ma się ono rozwinąć (por. Mk 4,26-29). Wielkie sprawy zawsze zaczynają się od małego ziarenka, a masowe ruchy są zawsze nietrwałe […]. To prawda, Bóg nie przywiązuje wagi do wielkich liczb, zewnętrzna potęga nie jest znakiem Jego obecności. Wiele Jezusowych przypowieści wskazuje na taką właśnie logikę Bożego działania, odpowiadając w ten sposób na obawy uczniów, którzy oczekiwali od Mesjasza zupełnie innych sukcesów i znaków – sukcesów w rodzaju tych, jakie proponował Chrystusowi Szatan: dam Ci to wszystko, wszystkie królestwa świata… (por. Mt 4,9). Co prawda, Paweł pod koniec swego życia był przekonany, że zaniósł Ewangelię aż po krańce ziemi, ale chrześcijanie tworzyli wówczas małe wspólnoty rozproszone po świecie i wedle doczesnych kryteriów byli pozbawieni znaczenia. W rzeczywistości jednak byli odrobiną zaczynu, który od wewnątrz przenika ciasto, i nosili w sobie przyszłość świata (por. Mt 13,33). Stare przysłowie powiada: «Sukces nie jest imieniem Bożym». Nowa ewangelizacja musi wpisać się w tę tajemnicę ziarnka gorczycy i nie powinna zabiegać, aby natychmiast wyrosło z niego wielkie drzewo. Żyjemy albo osłonięci wielkim drzewem, które już wyrosło, albo w niecierpliwym oczekiwaniu, żeby wyrosło drzewo jeszcze większe, jeszcze bardziej żywotne – a powinniśmy przyjąć tajemnicę, że Kościół jest zarazem wielkim drzewem i małym ziarenkiem. W dziejach zbawienia zawsze trwa jednocześnie Wielki Piątek i Niedziela Wielkanocna […]”[4].
Nie jest to argument za zaniechaniem organizowania kursów „Filip” czy podobnych form (w tym Alfy), jednak należałoby dbać o bardziej wyważone oceny. Zapewne – jak przy każdej ewangelizacji – dojdzie parę nowych osób. Ale zwykle trzonem uczestników będą ci, którzy albo byli już na „Filipie” (a przedtem jeszcze gdzieś na Oazie itp.), albo ci, którzy gdyby nie było Alfy, pojechaliby na „Filipa” czy chociażby na Seminarium Odnowy Życia w Duchu Świętym. Nie przesadzajmy więc co do decydującego jakoby wpływu akurat kursu Alfa. Ewangelizacja opiera się na słowie Bożym – i nie powinniśmy pokładać naszych nadziei głównie w tej czy tamtej metodzie (co nie oznacza rezygnacji z nowoczesnych środków). Natomiast naszym obowiązkiem jest dbałość o czystość nauki. Wiedział o tym św. Łukasz, opatrując swoją Ewangelię wstępem: „Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono”. Podobnie święty Paweł, który głoszenie błędnej nauki uznaje w Liście do Galatów za całkowicie jałowe zajęcie: „I przedstawiłem im Ewangelię, którą głoszę wśród pogan, osobno zaś tym, którzy cieszą się powagą, [by stwierdzili], czy nie biegnę lub nie biegłem na próżno” (2,2).
1.4. KOMENTARZ DO NIEKTÓRYCH TEZ AUTORÓW I ENTUZJASTÓW KURSU
1.4.1. EKUMENIZM KURSU
Absolutnie odrzucam argument o ekumeniczności kursu. Jak pisałem, ekumenizm jest wówczas zdrowy, jeśli jest uprawiany przez ukształtowanych, ugruntowanych w wierze chrześcijan. Ekumenizm na etapie ewangelizacji jest w moim przekonaniu tragiczną pomyłką, gdyż albo prowadzi do manifestowania różnic już podczas ewangelizacji (co jest kiepskim świadectwem), albo powoduje powstanie nadmiernych redukcji przekazywanego orędzia Dobrej Nowiny do „bezpiecznej części wspólnej”, albo w końcu (co niestety często ostatnio obserwujemy) staje się polem działań prozelickich. Ekumenizm oparty na przemilczeniach nie przyczynia się do chrześcijańskiego zbliżenia – przeciwnie, staje się powodem wzajemnej nieufności.
