3. CHARYZMAT PROROCTWA – KATECHEZA

Witam bardzo serdecznie na naszym wydłużonym spotkaniu, które nazywa się Odnowa Odnowy takie napełnianie się Duchem świętym, ciągle nowe, właściwie powinno być naszą naturą. Właściwie takie rozumienie napełnienia Duchem świętym jako czegoś z przeszłości, jest w ogóle niezgodne z prawidłową wizją chrześcijaństwa. Tak że nie powinniśmy się dziwić, że my, ludzie Odnowy, mamy się odnawiać. Duch święty chce mieć ciągle żywą i osobistą relację z nami, a relacje mają to do siebie, że muszą się stale odnawiać. Każdy zna to też z praktyki codziennego życia: jeśli ma jakąś relację osobistą sprzed lat dwudziestu, ale ta relacja się nie odnawia, to przestała już być relacją, a została tylko wspomnieniem z przeszłości.

I podobnie jak wczoraj, na początek niech pomoże nam List apostolski Jana Pawła II Novo millennio ineunte, czyli list o rozpoczynającym się nowym tysiącleciu. Z tego listu on jest bardzo długi wybrałem dwa fragmenty, które mówią o czytaniu Słowa Bożego i mogą też posłużyć jako miara potrzeby naszego odnowienia. Pewnie bardzo wielu z nas pamięta swój głód Słowa Bożego, szczególnie może z seminarium odnowy, jak ktoś zakosztował wspaniałości Słowa Bożego, jak to nam mówi List do Hebrajczyków, jak ktoś wchodził we wspaniałość odkrycia, że Słowo Boże przemawia dziś, że jest o mnie, że jest do mnie, że jest świeże, że Pan Bóg chce mi coś powiedzieć. I każdy też pewnie z własnego doświadczenia wie, że nie jest tak, że w sposób naturalny i bezproblemowy taki stosunek do Pisma św. sam się utrzyma. Bywa, że nawet na charyzmatycznej półce Biblia jest tak samo zakurzona jak u krytykowanych przez nas kiedyś tam niecharyzmatycznych chrześcijan.

A więc w Liście apostolskim Jana Pawła II Novo millennio ineunte, w nr 40 napisane jest tak: „Mamy karmić się słowem, aby być sługami słowa w dziele ewangelizacji”. Miarą naszej mocy czy skuteczności w ewangelizacji jest miara naszego nakarmienia się słowem. „Jest to z pewnością jedno z najważniejszych zadań stojących przed Kościołem na progu nowego tysiąclecia”. I, to jest centralny punkt tego fragmentu o słowie Bożym, mówi papież: „Wielokrotnie w minionych latach przypominałem wezwanie do nowej ewangelizacji. Ponawiam je teraz, pragnąc przede wszystkim wskazać, że musimy na nowo rozniecić w sobie pierwotną gorliwość i pozwolić, aby udzielił nam się zapał apostolskiego przepowiadania, jakie wzięło początek z Pięćdziesiątnicy. Powinniśmy wzbudzić w sobie płomiennego ducha św. Pawła, który wołał: «Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii»”.

Chciałem zwrócić uwagę na trzy sformułowania z tego fragmentu: „rozniecić”, „zapał” i „płomiennego ducha”. To są wszystko sformułowania, które mówią o ogniu, o płomieniu. Roznieca się ogień, zapał to słowo pochodzi od „zapalania”, i można „wzbudzić w sobie płomiennego ducha”. Jednym słowem, Jan Paweł II roztacza przed nami taką wizję chrześcijanina, w którym się coś pali, coś płonie. Każdy z nas dobrze wie, czym się różni człowiek, który jest rozpalony, który czymś płonie, od człowieka, który jest wygaszony, nic tam się w nim nie żarzy. To od razu widać, nie tylko zresztą w sprawie chrześcijańskiej, w każdej dowolnej sprawie, w każdym zaangażowaniu życia od razu widać, czy człowiek jest już takim wygaszonym piecem, w którym kiedyś tam się coś paliło, ale teraz to już jest tylko wspomnienie, został tylko popiół czy w nim się rzeczywiście żarzy, płonie.

