2. PEŁNIA CHARYZMATÓW – KATECHEZA

Teraz możemy już bezpośrednio zaatakować temat całości, który brzmi: Odnowa Odnowy. „Odnowa Odnowy” to znaczy, że chrześcijanin nie tyle jest już odnowiony w Duchu świętym, co ma być nieustannie odnawiany, odnawiany w Duchu świętym. I będą nam służyły jako pomoc już zapowiedziane Dokumenty z Malines.

Jest możliwe, że gdy słyszymy takie hasło „dokumenty”, to czujemy się troszkę zniechęceni. Kojarzy nam się z jakąś trudną, a może nudnawą lekturą, bardzo poprawną, ale skomplikowaną i mało przejrzystą. Jest to możliwe, że na hasło „dokument” od razu osowiałym spojrzeniem widzimy przed sobą coś takiego szaro-nudnego, coś na pewno bardzo słusznego, ale… raczej dla nas. Otóż te dokumenty z Malines, które są wydane w Polsce dwa lata temu, na okładce mają napisane: Podstawowe dokumenty dotyczące Odnowy w Duchu świętym w Kościele katolickim, mają naprawdę inny charakter. Naprawdę warto je czytać i mogą być świetnym wstępem do czytania dokumentów kościelnych w ogóle. Wiele innych dokumentów rzeczywiście jest trudnych albo suchych, albo takich nie dających się przeniknąć, pomimo to warto dokumenty kościelne przyjmować z radością. Jak ktoś włoży pewien wysiłek i zacznie się z nimi troszkę zmagać, to zawsze się okazują bardzo pożytecznym drogowskazem, a często też prawdziwą inspiracją, rzeczywiście czymś, co potrafi nas potem duchowo napędzać. Natomiast te tzw. dokumenty są rzeczywiście bardzo ciekawe, w niektórych fragmentach są wręcz zdumiewająco ciekawe czy ekscytujące, chociażby na przykład… otworzyło mi się tam, gdzie kard. Suenens relacjonuje najróżniejsze przesadne poglądy na temat działania demonów w środowisku niekatolickim, gdzie jest napisane, że była i taka grupa, która twierdziła, że… „demon palaczy wychodzi z człowieka z kaszlem i czkaniem”! To na przykład, dla zilustrowania, że te dokumenty niekoniecznie muszą być takie suche i mało barwne, jakby nam się mogło wydawać na dźwięk tego słowa: „dokumenty”.

Podstawowe dokumenty dotyczące Odnowy w Duchu świętym jest ich w sumie pięć i powstały w latach 1974 aż do 1985, więc na przestrzeni dziesięciu lat. I dzisiaj sobie zajrzymy do IDokumentu z Malines. Ten I Dokument jest o tyle ciekawy, że jest dziełem zespołowym i to zespołu, którego nazwiska dobrze znamy. Na przykład wśród autorów tego dokumentu jest takie nazwisko: Ralph Martin. Starym wyjadaczom odnowowym to nazwisko jest dobrze znane. Ralph Martin będzie też w Polsce w tym roku w październiku na jakimś spotkaniu. Już w 1974 roku brał udział w spisywaniu tego dokumentu. Jest tu też takie nazwisko jak Albert de Monleon, OP, dominikanin francuski, który później został biskupem; takie nazwisko: Kilian McDonnell?, benedyktyn brał on udział w spisywaniu bardzo ciekawej książki, porównującej starożytne przeżywanie charyzmatów czy działania Ducha świętego ze współczesną Odnową; Heribert Muehlen, Niemiec, który jest bardzo znanym teologiem w Niemczech; Kevin Ranaghan to jeden z tej pierwszej ekipy katolickich charyzmatyków, jeszcze z lat sześćdziesiątych. I wśród konsultantów teologicznych takie dobrze znane nam nazwiska, jak Rene Laurentin to ten, który pisuje teologiczne dzieła maryjne, również o objawieniach. No i na samym końcu, to zachowałem na deser, żeby wszystkich zelektryzować: ni mniej, ni więcej, tylko Joseph Ratzinger.