Myślę, że nie należy tych zagrożeń lekceważyć jako „fobii”, skoro podobne wątpliwości co do rzekomo ekumenicznego prowadzenia kursów wyraził w opublikowanym w numerze 8/69 (2003) „Zeszytów”wywiadzie[5] biskup Tadeusz Pikus, który jest członkiem Komisji Episkopatu ds. Ekumenizmu.
Jest zasadą, że wymiana z braćmi odłączonymi powinna dotyczyć bądź form pastoralnych, bądź ustaleń naukowych. Czerpanie treści o charakterze doktrynalnym czy przejmowanie duchowości protestanckiej jest pomyłką – pod pozorem „etapów ewangelizacji” pominięto niektóre z najważniejszych kwestii (nierzadko zastępując je innymi).
1.4.2. UZUPEŁNIENIE NAUK NA KATECHEZACH WYZNANIOWYCH
W numerze „Zeszytów Odnowy” poświęconym kursowi Alfa przeczytałem, że jest on (uwaga, uwaga!) ekumeniczny, a elementy, pod jakimi się różnimy, należy uzupełnić w dalszym ciągu katechizacji (sic!). Krótko mówiąc: to, co mówi się na kursie, jest istotą chrześcijaństwa, a jakaś tam nauka o Eucharystii, o sakramentach, o Kościele jako Ciele Chrystusa – to takie tam sobie denominacyjne dodatki, które należy sobie potem chałupniczo uzupełnić (jeżeli już ktoś jest tak uparty, że się w ogóle obstaje przy tych szczegółach).
Redukcjonizm na poziomie kerygmatu jest zabójczy dla eklezjalnej tożsamości.
Nie do zaaprobowania jest mniemanie, jakoby podczas ewangelizacji można było zaniedbać kwestie czystości prawdy. Przeciwnie – „pierwsze głoszenie” jest tak mocnym i ważnym przeżyciem w życiu duchowym, a głoszone treści wbijają się tak głęboko w duszę, że stanowią fundament. A fundamentu nie stawia się z niepewnego materiału.
Treści głoszone podczas ewangelizacji zawsze będą odczuwane za najważniejsze i prawdziwe, bowiem są jak pierwsza miłość. Dlatego katechizacja może uzupełnić pewne sprawy drugorzędne, ale pierwszorzędnym nie przywróci już przysługującej im ważności. Nie mówiąc już o ewentualnych błędach – te mogą być sprostowane wyłącznie przez głęboki kryzys wiary.
Zresztą tu leży jeden z problemów: w Polsce zaangażowani w Alfę protestanci to w olbrzymiej większości konwertyci z katolicyzmu (a więc siłą rzeczy ludzie aktywni – nikt, komu nie zależy na sprawach wiary, nie będzie rozważał konwersji). I popatrzmy: zaraz po ewangelizacji (silnie nastawionej na przeżycie emocjonalne, na gorliwość i wspólnotę) zewangelizowany katolik idzie do kościoła parafialnego. A tam są nie tylko ludzie aktywni, ale i mniej gorliwi. A przecież właśnie go nauczono czegoś innego…
Oczywiście dla osób patrzących z boku jest jasne, że trudno porównywać spontaniczność nielicznych grup protestanckich z wielotysięcznymi parafiami (aby zestawienie było właściwe, należałoby porównać je raczej z którąś z grup Odnowy czy Neokatechumenatu), chybione jest też oczekiwanie, by entuzjazm kursu ewangelizacyjnego był stanem codziennym – jednak wrażenie pozostaje…
W tym momencie kryzysu nie ma żadnej pomocy – poza wspólnotą (jeśli taka jest…) – a nie każdy ma powołanie do życia we wspólnocie. Owocem kursu jest więc poczucie straty po powrocie do parafii, a zdarza się, że i odejście z tak „mało duchowego” Kościoła.
