MITY BOGDANA MOTYLA (Mit Jezusa)

Niniejszy tekst jest polemiką z tekstem Bogdana Motyla pt. Mit Jezusa[1], który został zamieszczony w Serwisie Racjonalistycznym Mariusza Agnosiewicza. W tekście tym B. Motyl próbuje negować wiarygodność przekazu Nowego Testamentu na temat Jezusa. Motyl czyni to, przeakcentowując pewne pozorne problemy związane z Nowym Testamentem (dalej: NT), które w rzeczywistości nie istnieją i wynikają raczej z nieznajomości zagadnienia, jakie krytykuje, niż z rzetelnej krytyki i wiedzy o NT. W rozważaniach B. Motyla nie ma oczywiście nawet odrobiny wysiłku zmierzającego do tego, aby próbować pozytywnie wyjaśnić kwestie, które on krytykuje. Przeciwnie, w jego zupełnie pozbawionych obiektywizmu rozważaniach wszystko jest podporządkowywane wcześniej przyjętej tezie, zgodnie z którą przekaz ewangeliczny jest pozbawiony wiarygodności. Nie ma co liczyć u autora na choćby odrobinę dobrej woli w ocenie relacji ewangelicznych, zresztą ze szkodą dla niego samego i jego czytelników, bowiem wiele podnoszonych przez niego kwestii można spokojnie wyjaśnić przy odrobinie intelektualnego wysiłku i dobrej woli. Aby to zrobić, wystarczy trochę wgłębić się w pewne kwestie, czego B. Motyl już nie zrobił, a co skończyło się namnożeniem wielu błędnych danych i wniosków w jego tekście, które fałszują rzeczywisty obraz omawianych spraw.

W celu ułatwienia rozróżnienia moich wypowiedzi od komentowanych przeze mnie niżej wypowiedzi Motyla jego tekst zaznaczam kursywą, natomiast mój tekst pozostawiam bez zmian formatu czcionki. Z całego tekstu B. Motyla pomijam pewne mniej istotne fragmenty (np. jego polemikę z późnymi poglądami w tradycji chrześcijańskiej, co niewiele ma wspólnego z wiarygodnością najstarszych i najbardziej istotnych źródeł dotyczących początków chrześcijaństwa), zaś koncentruję się głównie na tych partiach jego wywodu, które są polemiką z najbardziej zasadniczymi źródłami dla kształtowania się chrześcijańskiego poglądu na temat Jezusa. B. Motyl pisze:

Każda z ewangelii jest przypisana jednemu konkretnemu autorowi, chociaż tak naprawdę są one płodem wielu. Ewangelie początkowo różnorodne w formie i sprzeczne w treści, były przedmiotem sporów wśród licznych sekt chrześcijańskich. Wreszcie ktoś spisał ustne przekazy, kopiści je przepisywali, to i owo dodawali, inne rzeczy usuwali, po nich następni robili to samo, aż w końcu ukształtowało się ich ostateczne brzmienie. Już w roku 178 naszej ery, Celsus, rzymski uczony i pisarz wspominał, że chrześcijanie 'trzy, cztery i więcej razy przerabiali tekst swojej ewangelii.’

Odpowiedź:

O niczym złym to jeszcze nie świadczy. Przerabianie jakiegoś dzieła nie musi równać się zmianom istotnych punktów jego treści. Każdy, kto kiedykolwiek napisał jakąś pisemną pracę, wie, jak wiele zmian i przeróbek trzeba w niej potem jeszcze dokonywać. Zmiany te są jednak najczęściej czysto kosmetyczne (stylistyka, układ dzieła) i w znikomy sposób wpływają na treść, przynajmniej nie muszą na nią wpływać.

Chrześcijaństwo od zarania swoich dziejów jest jedną wielką zagadką. Nie ma prawie żadnych źródeł do historii jego początków oraz rozwoju.

Odpowiedź:

Co nie będzie dalej przeszkadzać temu samemu Motylowi tak autorytarnie i publicznie wypowiadać się o początkach chrześcijaństwa, opierając się na Nowym Testamencie, „takim sobie nieznaczącym” źródle przecież. Gdzie tu jest konsekwencja? Zaś co do zarzutu głównego, to czy „nie ma prawie żadnych źródeł do historii jego początków oraz rozwoju”? A cały Nowy Testament? A pisma wczesnochrześcijańskie (listy Ignacego czy Klemensa Rzymskiego, uczniów Apostołów, Didache, pisma Barnaby itd.)? Oczywiście „racjonaliści” odrzucają te źródła (choć tak naprawdę nie do końca, bo często tworzą na ich podstawie wiele fantasmagorii), popadają w totalny nihilizm względem nich. Niech więc nie mają żalu do historii, skoro odrzucają to, co ona im daje.

Milczą o chrześcijaństwie takie powagi starożytnej historiografii jak Tacyt,

Odpowiedź:

Nieprawda, Tacyt pisał o chrześcijanach[2], tak samo jak inny rzymski historyk Swetoniusz, który w Żywotach Cezarów pisał, że za czasów Nerona „ukarano torturami chrześcijan, wyznawców nowego i zbrodniczego zabobonu”. Owo „milczenie powag starożytnej historiografii” nie jest więc tak do końca prawdą.

Plutarch, Seneka, Dion Chryzostom, Juwenal, Epiktet. Oni nic nie wiedzą o rozwijającej się nowej religii w Palestynie, Syrii i Azji Mniejszej. Nie wiedzą o niej także władcy Imperium: Tyberiusz, Klaudiusz, Neron i Wespazjan.

Odpowiedź:

Nawet jeśli to wszystko byłoby prawdą (a nie jest), to znów o niczym to nie świadczy, bowiem autorzy ci zajmowali się po prostu czymś innym niż religioznawstwo, stąd żaden z nich nie poczuwał się do obowiązku pisania na ten temat. Ich cele były inne, interesowali się oni z reguły polityczną historią Cesarstwa, nie byli religioznawcami, którzy mieli wyczerpująco opisywać wszystkie wyznania i sekty (a było ich bardzo dużo) ówczesnego świata. Motyl każe starożytnym historykom politologom być religiologami, choć oni wcale nie pretendowali do tego miana. Powyższy argument Motyla jest więc nietrafny. Równie dobrze ktoś za 2000 lat ktoś mógłby dowodzić, że coś takiego jak Serwis Racjonalista M. Agnosiewicza nie istniało na początku XXI wieku, bo w takich czasopismach z tego okresu jak „Claudia” czy „Pani domu” nie ma żadnych wzmianek na temat tej strony. Nie można zarzucać komuś tego, że nie napisał o czymś, skoro z założenia miał pisać o czymś zupełnie innym.

EWANGELIE

Niezgodność faktów historycznych z 'faktami’ ewangelicznymi ukazuje legendarne pochodzenie opowieści o Jezusie, w której zasada: 'ktoś mówił, że podobno kiedyś.…’ stanowi podstawową konstrukcję.