„Musimy na nowo rozniecić w sobie pierwotną gorliwość, aby nam się udzielił zapał apostolskiego przepowiadania i powinniśmy wzbudzić w sobie płomiennego ducha św. Pawła”. A wszystko to, jak przypomina papież, wzięło początek z Pięćdziesiątnicy. I Pięćdziesiątnica albo jest nieustanną Pięćdziesiątnicą, bo nieustannie nam się udziela Duch święty, albo pozostaje tylko wspomnieniem. To jest dokładnie tak jak napisano w Liście św. Pawła Apostoła do Efezjan 5,18: „Napełniajcie się Duchem przemawiając do siebie nawzajem w psalmach, hymnach i pieśniach pełnych Ducha”.

„Napełniajcie się” po pierwsze, z tego wynika, że napełnienie się Duchem nie jest czymś jednorazowym, ale jest zadaniem ciągłym: „napełniajcie się”, czyli to trwa w czasie a po drugie, wynika z tego, że jest czymś, co przynajmniej w części zależy od nas to jest polecenie, to jest zadanie, to jest zachęta. „Napełniajcie się”, to znaczy, że coś tu jest do zrobienia także dla nas. Oczywiście dla Boga, ale dla nas też, bo inaczej nie byłoby sensu takich poleceń dawać: „Napełniajcie się Duchem”.

Trochę dalej w swoim dokumencie Novo millennio ineunte papież w sprawie ewangelizacji przypomina właśnie to, że Pan Jezus powiedział w Ewangelii o nas, o chrześcijanach, o uczniach: „wy jesteście światłem świata”. To przypomniał papież, że mamy się czuć tymi, którzy są światłem. Ponieważ to zdanie zderza się w naszym uchu z innym zdaniem tym, gdzie Pan Jezus mówi: „To Ja jestem światłością świata” papież to zauważa, oba te zdania zestawia i przypomina takie stare nauczanie św. Augustyna, jeszcze z IV w. To jest o czymś, co się nazywa po łacinie misterium lunae, czyli po polsku „tajemnica księżyca”. Już św. Augustyn w IV w. tłumaczył, w jakim sensie my mamy świecić, my chrześcijanie, my Kościół, jak my możemy świecić, skoro to Chrystus jest światłością świata. I Augustyn powiedział tak: w wielu miejscach Pisma św. Chrystus jest przyrównany do słońca. Czasem nie jest nawet przyrównany, jest po prostu nazwany słońcem. Tak np. w Ewangelii według św. Łukasza nazywa się Chrystusa, w kantyku Zachariasza. W Łk 1,78 Zachariasz prorokuje: „przez litość serdeczną Boga naszego nawiedzi nas z wysoka wschodzące słońce”. Nawet tego Zachariasz nie komentuje, nie tłumaczy, co to za słońce, bo każdy wie słońce, które nas z wysoka nawiedzi, to jest Jezus Chrystus. I w wielu miejscach Pisma św. Jezus Chrystus jest porównany do słońca. Więc mówi Augustyn tak: słońce samo w sobie jest źródłem światła, samo w sobie promieniuje, jest gorące, jest pełne żaru. Natomiast księżyc też świeci, ale na innej zasadzie księżyc świeci tylko światłem odbitym od słońca. Sam nie może świecić. Jeżeli natomiast padnie na niego promień słońca, to owszem, to wtedy świeci tym odbitym światłem. I tajemnicę ewangelizacji nazwał już św. Augustyn tajemnicą księżyca, po łacinie: misterium lunae. To jest tajemnica ewangelizacji. I papież to w roku 2001, dokładnie 6 stycznia, przypomina: jeśli mamy ewangelizować, to tylko jako księżyc, to znaczy jako ci, od których może się odbić światło słońca, tylko jako ci, od których Chrystus może odbić swoje światło, jako zwierciadło. Tu pewnie leży tajemnica sukcesów ewangelizacji w niektórych okresach naszego życia pewnie wtedy jakoś wyraźniej odbijaliśmy światło słońca, tak że patrząc na nas, można było zauważyć odbite promienie słoneczne. Tu też pewnie leży tajemnica sukcesów ewangelizacji Kościoła w wielu okresach czy epokach może wyraźniej odbijał światło słońca. Jak mniej wyraźnie odbija, to misterium lunae, „tajemnica księżyca” jest zaciemniona. Nie wiadomo, czemu miałby służyć taki Kościół, który by nie odbijał światła słońca.