Trzeba też zdawać sobie sprawę że nauka Kościoła i protestancka (zwłaszcza „nowych” protestantów) różnią się poważnie już na etapie kerygmatu – przynajmniej w kwestiach:
– wpływu grzechu na relację z Bogiem (to jest nieprecyzyjne nawet w Ruchu Światło-Życie)
– zbawienia w Jezusie i nawrócenia
– działania Ducha Świętego i Jego darów
– Kościoła
– duchowości (miejsce sakramentów, zwłaszcza Eucharystii)
– autorytetu nauczania.
Ekumenizm wymaga solidnych podstaw – dotyczy chrześcijan ugruntowanych w wierze, a nie „karmionych mlekiem” – inaczej nieuchronnie zamienia się w swoje przeciwieństwo.
Powtarzam: chodzi m.in. o to, byśmy od braci odłączonych (i w ogóle od kogokolwiek) przyjmowali metody pastoralne, a nie treści doktrynalne. Te ostatnie są niejednokrotnie strukturalnie wbudowane w wiele protestanckich form duszpasterskich. Dlatego ich adaptacja wymaga znacznie większego wysiłku niż prosta popularyzacja i retusz. W moim przekonaniu w wielu wypadkach daleko bardziej sensowną drogą jest przejmowanie pewnych elementów niż całej struktury konkretnej metody. Tak zresztą czynił sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. Program RŚŻ nie jest prostą kopią metody protestanckiej – choć zawiera wiele jej elementów.
Katolickie edycje kursu Alfa powinny odbywać się na takich samych zasadach jak normalne rekolekcje. Musi być przestrzegane konkretne osadzenie w instytucji Kościoła (ksiądz).
1.4.3. „POZYTYWNE OPINIE HIERARCHÓW”
Podobnie jak wszyscy promujący rzeczy kontrowersyjne, autorzy rozciągniętej na pół zeszytu reklamy kursu Alfa podpierają się wypowiedziami autorytetów – niekoniecznie zresztą adekwatnymi. A więc przede wszystkim Papież nawołujący do ewangelizacji (czy takiej?), nie brakuje także kilku hierarchów mówiących ciepło o kursie. Łączą ich dwie rzeczy:
1. Znają kurs Alfa ze słyszenia (typowa wypowiedź: „Raporty, jakie otrzymuję o kursie Alfa, są zawsze bardzo entuzjastyczne”) i mają nadzieję, że ożywi on wiernych w ich diecezjach.
2. Mówią o w pełni katolickiej realizacji kursu Alfa, koordynowanej i treściowo zgodnej z nauką Kościoła (według relacji zwolenników Alfy Kościół katolicki w Anglii posiada własne biuro koordynujące).
Co do Papieża – zachęca do ewangelizacji, ale jednak także wyraźnie mówi że należy oddzielać rodzaje posługi (patrz Instrukcja o niektórych kwestiach dotyczących współpracy wiernych świeckich w ministerialnej posłudze kapłanów[6] – w kontekście kursu Alfa polecam zwłaszcza artykuł 1 paragraf 3 (patrz przypis 8).