Odpowiedź:

Ale przecież na tym polega właściwie cała historia. Prawie cała nasza historia w zakresie swych szczegółów polega na tym, że „ktoś mówił, że podobno kiedyś…”. Czy z tego powodu Motyl jest więc historiofobem? Czy z tego powodu odrzuci on więc historię „z zasady”? Wątpię, w przypadku „racjonalistycznych” krytyków jest raczej tak, że tylko w wypadku chrześcijaństwa przeszkadza im, że „ktoś komuś powiedział kiedyś”. Resztę historii, opartej przecież na tej samej zasadzie, z reguły już oni, o dziwo, przyjmują.

Ewangeliści, jakkolwiek potrafiący pisać i czytać, nie znali w ogóle politycznych realiów ówczesnej Palestyny. Obca im jest geografia Ziemi Świętej, mimo, iż jest ona dokładnie opisana przez świeckich autorów oraz Stary Testament. Niemal cała topografia Nowego Testamentu to kilka nazw miast i osad, o których wspominają inne źródła.

Odpowiedź:

Wyżej Motyl kazał starożytnym historykom politologom być religiologami, tutaj natomiast każe religiologom być geografami. Po co? Kolejne pomylenie płaszczyzn zainteresowań. Nie wiem, w jakim celu autorzy NT mieliby sporządzać na zasadzie atlasu wyczerpujący spis najważniejszych miejscowości znajdujących się na terenie Palestyny. NT jest dziełem o przesłaniu historiozbawczym, robienie z niego na siłę jakiegoś pełnego wykazu najważniejszych miejscowości jest chyba pomyleniem pojęć. Poza tym ST jest o wiele obszerniejszy niż NT, zawierał w dodatku w Księdze Jozuego szczegółowy wykaz miast (do podziału pomiędzy poszczególne plemiona izraelskie) znajdujących się w Palestynie – i już choćby dlatego nie można tych dzieł porównywać. U „racjonalistycznych” krytyków Biblii typu Motyla zupełnie nie istnieje coś takiego jak analizowanie dzieł pod kątem właściwych celów ich powstawania, stąd coś tak często im się „nie zgadza”. Nie można jednak do danego dzieła przykładać jakichś wziętych z sufitu celów redakcyjnych, dyskredytując potem te dzieła z powodu braku ich realizacji, jak to czyni Motyl. Takie postępowanie nie ma nic wspólnego z jakkolwiek pojętą konsekwentną metodologią analizy źródeł.

Szlak wędrówek Jezusa to tereny pustynne, na których leży niewiele zamieszkałych miejscowości, a więc ewangeliści powinni podawać jednakowe nazwy. Tymczasem według jednej Jezus pochodzi z Nazaretu a zdaniem drugiej, z Kafarnaum.

Odpowiedź:

Nieprawda, to jakiś wymysł Motyla. Żaden z tekstów NT mówiących o Kafarnaum (Mt 4,13; 8,5; 11,23; 17,24; Mk 1,21; 2,1; 9,33; Łk 4,23.31; 7,1; 10,15; J 2,12; 4,46; 6,17.24.59) nie podaje, że Jezus stamtąd pochodził.

Podobna sprzeczność występuje w relacji o wstąpieniu do nieba.

Odpowiedź:

Rzeczywiście jest ona podobna, skoro tak samo jej nie ma.

Ewangelistom znana jest tylko Jerozolima, a Jezioro Genezaret jest dla nich Morzem Galilejskim, jakkolwiek już w tamtych czasach zostało ono sklasyfikowane właśnie jako jezioro, a nie morze.

Odpowiedź:

Jezioro Genezaret jeszcze do dziś jest podwójnie klasyfikowane jako morze i jezioro zarazem, co czynią nawet źródła świeckie[3]. Klasyfikacja przebiegająca między morzem i jeziorem jest momentami płynna. Zasada nazewnictwa dopuszcza sytuację, w której coś, co jest jeziorem, zwie się morzem, np. Morze Kaspijskie, Aralskie i Martwe to w rzeczywistości jeziora[4]. Zatem Ewangeliści nie popełnili w tym miejscu żadnego błędu ani niekonsekwencji, nazywając jezioro Genezaret morzem. Po raz kolejny widać, że dla kogoś błędem coś jest tylko dlatego, że jest on zwyczajnie niedoinformowany w jakiejś kwestii.

Nawet kiedy opisują drogę Jezusa do Jerozolimy, nie wymieniają miejscowości lub osad, przez które musiał przechodzić, chociaż w samej Samarii było ich ok. trzydzieści, a w Perei, aż czterdzieści.

Odpowiedź:

Jak wyżej. Po raz kolejny Motyl każe być Ewangelistom geografami, choć nie wiem, po co by im to było.

Ewangelie ukazują nam naiwnie prostodusznych i nadzwyczaj skłonnych do filantropii celników, którzy nie bacząc na osobiste dochody, porzucają swoje obowiązki, aby podążyć za Jezusem, który ich’wezwał’.

Odpowiedź:

Jak widać, „racjonalistom” nie mieści się zwyczajnie w głowie pogląd, że ktoś może porzucić swój majątek dla religii (rzecz ta zdarza się nawet dziś). Kiedy usłyszymy więc od „racjonalistów”, że ktoś taki jak św. Franciszek nie mógł rozdać majątku biednym tylko dlatego, że komuś takiemu jak Motyl taki wspaniały czyn się nie mieści w głowie, będąc poza granicami jego możliwości?

Nie wiadomo skąd u ewangelistów wzięło się miasto Nazaret, z którego miał się wywodzić Jezus, skoro nie ma takiej nazwy w Starym Testamencie, ani nie wspominają tej miejscowości świeccy (żydowscy i nie żydowscy) pisarze tamtego okresu? Wiadomo, że miasto Nazaret w ogóle nie istniało w pierwszych dwóch wiekach naszej ery. Dopiero w III wieku pojawia się wieś o tej nazwie. Wynika z tego, że Nazaret został w ewangeliach po prostu 'dopisany’ przez późniejszych kopistów, co jest prawdopodobnie wynikiem niewłaściwego zrozumienia słowa 'nazareńczyk’, o którym mówią ewangeliści.

Odpowiedź:

Skąd Motyl wie, że miasto Nazaret „w ogóle nie istniało w pierwszych dwóch wiekach naszej ery”? To oczywiście spekulacja. Motyl zakłada, że skoro nazwa Nazaret pojawia się tylko w jednym źródle, to jest to na pewno fałszerstwo. Takie rozumowanie nie ma nic wspólnego z metodologią historyczną. W obecnych ustaleniach dotyczących historii starożytnej uznaje się wśród historyków autentyczność wydarzeń, które były wspomniane tylko w jednym źródle. Z punktu widzenia niniejszego tekstu najlepszym przykładem tego typu sytuacji jest dokonany przez Kwiryniusza spis ludności, który odbył się na przełomie 6 i 7 roku po Chr. Ten fakt ustalono tylko na podstawie jednej relacji historycznej, której autorem był Józef Flawiusz[5], również tak jak autorzy Nowego Testamentu piszący swoją historię przez pryzmat swych poglądów religijnych. Nikt jednak z tego powodu nie odrzuca tego ustalenia[6] i nawet sami „racjonaliści” i tzw. nowocześni krytycy Biblii uznają to ustalenie, gdy powołują się na wspomniany przez Flawiusza spis Kwiryniusza w celu zdyskredytowania relacji Łukasza zawartej w drugim rozdziale jego Ewangelii[7]. Nawet jeden z niewierzących religioznawców zdobył się na godny uwagi obiektywizm, gdy stwierdził: „nie może być argumentem […] brak poświadczenia przekazów nowotestamentalnych przez inne, pozachrześcijańskie źródła (bo przecież w wielu innych przekazach starożytnych mamy do czynienia też z jednorazowością – a mimo to nie wątpimy w ich wiarygodność)”[8]. I choć krytyk ten nie był konsekwentny, skoro w innej swej pracy[9] zarzuca przekazowi nowotestamentowemu właśnie to, że pewne jego relacje nie są potwierdzone przez Pliniusza i innych, to jednak powyższa uwaga jest bardzo cenna dla naszych rozważań (biorąc pod uwagę to, kto jest autorem tej uwagi). Ponadto historycy czasów Jezusa zgodnie nie wspominali ani jednym słowem o istnieniu pewnych postaci historycznych, takich jak prokonsul Cypru, jak też pomijali pewne nazwy urzędowe, takie jak tytuł namiestnika rzymskiego na Malcie. Nie wspominali też o nazwach nadawanych pewnym miastom i ludziom. O istnieniu tych nazw i postaci wiemy jednak z pewnych odkryć archeologicznych (i z Biblii)[10]. Ponadto pozabiblijni autorzy semiccy czasów Jezusa również wymieniali nazwy miejscowości, które nie były wzmiankowane przez inne źródła, jednak mimo to nikt już nie odrzuca ich relacji. Jednym z takich autorów jest Józef Flawiusz. W swej Wojnie żydowskiej wymienia on takie nikomu innemu nieznane miejscowości, jak np. Ormiza (I, 19 ,2), Herodejon (I, 21, 10), Innano (II, 6, 3), Baka (III, 3, 1), Saba (III, 7, 21), Kafetra (IV, 9, 9). Również w swym dziele pt. Autobiografia (54) Flawiusz wymienia miejscowość o nazwie Homonoia. Mimo że miejscowości te są nieznane innym pisarzom, „racjonaliści” nie odrzucają jednak relacji Flawiusza ani nie twierdzą, że zmyślał on nazwy tych miejscowości. To ostatecznie przesądza o tym, że milczenie źródeł „świeckich” na temat konkretnych danych historycznych nie jest żadną wskazówką za tym, żeby odrzucać jakąś relację biblijną. Z punktu widzenia stosowanej przez historyków metodologii nie ma więc żadnych podstaw ku temu, aby odrzucać historyczną relację z Ewangelii informującą nas o istnieniu miasta Nazaret w I wieku naszej ery, tylko dlatego że nie potwierdza jej inne źródło historyczne z tego okresu.

Również Dalmanuta, Naim, Kana, Enon (nieopodal Salim), Kafarnaum, Betsaida, Magdalia, Gerazy… Umieszczono je co prawda na niektórych mapach biblijnych, kierując się raczej intuicją niż mglistymi wskazówkami ewangelistów, ale nie ma ich fizycznego śladu. Archeolodzy jeszcze ich ruin nie odnaleźli.

Odpowiedź:

Bo niewiele tak naprawdę jeszcze przeszukali. Archeologia istnieje dopiero jakieś 200 lat, brak danych archeologicznych nie przesądza o nieistnieniu jakiegoś obiektu.

Niewiarygodność ewangelistów potęguje nieznajomość tamtejszej flory i fauny oraz zwyczajów Żydów. Łukasz na przykład bez sensu pisze w jednej z przypowieści o 'ziarnie gorczycznym’, które 'urosło, i stało się drzewem wielkim, a ptaki niebieskie odpoczywały na gałęziach jego…’ Gorczyca jest spokrewniona z kapustą, a Łukasz wspomniał nieznaną nam, nowotestamentową odmianą, która mogła wyrosnąć jako 'drzewo wielkie’.

Odpowiedź:

Motyl nie zna semickich kategorii pojęciowych, które są obecne w wielu opowiadaniach, operujących na pewnej celowej przesadzie. Tak też jest w przypadku powyższej przypowieści Jezusa, w której celowo posłużył się on pewną przesadą odnośnie do rozmiarów gorczycy, w celu zwiększenia siły wymowy swej przypowieści. W celu ukazania występowania takiego gatunku literackiego w kulturze semickiej warto podać tu pewien fragment zachowany na egipskim Papirusie Westcara, który tak oto scharakteryzował wyczyny pewnego mędrca o imieniu Dedi: „Jest on obywatelem mającym 110 lat, zjada [dziennie] 500 chlebów i jeden udziec bydlęcy, i wypija 100 dzbanów piwa aż do dnia dzisiejszego. Potrafi odciętą głowę z powrotem osadzić”[11]. Jak widać, w opowiadaniach mądrościowych na Bliskim Wschodzie celowo posługiwano się pewną przesadą dla podkreślenia niektórych aspektów danej przypowieści. Każdy czytelnik, włącznie z autorem, uznawał za rzecz oczywistą, że Dedi nie może aż tyle zjeść i wypić, i że nie może „odciętej głowy z powrotem osadzić”, mimo to zwracał uwagę na przesłanie opowiadania. Podobnie każdy słuchający przypowieści Jezusa choć wiedział, że szczegółowo rzecz biorąc, gorczyca nie jest ani drzewem, ani też najmniejszym ziarnem, to jednak zwracał uwagę na przesłanie owej hiperboli. Nie można dowieść błędu w powyższej przypowieści Jezusa tylko dlatego, że Motyl nie zna pewnych reguł literackich rządzących tworzeniem powiastek mądrościowych na starożytnym Bliskim Wschodzie. Owe powiastki miały na celu pouczyć ludzi o pewnych prawdach etycznych, nie miały zaś na celu być precyzyjnym wykładem z botaniki czy z innej dziedziny. Ocenianie tych haggad podług takich kryteriów jest równie niewłaściwe jak mierzenie komuś temperatury za pomocą kątomierza.

Poza tym zwierzęta, które występują u ewangelistów w przypowieściach, są bardziej typowe dla Grecji lub Azji Mniejszej niż dla Galilei.

Odpowiedź:

Oczywiście nie dowiemy się już od Motyla, które to niby zwierzęta.

Podobnie jest ze stadami świń, które opisuje Marek (V: 13). Dziwne, że silna tradycja Żydów w przestrzeganiu wskazań Starego Testamentu tolerowała hodowlę świń, jako nieczystych zwierząt, budzących wstręt i odrazę. To niemal tak samo, jakby ktoś hodował hieny w celach konsumpcyjnych. Być może znaleźliby się smakosze, ale czy aż w takiej liczbie, aby hodować całe stada tych zwierząt?

Odpowiedź:

ST zabraniał Żydom jedynie spożywania wieprzowiny. Hodowla nią w celu np. handlu nie była więc zabroniona.

Autorzy ewangelii, a może kopiści, nie wiedzieli prawie nic o wydarzeniach, które opisywali, i uzupełnili swoje opowiadania hipotezami i literacką fikcją, gdyż trzeba to było wszystko urealnić cudami, niezwykłymi dokonaniami ich bohatera.

Odpowiedź:

Tak, nie wiadomo, po co siebie samych mieliby oszukiwać.