Tak więc Dokument powstał jako wspólne dzieło animatorów, liderów odnowowych i teologów: trochę Niemców, trochę Francuzów, Amerykanów wspólne dzieło ekipy. I pewnie światłem, które może wprowadzić w atmosferę tego dokumentu, jest zdanie ze strony 33 bardzo mądre zdanie, które brzmi tak: „Stopień, w jaki jakaś wspólnota ogranicza ujawnianie się w niej Ducha, jest miarą zubożenia całego życia danego Kościoła lokalnego”.

Czyli jeśli wspólnota kościelna w jakiś sposób ogranicza ujawnianie się w niej Ducha, to znaczy Duch święty nie ujawnia się tak, jakby mógł to ten stopień ograniczania działania Ducha jest jednocześnie miarą jej zubożenia, na ile jesteśmy ubodzy. I rzeczywiście, jeżeli czyta się ten Dokument jest on pisany u początków katolickiej odnowy charyzmatycznej, kiedy wśród katolików ta odnowa miała wtedy dopiero sześć lat. I te pierwsze lata, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, były rzeczywiście bardzo burzliwe. Odnowa rozchodziła się tak jak płomień na stepie. Było tak: gdzieś tam pierwsze spotkanie, zjazd stu ludzi, za rok 4 tysiące, za rok 12 tysięcy, za rok 170 tysięcy. W takim tempie wtedy, w tych pierwszych latach, rosło oddziaływanie Odnowy w Duchu świętym.

I jak się czyta ten dokument, to rzeczywiście widać, jaką długą drogę przebyliśmy w swej świadomości, w mentalności m.in. dzięki takiemu pojmowaniu wiary, pojmowaniu Ewangelii, które także przychodzi z odnową charyzmatyczną.

Rzeczywiście, dawniejszy obraz Kościoła jeszcze do dzisiaj się on ujawnia, ale być może dawniej był bardziej powszechny to był obraz takiej oblężonej twierdzy. Oblężona twierdza wiadomo, jak to wygląda: niewielki teren (szczególnie w starożytności tak bywało), otoczony murem, a naokoło dzikie hordy, które oblegają tę twierdzę. Oczywiście, w twierdzy można żyć, można w niej siedzieć, ale ani stamtąd tu, ani stąd tam raczej się nie należy przedostawać, bo trwa oblężenie. Jest jakiś mur, mur między tym światem wewnętrznej twierdzy i tamtym światem, który ją oblega. Nawiasem mówiąc, taki obraz oblężonej twierdzy dzisiaj czasem się jeszcze nam przewija. Ktoś mi niedawno pokazywał w gazecie jakiś artykuł pewnego bardzo pobożnego katolika, który łapał się za głowę i wołał w niebogłosy, że jeśli tak by się stało, bo jest to możliwe, że Polska stanie się częścią Unii Europejskiej, to w ten sposób weszłaby do jakiegoś diabolicznego świata. Polska właśnie jakby opuszcza swoją twierdzę, wychodzi za mur i wpada w świat demoniczny. Tu oczywiście nie chodzi o to, jakie wartości ewangeliczne czy nieewangeliczne Unia Europejska ma czy ich nie ma, lecz ogólnie o taki obraz: ktoś czuje, podejrzewa, że konfrontacja z dużą masą niewierzących albo z dużą masą bezbożników na pewno skończy się katastrofą, na pewno skończy się klęską. To jest taka właśnie mentalność: nie jest możliwe, żebyśmy my oddziaływali na tamtych, natomiast z całą pewnością oni będą oddziaływać na nas dlatego jedyny ratunek w murze. To jest taka mentalność, która też częściowo była mentalnością starożytnych Izraelitów, ale na pewno nie Apostołów. Oni nie dość, że wiedzieli o tym, ilu jest bezbożników w Rzymie czy w Koryncie, czy w Tesalonikach, to sami się tam pchali, sami tam pojechali i się do tej bezbożności wepchnęli. Dlaczego? Bo Apostołowie mieli pewność, że nie będzie tak, że ci bezbożnicy przerobią ich na swoją modłę, ale mieli pewność, że to oni zaczną przerabiać tamtych. Tego byli pewni. Myślę, że ta pewność się gdzieś po drodze zagubiła i stąd