Ciekawą lekturą w tym kontekście jest (wspomniany już powyżej) wywiad z uczestnikiem kursu Alfa, bp. Tadeuszem Pikusem. W swojej bardzo wyważonej wypowiedzi hierarcha wyraża życzliwość dla Alfy, jednocześnie stanowczo stwierdzając, że przed rozpoczęciem promowania kursu należałoby go lepiej rozpoznać, i podkreślając, że: „W przypadku Kościoła katolickiego duszpasterz powinien działać w kontakcie z hierarchią Kościoła, ze swoim biskupem, by zachować więź hierarchiczno-charyzmatyczną, gdyż przez nią Bóg buduje i umacnia Kościół. A zatem ważna jest przede wszystkim roztropność i odpowiedzialność oraz łączność z Kościołem”.Biskup kładzie też nacisk na odpowiednie przygotowanie kursu (wspominając także o sakramentach).
1.5. ZBIEŻNOŚĆ Z PEWNYMI TENDENCJAMI W PROTESTANTYZMIE
1.5.1. EWANGELIZACJA CZY PROZELITYZM PROTESTANCKI?
Praktyka (i zdrowy rozsądek) każą nam z pewnym dystansem podchodzić do zapewnień władz „nowych kościołów” o zdrowym duchu ekumenizmu. Dzieje się tak zapewne dlatego, że Polska posiada tu swoistą specyfikę: protestantów jest niewielu, a większość spośród aktywnie ewangelizujących to jeszcze „ciepli” konwertyci z katolicyzmu. Trudno uwierzyć, by ktoś, kto właśnie naruszył jedność, odchodząc z Kościoła, po konwersji nagle zapałał ekumeniczną pasją jego łączenia.
Rezultat jest prosty do przewidzenia: wszelkie realizowane przez te osoby „ekumeniczne dzieła” (ewangelizacje, nauczania we wspólnotach itp.) zawierają sporą dawkę prozelityzmu. Osoba ewangelizująca (a więc ogłaszająca wspaniałe orędzie Jezusa Chrystusa) staje się dla wielu ewangelizowanych autorytetem duchowym i przyjacielem w wierze. Nie byłoby w tym może nic złego, gdyby nie to, że owa relacja bywa wykorzystywana do przekazywania treści wrogich nauce (a często i instytucjom) Kościoła.
Krótko mówiąc, w warunkach kraju w olbrzymiej większości katolickiego, jakim jest Polska, ewangelizacja staje się dla niektórych środowisk pretekstem do uzyskania dostępu katolickich wiernych i ich zaufania (jest oczywiste, że nie wszyscy protestanci postępują w ten sposób – jest to raczej niewielka, jednak bardzo aktywna grupa).
Zjawisko to dotyczy nie tylko pojedynczych osób, ale często dotyka także całych wspólnot, które znalazły się pod wpływem protestanckiego nauczania.
Nie można nazywać ekumenizmem, ani tym bardziej ewangelizacją, działań prowadzących do rozłamu.
Znamienne, że intensyfikacji przekazu zapatrywań protestanckich towarzyszy osłabianie więzi łączącej wiernych ze swoim wyznaniem – tak tłumaczyć można
1.5.2. WPISANIE W SKRAJNY NURT TZW. KOŚCIOŁA DUCHA (CZYTAJ: CHRZEŚCIJAŃSTWA BEZWYZNANIOWEGO)
Specyficzna atmosfera nieposzanowania tożsamości wyznaniowej i nawet pewnego rodzaju lekceważące podejście do istotnych różnic w nauczaniu, a także ostentacyjny dystans do przełożonych w wierze pozwala w sposób uprawniony zakwalifikować kurs Alfa (w omawianym wydaniu) jako element działań w ramach tzw. Kościoła Ducha – nauki starej i błędnej, lecz bardzo obecnie modnej i z dużą energią forsowanej przez tzw. nowe kościoły protestanckie i protestantyzujące grupy katolickie[7].
Zaniepokojenie wzmacnia fakt, że twórcy kursu (Sandy Millar i Nicky Gumbel), choć nominalnie należą do Kościoła anglikańskiego, w istocie prowadzą działalność na terenie tzw. wolnych kościołów.
