MODLITWA WSTAWIENNICZA

Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy obciążeni i utrudzeni jesteście, a ja was pokrzepię (Mt 11.28)

Jezus zachęca nas abyśmy przyszli do Niego, my którzy utrudzeni i obciążeni jesteśmy. W nim powinniśmy szukać pokrzepienia, pocieszenia, ulgi w naszych cierpieniach. Jezus był Bogiem i człowiekiem i dokładnie znał to co w nas jest także ludzkie, ból smutek, łzy, opuszczenie. Doświadczał ludzkich uczuć, stąd wypływa też jego troska o stan naszego serca. Wiedząc o tym zachęca nas do tego, abyśmy modlili się jeden za drugiego Wyznawajcie sobie zatem nawzajem grzechy, módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie powie św. Jakub (Jk 5.1b.). Dlatego też Duch Święty działający w kościele pobudza wiele serc do tego, by się modlić jeden za drugiego. Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego (Jk 5.16 b.)

Może w tym miejscu zrodzą się w twoim sercu wątpliwości, jak my możemy mówić o sobie sprawiedliwy. Otóż w Chrystusie Jezusie jesteśmy sprawiedliwi. Każdy żyjący człowiek potrzebuje uzdrowienia naszego ducha. Wszyscy bowiem jesteśmy grzeszni i nosimy w naszym ciele i duchu konsekwencje popełnionych przez nas samych grzechów, oraz tak zwanych grzechów cudzych. Wiemy, że każdy grzech dotyka nas, ale rani i dotyka też cały kościół. Stąd kapłan w Sakramencie Pokuty i Pojednania jednoczy nas z Bogiem i Kościołem.

Najbardziej ranią nas nasi najbliżsi, ci których kochamy – nasi rodzice. Wiem, że niektórzy z nas mogą teraz poczuć się dotknięci tym stwierdzeniem, ale na ma na świecie takich rodziców, którzy nie popełniali błędów w wychowywaniu. Błędy te wywodzą się z tego, że wszyscy jesteśmy grzeszni. Św. Paweł w liście do Rzymian 2.23 powie Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są Chwały Bożej. Grzech pozostawia w naszym sercu ślad, rysę, bez względu czy jest to grzech nasz czy cudzy.

Bóg wiedząc o tym wyszedł nam naprzeciw, dając nam możliwość korzystania z modlitwy wstawienniczej. Od wielu lat ludzie służą sobie nawzajem modląc się za siebie o uzdrowienie ducha i duszy.

Kiedy sięgam pamięcią do początków mojej posługi modlitwą wstawienniczą, były to lata 84/85, stwierdzam, jak nieporadne były moje pierwsze kroki stawiane na tym polu. Nie posiadałam na tym polu żadnej wiedzy, nie było w księgarniach jeszcze żadnych publikacji. Wszelkie książki jakie pojawiały się w księgarniach katolickich, znikały z półek w mig. Sama kupowałam wszystkie jakie były, a bywało nie raz trzy lub cztery pozycje. Nie było skąd czerpać wiadomości o posłudze taką modlitwą.

Moje pierwsze doświadczenie modlitwy wstawienniczej przeżyłam na rekolekcjach weekendowych w Gostyniu rok 1983. Tam zobaczyłam kolejki pod drzwiami niektórych pokojów. Kiedy spytałam dlaczego ci ludzie do późnych godzin nocnych wyczekują, aby wejść do konkretnych drzwi, dowiedziałam się, ze trwa tam modlitwa wstawiennicza. Moja siostra, z którą dzieliłam pokój, usilnie mnie zachęcała do skorzystania z takiej modlitwy. Długi czas zastanawiałam się nad podjęciem takiej decyzji, albowiem wiedziałam, że ludzie, którzy wychodzą z modlitwy są zapłakani. Nie rozumiałam dlaczego tak się dzieje, a ponieważ nie znałam ich, bałam się zapytać co się stało. W końcu jednak dałam się namówić zaznaczając przy tym, ze ja na pewno płakać nie będę. Kiedy przyszła na mnie kolej, otworzyły się przede mną drzwi. Weszłam do środka, zobaczyłam kilka siedzących osób na łóżku, zapalona świecę, na środku krzesło przygotowane dla mnie. Kazano mi na nim usiąść, rozpoczęła się krótka modlitwa, po chwili jedna z osób zapytała mnie o co mają się modlić. Nie bardzo wiedziałam co mam powiedzieć, albowiem nic nie wiedziałam na temat mojego wnętrza i ewentualnych ran, które mogłam nosić w moim sercu. W związku z tym, że paliłam, papierosy najprościej było mi prosić, aby modlić się za mnie o pozostawienie tego nałogu.