pewnie takie alergiczne reakcje one się właśnie wywodzą z tego obrazu: oblężona twierdza jak się tylko otworzy mur, to na pewno tamci zwyciężą, bo żebyśmy my jakiś wpływ na tę bezbożność światową mieli, to w ogóle wykluczone. Dlatego wiarę właściwie bardzo często opisywano prawie tylko i wyłącznie jako wierność tradycji. To jest taki typowy obraz wiary: z tradycyjnej rodziny, wiarę zachowałem, ustrzegłem, nie naruszyły mnie żadne fale, te różne burze światowe. Natomiast nawrócenie troszkę uważano za jakiś dziw natury. No pewnie, były nawrócenia, ale to była taka egzotyka, że na przykład mogło to trafiać do książki pt. Wielcy konwertyci takie egzotyczne postacie wielcy konwertyci: ktoś się nawrócił, gdzieś sto kilometrów dalej również ktoś się nawrócił. I myślę, że tutaj nastąpiła bardzo wyraźna zmiana, między innymi ukształtowana przez Odnowę w Duchu świętym, tzn. świadomość, że Duch święty może działać. Nie ma przecież takiego podziału rasowego na świecie: rasa wierzących rasa niewierzących i między nimi mur. I lepiej się nie mieszać z tymi niewierzącymi, bo to oni nas przerobią na swoją modłę, a w drugą stronę raczej się nie da. Tak, to na pewno się bardzo zmieniło. Ktoś kiedyś mi opowiadał o swojej rozmowie z duszpasterzem, tak z duszpasterzem. Ten duszpasterz powiedział tak: jestem już dwadzieścia lat księdzem i jeszcze nigdy nie widziałem, żeby się ktoś nawrócił. Tak powiedział, chociaż, oczywiście, raczej na pewno to nie jest prawda, że on nigdy nie widział, żeby się ktoś nawrócił, ale myślę, że ta wypowiedź była raczej wyznaniem pewnej mentalności. Nie oczekiwał, żeby się ktoś nawracał, bo to się raczej nie zdarza. Są ludzie wierzący, tacy co pochodzą z wierzących rodzin i to trzeba zachować, to jest nasza twierdza. No, a inni należą do takiego gatunku niewierzących. Taka rasa ludzi też jest na świecie, trudno, trzeba się ich strzec i lepiej się do nich nie zbliżać. I pewnie było możliwe wypowiedzenie takiego zdania, może nawet z dumą, nie wiem, że już dwadzieścia lat i jeszcze nigdy nie widziałem, żeby się ktoś nawrócił. To bardzo zależy od tego, czego się oczekuje, czyli co widzimy. Myślę, że Odnowa umocniła w nas bardzo obraz Kościoła jako zaczynu. Co to jest zaczyn? Odrobina wnika w dużą masę ciasta i przerabia całe ciasto na swoją modłę. Tak działa zaczyn. W drugą stronę to nie działa, prawda? To nie jest tak, że odrobina zaczynu zmieni się w ciasto dlatego, że jest go mniej. Nie, to działa odwrotnie niezależnie od tego, że zaczynu jest mniej, jak poczekać tak jest przecież w Ewangelii jak te drożdże zaczną rosnąć, zaczną się namnażać i przerobią ciasto na swoją modłę. Myślę, że taką wizję Kościoła jakoś udało nam się bardzo ugruntować w odnowie charyzmatycznej, na przykład przez seminaria odnowy. Trzeba by kiedyś zliczyć, ile odbyło się we Wrocławiu w ciągu tych dwudziestu lat seminariów odnowy. No, myślę, że jakieś duże setki. A na czym polega pomysł seminarium odnowy? Pomysł polega na tym, że się z góry zakłada, że niektórzy uczestnicy są daleko od Boga, może nawet są tak daleko, że prawie w Boga nie wierzą, albo mają zupełnie wydumany, zdeformowany obraz Boga. Albo na przykład z góry się zakłada, że mogli nie chodzić do kościoła, albo, że mogli myśleć, że Jezus Chrystus jest wielkim człowiekiem. I z góry się zakłada, że pomysł jest ewangelizacyjny, i to w sensie takim, żeby ktoś, kto ewentualnie nie był chrześcijaninem, nim został. Myślę, że to jest bardzo ważny dar, bardzo ważna przemiana, przejście