W tym kontekście powierzenie koordynacji kursu Alfa (w kraju katolickim) zielonoświątkowcowi, i to takiemu, który za chrześcijan uważa jedynie „nowo narodzonych” (na modłę zielonoświątkową) katolików, nabiera innego znaczenia.
1.5.3. ZWIEDZIONE WSPÓLNOTY KATOLICKIE
Przedstawione fakty sprawiają, że uzasadnione stają się obawy, iż uczestnicy kursu Alfa w wydaniu niby-katolickim-ale-z-protestanckim-nauczaniem będą zasilać nurt wspólnot, które nie trzymają się katolickiej nauki, choć ze względów praktycznych (werbunek członków) formalnie przyznają się do związków z Kościołem.
I nic dziwnego – poczytajmy, jakie zdanie ma na temat Kościoła grupa, do której należy „koordynator” kursów:
„Chrześcijaństwo również nie jest religią ustanowioną przez Boga. Mimo że ma swój początek w Chrystusie, który był Bogiem, także chrześcijaństwo zboczyło z kursu wyznaczonego przez Boga. Ciągle nosi imię Jezusa oraz posiada Biblię i mówi o śmierci Jezusa za ludzki grzech. Jednakże odeszli już tak bardzo, że to, co robią, ma małą wartość przed Bogiem”[8].
Scenariusz powstawania wspólnot tego odśrodkowego nurtu jest niemal identyczny: początkowo istnieje wspólnota charyzmatyczna (najczęściej grupa Odnowy lub Ruchu Światło-Życie), w której dużą rolę odgrywa lider. Następnie następuje kontakt albo z grupą protestancką, albo z jedną z „nie całkiem katolickich” wspólnot przyznających się do Kościoła. Pojawiają się nauczania – bardzo charyzmatyczne, powoli zanikają modlitwy maryjne. Początkowo wspólnota nie występuje przeciw Eucharystii, ale często redefiniuje jej znaczenie. Ta faza może trwać dość długo. Zwykle grupa występuje z Ruchu Światło-Życie albo z koordynacji Odnowy, osłabiając więź z Kościołem. Często w tym momencie ktoś zauważa odśrodkowy charakter wspólnoty, następuje faza kontaktów liderów z hierarchią, przy okazji których odpowiedzialni wspólnoty deklarują pełne przywiązanie do Kościoła. Proboszcz (czasem kuria biskupia) postanawia dać szansę wspólnocie, która nie wydaje się w tym momencie niebezpieczna (liczy kilkanaście – kilkadziesiąt osób). Niestety, gdy grupa zdradzi w sposób oczywisty swój antykościelny charakter, jest już za późno. Niekiedy grupa jest już bardzo liczna (nawet kilkaset osób) i każde bardziej energiczne działanie grozi schizmą (której już i tak na ogół nie da się uniknąć).
Nie są to zagrożenia wymyślone – to SIĘ DZIEJE NA NASZYCH OCZACH. Takich wspólnot POWSTAŁO w ostatnim dziesięcioleciu co najmniej kilkanaście i wciąż tworzą się nowe. Czas przestać chować głowę w piasek!
Problem ten nie jest czymś nowym, co więcej, inne kraje przerobiły już boleśnie ten schemat. Stolica Apostolska wydała w ostatnich latach kilka dokumentów, w które powinniśmy się uważnie wczytywać, aby nie powtarzać błędów Kościołów lokalnych w innych krajach. Uczmy się raczej na cudzych błędach.