To wszystko jest w tym liście Novo millennio ineunte i to wszystko jest połączone z takimi płomiennymi słowami, które nam mówią, że to nie są teorie do przeczytania, ale to karmienie się słowem Bożym jest po to, by coś się działo w sercu to coś to jest rozpłomienienie, rozognienie, to jest karmienie się także w tym sensie, że się dokłada do ognia. Mamy karmić się słowem, by być sługami słowa. I musimy rozniecić na nowo w sobie pierwotną gorliwość i pozwolić, by udzielił się nam zapał apostolskiego przepowiadania.

Jest też coś o takim specjalnym gatunku chrześcijan jak my, czyli takim specjalnym rodzaju zaangażowania w Kościele, określonym jako wspólnotowe. Dalej Jan Paweł II w nowym Liście apostolskim: „Ten zapał z pewnością pobudzi Kościół do nowej aktywności misyjnej, której nie będzie można powierzyć jedynie wąskiej grupie specjalistów, ale będzie ona wymagać udziału wszystkich członków Ludu Bożego. Kto prawdziwie spotkał Chrystusa, nie może zatrzymywać Go dla siebie, ale winien Go głosić”. Tak pewnie jest, że miarą naszego spotkania z Chrystusem jest miara naszej gotowości do głoszenia Go. Jeżeli to spotkanie jest takie bardzo moje, prywatne, to widać nie było aż takie mocne, jak chciałbym to w słowach powiedzieć. Miarą tego spotkania jest gotowość do głoszenia: „Kto prawdziwie spotkał Chrystusa, nie może zatrzymywać Go dla siebie, ale winien Go głosić”. I nawet napisał tu papież: „potrzeba nowego rozmachu w apostolstwie”. Ciekawe słowo „rozmach”. Chyba jest to apel do jakichś wizji, pewnie też organizacyjnych, chyba na pierwszym miejscu apel do koordynatora. Tak napisał papież: „potrzeba nowego rozmachu”. Apel do koordynatora o rozmach, ale ja myślę, że do wszystkich innych też. Do tego jeszcze wrócimy, o takiej naszej manierze, żeby zrzucać o szczebelek wyżej nasze pytania o wizje, nasze pytania o rozmach, nasze pytania o organizacyjne pomysły, a jak one nie spływają z góry… Potrzeba nowego rozmachu w apostolstwie, które byłoby przeżywane jako codzienne zadanie wspólnot i grup chrześcijańskich. To tyle na początek z nowego Listu apostolskiego Novo millenio ineunte, nr 40, który jest o czytaniu słowa Bożego w aspekcie ewangelizacji, o czytaniu słowa Bożego po to, żeby dokładać do ognia, żeby być rozpłomienionym i żeby nie zatrzymywać Chrystusa dla siebie.