z wizji oblężonej twierdzy do wizji zaczynu, który się dostaje do ciasta i całe ciasto zakwasza. To jest zupełnie inna wizja, z którą Apostołowie kiedyś wyruszyli w świat. To jest wizja, dzięki której nie zamknęli się w twierdzy, na przykład w masadach w Izraelu, ale wyszli, bo mieli pewność, że większy jest Ten, który jest w nas, niż ten, który jest w świecie. Taka wiara, że można ożywiać albo nawet rzeczywiście budzić wiarę tam, gdzie jej nie było, i że to będzie skuteczne. I myślę, że akurat w takim gronie jak tu, każdy może wyliczyć pewną liczbę, może nawet dużą liczbę ludzi, którzy się faktycznie nawrócili, czyli nie byli chrześcijanami albo może w ogóle nie byli wierzącymi, a dzisiaj są. To jest nasze codzienne doświadczenie. To wszystko jest w tym dokumencie poruszone w części pozytywnej, żeby pokazać, jakim wielkim darem jest Odnowa m.in. przez umiłowanie Pisma św., bo ludzie, którzy czytają Biblię, nabywają pewnej wizji, nabywają pewnych skojarzeń, pewnej mentalności, pewnego języka, pewnych sformułowań, zwrotów, oni się tak tym nasączają, że potem tak zaczynają myśleć i nie boją się iść w tzw. świat, nie boją się wyjść za ten mur i zmieszać się z tłumem oblegających go hord. Wiedzą, że tam właśnie mogą też być zaczynem. Ale to nie znaczy, że jeśli nas Pan Bóg zaprosił ze swojej łaski bo nie z naszych zasług oczywiście, tylko ze swojej łaski do udziału w tym powiewie czy tym nurcie, tej fali, która na naszych oczach jakoś pięknie Kościół przemienia, w różnym stopniu, pewnie w różnych miejscach, ale przemienia, to nie znaczy, że my nie wymagamy korekty. I myślę, że taka korekta, która jest sugerowana w I Dokumencie z Malines, to jest korekta naszej wizji charyzmatów.

Jeszcze raz powróćmy do tego zdania, że stopień, w jaki jakaś wspólnota ogranicza ujawnianie się w niej Ducha, jest miarą zubożenia całego życia danego Kościoła. Otóż kiedy ci autorzy lat temu dwadzieścia sześć spisywali ten Dokument, to zarysowali taką symboliczną wizję przed oczami czytelnika. Powiedzieli tak: Pan Bóg ma całą gamę charyzmatów, tzn. od A do Z. Kościół jest wrażliwy tu mówimy o latach siedemdziesiątych jest bardzo wrażliwy na niektóre z tych charyzmatów, na pewną ich liczbę. Nawet podali przykłady, że Kościół jest wrażliwy na takie charyzmaty, jak: hojność w dawaniu jałmużny, na akty miłosierdzia, na działalność nauczycielską. No dobrze, to od A do P akurat tak to przedstawili: do P jest wrażliwy, ale co z pozostałymi, czyli od R do Z? Tutaj mieści się pewna liczba charyzmatów, jak: proroctwo, dar uzdrawiania, czynienie cudów, języki, tłumaczenie języków, na które Kościół w sensie wspólnot lokalnych, parafii, takich wspólnot, w których normalnie na co dzień żyjemy, przestał być wrażliwy. Jednym słowem, spodziewano się, że Pan Bóg może wzbudzić kogoś obdarzonego charyzmatem hojności w dawaniu jałmużny, dzieł miłosierdzia czy działalności nauczycielskiej, ale nie oczekiwano, że na przykład wzbudzi w naszym Kościele, takim, który znamy, kogoś z darem proroctwa lub darem uzdrawiania. I autorzy, wraz z Ratzingerem, który też jest tu podpisany, chcieli podkreślić jako coś bardzo pozytywnego, że odnowa charyzmatyczna tę gamę rzeczywiście dopełniła: jeszcze tam od R do Z to też przecież są charyzmaty, o tym nie zapominajmy. Ale kiedy wspomniałem o potrzebie korekty, to w takim znaczeniu, że o ile rzeczywiście tak może być, że dawniej w Kościele jako całości, a być może i dzisiaj w wielu częściach Kościoła, nie oczekuje się, że