Wszyscy modlący się stanęli z tyłu za mną, położyli na mnie ręce i półgłosem zaczęli się modlić. Nic nie rozumiałam z tej modlitwy, z dwóch powodów; modlili się za cicho i niezrozumiale, po drugie już od pierwszej chwili zalewałam się łzami. Wyszłam stamtąd jednak z poczuciem dziwnego spokoju. Takie było moje pierwsze doświadczenie modlitwy, której owocem było pragnienie, które Bóg wlał w moje serce, a było to pragnienie takiej posługi. Wówczas moje serce było gorące i przepełnione otwartością na propozycje Boże, co nie znaczy, że dzisiaj tak nie jest. Myślę że otwartość moja jest jeszcze większa i bardziej dojrzała. Nie miałam żadnego doświadczenia w tej posłudze, ale wierzyłam jakoś podświadomie, ze Bóg mnie wszystkiego nauczy. Wkrótce rozpoczęłam sama taką posługę.

Wybrałam ze wspólnoty kilka młodych osób, aby stworzyć zespół modlący się. Gdzieś jak przez mgłę słyszałam, że podczas rozeznawania należy dotrzeć do źródła skąd konkretny problem bierze początek, aby móc modlić się o odcięcie korzenia, który ma wpływ na to, co dzieje się w życiu człowieka. Nie miałam zupełnie pojęcia jak do tego się zabrać. Pamiętam takie chwile, kiedy podczas rozeznawania problemu zadawałam ludziom pytania, na które nie znałam prawidłowej odpowiedzi. Kiedy padała odpowiedź, odkrywałam że przychodzi mi na myśl natchnienie, przy którym miałam pewność, że tak ma wyglądać prawidłowa odpowiedź, która nie zawsze była zgodna z tym co opowiadał człowiek proszący o modlitwę.

Widziałam krok po kroku prowadzenie Boże. Bóg nauczył mnie przez swoje natchnienie, jak dotrzeć do źródła problemu, a przez to jak modlić się za ludzi. Pamiętam jak wielkie zdziwienie i zachwyt ogarnął mnie wówczas, kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po książkę z psychologii i stwierdziłam, że moja znajomość człowieka, jego problemów oraz wyjścia z nich pokrywa się z tym co mówi ta książka. Radość i wdzięczność Bogu nie miała końca, albowiem z psychologia nie mam nic wspólnego – jestem laborantką chemiczną. Do dziś Bóg odkrywa przede mną coraz to nowe karty, ucząc mnie posługi w miłości i delikatności wobec ludzi, którzy bardzo często przychodzą na modlitwę z ogromnym lekiem w oczach, sercem ściśniętym, szukając ostatniej deski ratunku w Bogu, który jest bardzo chojny. To on sam zabiega o każdego człowieka. Dokładnie zna stan naszego serca i wie czego nam potrzeba. Pragnie dla nas samego dobra. Jego zmiany względem człowieka są pełne pokoju. Sam nam o tym powiedział Jestem bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam co do was – wyrocznia Pana – zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wielu przyszłość jakiej oczekujecie. Będziecie Mnie wzywać zanosząc do mnie swe modlitwy, a Ja was wysłucham. Będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca (Jr.29. 1113).

Jadwiga Choroszy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image