2. WNIOSKI I PROPOZYCJE, CZYLI CO DALEJ Z ALFĄ?
To wszystko, co tu napisano, nie oznacza, że powinniśmy całkowicie i bezwarunkowo przeciwstawić się organizacji kursów Alfa. Zeszyty Odnowy Konieczność ciągłego odnawiania Kościoła, ewangelizacji ochrzczonych i nawoływania do nawrócenia jest bezsporna. Myślę, że to przedsięwzięcie należałoby nawet popierać, ale po głębokim przepracowaniu i uzupełnieniu treści (konieczne byłoby skorzystanie z doświadczeń Kościoła brytyjskiego), poddaniu pod katolicką koordynację (kompetentnych duchownych, a nie przypadkowych entuzjastów[9]), i oparciu się na zdrowych zasadach. Konieczne jest zapewnienie opieki duszpasterskiej (w obu sensach: obecności księży i wcześniejszego nabycia przez nich specyficznych kwalifikacji) oraz wypracowanie metod weryfikacji głoszących, jak również głoszonych treści – zarówno przed ich publicznym wypowiedzeniem, jak i potem. To zdecydowanie nie jest zajęcie dla domorosłych proroków głoszących „własne prawdy”.
Oczywiście konieczne jest wydanie materiałów katolickich. Czy to będzie jeszcze ta sama Alfa? Trudno powiedzieć. Jeśli nie, to tym dobitniej świadczy o tym, że Alfa w obecnej formie jest dla katolików nieodpowiednia.
Jednak wcześniej jeszcze należałoby się przyjrzeć Seminarium Odnowy Życia w Duchu Świętym, które często jest niedocenioną formą ewangelizacji, a także wielu formom w Polsce istniejącym i wykorzystywanych w dość wąskim środowisku (duszpasterstwa zakonne, lokalne Szkoły Ewangelizacji).
No i przejść od fazy „ewangelizacji amatorskiej” do fazy „profesjonalnej” – tj. do wbudowania reewangelizacji na trwałe w program katechezy, a przede wszystkim w programy przygotowania do sakramentów (w szczególności sakramentu bierzmowania). Nie można też zapominać o duszpasterstwie parafialnym, ze szczególnym uwzględnieniem misji i rekolekcji.
Ale to już zagadnienie na całkiem inny tekst…
P R Z Y P I S Y :
[1] B. Dębowski, Kilka myśli w związku z kursem Alfa, „Zeszyty Odnowy w Duchu Świętym” 8/61 (2002);
http://www.zeszyty.wydm.pl/index.php?co=kursalfa&id=9.
[2] Jako wspólnota życia, a mówiąc o małżeństwie: wspólnota stołu i wspólnota łoża, odwołująca się zresztą do znacznie głębiej rozumianego małżeństwa-wspólnoty (której Apostoł Paweł nie zawahał się porównać z Kościołem – Ef 5,24-32). Wypełnianie obowiązków wobec domowników jest wykładnikiem chrześcijaństwa: „A jeśli kto nie dba o swoich, a zwłaszcza o domowników, wyparł się wiary i gorszy jest od niewierzącego” (1 Tm 5,8).
[3] Dokument Międzydykasterialny opublikowany 13 listopada 1997 roku wyraźnie przypomina nauczanie II Soboru Watykańskiego, jak też czerpie z KPK i z nauczania papieża Jana Pawła II z ostatnich lat, a wydany został, „aby przeciwstawić się nadużyciom, o których informowano nasze dykasterie” (pkt 4).
W tym to dokumencie czytamy w artykule 2 o posłudze słowa, do jakiej mogą być powołani wierni świeccy niewyświęceni. Już w § 1 zastrzega się, że sprawowanie posługi słowa, tj. „kaznodziejstwo, katecheza i wszelkie nauczanie chrześcijańskie (Dei verbum, 24)” należy przede wszystkim do biskupa, kapłanów i diakonów (KPK, kan. 756 § 2 i 757). W § 3, który odwołuje się do kan. 766 KPK, określa warunki, „w jakich kompetentny autorytet może zezwolić wiernym niewyświęconym na głoszenie słowa; i tak, jeśli w określonych okolicznościach domaga się tego konieczność albo gdy to w szczególnych wypadkach zaleca pożytek”, można udzielić takiego zezwolenia.