będą się ujawniać pewne charyzmaty z tych od R do Z, czyli właśnie proroctwo, uzdrawianie, języki, o tyle, czy czasem nie jest prawdą, że ludzie odnowy charyzmatycznej tak bardzo zwrócili uwagę na tę nowość lat osiemdziesiątych, czy dziewięćdziesiątych, na tę nowość odnowy charyzmatycznej, na to, czego przedtem może tak nie dostrzegano, że nam jakoś umknęły te charyzmaty od A do P. Przykład bardzo konkretny: kiedy bo tak często robię rzucam jakieś pytanie czy hasło w jakimś gremium: skąd się możemy dowiedzieć w Piśmie św. o charyzmatach, to automatyczna odpowiedź brzmi: 1 Kor 12. Kropka. To jest odpowiedź automatyczna w bardzo wielu gremiach, bardzo wielu środowiskach. Dużo jest publikacji, które omawiają, klasyfikują, szeregują charyzmaty. I często się okazuje, że jest to omawianie dziewięciu charyzmatów z pierwszej części dwunastego rozdziału Pierwszego Listu do Koryntian. Takie mamy skojarzenia, taka jest literatura, taką miewamy wyobraźnię. Co się więc okazuje? że o ile dawniej słusznie pewnie mówiono, że Kościół dał się zubożyć, bo nie miał takiej świadomości, że istnieją też takie charyzmaty, jak proroctwo czy dar czynienia cudów, które mogłyby się objawić tu, na przykład u kogoś, kogo znamy, o tyle jest możliwe, że odnowa charyzmatyczna dała się zubożyć z własnej winy i jakby odesłała do lamusa wszystkie charyzmaty, które nam się nie kojarzą z naszymi modlitewnymi obyczajami. Ponieważ my mamy takie obyczaje, że jak się zejdziemy, to się modlimy w językach albo o proroctwo, albo na przykład możemy usłyszeć świadectwo o jakimś cudownym uzdrowieniu, to może się zdarzyć, że ktoś po dwudziestu sześciu latach od napisania tego dokumentu, czytając o takim charyzmacie jak hojność w dawaniu jałmużny, bo nawet może to być ktoś o dużym stażu w odnowie charyzmatycznej, zdziwi się: to jest taki charyzmat? to chyba jakiś wymysł, nie wiadomo kogo, może jakiegoś teologa, może właśnie jakichś dziwnych gremiów, kto taki charyzmat wymyślił? bo my o nim nie mówimy. No właśnie, jeśli my o nim nie mówimy, to myślę, że się daliśmy zubożyć, że sami się zubożyliśmy. I teraz, o ile poprzednio to zdanie kierowaliśmy przeciwko innym, na ile inni dali się zubożyć, bo może bardzo rzadko albo w ogóle nie mówią o proroctwie czy modlitwie w językach, to teraz skierujmy je do nas i usłyszmy, w jakim stopieniu myśmy ograniczyli ujawnianie się wśród nas Ducha, co jest miarą zubożenia naszego życia, naszego Kościoła lokalnego. I rolą pozytywną takich dokumentów, czyli tym bogactwem, które wnoszą, tym, dlaczego mamy się cieszyć, że takie dokumenty są  jest na przykład to, że nam tę korektę podsuwają, mówią: bracia, siostry, inni się zubożyli o takie charyzmaty jak modlitwa w językach czy proroctwo, bo o nich nigdy nie słyszeli albo nigdy ich na oczy nie widzieli, ale myśmy też się dali zubożyć. Więc dzisiaj taki apel o ubogacenie, czyli ubogaciwszy innych, nie dajmy się sami zubożyć i pozostańmy bogaci. To jest jakby tak jak w Liście do Rzymian Rz 1,12 „abyśmy się nawzajem pokrzepili wspólną wiarą jak mówi św. Paweł waszą i moją”. Więc apel dzisiaj, żebyśmy się nawzajem pokrzepili wspólną wiarą, to znaczy niech ci „niecharyzmatycy”, czyli ci nie z naszego ruchu, się ubogacą tym bogactwem pojęcia charyzmatów, jakie mamy, ale my też się dajmy ubogacić czymś, co myślę, że rzadko na naszych katechezach, naszych spotkaniach pada i wobec tego rzadko się pojawia w naszej wyobraźni. Na przykład w Rz 12 św. Paweł pisze o charyzmatach, i muszę się