Według ewangelistów, Piłat mieszkał w Jerozolimie, podczas gdy według Józefa Flawiusza w Cezarei Nadmorskiej.

Odpowiedź:

Żaden z Ewangelistów nie podaje, że Piłat na stałe mieszkał w Jerozolimie.

Tu widzimy początki fałszowania dziejów chrześcijaństwa, które z czasem kontynuowano coraz śmielej i brutalniej np. na dziełach Flawiusza, Pliniusza, Tacyta czy Swetoniusza. Fakt wielości ewangelii oraz sprzecznych informacji, które się w nich znajdują, nie mogą zostać pominięte milczeniem oraz zlekceważone.

Odpowiedź:

Przy czym warto nadmienić, że większość tych „sprzeczności” to jedynie sprzeczności istniejące z powodu nieporadnych „interpretacji” pewnych „racjonalistów” lub z powodu ich zwykłej niewiedzy.

Pisałem już przy innej okazji, że ilość ewangelii jest wynikiem zabobonnej wiary w magię liczb. Chrześcijański pisarz, Ireneusz, fakt istnienia tylko czterech ewangelii, uzasadniał czterema wiatrami, czterema objawieniami (Adama, Noego, Mojżesza i Jezusa), czterema zwierzęta w cherubie oraz czterema mistycznymi w Apokalipsie. Mateusz zapisał, że gwiazda chrystusowa nie do słońca się zbliżyła, ale do domku, w którym znajdowało się dziecię. Łukasz z kolei twierdzi, że Zbawiciel urodził się w okresie Paschy, czyli Wielkiejnocy.

Odpowiedź:

I gdzie tu jest niby jakaś sprzeczność?

Według Marka (VI: 14) Herod Antypas miał być 'królem’, podczas gdy był tylko tetrarchą (zarządca czwartej części danego obszaru), o czym mówią Mateusz (XIV: 1) i Łukasz (IX: 7).

Odpowiedź:

Motyl przemilczał, że również Mateusz zwie Heroda królem, w tym samym rozdziale nazywając go tetrarchą (Mt 14,1.9), co wskazuje, że Marek, pisząc o Herodzie jako o „królu”, nie musiał nie wiedzieć, że jest on tetrarchą. Nazwanie Heroda królem, mimo że jest on tylko tetrarchą, wcale nie musi być błędem. W starożytnym świecie semickim dopuszczano nazywanie królem jakiegoś urzędnika o znaczącej pozycji na zasadzie grzecznościowej, mimo że sensu stricto nie był on królem. Dowodem jest choćby pewna inskrypcja budowlana z Babilonu, gdzie król Neriglissar nazywa swego ojca Bel-szum-iszkuna „królem Babilonu”, choć nigdy nie był on królem Babilonu w ścisłym tego słowa znaczeniu. Z tzw. Listy dworskiej, graniastosłupa znalezionego w zachodnim skrzydle pałacu Nabuchodonozora wiemy, że Bel-szum-iszkun był jedynie gubernatorem „okręgu Pugudu”[12]. Podobnie czyni Flawiusz, który pisał w swej Wojnie żydowskiej (I, 10, 4) o Hirkanie, że piastuje on „władzę królewską”, choć Hirkan nie był stricte królem, tylko etnarchą. W tym samym dziele (V, 2, 2) Flawiusz pisał o Tytusie jako „królu” (gr. basileus), choć nie był on wtedy królem. Na starożytnym Bliskim Wschodzie tytuł króla nadawano więc pewnym urzędnikom w sensie grzecznościowym, aby przez to ukazać, że ich władza posiadała niekwestionowane znaczenie na danym terenie lokalnym. Marek nie popełnił więc żadnego błędu, nazywając Heroda królem, zarzut Motyla po raz kolejny bierze się z niewiedzy odnośnie do zjawisk literackich i zwyczajów przyjętych w starożytnej kulturze bliskowschodniej, które on z takim brakiem zrozumienia krytykuje.

Należy wątpić w wiarygodność relacji Łukasza, bowiem, jak się okazało, mimo, iż 'z początku pilnie wszystkiego dochodził’, nie do końca sprawdzał swoje informacje, bo i gdzie oraz u kogo niby miał to robić? W opowieści o męce Jezusa (XXII: 54) nie podaje imienia arcykapłana, a tylko wspomina, że działo się to w piętnastym roku panowania Tyberiusza. Annasz nie był najwyższym kapłanem w Jerozolimie wspólnie z Kajfaszem, gdyż nigdy nie było jednocześnie dwóch arcykapłanów.

Odpowiedź:

Łukasz nigdzie nie podaje, że Annasz był „wspólnie” z Kajfaszem najwyższym arcykapłanem. W Łk 3,2 czytamy jedynie, że „za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza skierowane zostało słowo Boże do Jana, syna Zachariasza, na pustyni”, jednak można to zinterpretować w ten sposób, że Ewangelista, nazywając Annasza arcykapłanem, nawiązuje do jego funkcji pełnionej dawniej, nie zaś obecnie. Dzisiaj również zachowujemy wobec byłych premierów tytuł „premiera”, nawet gdy nie pełnią oni już tej funkcji. Tak czyniono też w czasach Jezusa właśnie w przypadku tytułu arcykapłana, stosując go wobec tych, którzy arcykapłanami już nie byli. Dobrym przykładem tego jest żyjący i piszący w czasach Jezusa Flawiusz, który nazywa „arcykapłanem” Ananiasza[13], który w tym czasie arcykapłanem już nie był.

Możemy więc również uznać, że Annasz nawet po złożeniu z urzędu cieszył się nadal wielką powagą i autorytetem wśród ludu[14], i choć formalnie nie był już arcykapłanem (por. przypis do Łk 3,2 w Biblii Tysiąclecia [dalej: BT]), zachował jednak swój tytuł arcykapłański (por. też przypis do Dz 4,6 w BT). Stąd Łukasz najprawdopodobniej właśnie dlatego nazywa go arcykapłanem i wymienia go obok Kajfasza, który był jego zięciem. Nie ma podstaw, aby mówić tu o jakiejś pomyłce Łukasza. Zarzucanie Łukaszowi pomyłki znów wynika raczej z niewiedzy Motyla, o którym w myśl jego powyższych słów odniesionych przez niego do Łukasza można by powiedzieć, że „nie do końca sprawdzał swoje informacje”.

Annasz był arcykapłanem od 6 do 15 roku, natomiast Kajfasz, jego zięć, od 18 do 23 roku.

Odpowiedź:

Nieprawda, Kajfasz był arcykapłanem aż do ok. 37 roku[15].

Między latami 15 a 18 było jeszcze trzech głównych kapłanów, nieznanych nam z nazwiska. Dzieje Apostolskie wprowadzają jeszcze większy zamęt do tej kwestii, bowiem wymieniają najwyższego kapłana Annasza z pomniejszaniem znaczenia Kajfasza. (Dz. A. IV: 6).

Odpowiedź:

Nonsens. W Dz 4,6 nie ma żadnego „pomniejszania” Kajfasza. Jedynie się go wymienia obok Annasza, zaznaczając, że są oni z rodu kapłańskiego. Każdy, kto się o tym chce przekonać, niech zwyczajnie zajrzy do Dz 4,6.

