RADOŚĆ

Radość jest czymś więcej niż szczęście, tak jak szczęście jest czymś więcej niż przyjemność. Przyjemność dotyczy ciała. Szczęście zajmuje umysł i uczucia. Radość mieści się głęboko w sercu, duchu, centrum „ja”.

Drogą do przyjemności jest władza i rozwaga. Drogą do szczęścia jest dobro moralne. Drogą do radości jest świętość, kochanie Boga z całego swego serca, a bliźniego swego jak siebie samego.

Każdy chce przyjemności. Głębiej, każdy chce szczęścia. Dużo głębiej, każdy chce radości.

Freud twierdzi, że radość duchowa jest substytutem przyjemności fizycznej. Ludzie stają się świętymi z powodu frustracji seksualnych.

Jest to zupełnie sprzeczne z prawdą. Św. Tomasz z Akwinu twierdzi: „Żaden człowiek nie może żyć bez radości”. Oto dlaczego ktoś pozbawiony radości duchowej zwraca się ku przyjemnościom zmysłowym. Świętość nigdy nie jest substytutem seksu, ale seks jest często substytutem świętości.

Najprostszym, najbardziej niezbitym dowodem, że Akwinata ma rację, a Freud się myli, jest doświadczenie. Nie jest to tylko kwestia wiary. Zostało to potwierdzone doświadczeniem wielu, wielu ludzi, wiele, wiele razy. Możesz powtórzyć eksperyment i dowieść to sam sobie. Możesz być zupełnie pewny, że jest to prawda, tak samo jak możesz być pewny, że ogień jest gorący, a lód jest zimny.

Miliony ludzi przez tysiące lat próbowały eksperymentu i żaden z nich nigdy nie został oszukany. Wszyscy, którzy szukają, znajdują – nie jest to tylko obietnica dotycząca przyszłego życia, do przyjęcia z ufną wiarą, ale obietnica dotycząca tego życia, którą można potwierdzić doświadczeniem, sprawdzić na drodze eksperymentu.

Nie zdarzyło się jeszcze tak, by ktokolwiek, kto powiedział Bogu: „Bądź wola Twoja”, a jego intencje były szczere, nie był w stanie znaleźć radości – nie tylko w niebie albo nawet kawałek dalej, w przyszłości na tym świecie, ale na tym świecie w tej właśnie chwili, tu i teraz.

Radośćzawiera się w samym akcie oddania się Bogu. Nie tyle później, jako skutek, ale właśnie w tej chwili. Jest to zupełnie podobne do dobrowolnego seksualnego oddania się kobiety mężczyźnie. Mistycy zawsze mówią, że dla Boga wszystkie dusze są rodzaju żeńskiego. Jest to jeden z powodów, dla których Bóg jest zawsze symbolizowany jako mężczyzna. Oczywiście jest to tylko symbol, ale jest to prawdziwy symbol, symbol czegoś prawdziwego.

Ta symbolika nie jest także seksistowska. Dotyczy także duszy mężczyzny. Tylko kiedy kochankowie porzucają całą kontrolę i roztapiają się bezbronnie w swoich ciałach i duszach, tylko kiedy przezwyciężają strach, który domaga się kontroli, znajdują rzeczywiście najgłębszą radość. Oziębłość – czy to seksualna, czy duchowa – pochodzi ze skoncentrowania się na sobie.

Wszyscy poznaliśmy ludzi, którzy są zimni, podejrzliwi, nie mają zaufania, nie umieją się rozluźnić. Ci ludzie są biedni, nieszczęśni. Nie potrafią znaleźć radości, ponieważ nie potrafią zaufać, nie potrafią uwierzyć. Potrzebujemy wiary, by kochać, i musimy kochać, by znaleźć radość. Wiara, miłość i radość to umowa wiązana.

Za każdym razem, kiedy powiedziałem Bogu „tak”, choć odrobinę zbliżone do „tak” całej mojej duszy, za każdym razem, kiedy nie tylko powiedziałem „Bądź wola Twoja”, ale chciałem tego, kochałem to, tęskniłem za tym – nigdy wtedy nie zdarzyło się, bym w tym samym momencie nie znalazł radości i pokoju. Rzeczywiście znalazłem radość dokładnie w takim samym stopniu, w jakim to powiedziałem i tego chciałem.

Każdy inny chrześcijanin, kiedykolwiek by żył, odkrył dokładnie to samo na przykładzie własnego doświadczenia. Jest to eksperyment, który był powtarzany miliardy razy, zawsze z takim samym skutkiem. Jest to tak pewne jak przyciąganie ziemskie.

Brzmi to zbyt pięknie, by mogło być prawdziwe. Brzmi to jak pobożna przesada, zachwalanie towaru przez domokrążcę. Natychmiastowa radość? Jedyne, co masz zrobić, to oddać się Bogu? Gdzie jest w tym kruczek?

Jest w tym kruczek. I to duży, ale za to prosty – musisz to po prostu zrobić, a nie tylko o tym myśleć.

Pełna realizacja tego wymaga czegoś, czego bardzo nie lubimy – śmierci. Nie śmierci ciała. Ciało nie jest przeszkodą. Ale ego tak. Upór tak. Obawiamy się to oddać nawet bardziej, niż obawiamy się oddać nasze ciało śmierci – nawet jeśli to ego, coś, co św. Paweł nazywa „starym człowiekiem” w nas albo Adamem w nas, jest przyczyną naszej biedy.

To stare „ja” sprzedało siebie diabłu. Jest jego mikrofonem. Siedzi nam za uszami, paplając. Kiedy mamy się właśnie oddać Bogu, natychmiast do nas szepce: „Teraz ostrożnie. Powstrzymaj się. Nie zbliżaj się do niego za bardzo. Jest niebezpieczny. W rzeczywistości jest zabójcą”.

Głos mówi jakąś prawdę. Nawet diabeł musi zacząć od jakiejś prawdy po to, by przeinaczyć ją w kłamstwo. To prawda – Bóg jest zabójcą. Jeśli Mu pozwolisz, zabije twoje stare, samolubne, niezadowolone, znudzone, nieszczęsne, nieufne, pozbawione miłości „ja”.

Ale uczyni to tylko wtedy, jeśli tego zechcesz. I uczyni to tylko do takiego stopnia, do jakiego zechcesz. Bóg jest dżentelmenem. Nigdy nie zgwałci twojej duszy, ale będzie zabiegał o jej względy.

A kiedy mu się to uda, zrozumiesz jeden z powodów, dla których seks jest tak odmienny, tak specjalny, tak święty: jest obrazem tego, nieba, ostatecznego sensu i przeznaczenia, i celu twojego życia.

Nawet najdrobniejszy przedsmak nieba, który wszyscy możemy mieć tutaj na ziemi przez oddanie się Bogu, jest dużo radośniejszy niż najgłębsza ekstaza, jakiej może dostarczyć seks – tak jak przebywanie z twoją ukochaną jest dużo radośniejsze niż przebywanie z jej zdjęciem.

Albo wierzysz w to wszystko, albo wcale. Jeśli tak, to zrób to! Jeśli nie, to spróbuj. Polubisz to.

Tłum. Jan J. Franczak

© PETER KREEFT
http://www.peterkreeft.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

CAPTCHA ImageChange Image