przyznać, że czytając literaturę charyzmatyczną albo słuchając charyzmatycznych katechez, rzadko o nich słyszę. Czyli Rzymianie mogli usłyszeć od św. Pawła o tych charyzmatach, a my nie bardzo. To znaczy, że daliśmy się zubożyć. W Rz 12,6nn czytamy tak: „mamy zaś według udzielonej nam łaski różne dary”, co po grecku brzmi charismata. Mówi więc św. Paweł, że mamy według udzielonej nam łaski różne charyzmaty, i je wymienia. Zaczyna wymieniać od proroctwa to akurat się jeszcze mieści w tej gamie klasycznego charyzmatycznego przeżywania wiary, ale potem padają takie słowa w Piśmie św., jak urząd diakona albo na przykład urząd nauczyciela, dar upominania czy rozdawania, dar przełożeństwa, a nawet charyzmat uczynków miłosierdzia. To jest ciekawe, że pełnienie uczynków miłosierdzia czy rozdawania św. Paweł wymienił, a powiedzmy sobie szczerze, jak często nam się zdarzało o tych dwóch charyzmatach słyszeć albo o nich mówić na przykład w czasie zachęcania do otwarcia serca na charyzmaty, w czasie modlitwy o napełnienie Duchem świętym. Myślę, że rzadko, że nieproporcjonalnie rzadko jak na to, że one są z imienia w Piśmie św. nazwane. To jest miara naszego ubóstwa.

Albo gdybyśmy sobie zajrzeli do 1Kor 7,1-7 to znowu zauważymy, że używa tam św. Paweł słowa charisma, które w liczbie mnogiej brzmi charismata, i mówi: każdy ma swój dar, każdy ma swój charyzmat, jeden taki, a drugi taki i ma na myśli charyzmat bezżeństwa i charyzmat małżeństwa. Słowo charyzmat pada w wierszu 7. I znowu, tak szczerze przyznajmy: jak często się zdarza, żeby na przykład na seminarium odnowy, które prowadzimy, jakaś młoda dziewczyna poczuła się zachęcona, czy ona w ogóle słyszała o tym, że powinna się modlić o charyzmat małżeństwa? Czyli nie tylko o to, żeby Pan Bóg dał mi męża to pewnie też dobra modlitwa ale żeby to był dar rozumiany w pełni po chrześcijańsku, trzeba go nazwać charyzmatem. Myślę, że rzadko ktoś może wynieść z tzw. odnowy charyzmatycznej takie pojęcie, że istnieje też charyzmat bezżeństwa, który można realizować na przykład w życiu zakonnym. To są rzeczy, o których rzadko słyszymy. To jest miarą naszego zubożenia.

O charyzmatach, czyli darach, jest też mowa w 1Kor 14,26, gdzie wymienia św. Paweł na przykład charyzmat śpiewania hymnów albo charyzmat nauczania i do tego dodaje jeszcze takie już z klasycznej półki czyli objawianie rzeczy skrytych, dar języków i wyjaśniania.

To są przykłady z trzech miejsc listów św. Pawła, które pokazują, że ubogacając innych, też powinniśmy dawać się ubogacać, że wizja charyzmatów powinna się rozszerzać. Dobrze, Kościół jako całość rozszerza swoją wizję charyzmatów, ale my nie powinniśmy być wyjątkami. Nie może być tak, że stworzymy jakąś subkulturę taką subkulturę specjalistów od modlitwy w językach, prorokowania i modlitwy o uzdrowienia! To jest nasza subkultura, a inni niech się zajmują resztą. My nie jesteśmy powołani bo tu trzeba mówić o powołaniu do odnawiania modlitwy w językach albo odnawiania modlitwy o uzdrowienie. My jesteśmy powołani do odnowy w Duchu świętym! Jesteśmy powołani do tego, żeby Duch święty odnowił wszystkie charyzmaty. Wszystkie, to znaczy na pewno przede wszystkim te, które są wymienione w Piśmie św., o których nie mówimy, bo u nas nie ma takiej mody. My się kierujemy modami. Albo te książki, które są u nas modne, o tym nie mówią. Warto pamiętać, że najmodniejszą książką, którą mamy i która nie powinna schodzić z pierwszej pozycji list bestsellerów, jest Pismo św. I