WYBRANI ZE WZGLĘDU NA NIEWYBRANYCH (RDZ 12,2-3; ŁK 9,28-36)

Roger Ebert w swojej recenzji filmu Książę Egiptu (The Prince of Egypt) wyraża pogląd typowy dla współczesnych, kiedy narzeka na Boży zwyczaj wybierania ludzi (jak Mojżesz) i narodów (jak Żydzi): „Zawsze myślałem, że Bóg mógłby zaoszczędzić człowiekowi całą masę kłopotów, gdyby zarzucał swoją sieć szerzej, podkreślając uniwersalizm, a nie lojalność plemienną”.

Myśl taka przychodzi tak naturalnie jak deszcz na wiosnę do umysłów przyzwyczajonych do myślenia kategoriami demokratycznymi. Tak jak było czymś naturalnym dla starożytnych, którzy niemal powszechnie żyli w monarchiach, wyobrażać sobie Boga jako Króla, tak czymś równie zwyczajnym u współczesnych jest wtłaczanie wszechświata w przegródki bezkompromisowego egalitaryzmu. Boli nas sama myśl, że Bóg „wybiera” takich ludzi jak Abraham. Podobnie jak Ebert myślimy, że może to prowadzić tylko do „lojalności plemiennej”, a nie do uniwersalizmu.

A jednak dzisiejsze czytanie ze Starego Testamentu zwraca naszą uwagę na zdumiewający paradoks. Mianowicie, wybierając Abrahama, Bóg budował jedyną prawdziwą podstawę pod uniwersalizm w świecie.

Zauważ obietnicę daną Abrahamowi: „Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tych, którzy ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi” (Rdz 12,2-3). Dziwne, tam gdzie współczesny umysł dostrzega „plemienną” obietnicę podboju i pomyślności tylko dla klanu Abrahama, Księga Rodzaju ogłasza, że Bóg ma zamiar błogosławić cały świat poprzez Abrahama. To, co wyobrażamy sobie jako barbarzyńskie pyszne wypinanie piersi starożytnego Izraela z okrzykiem „Bóg jest po naszej stronie”, okazuje się sportretowaniem Abrahama jako zwężenia jakiejś mistycznej klepsydry, przez które błogosławieństwa Boże sypią się z nieustanną szczodrością. Jak C.S. Lewis zauważa w książce Cudy (Miracles): „Naród «wybrany» jest wybrany nie dla siebie (na pewno nie dla własnego zaszczytu czy przyjemności), lecz dla tych, którzy nie zostali wybrani[1]”.

Współcześni, którzy są przyzwyczajeni do myślenia o uniwersalizmie tak jak statystycy, mają z tym problem. To dlatego, że myślimy o „ludzkości” jako niezróżnicowanej masie, ale Bóg myśli o osobach. My wyobrażamy sobie, że objawienie powinno być dostępne niczym ogromny Boży pokaz laserowy na niebie, który mógłby być oglądany przez miliardy na widowni, ale Bóg wie, że objawienie może nastąpić tylko na drodze osobistej, poprzez osoby ludzkie.

I tak Bóg wybiera jedną osobę ludzką – Abrahama – i zaczyna proces objawiania nam siebie, za każdym razem jednej osobie.

Ten proces prowadzi do większej ilości wysoce niedemokratycznych wyborów dokonanych przez Boga, do większej ilości poszerzeń i zwężeń w klepsydrze żydowskiej historii. Rozprzestrzenia się do Hebrajczyków i kurczy do osoby Mojżesza. Rozprzestrzenia się do narodu Izraela i kurczy do proroków i ocalałych z wygnania babilońskiego. Rozszerza się na diasporę pośród narodów i ostatecznie zawęża do żydowskiej nastolatki nazywanej Maryja i do pojedynczego człowieka nazywanego Jezus. Obietnica dana Abrahamowi, Mojżeszowi i prorokom skupiła się tutaj jak w soczewce.

Oczywiście takie wybory są bolesne, szczególnie dla wybranych. Ludzie z upodobaniem przyzwyczajają się do swoich korzeni. Kochamy naszych ojców i matki, i wszystko to, na co tak ciężko i uczciwie pracowali. Nikt nie docenia tego bardziej niż uczniowie w dzisiejszym czytaniu. Kiedy Mojżesz, ucieleśnienie Prawa, i Eliasz, ucieleśnienie Proroków, pokazuje się na górze Przemienienia, Piotr stwierdza, że lepiej już być nie może. Myśli sobie, że to już koniec bolesnych wyborów. Koniec z oddzielaniem się od reszty. Możemy trzymać nowe wino Ewangelii w starych bukłakach wygodnego i znajomego judaizmu. Tak więc proponuje, by założyć wieczne obozowisko właśnie tutaj wraz z Jezusem, Mojżeszem i Eliaszem.

Ale Bóg Abrahama i tak domaga się wyboru i oddzielenia. Nakazuje Piotrowi, by słuchał tylko Jezusa. A tekst mówi po prostu: „Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa”. Gdyż Mojżesz i Eliasz nie byli celem samym w sobie, tak jak i wybór Abrahama nie był celem samym w sobie. Wszyscy wskazywali na Jezusa. A Piotr, Jakub i Jan, uświadomiwszy to sobie, zostali wybrani (i oddzieleni) dokładnie tak jak Abraham. Ale także i tutaj ich wybranie dokonało się „na pewno nie dla własnego zaszczytu czy przyjemności”. Dokonało się ostatecznie ze względu na cały świat, świat, który został do ostatniego mężczyzny, kobiety i dziecka wybrany w Umiłowanym synu Abrahama, umiłowanym Synu Boga.

tłum. Jan J. Franczak

Copyright 2001 – Mark P. Shea

P R Z Y P I S Y :
[1] C.S. Lewis, Cudy, Instytut Wydawniczy „Pax”, Warszawa 1958, s. 181.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image