Według ewangelii Łukasza w czasie wystąpienia Jana, tetrarchą abileńskim był ponoć Lizaniusz. Jest to ciekawa informacja, zważywszy na fakt, że znamy krainę o tej nazwie, natomiast człowiek o tym nazwisku rządził w latach 40 – 36 p.n.e. i został stracony przez Antoniusza.

Odpowiedź:

Motyl jest tu po raz kolejny w błędzie, znów wyciągając błędne wnioski z powodu swego niedoinformowania. Odnaleziono bowiem w Abila inskrypcję, która mówi o „wyzwoleńcu tetrarchy Lizaniasza”. Inskrypcja ta jest datowana na lata 14-29 po Chr.[16]. Archeologia potwierdziła więc w tym wypadku to, co Łukasz napisał o Lizaniaszu. Nawet obdarzana wielką estymą przez „racjonalistów” Uta Ranke-Heinemann jest bardziej na bieżąco w tej sprawie, bowiem podaje w zgodzie z ową inskrypcją, że wspomniany przez Łukasza Lizaniasz żył jeszcze przynajmniej w 28 roku n.e.[17].

Jan. Jego ewangelia jest najbardziej teologiczną ze wszystkich. Autor robi wszystko, aby zwrócić uwagę wiernych, że Jezus jest Mesjaszem, synem bożym. Tę ewangelię przypisuje się Janowi, który był 'umiłowanym przez Jezusa uczniem’, tym samym, którego Zbawiciel trzymał na kolanach. Początkowo datowano jej okres powstania na lata 90 – 100, ale obecnie uważa się, że od około roku 60 każda data jest do przyjęcia. Należy jednak wątpić, czy to on jest rzeczywiście jej autorem. Jan, podobnie jak jego ojciec Zebedeusz oraz brat Jakub, był rybakiem. Jezus nazwał Jakuba oraz Jana 'synami gromu’, co ma ścisły związek z ich porywczym charakterem oraz skłonnościami do walki zbrojnej. Jezusowi takie towarzystwo z pewnością nie przysparza splendoru. Byli to rzezimieszki, którzy poza rybołówstwem zajmowali się rozbojem, a z pewnością nie należeli do elity religijnych intelektualistów, roztrząsających zawiłości posłannictwa syna bożego. Jest wręcz nieprawdopodobnym, aby ten prostak, rybak-Jan posiadał umiejętność pisania i czytania, a jego intelekt pojmował to wszystko, co zawarł w swojej ewangelii. Prawdopodobnie mamy tu do czynienia z jakimś innym Janem, który na skutek pewnych analogii oraz faktów zawartych w ewangelii, utożsamiono z tym’umiłowanym przez Jezusa’.

Odpowiedź:

Mocno to naciągane. Chyba tylko ktoś wyjątkowo płytko myślący może zakładać, że gwałtowność charakteru od razu musi się wiązać ze „skłonnościami do walki zbrojnej”. Również bezpodstawny jest zarzut, że „prosty rybak” nie mógł zostać intelektualistą i teologiem, który umiał czytać i pisać. W czasach Jezusa nawet prości ludzie żyjący w Palestynie musieli być zarazem dobrze wykształceni, znać grekę, bowiem wymagała tego ówczesna sytuacja polityczno urzędowa w kraju[18]. Ten proces osiągano głównie dzięki samokształceniu się, co oczywiście wyklucza tezę Motyla, że jeśli ktoś był „prostym rybakiem”, to musiał już być człowiekiem ciemnym. Niski status społeczny sprzyja ciemnocie, ale jej bezwzględnie nie implikuje.

Znawcy starożytnego prawa rzymskiego i żydowskiego od dawna badali przebieg procesu Jezusa, i zazwyczaj zgodnie stwierdzali, że autorzy ewangelii przedstawili zupełnie zmyśloną i niezgodną ze stanem faktycznym ówczesną procedurę sądową.

Według ewangelii, Jezus razem z apostołami spożył w czwartek wieczorem wielkanocnego barana. Nocą, udał się za rzekę Cedron (Kidron) do ogrodów w Getsemane, w którym była stara, nie użytkowana już wytłaczarnia oleju. Pocałunek Judasza, jakże romantyczny sposób wskazania Mistrza, dopełnił jego losów: Jezus został pojmany. Natychmiast, w nocy, został postawiony przed Kajfaszem, u którego zebrali się wyrwani z łóżek starsi z ludu, uczeni w Piśmie i sanhedryn. Jezus był sądzony przez całą noc. Nazajutrz, w piątek, odesłano go do Piłata i jeszcze tego samego dnia dokonano egzekucji, a ponieważ zbliżał się sabat, zwłoki zdjęto z krzyża i pochowano. Poza nim ukrzyżowano dwóch łotrów. Tak opisuje rzecz Mateusz.

Marek nie wspomina o Kajfaszu, tylko mówi o 'najwyższym kapłanie’, oraz nadmienia, że oprócz starszych, sanhedrynu i uczonych w Piśmie, zebrali się wszyscy kapłani.

Łukasz również nie wymienia Kajfasza, natomiast pisze, że nazajutrz z domu arcykapłana poprowadzono Jezusa do sanhedrynu, osądzono i poprowadzono go najpierw do Annasza, następnie od Annasza do Kajfasza

Odpowiedź:

Motyl pogubił się zupełnie w tym miejscu. Zauważmy, że na początku powyższego akapitu twierdzi on, że Łukasz „nie wymienia Kajfasza”, chwilkę dalej jednak Motyl pisze, że wedle Łukasza Jezusa „osądzono i poprowadzono go najpierw do Annasza, następnie od Annasza do Kajfasza”. Nietrudno dostrzec, że wywód ten jest sam w sobie sprzeczny. W rzeczywistości Łukasz nie pisze o Kajfaszu w kontekście procesu Jezusa. Łukasz wymienia Kajfasza tylko raz w swej Ewangelii (Łk 3,2) i tylko raz w Dziejach Apostolskich (Dz 4,6).

i od Kajfasza do Piłata, a ten z kolei odesłał go do Heroda. Herod na powrót odesłał Jezusa do Piłata i wówczas nastąpiła egzekucja.

Jan z kolei twierdzi, że poprowadzono go najpierw do Annasza, następnie od Annasza do Kajfasza i od Kajfasza do Piłata. Ewangeliści nawet nie są w stanie zgodnie podać kolejności przesłuchania Jezusa.

Odpowiedź:

W rzeczywistości nie ma tu między nimi żadnej niezgodności, bowiem czwarty Ewangelista uzupełnia relację synoptyków o szczegóły. Motyl, jak widać, nie bardzo ma pojęcie o tym, co to jest niezgodność. Niezgodność występuje wtedy, gdy jedna relacja przeczy drugiej, w tym wypadku nie mamy zaś do czynienia z czymś takim.

Natomiast zgadzają się, że w dzień egzekucji Jezusa, on i jego apostołowie spożywali wielkanocnego barana i, że egzekucja odbyła się dzień sabatu. Z tego wynika, że Jezus obchodził Paschę w czwartek, czyli zgodnie z żydowskim prawem, gdyż Paschę obchodzono w dzień 14 księżyca, w miesiącu Nizan (kwiecień). Czternasty dzień miesiąca jest pełnią, a zatem egzekucja Jezusa odbyła się nazajutrz, po pełni.