zupełnie normalną praktyką członka grupy charyzmatycznej, animatora, lidera powinno być zaglądnięcie do konkordancji, znalezienie hasła „charyzmat”, „dar”, „obdarowanie”, zobaczenie, co mówi na ten temat Pismo św. w Nowym Testamencie, by rozszerzać perspektywy. Dobrze, jeżeli członkowie zakonów na przykład ubogacili się widząc, że są też takie charyzmaty jak modlitwa w językach albo modlitwa o uzdrowienie, ale byłoby źle, gdybyśmy my dali się zubożyć i zapomnieli, że jest też charyzmat życia w bezżeństwie czy charyzmat dzieł miłosierdzia, czy charyzmat życia zakonnego. Gdybyśmy o tym nie mówili, gdyby to nie tkwiło w naszej głowie, gdybyśmy na przykład tylko teoretycznie o tym wiedzieli, ale tak naprawdę żyli czymś innym. Więc nie. żyć całą pełnią, to znaczy żyć charyzmatami od A do Z. I jeżeli jakieś środowiska, grupy, może całe epoki żyły tylko charyzmatami od A do P, to nie będzie lekarstwem na to, że my teraz będziemy żyli tymi od R do Z. To nie jest lekarstwo, to jest inna choroba. Prawdziwym lekarstwem jest życie charyzmatami od A do Z, wszystkimi. I myślę, że szczerze trzeba przyznać, że tu jesteśmy zubożeni, wobec tego trzeba zacząć się ubogacać otwierając się na język charyzmatyczny, którym nazywalibyśmy także takie charyzmaty, o których do tej pory nie mówiliśmy, bo nie było takiej mody, nie było takiego obyczaju. Myślę, że Duch święty nas wzywa do przełamywania mód i obyczajów i prowadzi nas do tego, byśmy mieli tylko jedną modę i jeden obyczaj.

Był kiedyś taki metodysta, który ewangelizował jeżdżąc konno, gdy w Ameryce jeszcze były kolonie angielskie, i ktoś go kiedyś zapytał: bracie, a gdzie jest twoja biblioteka? On mówi, może bardzo radykalnie powiedział: moją bibliotekę zawsze trzymam w ręku. I pokazał Biblię. Więc coś z tego powinno być. To znaczy, bardzo jest pożyteczne, jak mamy coś jeszcze w bibliotece, ale żeby wszystko rzeczywiście się od Pisma św. zaczynało i do niego prowadziło, żebyśmy nie popadali w środowiskowe mody, w takie subkultury, bo odnowa charyzmatyczna też może być subkulturą. A więc ubogaciwszy innych, sami nie dajmy się zubożyć. Niech naszą dewizą będzie to jest z Rz 1,12: „abyśmy się nawzajem pokrzepili wspólną wiarą”. Tu możemy odczuć, jakim bogactwem jest to, że jesteśmy w Kościele, bo łatwo jest być taką subkulturą, która nie ma potem skąd czerpać, karmi się sama sobą i kręci się w kółko. Bardzo łatwo jest popaść w taką mentalność. A jeżeli się żyje w Kościele, który jest większy od nas i nas przekracza, to możemy nieustannie doświadczać w życiu tego, co zaproponował św. Paweł Rzymianom: „abyśmy się nawzajem pokrzepili wspólną wiarą, waszą i moją”. Więc dobrze, jeśli pragniemy, aby inni w Kościele naszą wiarą w charyzmaty się pokrzepili, i też bardzo dobrze będzie, jeśli my będziemy chcieli się krzepić taką tradycyjnie utrzymaną przez wieki wiarą w charyzmaty, taką wiarą, która się bardziej opierała na Rz 12, na 1 Kor 7 czy 1 Kor 14, na takich przez nas z kolei zaniedbanych fragmentach. I w ten sposób nie będziemy musieli ciągle korzystać z tej dewizy, że stopień, w jaki jakaś wspólnota ogranicza ujawnianie się w niej Ducha, jest miarą jej zubożenia, bo nie musimy pozostać ubodzy. Nie ma powodu, dla którego odkrywając nasze ubóstwo mamy ubogimi pozostać. Przeciwnie. Ubogaciwszy innych, sami mamy też się ubogacać, bowiem chodzi właśnie o to, byśmy się nawzajem krzepili wspólną wiarą, jak mówi św. Paweł, waszą i moją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image