Konieczność i pożytek dotyczą tylko określonych regionów, w których występuje niedobór szafarzy wyświęconych, wówczas szafarze niewyświęceni mogą uzyskać trwałą i obiektywną konieczność do głoszenia słowa. Jednak „nie może to stać się zwyczajną praktyką ani nie powinno uchodzić za wyraz autentycznej promocji laikatu” (§ 4).
Na zakończenie dokument stwierdza: „Zostają odwołane wszelkie ustawy partykularne i obowiązujące zwyczaje sprzeczne z niniejszymi przepisami, a także ewentualne uprawnienia udzielone wcześniej ad experimentum przez Stolicę Apostolską lub jakąkolwiek inną władzę od niej zależną”.
Dlatego to „lider” musi mieć zezwolenie „kompetentnego autorytetu” na głoszenie katechez.
A czy lider może zastępować duszpasterza – to chyba pytanie retoryczne (w czym?).
[4] Nowa ewangelizacja – przemówienie kard. Josepha Ratzingera, prefekta Kongregacji Nauki Wiary, 9 grudnia 2000 w Rzymie. Całość wystąpienia można przeczytać pod adresem http://www.apologetyka.katolik.pl\odnowa\ewangelizacja\ratzinger_ewangelizacja\index.php.
[5] http://www.zeszyty.wydm.pl/index.php?co=kursalfa&id=15.
[6] http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WR/kongregacje/swieccy_kapl_02.html.
[7] Nurt Kościoła Ducha forsuje tezę o zbędności jakiejkolwiek ziemskiej organizacji Kościoła. We współczesnej mutacji jest to ruch uważający się za silnie pentekostalny, przyswajający niestety także wszelkie możliwe błędy, jakie kiedykolwiek pojawiły się w środowisku charyzmatycznym. Zaniedbuje wszelkie istotne kwestie doktrynalne, koncentrując się na spłyconym przesłaniu chrześcijańskim. Jednak owa otwartość nie dotyczy w żadnym wypadku nauczania Kościoła katolickiego – przeciwnie, katolicy którzy znaleźli się pod wpływem tego nauczania, z reguły po pewnym czasie silnie kontestują Urząd Nauczycielski Kościoła jako rzekomo „nie dość duchowy”.
Niestety, skutkiem takich nauk jest grupa katolików przekonanych do modnej (ale kompletnie niebiblijnej) „bezwyznaniowości”, odnoszących się z pogardą do „niepotrzebnych struktur” i „krępujących dogmatów”, uważających, że charyzmaty dają mandat na prawdę.
„Wielu powie Mi w owym dniu: «Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?». Wtedy oświadczę im: «Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!»” (Mt 7,23).
[8] Za: http://www.betania.katowice.pl/faq/religia.html, obecnie artykuł ten można przeczytać pod adresem
http://www.polbox.com/r/repucha/artyk_7.htm.
[9] Instrukcja o niektórych kwestiach dotyczących współpracy wiernych świeckich w ministerialnej posłudze kapłanów, wydana przez 8 kongregacji watykańskich (w tym przez Kongregację ds. Ewangelizacji Narodów) i podpisana przez Papieża 13 września 1997 r., stwierdza:
„Nie jest zatem godziwe, aby wierni nie wyświęceni przyjmowali takie tytuły, jak na przykład «duszpasterz», «kapelan», «koordynator» czy «moderator» ani też inne, mogące zatrzeć różnicę między ich rolą a rolą pasterza, którym jest wyłącznie biskup i kapłan”.
Przypis do tego akapitu precyzuje :
„Dotyczy to, oprócz określeń podanych tu przykładowo, także wszystkich innych wyrażeń, które w językach różnych krajów mogą mieć sens analogiczny lub równoznaczny i wskazywać na funkcję kierowniczą, sprawowaną bezpośrednio lub w zastępstwie”. Instrukcja dostępna jest pod adresem: http://www.apologetyka.katolik.pl/czytelnia/dokumenty/knw/kaplan-swiecki/index.php.