Tymczasem trzej ewangeliści, Mateusz, Marek i Łukasz, powiadają, że w chwili śmierci Jezusa, nastąpiło wielkie, prawie trzy godziny trwające zaćmienie słońca. Otóż zaćmienie słońca nie może się zdarzyć w czasie pełni, tylko na nowiu księżyca.

O tym doskonale wiedział św. Augustyn (354-430). Wiedział również, że Pascha nie mogła przypaść na nowiu i, że zaćmienie słońca nie mogło się zdarzyć w czasie pełni.

W swoim dziele 'O państwie Bożym’ (III, 15) pisze: 'Że to ostatnie zaćmienie nie zdarzyło się na zasadzie stałych prawideł krążenia ciał niebieskich, dowodzi nam ta okoliczność, iż była wtedy pascha żydowska, przypadająca zawsze podczas pełni. A zwyczajne zaćmienie słońca może się zdarzyć tylko pod koniec księżyca.’

Toteż, dowodzi Augustyn, skoro słońce zaćmiło się w tym czasie, to tylko cudownym sposobem. Jego zdaniem, widok niesłychanego okrucieństwa i bezbożności Żydów, przybijających Jezusa do krzyża, spowodowało, że światło dnia zostało zaciemnione.

Ale św. Augustyn inaczej określa datę egzekucji Jezusa. W wyżej cytowanym dziele (XVIII, 54) pisze: 'Otóż umarł Chrystus za konsulatu dwóch Geminów (Bliźniaków), (czyli w roku 29 naszej ery – B. M.) ósmego dnia przed kalendami kwietniowymi.’

Istotnie, w roku 29 przed naszą erą nastąpiło wielkie zaćmienie słońca w Azji Mniejszej, ale miało ono miejsce 24 listopada. Między 25 marca a 24 listopada jest spory przedział czasu, aż 8 miesięcy. Toteż św. Augustyn nie to zaćmienie miał na myśli, gdyż pisze, że to, o którym mówią ewangelie, 'było cudowne’.

Tenże Augustyn kwestię cudowności nie przenosi na fazy księżyca, ale przeciwnie, powiada, że Pascha mogła się odbyć tylko w okresie pełni księżyca, z czego wynika, iż przypuszczał, że25 marca 29 roku n.e. była pełnia.

Tymczasem wówczas księżyc znajdował się w ostatniej kwadrze, a więc nie było przepisanych prawem żydowskim warunków do prawowitego święcenia Paschy. Prawowierni pisarze Kościoła podawali różne daty śmierci Jezusa. Ireneusz (130/140-ok.202) lokuje śmierć Jezusa w czasach cesarza Klaudiusza (41 p.n.e. -54 n.e.). Euzebiusz (ok.264-ok.340) uważał, że Jezus umarł nie w 15 roku panowania Tyberiusza (14 p.n.e.-37 n.e.), lecz w 19 roku, czyli o 4 lata później.

Widzimy więc, że skoro ewangelie nie mogą dać nam odpowiedzi na podstawowe pytanie: kiedy nastąpił proces i egzekucja Jezusa, musi to wyjaśnić nauka świecka. Ewangelie bowiem nie dostarczają nam żadnego wartościowego z punktu widzenia nauki, historycznego materiału dowodowego, a jakieś inne, dla nas niemal bezwartościowe.

Odpowiedź:

To chyba żarty. Przecież wyżej Motyl nigdzie nie dowiódł, że Ewangelie nie dają nam odpowiedzi na pytanie, „kiedy nastąpił proces Jezusa” (przeciwnie, na podstawie danych w nich zawartych wiadomo dziś, że Jezus został ukrzyżowany najprawdopodobniej 7 kwietnia 30 roku[19]). Wyżej Motyl analizował bowiem tylko wypowiedzi późniejszych Ojców Kościoła, którzy nie byli zgodni w tej kwestii.

Gdzie Jezus został pojmany, gdzie odbył się jego proces, a następnie egzekucja?

Według ewangelii, Jezus został pojmany w folwarku Getsemane, a stracony na Golgocie. Poza ewangeliami, żadne inne źródła nie podają tych dwóch nazw. Żydowski historyk, Józef Flawiusz (37-ok.100), zostawił nam bardzo szczegółowy opis Jerozolimy, ale nie wspomina Getsemany oraz Golgoty!

Odpowiedź:

Skoro Golgota nie leżała w Jerozolimie, tylko poza nią (por. J 19,20), to nic dziwnego, że Flawiusz jej nie wymienia w swym opisie Jerozolimy. Co do Getsemane, to również nie powinno nikogo dziwić, że w tekstach pozabiblijnych nie natrafiamy na wzmiankę o tym ogrodzie, posiadającym dla chrześcijan tak wielkie znaczenie z wiadomego powodu. Był to bowiem niewielki zagajniczek znajdujący się gdzieś na zboczu Góry Oliwnej[20], traktowany jako jej integralna część. Wprost niemożliwością byłoby pisać o niemal każdym zagajniczku okolic Jerozolimy, stąd nic dziwnego, że w zachowanych do dziś źródłach z tamtego okresu pomija się to miejsce. Po co ktoś poza chrześcijanami, dla których miejsce to ma szczególne znaczenie, miałby poświęcać temu większą uwagę? Historycy tamtych czasach pomijali o wiele ważniejsze sprawy, np. postacie urzędników rzymskich (patrz wyżej). Nie ma też powodu ku temu, aby odrzucać relację NT odnośnie do istnienia Golgoty. Jak wyżej wspomniałem, historycy ustalają fakty nawet na podstawie relacji tylko jednego źródła. Tak jest z wyżej przeze mnie wspomnianym spisie Kwiryniusza z 6 roku n.e., o którym wspomina tylko Flawiusz, a mimo to historycy uznają na podstawie tej relacji odbycie się tego spisu.

Wystarczy, jak widać, wziąć pod uwagę takie choćby podstawowe pytania odnośnie do tej kwestii – i w świetle tego zarzuty Motyla stają się bezpodstawne.

Zgodnie z żydowskimi prawodawstwem, sanhedryn urzędował w t. zw. 'liszkat ha-gazit’. Był to prawdopodobnie dziedziniec świątyni lub wspomniany przez Flawiusza 'Xystos’. W każdym bądź razie sąd nad Jezusem nie mógł się odbyć w prywatnym domu Annasza lub Kajfasza.

Odpowiedź:

Ten wniosek jest błędny, bowiem wynika z założenia, że „żydowskie prawodawstwo”, o jakim mówi Motyl, bezspornie odnosi się do okresu, jaki nas interesuje. Tymczasem prawda jest taka, że „Szczegółowe źródła wymogów prawnych związanych z żydowskim procesem sądowym są nam znane dopiero z pism z II w. po Chr. i odzwierciedlają faryzeuszowskie bądź rabinackie tradycje, które mogły jeszcze nie istnieć w czasach Jezusa”[21]. Zastrzeżenie to mają na uwadze także inni badacze[22]. Powyższy wniosek Motyla jest błędny również dlatego, że wynika z założenia, iż proces Jezusa był formalnym zdarzeniem, przeprowadzonym zgodnie z ówczesnymi wymogami prawnymi. Tego również nie wiadomo.