A teraz wrócimy do dokumentów: Przyjdź, Duchu święty podstawowe dokumenty dotyczące Odnowy w Duchu świętym w Kościele katolickim, pod redakcją, a w większości nawet autorstwa kard. Leona Suenensa. Zatrzymamy się jeszcze przy IDokumencie, tym z roku 1974, który był redagowany i podpisany przez bardzo wielu teologów i animatorów czy moderatorów odnowy charyzmatycznej. Chciałbym wyłowić z tego dokumentu fragment o proroctwie ze str. 72, gdzie można znaleźć takie zdanie: „Charyzmat proroctwa należy do zwyczajnego życia Kościoła lokalnego i nie powinien być traktowany jako niezwykła łaska”. Kościół lokalny to jest ten Kościół, który się zna, ten, który się schodzi. Może najbardziej praktycznym sposobem zobaczenia Kościoła lokalnego jest na przykład parafia. Albo diecezja pewnie rzadziej się cała schodzi, ale zdarza się to na jakichś dużych imprezach, pielgrzymkach. Jakimś sposobem przeżywania Kościoła lokalnego są też nasze wspólnoty. I tak jest tam napisane: „Charyzmat proroctwa należy do zwyczajnego życia Kościoła lokalnego i nie powinien być traktowany jako niezwykła łaska”. Skąd się biorą takie zastrzeżenia? Otóż pewnie stąd wymaga to uściślenia, że bardzo długo tak było, że charyzmat proroctwa był traktowany jako łaska niezwykła, jako jakiś taki dziw natury. Jest normalne życie Kościoła, a obok niego jest jakieś niezwykłe, takie właśnie dziwne, niespotykane, taki dziw natury. I dlatego takie było pewnie odczucie przez wiele wieków, że miejscem charyzmatu proroctwa jest jakiś szczególny rezerwat, miejsce nie normalne, lecz jakieś wyodrębnione. Czyli nie nasze zwykłe, codzienne życie, ale to za płotkiem, na przykład sanktuarium. Były takie miejsca szczególne mówiono: owszem, tak, czemu nie, tam pewnie Pan Bóg może działać, ale żeby ta łaska z tych sanktuariów się miała gdzieś indziej wylać, to już było jakieś niebezpieczne. Do sanktuarium można pojechać, potem wrócić do normalnego życia to jest bezpieczne, ale żeby to miało się wdzierać w normalne, codzienne życie, to jest trochę niewygodne, bo może zburzyć nasze plany albo nasz harmonogram na rok przyszły, w ogóle nie wiadomo, co z tego wyniknie.

Innym sposobem wydelegowania proroctwa do takiego zamkniętego rezerwatu za płotkiem było związanie go z jakąś szczególną osobą. Ojciec Pio tutaj nikt nie ma kłopotów ani problemów. Dlaczego? Bo to gdzieś daleko, zresztą już nie żyje, wtedy to łatwiej jakoś przyjąć, że w takiej osobie rzeczywiście charyzmat proroczy istniał, nawet się podaje przykłady: temu powiedział to, tamtemu tamto. Więc w tym sensie wiara w charyzmat proroczy na pewno zawsze w Kościele była, ale chyba nie w tej postaci, jak to w tym dokumencie jest przypomniane, że „charyzmat proroctwa należy do zwyczajnego życia”. Zawsze wierzono, że charyzmat proroctwa należy do życia Kościoła, tylko chyba był problem z tym słowem: „zwyczajnego”. „I nie powinien być traktowany jako niezwykła łaska” to oczywiście nie znaczy, że nie powinien być traktowany jako łaska, oczywiście jako łaska, ale właśnie nie niezwykła, lecz zwykła, czyli taka, która będzie pomagać w normalnym biegu rzeczy, będzie pomagać nie komuś daleko albo dawno temu, ale będzie pomagać nam w rozeznawaniu woli Bożej, w całkiem normalnym i codziennym życiu chrześcijańskim.