W czasie, kiedy oskarżono, a następnie skazano Jezusa, nie istniała już instytucja 'starszych’ (sekenim), a władza sądowa nie spoczywała już w rękach arcykapłana, natomiast tak zwani 'uczeni w Piśmie’ (sofrim) stracili tak dalece na znaczeniu, że mogli co najwyżej uczyć dzieci.

Odpowiedź:

A skąd Motyl o tym wie, skoro „Szczegółowe źródła wymogów prawnych związanych z żydowskim procesem sądowym są nam znane dopiero z pism z II w. po Chr. i odzwierciedlają faryzeuszowskie bądź rabinackie tradycje, które mogły jeszcze nie istnieć w czasach Jezusa”[23]?

Józef Flawiusz wymienia co prawda arcykapłana Kajfasza, ale zachodzi wątpliwość, czy, jak przypuszcza Drews, nie mamy tu do czynienia z interpolacją, gdyż Talmud w traktacie 'Joma’ (9a) wymienia wszystkich kapłanów drugiej świątyni, którzy byli na urzędzie dłuższy czas. Kajfasz miał urzędować 18 lat, a mimo to, Talmud go nie wymienia, tymczasem wymienia jakiegoś Izmaela ben Feabi, który urzędował tylko 10 lat.

Odpowiedź:

Tutaj natykamy się na istne kuriozum, gdzie w celu rozstrzygnięcia, jak było naprawdę w I wieku, dyskredytuje się przekaz Flawiusza z I wieku za pomocą przekazu talmudycznego, który pochodzi z okresu o 200-300 lat późniejszego. Myślę, że nie wymaga dalszego komentarza ta istna anarchia nie mająca metodologicznie nic wspólnego z rzetelnym podejściem historycznym.

Według Talmudu (Sanhedryn 40a) można było co prawda wydać w dniu osądzenia wyrok uniewinniający, ale nigdy skazujący!

Ale według jednej ewangelii sąd odbywa się nocą w prywatnym domu i zaraz zapada skazujący wyrok.. Natomiast w relacji drugiej, jednym ciągiem odbywa się proces, następnie zostaje wydany wyrok, i wreszcie egzekucja.

W przypadku Jezusa nie było właściwie winy karalnego bluźnierstwa. Świadek, który takowe usłyszał, powinien był ostrzec bluźniącego, i wówczas, kiedy ten nie usłuchał ostrzeżenia, sprawą zajmował się sąd.

Z kolei rozdzieranie szat miało miejsce tylko wówczas, jeżeli bluźniący wymawiał t. zw. 'tetragamaton’, czyli cztery litery imienia Jahwe. W przypadku wymienienia innego określenia Boga, szat nie rozdzierano. (Sanhedryn 56 a)

Również w Talmudzie czytamy (Baba kamma 82 b), że jednego dnia nie było wolno wykonać więcej niż jedną egzekucję, a tym bardziej trzech! W ewangeliach zapisano, że wraz z Jezusem ukrzyżowano dwóch przestępców. Nie mogły zapadać wyroki śmierci w sabat i w dniach innych świąt, gdyż zgodnie z ówczesnym prawem żydowskim, wyrok musiał być wykonany w ciągu 24 godzin, a więc egzekucja wypadałby w sabat lub inny dzień święty.

Odpowiedź:

Tutaj mamy cały czas to samo, czyli ekstrapolowanie późniejszych danych prawnych z Talmudu na instytucje rabinizmu istniejące ok. 300 lat wcześniej, które tym samym nie musiały się rządzić takimi właśnie regułami prawnymi, jakie opisuje Talmud.

Kara śmierci u Żydów nie była aktem zemsty, lecz zgodnie z ich kodeksem biblijnym, usunięciem zła 'z pomiędzy Izraela’. Mimo wszystko pewien element humanitaryzmu był tu obecny, gdyż skazańcom dawano wino wymieszane z kadzidłem, aby go odurzyć i sprawić mu lżejszą śmierć. Ewangeliczna 'mieszanka’ octu i żółci, jaką podano Jezusowi, nie ma żadnego umocowania w znanych nam przekazach, a zasadność jej podania, jest niezrozumiała.

Odpowiedź:

Kolejny sztuczny problem stworzony przez Motyla. Tak naprawdę w kwestii powyższej mieszanki octu i żółci podanej Jezusowi wiszącemu na krzyżu dokładnie wiadomo, o co chodzi. Całą sprawę wyjaśnia nam tekst z J 19,28-29, skąd dowiadujemy się, że ocet podano Jezusowi dlatego, że chciało mu się pić. Ocet to był „pospolity napój warstw biedniejszych”[24]. Podanie Jezusowi właśnie octu miało być czymś w rodzaju szyderstwa z jego męki[25] (por. też Ps 69,22), bowiem ocet wbrew prośbie spragnionego Jezusa wzmagał tylko dalsze pragnienie (por. przypis do Ps 69,22 w BT). Napojenie ukrzyżowanego to był sposób na przyspieszenie jego śmierci. To by wyjaśniało, dlaczego tłum powstrzymywał tego, który podawał ocet, mówiąc: „Poczekaj! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić” (Mt 27,49). Nie ma więc w tym żadnej „nierozwiązanej tajemnicy”.

W ogóle ewangeliczne opowiadania oraz różne szczegóły, mają wyraźnie cechy mistyczne, a nie są na pewno autentycznymi wydarzeniami. Na przykład, gra, którą zabawiali się żołnierze w czasie rozprawy Jezusa, była grą planszową, i polegała na rzucaniu kostką o czterech ściankach, a pionek w wyniku wskazań kostki był przesuwany z miejsca startowego na inne miejsce, w którym grający mógł być 'odziany płaszczem purpurowym’, 'ukoronowany’ czy 'obdarzony berłem’. Ten, który jako ostatni kończył grę, zostawał 'królem’ i zagarniał całą pulę. Czyż ewangeliści słysząc na przykład coś o tej grze, mogli 'urealnić’ ją w swoich relacjach, powierzając główną rolę Jezusowi?

Nie będę dalej opisywał innych 'fenomenów’ ewangelicznych, zwłaszcza sposobu spełniania się wielu proroctw, gdyż szczegółowo opisałem je w książce.

Biorąc po uwagę wszystko, co wyżej powiedziałem, należy stwierdzić, że według źródeł chrześcijańskich nie wiemy jak było, a tylko dowiadujemy się, jak być musiało. Pobożne życzenia, podbudowane literacką fikcją, w których obowiązek wiary, zastępują fakty.

Odpowiedź:

Nie, mamy przekaz starożytny, który „racjonaliści” typu Motyla tak właśnie interpretują. Czy to jednak oznacza, że ów przekaz jest tak niewiarygodny, jak oni uważają? Oczywiście, że nie. Ich zestaw uprzedzeń i naturalistycznych założeń wobec przekazu NT (wedle tych założeń wszystko, co jest w NT, jest bajką) nie musi być wcale podejściem jedynie słusznym. To jedynie ich interpretacja, której zresztą nie potrafią uzasadnić jako czegoś akurat jedynie słusznego.