św. Jan Chryzostom, pisarz chrześcijański z IV w., kiedyś roztoczył trochę krytyczny obraz Kościoła jako wdowy. Mówił, że owszem, w Piśmie św. Kościół nazywa się Oblubienicą, czyli panną młodą. A panna młoda jest zawsze w towarzystwie pana młodego, więc Jan Chryzostom mówi: tak być powinno panna młoda, Kościół, Oblubienica, oczywiście zawsze razem z panem młodym, Jezusem Chrystusem to jest biblijna wizja Kościoła panna młoda, która nieustannie dostaje prezenty od pana młodego, jest nieustannie obdarowywana. A Jan Chryzostom w IV w. rozejrzał się trochę po tym Kościele, który znał, i powiedział: no cóż, czy ten Kościół czasem nie przypomina bardziej wdowy niż panny młodej, wdowy, która ma swój kuferek i w tym kuferku ma pochowane różne pamiątki: naszyjniki, klejnoty, jakieś ozdoby, ale one pochodzą z dawnych czasów, kiedy pan młody jeszcze był z nią i jeszcze dawał jej te prezenty. Wyciąga z kuferka różne klejnoty, naszyjniki i ozdoby ogląda je, powspomina sobie i potem chowa je z powrotem. Tak Jan Chryzostom mówił: czy czasem w niektórych miejscach już IV w. Kościół nie przypomina takiej wdowy, która nie czuje, że na co dzień otrzymuje prezenty, klejnoty, dary, od swojego Oblubieńca. A jeśli nie otrzymuje, jeśli to nie jest normalne doświadczenie codzienne lokalnego Kościoła, to wtedy rzeczywiście trudno ludziom uwierzyć, że Kościół jest Oblubienicą, bo co to za Oblubienica, jeżeli nie jest w towarzystwie pana młodego! To nie mogą być klejnoty z kuferka sprzed wieków. I pewnie to jest w tym IDokumencie z Malines przypomniane że odnowa charyzmatyczna pomogła w odnowieniu wizji Kościoła jako Oblubienicy, i to nie tylko w teoretycznej wizji Kościoła, ale też bardzo praktycznej, to znaczy, że często nam się zdarza tak doświadczać, tak przeżywać relację z Chrystusem jako relację wspólnoty, która jest Oblubienicą i ma Oblubieńca. Taka weselna sytuacja. Oblubieniec ciągle obdarza klejnotami, którymi są obdarowania, dary duchowe, czyli charyzmaty. I bardzo dobrze, że tego w pewnym stopniu można było doświadczyć w Odnowie, także tej naszej, także tej polskiej czy dolnośląskiej, ale znowu, podobnie jak to zrobiliśmy wczoraj, warto się przyjrzeć, czy tu też nie trzeba zastosować tej zasady św. Pawła, że mamy się ubogacać wzajemnie wiarą. Dobrze, żeby Kościół jako całość ubogacał się wiarą przeżywaną na sposób odnowy charyzmatycznej, ale czy czasem nam się nie zdarzyło zagubić dostrzeganie darów proroczych, takich darów proroczych, które bywają w Kościele, że tak powiem, niezrzeszone w naszej organizacji? Mamy jakąś organizację, nazwaną „Odnowa Charyzmatyczna”, jest jakaś koordynacja, grupy, animatorzy, moderatorzy, to wszystko się jakoś nazywa, jest zorganizowane. I czy czasem nie zatraciliśmy zdolności dostrzegania darów proroczych, które są poza naszą organizacją? Dlaczego takie podejrzenie mi się nasunęło i dlaczego myślę, że właśnie dzisiaj jest okazja, żeby się uczyć tego wzajemnego ubogacania? żeby nie myśleć, że tylko my mamy coś do powiedzenia na ten temat czy jakieś doświadczenia prorocze, ale żeby zobaczyć, że my też możemy się uczyć od tych, którzy są z trochę innego stylu w Kościele.

Dlaczego takie podejrzenie mi się nasunęło? Otóż w grudniu była we Wrocławiu tak pewnie można powiedzieć prorokini, i to myślę, że prorokini na taką skalę znaczącą w Polsce. Odwiedziła m.in. aulę naszego Wydziału Teologicznego, miała też swój udział w rekolekcjach akademickich w „Maciejówce”. Siostra Magdalena Chmielewska. Dlaczego mówię o niej prorokini? Ktoś mógłby mieć wątpliwości, ponieważ jej styl bycia czy mówienia, taki całkiem zewnętrzny styl, to nie jest taki styl, który my kojarzymy z prorokiem, to znaczy, nie było takich scen, żeby na przykład powiedziała: a teraz się pomodlimy i ja wygłoszę proroctwo. Ani też może jakoś nie ubierała tego szczególnie w słowa. Miała styl zupełnie inny. Miała styl mówienia akurat o tym, że jest dużo biednych, że jest dużo bezdomnych, o tym, że ludzie głodują, o tym, że obok tych bezdomnych, biednych i głodujących są też ludzie, którzy mają dużo pieniędzy, i że ci, którzy mają dużo czy po prostu więcej, nie zawsze chcą tamtym pomagać. Do tego jakoś nie krępowała się tym, czy to osoby duchowne czy nie duchowne, akurat w towarzystwie duchownych potrafiła powiedzieć na przykład u nas, na Wydziale, że taką cechą niewrażliwości na biedę cechuje się też wielu duchownych, a w gronie świeckim potrafiła powiedzieć, że wielu świeckich. Takie tematy poruszała i cechowała się właśnie takim brakiem zahamowań wobec przypominania woli Bożej, woli Bożej wobec biednych, bezdomnych czy głodnych.