Dlaczego w faktach, których wielka mnogość podana jest w ewangeliach, nie ma nawet jednego, który nie budziłby sprzecznych opinii?

Odpowiedź:

Bo nigdy nie brakło różnego rodzaju mącicieli.

U kleru z papieżem na czele nie masz pokory, ale pychę i wyższość.

Odpowiedź:

W pojęciu antyklerykałów na pewno, obiektywnie – jest z tym oczywiście różnie. A poza tym czy u „racjonalistów” istnieje pokora, brak pychy i poczucia wyższości w stosunku do np. ludzi innego światopoglądu (np. wierzących)? Gdzie te cechy można znaleźć w powyższych wywodach B. Motyla? Czy tam gdzieś jest pokora w tych rozważaniach, brak poczucia wyższości i pychy? Niech każdy, kto dokładnie przeczytał ten tekst, odpowie sobie sam na to pytanie.

Jan Lewandowski

P R Z Y P I S Y :

[1] Bogdan Motyl, Mit Jezusa, http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3234.

[2] Por. Tacyt, Annales, 15, 44-45. Temu, że Tacyt pisał o chrześcijanach, nie przeczą dziś już nawet badacze niewierzący, którzy uznają wspomniany fragment z Roczników Tacyta za przynajmniej częściowo będący jego autorstwa; por. np. J. Keller, Katolicyzm, Warszawa 1979, s. 27-28; tenże, Jezus, w: Od Mojżesza do Mahometa, red. J. Keller, Warszawa 1987, s. 120-121; Z. Poniatowski, Źródła do wczesnego chrześcijaństwa, w: Katolicyzm starożytny jako forma rozwoju pierwotnego chrześcijaństwa, red. J. Keller, Warszawa 1969, s. 72.

[3] Por. np. Nowa encyklopedia powszechna PWN, t. VI, Warszawa 1997, s. 509-510.

[4] Por. Encyklopedia Britannica (edycja polska), t. XXVII, Poznań 2002, s. 304.

[5] Por. W.J. Harrington, Klucz do Biblii, Warszawa 1997, s. 166.

[6] Trafnie podsumował to Ricciotti: „O tym, że August nakazał sporządzić spis ludności &171;całego (zamieszkałego) świata», czyli całego Imperium Rzymskiego, pisze co prawda tylko Łukasz. Jeżeli jednak inne dokumenty o tym nie wspominają, to jeszcze z tego nie wynika, że Łukasz nie ma racji. Dowód oparty na przemilczaniu, jak to powszechnie wiadomo, jest w nauce historii najsłabszym i zwodniczym argumentem. Wśród wielu przykładów, które by można przytoczyć na ten temat, wystarczy wspomnieć właśnie nasz przypadek, czyli spis dokonany w Judei w roku 6-7 po Chr., który został zanotowany jedynie przez Józefa Flawiusza, i chociaż nie brak w tej relacji pewnych nieścisłości logicznych i chronologicznych, to jednak na ogół nie podaje się go w wątpliwość”, G. Ricciotti, Życie Jezusa Chrystusa, Warszawa 1954, s. 189. Mniej więcej tak samo ujmuje to E. Dąbrowski: „Podobnie zresztą i o spisie późniejszym nie wspomina żaden z historyków rzymskich, ale jedynie Józef Flawiusz. A przecież na tej podstawie nie będziemy podawać w wątpliwość samego faktu”, E. Dąbrowski, Nowy Testament na tle epoki, t. I, Poznań 1958, s. 248.

[7] Por. np. U. Ranke-Heinemann, Nie i Amen, Gdynia 1994, s. 22n; Z. Kosidowski, Opowieści Ewangelistów, Warszawa 1979, s. 204-205; J. Keller, Jezus, dz. cyt., s. 137.

[8] Z. Poniatowski, Powstanie i rozwój wczesnego chrześcijaństwa, w: Katolicyzm starożytny…, dz. cyt., s. 137.

[9] Tenże, Źródła do wczesnego chrześcijaństwa, w: Katolicyzm starożytny…, dz. cyt., s. 73.

[10] Por. Wstęp do Nowego Testamentu, Poznań 1996, s. 286-287.

[11] Za: J. Synowiec, Izrael opowiada swoje dzieje, Kraków 1998, s. 109.

[12] Por. szczegóły wraz z dalszą bibliografią do tego zagadnienia w: C.O. Jonsson, Kwestia Czasów Pogan, Gdynia 2002, s. 146-147.

[13] Józef Flawiusz, Wojna żydowska, II, 17, 9.

[14] Więcej na ten temat patrz w: E. Dąbrowski, Nowy Testament na tle epoki, t. II, dz. cyt., s. 166-167.

[15] Por. Encyklopedia biblijna, Warszawa 1999, s. 500; D. Rops, Dzieje Chrystusa, Warszawa 1995, s. 434; E. Dąbrowski, Nowy Testament na tle epoki, t. II, dz. cyt., s. 167. Por. też przypis do Dz 4,6 w Biblii Tysiąclecia.

[16] Por. J. McDowell, Przewodnik apologetyczny, Warszawa 2002, s. 62. Tekst tej inskrypcji można też znaleźć w: F.F. Bruce, Wiarygodność pism Nowego Testamentu, Katowice 2003, s. 113.

[17] Por. U. Ranke-Heinemann, Nie i Amen, dz. cyt., s. 28.

[18] Por. E. Dąbrowski, Nowy Testament na tle epoki, t. II, dz. cyt., s. 161.

[19] Uzasadnienie tego poglądu można znaleźć np. w: W.J. Harrington, Klucz do Biblii, dz. cyt., s. 168-169.

[20] Por. Encyklopedia biblijna, dz. cyt., s. 338; por. też E. Dąbrowski, Podręczna encyklopedia biblijna, t. II, Poznań – Warszawa – Lublin 1959, s. 184.

[21] Por. tamże, s. 1000.

[22] Por. D. Rops, Dzieje Chrystusa, dz. cyt., s. 435, przypis 4.

[23] Por. Encyklopedia biblijna, dz. cyt., s. 1000.

[24] Tamże, s. 861.

[25] Tamże.

Jeden komentarz

  • amator

    Na wspomniane oszczerstwo Celsusa epikurjczyka o zmienianiu Ewangelii Orygenes odpisał: „Nie znam innych ludzi, którzy zmieniali oryginalny tekst Ewangelii, poza zwolennikami Marcjona, Walentyna i może Lukana”. A więc była to tylko jedna z insynuacji Celsusa epikurejczyka pod adresem chrześcijaństwa, jakich wiele przytoczył Orygenes w swojej recenzji książki „Alethes logos” Celsusa, która wcale nie dochowała się do naszych czasów i znana jest tylko z recenzji Orygenesa, skąd zapewne zaczerpnął tę wiadomość wzmiankowany B. Motyl (Orygenes, „Przeciw Celsusowi”, II, 27). Z przytoczonych tam cytatów z Celsusa wynika, że epikurejczyk ten nie znał innych ewangelii niż chrześcijańskie i to właśnie na ich kanwie snuł swoje parodie. Merytoryczna wartość książki Celsusa epikurejczyka była żadna – było to po prostu przedrzeźnianie chrześcijaństwa prowadzone ze stanowiska politeistycznego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image