Teraz tak, być może to nie jest podobne do tego, co my według naszych przyzwyczajeń nazywamy proroctwem, ale zobaczmy przez chwilę, czy czasami nie jest to podobne do tego, co w Piśmie św. proroctwem bywa nazywane. Zajrzyjmy sobie na przykład do Księgi proroka Amosa Am 8,4. Jest napisane tam tak: „Słuchajcie tego wy, którzy gnębicie ubogiego i bezrolnego pozostawiacie bez pracy, którzy mówicie: «Kiedyż minie nów księżyca, byśmy mogli sprzedawać zboże? Kiedyż szabat, byśmy mogli otworzyć spichlerz? A będziemy zmniejszać efę, powiększać sykl i wagę podstępnie fałszować. Będziemy kupować za srebro biednego, a ubogiego za parę sandałów i plewy pszeniczne będziemy sprzedawać». Przysiągł Pan na dumę Jakuba: «Nie zapomnę nigdy wszystkich ich uczynków»”.

Otóż do naprawdę niezbywalnego wyposażenia proroka Starego Testamentu należało nazywanie po imieniu niesprawiedliwości, nazywanie po imieniu biedy, bogactwa i obojętności. To jest normalna cecha starotestamentowego proroka. To jest u Izajasza, u Jeremiasza, jest także u Mojżesza, to jest u Amosa oni wszyscy nazywali się prorokami. I rzecz ciekawa, że tu naprawdę mamy się czego uczyć. Myślę, że w naszym charyzmatycznym środowisku troszkę przez pewien żargon wewnątrzśrodowiskowy, troszkę przez nasze przyzwyczajenia wewnątrzgrupowe przestaliśmy się otwierać na tego typu proroctwa, które naprawdę były częścią posługi tych, którzy w Biblii nazywają się prorokami. To nie jest tak, że tutaj jakoś naciągamy pojęcie proroctwa, żeby pojęcie to rozciągnąć na wrażliwość społeczną albo mądre mówienie. Nie. Naprawdę tak mówili prorocy Starego Testamentu, wołając, że to jest głos Pana, i naprawdę myślę, że w ciągu ostatnich miesięcy we Wrocławiu na pewno najgłośniej w tym stylu jak kiedyś głos Jeremiasza czy Amosa zabrzmiał głos tej prorokini siostry Chmielewskiej. I ciekawe, że myśmy stracili wrażliwość na głos takich proroków i prorokiń. Dlaczego? Bo oni nie są z naszego środowiska. To jest troszkę miara naszego zubożenia, również naszego pojmowania Kościoła jako takiej charyzmatycznej wdowy, przynajmniej w pewnej części. Już nie ma wśród nas takich proroków, którzy by na przykład wzywali do miłosierdzia, którzy by się upominali o bezrobotnych. Prorok Pański Amos upominał się o bezrobotnych. Wołał na przykład: „bezrolnego pozostawiacie bez pracy”. Wiadomo, że w czasach Starego Testamentu nie było przemysłu, więc bezrobotny to właśnie bezrolny bez pracy. I popatrzmy, że rzadko, bardzo rzadko pośród nas przejawia się tego typu wrażliwość. Jesteśmy w innych aspektach otwarci na prorocze natchnienia, tego typu proroctwa jakoś rzadko do nas się przebiją. A bezrobotnych jest na Dolnym śląsku pewnie kilkanaście procent czy to jest możliwe, żeby Bóg milczał na ten temat? Jeśli nie milczał za czasów Mojżesza i za czasów Amosa, i za czasów Jeremiasza, to mało prawdopodobne, żeby dzisiaj też milczał. Nie milczy, mówi przez proroków, tylko być może nie przez proroków, którzy się zapisali do Odnowy. Więc czy się czasem nie daliśmy w tym zubożyć, czy nie zaczęliśmy nasłuchiwać proroctw tylko z grona naszych ludzi. Tymczasem mówi nam Pismo św., że to Kościół jest zbudowany na fundamencie Apostołów i proroków. Kościół, a nie nasze grono. Dlatego jeśli chcemy rzeczywiście w pełni naszą wrażliwość na proroctwa uruchomić i rozwinąć, mamy nadstawiać ucha na głos Boży, który brzmi w całym Kościele, nie tylko wśród naszych ludzi. Siostra Chmielewska, prorokini, to jest tylko jeden przykład, ja myślę, że takich przykładów znaleźlibyśmy znacznie więcej. Zatraciliśmy wrażliwość i w ten sposób trochę nam umyka ze spojrzenia ta stara prawda to jest stara biblijna prawda na czym jest zbudowany Kościół. Oczywiście na fundamencie Jezusa Chrystusa, ale jakby trochę w innym znaczeniu, patrząc na ludzi, to czytamy na przykład jest w liście do Efezjan 2,20 że „jesteśmy zbudowani na fundamencie Apostołów i proroków”. To znaczy na takich posługach, które są jasne, wiadome i przewidywalne, tak jak było wiadomo: to jest Piotr, to jest Paweł, to jest Jakub, to jest Jan i to się nie zmieni. Oni są Apostołami i całe życie będą nimi. Ten fundament apostolski oczywiście do naszych czasów istnieje, istnieje w posłudze biskupów. Wiadomo, kto jest biskupem i przez całe życie, do śmierci będzie biskupem. Na fundamencie Apostołów, ale też na fundamencie proroków, na fundamencie jakichś nieprzewidywalnych ingerencji Boga, który może niespodziewanie wkroczyć w Lud Boży, może sobie kogoś wybrać, namaścić i posłać, żeby głosił Jego wolę. I naprawdę nie musi to być ktoś z naszego grona, naprawdę to może być siostra Chmielewska, jeśli na przykład my, konkretnie charyzmatyczni katolicy, jakoś wrażliwość na bezrobocie, na bezdomność, na tego typu problemy zatraciliśmy, to Pan Bóg wzbudzi sobie proroków. I rzeczywiście wzbudza, więc czas skończyć z charyzmatyczną wdową i jej kuferkiem, ze wspomnieniami dawnych proroctw sprzed dwóch tysięcy lat, także na takie tematy społeczne, które się wśród nas nie zdarzają, u nas nie, ale myślę, że gdzieś indziej jak najbardziej się zdarzają.

Kolejny fragment z IDokumentu z Malines na str. 80 czytamy tak: „Odnowa nie jest związana obecnymi formami, jest otwarta na to, czego od niej wymaga Pan”. Odnowa nie jest związana formami. I myślę, że przykład proroctwa jest dobrym przykładem naszego przywiązywania się do form, to jest nieustanna wada ludzka, wszyscy wpadają w takie koleiny. Pada hasło proroctwo, to mamy takie jednoznaczne skojarzenie: aha, będzie spotkanie modlitewne, poprosimy o proroctwo proroctwo padnie. Dobrze, to jest jeden ze sposobów, ale właśnie „jeden z” i czy czasami nie przywiązaliśmy się do formy w ten sposób, że może w teorii przyznalibyśmy, że Pan Bóg może prorokować też przez inne osoby, ale w praktyce uważamy, że jest to mało prawdopodobne. Jeszcze inny przykład naszej małej wrażliwości na „niecharyzmatyczne” sposoby prorokowania. Oczywiście, że sposoby prorokowania nie mogą być niecharyzmatyczne, ale naprawdę tak się przywiązaliśmy do form, że jak kto nie ma skrzydełek charyzmatycznych, to pozostajemy głusi. Otóż czytamy to szczególnie w Starym Testamencie, ale też w wielu miejscach w Nowym Testamencie, że oprócz proroczych słów było też wiele proroczych gestów, a nawet sposobów życia weźmy proroka Jeremiasza albo proroka Ezechiela i wielu innych proroków. Jeden z nich na przykład dostał od Boga taki proroczy styl życia, że nie zakładał rodziny, inny z kolei, ale taki miał proroczy styl życia, dziwny dla nas, że wziął za żonę nierządnicę. Było też wiele gestów proroczych: ktoś posłużył się zbutwiałym pasem, ktoś posłużył się związaniem rąk i nóg. Wiele było takich proroczych gestów. I znowu: czy mamy otwarte oczy, żeby widzieć ludzi, których Bóg powołał takich ludzi jest mnóstwo wokół nas do życia na prorocze sposoby albo do wykonywania proroczych gestów. Taki przykład naprawdę bliski założyciel domów pomocy czy, jak się je nazywa, schronisk imienia brata Alberta. Ja to dobrze pamiętam, bo to był pewien diakon, ks. Jerzy Marszałkiewicz, który mieszkał w naszym seminarium, jak ja byłem klerykiem, to on też tam mieszkał na III piętrze, więc jakby mój sąsiad. Pamiętam, jak ten właśnie mój sąsiad wyprowadził się z seminarium, żeby zamieszkać w roku 1981 w baraku z bezdomnymi. Otóż myślę, że każdy starotestamentowy Izraelita by powiedział: to jest ewidentnie proroczy gest, to jest taki gest jak z życia Jeremiasza, Ezechiela, Joela, Ozeasza, z tej serii. Ale znowu: czy mamy taką otwartość, żeby to tak nazwać tak, to jest proroczy gest, tak, to Bóg chce przemówić do wszystkich już nie Izraelitów, lecz katolików i coś chce im powiedzieć przez proroka. Myślę, że znowu: ponieważ nie jest, że tak powiem, z naszego ruchu, to mamy małą skłonność, żeby nazwać go prorokiem, ponieważ nie mówi albo nie mówi w takim stylu, albo nie mówi w takich kontekstach. To taki drugi przykład, ewidentnie proroczy styl życia. Jeden przykład osoby, która mówi na pewno od Boga prorocze słowa, tak jak Amos. Przykład drugiej osoby o ewidentnie proroczym zachowaniu. Pewien apel do nas, byśmy i w tych osobach, i w wielu innych, bo takich przykładów są setki, nawet we Wrocławiu miewamy z nimi nieustannie do czynienia, rozpoznali proroków, byśmy taką wrażliwość zachowali. I to nie jest tylko postulat, że Bóg buduje swój Kościół na fundamencie Apostołów i proroków, to jest prawda nieustannie jest faktycznie budowana i wznoszona konstrukcja, tylko my to słabo widzimy. Do takiej właśnie otwartości wzywa nas także IDokument z Malines, do wrażliwości na to, co to znaczy proroctwo czy duch proroczy, co to znaczy budowanie na fundamencie Apostołów i proroków. To oczywiście nie znaczy, że nie mamy się modlić o jakieś prorocze natchnienia, tak jak to często robimy, ale byśmy mieli przed oczami całą gamę, byśmy nie związywali proroczego działania Bożego z jakąś charyzmatyczną subkulturą, byśmy dostrzegali wszystkie miejsca, gdzie Bóg przemawia. I myślę, że to wyjdzie nam tylko na dobre, przede wszystkim na dobre naszej radości, bo rzeczywiście mamy mnóstwo okazji i w grudniu też mieliśmy taką okazję we Wrocławiu, żeby doświadczać, że prawdą jest to, co wtedy w IDokumencie z Malines przypomniało grono tych teologów, moderatorów że „charyzmat proroctwa należy do zwyczajnego życia Kościoła lokalnego i nie powinien być traktowany jako niezwykła łaska”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image